Nowy wyścig zbrojeń w kosmosie właśnie się rozpoczął Amerykańscy wojskowi marzą o futurystycznej broni orbitalnej. Zgodnie z doktryną Waszyngtonu, nic nie może zagrozić hegemonii Stanów Zjednoczonych w kosmosie. Ale wyzwanie jedynemu supermocarstwu rzuciły Chiny. Nowy wyścig zbrojeń w kosmosie właśnie się rozpoczął. Zdaniem wielu komentatorów, być może 11 stycznia 2007 r. uznany zostanie za początek nowej epoki – czasu gwiezdnych wojen. Tego dnia z chińskiego kosmodromu Xichang wystartowała rakieta balistyczna średniego zasięgu, prawdopodobnie archaicznego już typu DF-21. Pocisk przedarł się przez warstwy atmosfery, dotarł na skraj przestrzeni kosmicznej i zderzył ze starym chińskim satelitą meteorologicznym Fengyun-1C, krążącym na niskiej orbicie (865 km nad Ziemią). Siła uderzenia roztrzaskała sputnik, zmieniła go w obłok szczątków. Samo wydarzenie nie jest może niczym nadzwyczajnym – w latach zimnej wojny zarówno Stany Zjednoczone, jak i ZSRR niszczyły już satelity na orbicie. Ale Chińczycy złamali tabu, mocarstwa bowiem wstrzymały testowanie broni sputnikobójczej przeszło 20 lat temu. Po raz ostatni do zestrzelenia satelity doszło w 1985 r. Wtedy to amerykański myśliwiec F-15 wzbił się bardzo wysoko i odpalił specjalną dwustopniową rakietę, która zamieniła satelitę badawczego Solwind P78-1 w orbitalny złom. Potem jednak Waszyngton i Moskwa zaniechały takich testów. Po unicestwionych satelitach pozostaje przecież mnóstwo szczątków, bardzo niebezpiecznych dla satelitów i statków kosmicznych innych państw, także tych, które doprowadziły do zniszczenia orbitalnego obiektu. David Wright z amerykańskiego stowarzyszenia Union of Concerned Scientists twierdzi, że Fengyun-1C zmienił się w 800 fragmentów większych niż 10 cm, prawie 40 tys. szczątków o rozmiarach 1-10 cm i 2 mln fragmentów milimetrowych i mniejszych. Ale nawet te najmniejsze części z powodu swej ogromnej energii kinetycznej mogą doprowadzić do kosmicznej katastrofy. Szczątki Solwinda krążyły wokół planety przez 15 lat, zanim spłonęły w atmosferze. Obłok po Fengyun-1C pozostanie w kosmosie znacznie dłużej, gdyż sputnik ten znajdował się na orbicie wyższej o ponad 250 km. Podobno Chińczycy osiągnęli swe orbitalne trafienie nie do końca uczciwymi metodami. W ostatnich minutach podwyższyli orbitę satelity o 30 km, tak aby pocisk z Ziemi nie chybił. Oczywiście nie można liczyć, że nieprzyjacielski sputnik sam będzie ustawiał się do zniszczenia. Ale chiński test i tak wywołał konsternację w USA, a także w Australii i Japonii. Eksperci nie spodziewali się, że Pekin ma możliwość trafienia rakietą balistyczną obiektu wielkości lodówki, mknącego po orbicie z prędkością (w stosunku do Ziemi) kilku tysięcy kilometrów na godzinę. Amerykańska supremacja w kosmosie nagle została zagrożona. A ma ona kapitalne znaczenie. Obecnie nowoczesny kraj nie może funkcjonować bez systemów lokalizacji satelitarnej, bez precyzyjnej nawigacji, meteorologii, łączności, przekazywania informacji, które zapewniają sputniki. Jak dowiodły obie wojny w Zatoce Perskiej, współczesna armia bez wsparcia swych satelitów nie zdoła prowadzić wojny, pozostaje ślepa i głucha. Nic dziwnego, że Stany Zjednoczone przywiązują do hegemonii na orbicie ogromną wagę. Dowództwo Wojsk Kosmicznych USA (Space Command) istnieje od 1985 r. i ma swą kwaterę w owianym legendami bunkrze, 700 m pod dawną świętą górą Indian – Mt. Cheyenne w Colorado Springs. W sierpniu 2006 r. prezydent George W. Bush podpisał, a w październiku ogłosił nową doktrynę kosmiczną. Dokument ten głosi, że „swoboda działania w przestrzeni kosmicznej jest dla Stanów Zjednoczonych równie ważna, co potęga w powietrzu i na morzu”. W związku z tym USA nie przyjmą żadnych ograniczeń prawnych dotyczących zbrojeń w kosmosie, a w razie konieczności rezerwują sobie prawo uniemożliwienia przeciwnikom wykorzystania instalacji kosmicznych wrogich interesom Ameryki. Politycy w Waszyngtonie zapewniali, że powyższa doktryna nie oznacza rozmieszczenia w przestrzeni kosmicznej systemów broni ofensywnej, lecz, zdaniem licznych komentatorów, od postanowień tego dokumentu „powiało orbitalnym imperializmem”. Zdaniem Theresy Hitchens, przewodniczącej Center for Defense Information w Waszyngtonie, doktryna Busha, „otworzyła bramę do wyścigu zbrojeń w kosmosie”. Taki wyścig rozpętał w 1983 r. prezydent Ronald Reagan, pragnący zażegnać zagrożenie ze strony radzieckich rakiet międzykontynentalnych. Reagan rozpoczął realizację Inicjatywy Obrony Strategicznej (SDI), nazwanej ironicznie przez media gwiezdnymi wojnami. Koncepcja SDI przewidywała umieszczenie
Tagi:
Krzysztof Kęciek









