Paw odstrzelony

Paw odstrzelony

Bronisław Wildstein zostawił telewizję publiczną w dołku, rozbitą. Bez twarzy i osobowości No i stało się. Pawia odstrzelili. Sygnał do odstrzału dali swoi i swoi, bez cienia litości, pysznego ptaka zamordowali. Szybko, sprawnie i po ciemku. Nawet nie jęknął. Bronisław Wildstein, znany czytelnikom „Przeglądu” jako „paw oskubany”, odszedł z telewizji publicznej bez wiązanki kwiatów, bez sukcesów, bez aureoli męczennika za słuszną sprawę. Okazało się, że w jednym tylko miał rację. Nie był przyśrubowany do fotela. Wyjęto mu go spod tyłka z zadziwiającą łatwością. Pyszny, dumny, bezrozumny Pisaliśmy: „Paw to piękny ptak… Ale paw, któremu z kupra wyrwą pióra, którego oskubią i rzucą na chłodniczą ladę, będzie takim samym śmiesznym ochłapem mięsa jak oskubana kaczka”. Nie wierzył. Ostrzegaliśmy raz: „Dopóki realizuje politykę programową i personalną gwarantującą zadowolenie tego, kto z pominięciem konkursu, przymykając prawe i sprawiedliwe oko na jego brak kwalifikacji, na stanowisko prezesa go powołał, może spać spokojnie”. Nie wierzył. Ostrzegaliśmy drugi raz, że to się może źle skończyć. „Muszę nieskromnie powiedzieć, że każdy układ, który będzie chciał mnie połknąć, udławi się”. Nie wierzył. Dumny, lecz bezrozumny. Pisaliśmy, że nie ma kwalifikacji na stanowisko prezesa TVP. Odpowiadał: „Byłem szefem Radia Kraków i orkiestry symfonicznej, i chóru oratoryjnego…”. Telewizja to nie chór i orkiestra. Staraliśmy się delikatnie zwrócić uwagę na różnice między śpiewaniem jednego tekstu czy wspólnym graniem utworu pod batutą jednego dyrygenta. Na próżno. Wildstein na pytanie: „Dlaczego sądzi pan, że może być dobrym prezesem?” odpowiadał: „Bo sądzę, że potrafię to robić”. No i stało się. Wyszło na nasze. Układ się nie udławił. Chór oratoryjny to nie telewizja, fotel odjechał i służbowa fura też. Na ścianie zamiast dyplomu i podziękowania może sobie teraz powiesić fotografię dzieła życia. „Listę Wildsteina”. To mu się udało. Krajobraz po odstrzale Jest noc. Na telewizyjnych ekranach udawany luzak. Paw po trafieniu. Jeszcze czeka służbowa bryka, jeszcze czekają dziennikarze. Co powie? Jakimi wiadomościami podzieli się dumny, niezależny, nieprzyśrubowany? Ten, którym miał się udławić każdy układ, gdy ostatnie mu pióro z ogona wyrwano, okazał się tylko ofiarą polityków – „odwołano mnie z przyczyn politycznych”; ofiarą wszechobecnego układu – „naraziłem się wielu wpływowym osobom”; ofiarą grup interesów – „myślę, że naruszyłem zbyt dużo poważnych interesów”; niewdzięcznym paplą i skarżypytą – „od początku byłem niewygodny dla tych ludzi w PiS, którzy chcieli ręcznie sterować telewizją”. Bronisław Wildstein, który nie brzydził się przyjąć z politycznego namaszczenia braci Kaczyńskich posady prezesa telewizji publicznej, choć w żadnym konkursie na szefa tej firmy szans i kwalifikacji by nie miał, co udowadniał przez dziewięć miesięcy, wydając na świat mierne programy, rozkładając publicystykę, odsyłając telewidzów do telewizji komercyjnych – teraz na pytanie, czy jest rozczarowany braćmi Kaczyńskimi, odpowiada: „Jestem rozczarowany tymi ludźmi, którzy podjęli decyzję o odwołaniu mnie. Oczywiście, że jestem rozczarowany. Liczyłem na to, że komuś będzie zależało, by powstała rzeczywiście publiczna telewizja. Okazało się, że jest inaczej” („Dziennik” 27.02.br.). Tak mówi, a przecież na naiwnego nie wyglądał. Nie był rozczarowany, gdy prawi i sprawiedliwi, łamiąc reguły, wymóg wyższego wykształcenia, bez konkursu wsadzali go na stołek, a teraz się dziwi, że tak jak go wsadzili, tak go ze stołka zdjęli. Nie przychodzi mu do głowy, że się po prostu nie nadawał. „Śpiewać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej, ale nie o to chodzi, jak co komu wychodzi” – tak było w piosence. Ale w telewizji, spółce skarbu państwa nie wszystko wolno. Nawet niezależnemu. Tu wprawdzie – jak pokazuje przykład Wildsteina – śpiewać też każdy może, ale kiedy rada nadzorcza zaczyna liczyć słupki, patrzeć na oglądalność, na odpływ widowni, na straconą pozycję, kiedy widzi, że co program, to amatorszczyzna, gdy analizuje za i przeciw, gdy czyta o ostatnich sukcesach np. programu „Zakręcony tydzień” w TVP 2 – dwa razy mniejsza widownia niż rok wcześniej w tym samym paśmie, czyli w niedzielny wieczór – to nie może udawać, że wszystko gra. Jeśli oglądalność Jedynki spadła, jeśli oglądalność Dwójki spadła, jeśli „spadkiem widowni zakończyły ubiegły rok wszystkie czołowe programy informacyjne TVP, a najbardziej ucierpiała „Panorama” w TVP2″ („Gazeta Wyborcza” 28.02.br.). Jeśli klęskę poniosło sztandarowe pasmo publicystyczne TV Wildsteina pod głupawym, rozliczeniowym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2007, 2007

Kategorie: Media