Pieskie życie

Pieskie życie

Na warszawskim Paluchu ludzka podłość krzyżuje się z ludzką dobrocią Szczekanie nasila się z naciśnięciem dzwonka u bramy. 6 rano. Pani w moherowym berecie, nie czekając na zaproszenie, szybko wraca do auta. Uwiązany do furtki burek skomli, rozdrażniając tysięczną sforę. Przed schroniskiem dla bezdomnych zwierząt rozsuwają się drzwi volkswagena transportera. Ola Majchrzak, filigranowa studentka weterynarii, zaczyna sobotę. Od siedmiu lat za tym samym ogrodzeniem, w kupach niemalże po pachy. Nie dorabia żadnej filozofii do faktu, że jako 14-letnia dziewczynka zaczęła wymiatać z boksów odchody. Zwykle trwało to kilka godzin, zanim podłoga odsłoniła cement. Odkąd władze Palucha trochę się boją mediów, odchody wymiata się lżej. Brud już tak nie zasycha. Dlatego więcej czasu można poświęcić na spacer za bramę. To najlepszy sposób, żeby psa przywrócić światu, wiedzieć, jakiego miejsca mu szukać. Szpakowaty mężczyzna wyciąga z bagażnika zużytą kołdrę w ciapki i postronek. O 12 zaczynają się adopcje. Furtka jest jeszcze zamknięta, ale Ola, szarpana przez burka, który po tygodniu skomlenia w klatce poczuł zew krwi, już ma tego pana na oku. – Łagodny – zerka w oczy ukradkiem. – Szukamy czegoś konkretnego? – łapie człowieka na psią miłość miłym,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 14/2004, 2004

Kategorie: Reportaż
Tagi: Edyta Gietka