Bokser

Bokser

Ciemny garnitur, biała koszula, eleganckie półbuty. Krótko ostrzyżone włosy. Wojtek wygląda, jakby spał. A przecież tydzień wcześniej wyskoczył z okna 31 sierpnia, godz. 20. Wieżowiec przy Fabrycznej 24. 11-piętrowy, jakich wiele w Białymstoku. Zaledwie kilkaset metrów od bloku, w którym Wojtek mieszkał kiedyś z mamą. Druga klatka z prawej. Dlaczego ta? Jedni mówią, że tam mieszka ciotka Wojtka, drudzy, że kolega. Gdyby Wojtek połknął jakieś tabletki, może miałby jeszcze szansę. Ale skok z takiej wysokości nie daje nadziei. Tydzień po tragedii życie przy Fabrycznej toczy się normalnie. Ludzie spacerują z psami, nastolatki ćwiczą w siłowni pod chmurką. Tylko przed wejściem do klatki wieżowca wciąż palą się znicze. – Kto nie lubił Wojtka, pewnie powie, że stchórzył. Ale kto mu dobrze życzył, przyzna, że taki skok wymagał wielkiej odwagi – mówi jego szef Tomasz Sawicki. Wojtek miał zaledwie 22 lata. Cztery lata temu był bokserskim mistrzem Polski juniorów w wadze 91 kg. „Problemy czasem tak przytłaczają”. „Jak żyć?”, pisał na Facebooku. Te zdania mogłaby napisać większość rodaków… Szkoła Nina Zajkowska właśnie przeszła na emeryturę. W Zespole Szkół Metalowo-Drzewnych im. gen. Władysława Andersa w Białymstoku uczyła historii i wiedzy o społeczeństwie. Kiedy wspomina Wojtka, na jej twarzy pojawia się uśmiech. Ale oczy wilgotnieją. Była wychowawczynią jego klasy przez trzy lata. Jego – tylko dwa i pół. Bo w 2010 r., w trzeciej klasie, po półroczu Wojtek przeszedł do liceum zaocznego Cosinus. Dlaczego? – Wie pani, jak to jest. Młodzi chcieliby mieć wiele rzeczy, a rodziców nie zawsze na nie stać. Pewnie musiał iść do pracy – domyśla się. Klasa LP, profil zarządzanie informacją i leśnictwo. Wojtek zaczął w niej naukę w 2007 r. Przyszedł do liceum profilowanego, trzyletniego, do klasy sportowej. Mógł strzelać z karabinu albo boksować. Wybrał boks. W klasie było 21 albo 23 uczniów. Nina Zajkowska nie pamięta już dokładnej liczby. Dziewczyn tylko sześć. W pierwszej klasie Wojtek zaczął chodzić z Kasią. Jak on trenowała boks. Ale zrezygnowała. A wcześniej rozstała się z Wojtkiem. Nina Zajkowska miała zasadę, że każdego ze swoich białostockich uczniów odwiedzała w domu. – Uważam, że takie wizyty, rozmowy z rodzicami to 60% powodzenia wychowawczego – mówi z przekonaniem. U Wojtka też była. Pamięta mieszkanie w bloku na osiedlu Dziesięciny i to drugie, po przeprowadzce, na osiedlu Sienkiewicza. Pamięta mamę i tatę. Choć tata mieszkał osobno, zawsze był na tych spotkaniach. Oboje martwili się o syna, zależało im, by zdał maturę. – Ojciec miał dobry kontakt z Wojtkiem. Mówił: „Niech pani do mnie dzwoni, jeśli będą jakieś kłopoty”. Przychodził na wywiadówki – wspomina wychowawczyni. – Wie pani, wszyscy go lubili… – mówi Nina Zajkowska. Nauczycielka języka polskiego Agata Forta też go pamięta. Potwierdza, że był lubiany i że ona sama też darzyła go sympatią. Przyszła do szkoły, kiedy Wojtek był w trzeciej klasie. – To był chłopak bardzo spokojny, kulturalny, opanowany – opisuje. – Przygotowywał się do zajęć. Nie miałam z nim problemów, chociaż czasami opuszczał lekcje, bo wyjeżdżał na zawody. Kiedy Wojtek zmienił szkołę, nie odwiedzał dawnych nauczycieli. Ale Nina Zajkowska cały czas była w kontakcie z jego trenerem Ryszardem Dargiewiczem. Od niego wiedziała, że zaczął opuszczać treningi. I że nie będzie przystępował do matury. Pierwsze ciosy Dlaczego Wojtek zainteresował się boksem? Może dlatego, że miał ogromne pokłady energii, które musiały znaleźć ujście? Jako nastolatek miał jakiś drobny problem z prawem i kuratorkę. Przygodę z boksem zaczął wcześnie. Miał 12 albo 13 lat. Białostocki Klub Sportowy „Hetman” zapraszał młodych ludzi do szkółki bokserskiej. Nęcił, że trening zapewnia szybkość, siłę, wytrzymałość i proporcjonalny rozwój mięśni. A poza tym pozwala nabrać pewności siebie, rozwinąć inteligencję i zyskać odporność na stres. Pierwszy duży sukces przyszedł w roku 2005. Wojtek zdobył brązowy medal na mistrzostwach Polski młodzików. Miał 14 lat. Pewnie wtedy uświadomił sobie, ile jest wart. Poczuł smak sukcesu. Odurzyła go chwila wejścia na podium, kiedy usłyszał aplauz i wiedział, że tylko dwóch

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 44/2013

Kategorie: Reportaż