Protest na drzewach

Protest na drzewach

Dolina Rospudy – test na społeczeństwo obywatelskie W nocy z czwartku na piątek (22-23.02) ekologów dopadło przenikliwe zimno. Temperatura spadła do minus 30 stopni, ale nawet w tych ekstremalnych warunkach, z jakimi zmagają się polarnicy na Grenlandii czy Antarktydzie, nie zlikwidowano posterunków na drzewach ani obozu pod namiotami, w którym koczuje setka ekologów z Greenpeace’u, WWF, Bankwatch, Pracowni na rzecz Wszystkich Ostot i OTOP. Nie zrezygnowała też ekipa TVN 24 szczękająca zębami w wozie transmisyjnym ani dwaj funkcjonariusze policji w radiowozie, którzy urządzili sobie tutaj ruchomy posterunek. Dlatego wszyscy mieli łzy w oczach, gdy po tej siarczyście mroźnej nocy przyjechały samochodem dwie panie i przywiozły wielkie gary z grochówką i bigosem. Całą noc jechały spod Warszawy. Wybrały się w kilkusetkilometrową podróż tylko po to, by nieść pomoc ekologom. Wcześniej augustowski taksówkarz przywiózł koce i kołdry, a w tłusty czwartek była dostawa świeżych pączków. Większość koczujących nad Rospudą aktywistów organizacji ekologicznych to zaprzysiężeni wegetarianie, więc pole manewru dla dokarmiających jest niewielkie, mimo licznych oznak sympatii. Pasztet sojowy przegryza się tutaj najczęściej czekoladą, a na deser są delicje. Ekolodzy – mordercy! Sympatia to jedno, strach przed ostracyzmem drugie. Kiedy cała Polska zobaczyła w telewizji stymulowaną przez działacza Samoobrony, Andrzeja Chmielewskiego, i wiceburmistrza Augustowa, Jerzego Demiańczuka, 500-osobową antydemonstrację z krzyżami symbolizującymi ofiary wypadków drogowych, nawet popierający protest ekologów zaczęli się zastanawiać, czy warto. Chłop, który sprzedał koczującym drewno na opał, i inny gospodarz, który udostępnił dom w pobliżu, by można było napalić w piecu i ugotować ciepły posiłek, wolą nie mówić głośno o swoich usługach. Przeciwko ponad setce aktywistów Greenpeace’u i innych organizacji ekologicznych, którzy od trzech tygodni koczują na świeżym powietrzu w rejonie polskiego bieguna zimna, wytoczono już bodaj wszystkie dopuszczalne w cywilizowanym społeczeństwie argumenty i formy nacisku. Zapowiedziano np. inwigilację ekologów przez tajne służby, sprowadzono na miejsce protestu podekscytowanych mieszkańców, próbowano ośmieszyć i skompromitować uczestników akcji w posłusznych mediach, posłużono się naciskami prawnymi i presją psychologiczną. W gazetach lokalnych trwa wojna informacyjna, podaje się kłamliwe informacje, ile płaci się ludziom, którzy marzną nad Rospudą. Gazeta z Podlasia napisała, że za siedzenie na drzewie ekologowi płaci się 400 zł dziennie, a bezrobotnym oferuje się udział w proteście nawet za 12 zł za godzinę! Warszawski „Fakt” w typowo brukowym stylu rozprawił się z rzecznikiem prasowym Greenpeace’u, Jackiem Winiarskim, nazywając go organizatorem protestu i twierdząc, że jest cynikiem, co innego mówi, a co innego robi. Mimo wszystko o akcji ekologów w dolinie Rospudy wypowiedział się w tonie pozytywnym prezydent Lech Kaczyński. Natomiast w tonie krytycznym głos zabrał premier rządu RP, Jarosław Kaczyński. Nieustannie wspomina się o tym, że decyzje o rozpoczęciu budowy autostrady już zostały podjęte, a rozporządzenia o wejściu na teren doliny ciężkiego sprzętu do robienia wykopów i wycinania drzew już są wydane. Opinię publiczną utrzymuje się w przekonaniu, że budowniczowie obwodnicy przepędzą ekologów siłą, że lada moment na teren obozowiska wkroczy policja i zaczną się przepychanki. Niektórzy mówią: odstąpicie od protestu. jak wam zapłacą. – Nie odstąpimy – odpowiada Jacek Winiarski. – Nigdy w historii organizacji nikt czegoś podobnego nie zrobił. – W życiu nie doznałem tak traumatycznego uczucia, jak stojąc oko w oko z agresywnym, rozwścieczonym tłumem – wspomina demonstrację augustowian w obozie ekologów. – Naprzeciw wrzeszczących kobiet i mężczyzn stanęliśmy zziębnięci, z zapalonymi świeczkami w dłoniach. Dobrze, że wytrzymaliśmy długie minuty napięcia i nikt nie zareagował choćby gwałtowniejszym ruchem, bo lincz wisiał w powietrzu. Lista wrogów i przyjaciół – Kto najsilniej gra na uczuciach, wykorzystuje frustrację miejscowej ludności do wzbudzenia nienawiści do ekologów? – pytam rzecznika, który z protestującymi w dolinie Rospudy przesiedział cały tydzień. – Mamy kilku permanentnych oponentów. Należy do nich tygodnik „Wprost”, który reprezentuje poglądy konserwatywne, „Najwyższy Czas”, który przoduje w zacietrzewieniu i chętnie porównuje nas do gejów, lesbijek, wywrotowców i terrorystów. Sporadycznie atakuje nas „Fakt”, ale wydawany przez ten sam koncern, Axel Springer, „Newsweek” jest neutralny. W „Dzienniku” pojawił się m.in. tekst o inwigilacji środowisk ekologicznych. Natomiast większość mediów jest po naszej stronie.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2007, 2007

Kategorie: Kraj