Pomoc z państwowej kasy
Ideałem byłoby, gdyby Polska tak silnie wspierała własne firmy, jak robią to Stany Zjednoczone Układ przewidujący, iż skarb państwa ma zagwarantować kredyty dla Stoczni Szczecińskiej, a w zamian za to przejmie od prywatnych właścicieli większość jej akcji, wzbudził niezwykłe emocje. Gdyby podsumować dyskusje toczące się na ten temat, można by odnieść wrażenie, że nad Polską krąży widmo, widmo renacjonalizacji… – Czekam na listę kolejnych firm, które uznają, że u prywatnego było nam niedobrze, to może znowu staniemy się państwowi. Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł na załatwienie tych problemów – ta opinia Henryki Bochniarz, prezes Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych, jest typowa dla krytyków, którzy nie chcą widzieć tego, że praktycznie wszystkie państwa świata pomagają swoim przedsiębiorcom. Zwłaszcza jeśli istnieje niebezpieczeństwo, że zagrożona może być kondycja gospodarki, gdy źle zarządzane firmy splajtują, a pracownicy trafią na bruk. A tak właśnie dzieje się w Polsce, gdzie dawnymi, dziś już sprywatyzowanymi, przedsiębiorstwami państwowymi, nader często niestety kierują menedżerowie nieudolni i nieuczciwi. Jest to ogromnym problemem naszej gospodarki, dość powszechnie zresztą lekceważonym przez wielu specjalistów, którzy niczym prof. Zyta Gilowska bezkrytycznie twierdzą, że „bez wątpienia prywatny właściciel jest lepszy”. Upadki przedsiębiorstw są zaś po prostu normalnym „przesuwaniem kapitału z miejsc, gdzie wykorzystywano go źle, tam, gdzie można go wykorzystać lepiej”, jak pisze Danuta Zagrodzka z „Gazety Wyborczej”. Problem w tym, że w Polsce oznacza to zarazem „przesuwanie” kolejnych grup pracowników na bezrobocie. Tak właśnie stało się w Ożarowie, gdzie spółka Telefonika doprowadziła do upadku nowoczesną, zmodernizowaną niedawno fabrykę kabli. A na drugim biegunie mamy Andrzeja Leppera z prostą receptą, że „zyskowne firmy należy renacjonalizować”. Rzeczpospolita pomoże – To prawda, że kazus Stoczni Szczecińskiej jest wydarzeniem bez precedensu. Dotychczas w III RP nie zdarzył się jeszcze przypadek, by skarb państwa na tak wielką skalę bezpośrednio włączył się w ratowanie prywatnej firmy. Uznano, że efekt mnożnikowy – czyli korzyści, jakie niesie dalsze funkcjonowanie stoczni dla naszej gospodarki oraz to, że upadając, pociągnie za sobą bardzo wiele firm – usprawiedliwia takie działania. Nie ma tu jednak mowy o renacjonalizacji, to doraźna interwencja państwa na korzyść przedsiębiorstwa przeżywającego trudności. Ja nie jestem przeciwniczką takich działań – mówi prof. Joanna Kotowicz-Jawor, zajmująca się sytuacją naszych przedsiębiorstw. Przypadek Stoczni Szczecińskiej nie jest zaś bynajmniej odosobniony. III RP pomagała już rozmaitym przedsiębiorstwom przeżywającym kłopoty – i prywatnym, i spółkom z większościowym udziałem skarbu państwa. W Ostrowcu Świętokrzyskim gmina, dysponując pieniędzmi jak najbardziej publicznymi, kupiła hutę należącą do prywatnej już od dawna spółki Stalexport. Pod rządami Stalexportu huta zmierzała ku upadkowi, zatrudnienie spadło z 17 tys. osób do 2,2 tys. Gmina zapłaciła nawet niedrogo, 130 tys. zł – ale razem z zakładem przejęła jego długi wobec banków, wynoszące ponad 700 mln zł, i wiadomo, że widoki na szybkie wyjście z kłopotów są marne. – Nie mieliśmy innego wyjścia, trzeba było kupić hutę. Jej istnienie to być albo nie być dla 80-tysięcznego Ostrowca. Ale oczywiście na dłuższą metę gmina nie jest najlepszym właścicielem huty i trzeba poszukać inwestora strategicznego, co nie będzie łatwe – mówi pos. Zdzisław Kałamaga. Ostrowiec, wielki producent prętów zbrojeniowych dla budownictwa, ma groźnego konkurenta – Hutę Zawiercie należącą do prywatnej spółki Impexmetal. A w Zawierciu nowoczesną walcownię prętów zbudowano właśnie ze środków państwa. Państwo wspiera zresztą przedsiębiorstwa z najrozmaitszych branż. Pomoc uzyskał LOT, gdzie inwestorem strategicznym był Swissair, dokapitalizowano Bank Gospodarstwa Krajowego, firma Koga dzięki wsparciu państwa zmodernizowała część portu rybackiego na Helu. Głównym beneficjantem wciąż pozostaje jednak przemysł ciężki – najtwardszy orzech do zgryzienia. Trzeba go zmodernizować, bo inaczej nie przetrwa wejścia do Unii. Dzięki pomocy państwa zbudowano więc na przykład nową walcownię w Hucie Baildon, wyremontowano koksownię w Zdzieszowicach i zmodernizowano linię cynkową w Hucie Ferrum. Prawie każdy może To, jak wygląda wsparcie państwa dla przedsiębiorstw, obserwuje Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Najnowsze dane mówią, iż w roku 2000 z pomocy skorzystało prawie 100 tys. podmiotów gospodarczych









