Ogromne, nieobliczalne fale pojawiają się niespodziewanie i druzgocą statki Uderzają na wzburzonym morzu, ale także przy pięknej pogodzie, pod słonecznym niebem. Gigantyczne ściany wody uwieńczone kaskadą białej piany nadchodzą jakby znikąd. Wiele statków nie przeżyło spotkania z wysokimi jak wieżowiec olbrzymami. Fachowcy od budownictwa okrętowego nazywają je falami nieobliczalnymi, marynarze mówią o falach potwornych lub fenomenalnych (ang. freak waves). Co roku 39 tys. statków handlowych krąży po światowych morzach, około 200 spośród nich nie wraca do portów, przy czym 20 ginie bez wieści. W ciągu ostatnich 20 lat poszło na dno ponad 200 wielkich jednostek, zbiornikowców, kontenerowców o kadłubie dłuższym niż 200 m. Prawdopodobnie nieobliczalne fale spowodowały wiele tych katastrof. 27 lipca 1909 r. zniknął opływający Afrykę Południową luksusowy statek pasażerski „Waratah” z 211 ludźmi na pokładzie. Płynął z Durbanu do Kapsztadu, był to zaledwie drugi rejs dumnego liniowca. Wraku nie odnaleziono nigdy. Była to najsłynniejsza morska katastrofa aż do tragedii „Titanica” trzy lata później. Przypuszczalnie „fala nieobliczalna” wepchnęła przeciążony ładunkiem statek w głębiny. „Waratah” nie miał aparatury radiowej na pokładzie, nie mógł zatem wzywać pomocy. W 1976 r. zbiornikowiec „Cretan Star” zdążył jeszcze nadać przez radio: „Statek uderzony został potężną falą, która przeszła przez pokład…”. Jedynym śladem, który po nim pozostał, był czteromilowy wyciek ropy w pobliżu Bombaju. W 1980 r. zaginął na Pacyfiku 300-metrowy japoński frachtowiec „Derbyshire” z całą 44-osobową załogą. Na głębokości 9 tys. m batyskaf odnalazł wrak. Statek leżał pogruchotany, z rozerwaną burtą. Takich zniszczeń mogła dokonać eksplozja 17 ton trotylu lub uderzenie spiętrzonej na ponad 30 m morskiej góry. 12 grudnia 1978 r. sygnał SOS nadał niemiecki kontenerowiec „München” z 28 osobami na pokładzie, znajdujący się na północ od Azorów. Po akcji ratowniczej, w której wzięło udział 110 statków i 13 samolotów, znaleziono tylko kilka unoszących się na wodzie kontenerów oraz pustą łódź ratunkową. Łódź zawieszona była 20 m nad liną wodną i prawdopodobnie została zerwana przez gigantyczną falę, która zniszczyła 211-metrowy statek i jego załogę. Marynarze od wieków opowiadali o niespodziewanych spotkaniach ze straszliwymi falami. Oceanografowie jednak nie wierzyli – wilki morskie uwielbiają przecież niesamowite opowieści o niebezpiecznych przygodach. Według klasycznej, linearnej teorii powstawania fal najgroźniejszy huragan mógł wznosić „tylko” 15-metrowe bałwany. Zgodnie z tą teorią, fala nieobliczalna mogła się pojawić raz na 10 tys. lat. 1 stycznia 1995 r. 25-metrowa wodna ściana zwaliła się nagle na platformę wiertniczą Draupner na Morzu Północnym. Fenomen ten udało się sfilmować i dokładnie zmierzyć za pomocą kamery laserowej. Specjaliści wreszcie uwierzyli, a wśród armatorów i pracowników koncernów naftowych zapanowała trwoga. Współczesne statki i platformy wiertnicze zazwyczaj przecież konstruowane są tak, aby mogły wytrzymać impet najwyżej 15-metrowej fali. Naukowcy przystąpili wreszcie do badania fenomenu fal nieobliczalnych. Obecnie wiadomo, że nie są to fale pływowe ani wygenerowane przez trzęsienia ziemi tsunami. Freak waves przemieszczają się stosunkowo wolno, 40 km na godzinę i mogą przebyć kilkaset kilometrów. Nie docierają do brzegów, są fenomenem pełnego morza. Najwyższa zmierzona do tej pory miała 34 m wysokości. Fale nieobliczalne występują pojedynczo, jako bardzo strome, załamujące się, niemal pionowe ściany wody, uwieńczone pianą spływającą z mokrej góry jak wodospad. 11 września 1995 r. taki potwór runął z hukiem na słynny brytyjski liniowiec „Queen Elisabeth II”, zalewając znajdujący się na wysokości 29 m mostek kapitański. „Wyglądało to tak, jakbyśmy sterowali na kredowe klify Dover”, opowiadał kapitan Ronald Warwick. Fale fenomenalne występują także jako „trzy siostry”, czyli trzy wodne giganty, sunące jeden za drugim. Typowa fala potworna tworzy przed sobą stromą dolinę, swoistą dziurę w oceanie. Statek nie może wydźwignąć dziobu ku górze wystarczająco szybko, a wtedy fala, opadając, załamuje się na pokładzie. W 1979 r. dwunastotysięcznik „Neptune Sapphire” podczas dziewiczego rejsu w regionie Durbanu wziął na pokład takiego wodnego olbrzyma i przełamał się jak zapałka. Rufa utrzymała
Tagi:
Marek Karolkiewicz









