Ostatnia broń Hitlera

Ostatnia broń Hitlera

Morale III Rzeszy pod koniec wojny miał uratować film propagandowy o obronie Kołobrzegu Hitler, z reguły twardo stąpający po ziemi, w jednym sam sobie przeczył: był nierealistycznie przekonany o tym, że silną wolą i zdecydowaniem można osiągać cele zdawałoby się nierealne, gdy ich szanse mierzy się wyłącznie wskaźnikami materialnymi. Działał – czym zawsze wprawiał swoją generalicję w zakłopotanie – kierując się hasłem: chcieć to móc. Do samego końca wierzył, że gdy tylko jest się gotowym na wszystko, można pokonać największe trudności, nawet wbrew naturze. Gdy raportowano mu, że nie sposób wykonać jego rozkazu ściągnięcia z Sycylii potrzebnej na froncie wschodnim elitarnej dywizji Hermann Göring, brakuje bowiem środków przeprawowych przez Cieśninę Messyńską, führer wpadł we wściekłość: co tam promy, potrzebna jest wola sukcesu! Notabene środki przeprawy się znalazły i dywizję wraz z innymi jednostkami niemieckimi i włoskimi przetransportowano w ramach operacji „Lehrgang” na stały ląd. Nic więc dziwnego, że w sytuacji, gdy początkowe triumfy, te z lat 1939-1940, przestały wyznaczać standardy działań frontowych, a widmo klęski stawało się coraz groźniejsze, mimo wprowadzania do walki nowych systemów broni, łącznie z potężnymi czołgami Tygrys i wyrzutniami rakietowymi – rachuby na hart ducha, wolę

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2005, 27/2005

Kategorie: Historia