Pięć lat po masakrze

Pięć lat po masakrze

Biedni rolnicy w Paragwaju walczą o 10 ha ziemi. Ich sąsiedzi mają po kilkadziesiąt tysięcy hektarów Korespondencja z Paragwaju Martina Paredes nie interesowała się sprawą Marina Cué, dopóki nie zamordowano jej dwóch braci. Dziś przewodzi grupie kilkudziesięciu rodzin, które okupują sporne ziemie. Darío Ortega zaczął odwiedzać miejsce masakry ze względu na brata. – Zamordowano mu jedynego syna, chłopaczek miał 18 lat. To była egzekucja: strzał w tył głowy. Bratowa umarła trzy lata później na raka. Choroba rozwinęła się błyskawicznie. Z rozpaczy – opowiada Darío. Cel to 10 ha na rodzinę. Sąsiednie rodziny mają nieco więcej: Riquelme – 75 tys. ha. Nuñezowie mieli 56 tys. ha, ale się skłócili, posprzedawali i zostało „tylko” 12 tys. ha. W czerwcu 2012 r. w okolicach miasta Curuguaty na wschodzie Paragwaju zginęło 17 osób: sześciu mundurowych i 11 cywilów. Zajście posłużyło prawicowej Partii Czerwonej (Partido Colorado), ugrupowaniu zmarłego dyktatora Alfreda Stroessnera, do odsunięcia od władzy Fernanda Luga, eksbiskupa katolickiego i pierwszego nieprawicowego prezydenta od 1954 r. Pięć lat po masakrze władze utrzymują, że to kilkudziesięciu bezrolnych chłopów – mężczyzn z zardzewiałymi strzelbami, kobiet i dzieci – zaskoczyło otaczający ich przeszło 300-osobowy oddział policji mający wsparcie z powietrza. Osiedle w lesie Najpierw słychać skrzypienie. Tego odgłosu nie da się z niczym pomylić. Dźwięk szybko staje się coraz wyższy, bardziej piskliwy. Do koncertu włącza się pojedynczy szmer, ale zaraz szmerów jest pięć, dziesięć, setki. Punkt kulminacyjny to głuche uderzenie. Strzelisty cedr leży na ziemi. Ryczą piły mechaniczne, proces powtarza się w tuzinach. Starszy mężczyzna bez górnej dwójki i w spranej bejsbolówce podpala benzyną gęstwę krzaków zagradzających drogę do kolejnych pni. Z buszu wybiega kilka młodych dzików. Rozglądają się i zaraz zrywają do ucieczki. Strzał dosięga ostatniego. Martwe ciało nie stygnie. Przeciwnie, rozgrzewa się w palącym słońcu późnego przedpołudnia. Jest godz. 11 i Darío schodzi z drabiny opartej o ścianę drewnianej budki. – Od pewnej fundacji dostaliśmy pieniądze na punkt medyczny. Za miesiąc mija termin ukończenia projektu – kręci głową i wzdycha, bo brakuje jeszcze dachu i podłogi. Darío ma nieco ponad 50 lat, jasną koszulę z długimi rękawami i słomkowy kapelusz. Mówi szybko, nerwowo, jakby ktoś go popędzał. – Lekarka będzie przyjeżdżać raz w tygodniu z Yby Pytá. Punkt medyczny to z jednej strony potrzeba, a z drugiej część taktyki. – Władze centralne nie uznają Marina Cué za legalne osiedle. Administracja lokalna, powoli i nie wprost, ale zaczyna uznawać – tłumaczy Martina, przewodnicząca rady mieszkańców. – Od ponad roku przyjeżdżają do nas nauczyciele ze szkoły w Yby Pytá. Kolejny cel to podłączenie się do państwowej sieci elektrycznej. Droga krajowa nr 5 na odcinku z Curuguaty do Marina Cué to opada, to pnie się na kolejne pagóry obsiane transgeniczną soją (latem) lub owsem i pszenicą (zimą). Drzew praktycznie nie ma, więc długi rząd tabebuj po lewej rzuca się w oczy. – Taki był wynik ugody w jednym z procesów – mówi Martina – 300 sadzonek przy drodze i 50 dla sędziego. Skręcasz w prawo, przy tablicy z szarymi zdjęciami 11 osób. Mijasz biały krzyż, koleiny obsianego pola, mostek nad strumieniem naprawiany w ramach cotygodniowych prac społecznych i po kilkuset metrach wjeżdżasz w las. Na 100 m w lewo i prawo zobaczysz zwalone pnie, czasem jeszcze dymiące kikuty drzew i pierwsze grządki manioku. Z niewysokich pali zwisają pomarańczowe papaje. Szkołę z nieheblowanych desek i budowany punkt medyczny znajdziesz w połowie drogi między wjazdem do lasu a wyjazdem z niego. Drewno, maniok i marihuana Posiadłość rodziny Nuñez leży 40 km na południe od Curuguaty. Jorge, 32 lata, pochodzi ze stolicy, ale od dwóch lat pracuje na prowincji jako administrator. Jego biała terenówka bez problemu wbija się w błotnistą drogę przez las. Na polanach czekają grube pnie gotowe do transportu, przy wyjeździe – gliniane piece do produkcji węgla. – Wycinamy tylko stare drzewa. Selekcjonujemy: zwalamy kilka i przenosimy się do innego sektora. Nigdy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2018, 2018

Kategorie: Reportaż