Seksualny cud
Przyrzeczeń nie trzeba się wypierać. Wystarczy o nich zapomnieć – Czy to telefon zaufania? Odpowiedziała twierdząco. Wszyscy tak zaczynali rozmowę. Jakby mieli nadzieję, że ktoś zaprzeczy i nie zapyta o ich problem. Natalia była uważana za jedną z najlepszych. Rozmawiała spokojnie, nie płakała razem z rozmówcą, nie dawała wciągnąć się w żebraninę. Nigdy nie obiecała czegoś niemożliwego. W końcu długa nazwa “Telefon zaufania, masz jeszcze szansę” do czegoś zobowiązywała. – Każdy ma szansę, ale nie na gwiazdkę z nieba – mawiała. Wiedziała, że koledzy nadali jej miano Gilotyny, ale uważała, że to z zazdrości. Byli niepewni i roztkliwiali się nad dzwoniącymi. Więc i tego dnia, ciepłym, ale służbowym tonem, jak przystało na Gilotynę, Natalia potwierdziła, że to telefon zaufania. Mężczyzna, który zaznaczył, że dzwoni z Tczewa, a więc zapewne mieszkał w Warszawie, chciał mieć szansę w drugim małżeństwie. Teraz się dusił. – Podjął pan decyzję. Po co pan dzwoni? Żebym rozwiała wyrzuty sumienia? Niestety, żeby być szczęśliwym, musi pan kogoś skrzywdzić – Natalia od razu go rozliczyła. – Ale jest mi potrzebna rada. Chciałbym, żeby ona mnie sama wyrzuciła z domu, chciałbym zrobić coś okropnego, żeby już nie chciała ze mną być. – Co to znaczy “coś okropnego”? – Może sprowadzę jakąś agencję towarzyską, no wie pani, masaż u klienta, trzecia godzina gratis? – Zwariował pan! Jeśli będzie to po raz pierwszy, żona uzna, że panu odbiło. Bez sensu. – To może zacznę przegrywać na wyścigach? – Śmieszne. – To może stracę pracę? – Ryzykowne. Może się ulitować. – To co mam zrobić? – Nic. Jeśli usłyszy o rozwodzie, na pewno pana znienawidzi. Dodatkowe efekty specjalne są niepotrzebne. – A jeśli zacznie płakać. – Każdy normalny człowiek płacze, gdy dowiaduje się, że już nie jest kochany. – Dziękuję za radę – powiedział bez przekonania. – Na imię mam Michał. Nie zapraszaj jej na mój pogrzeb Kobieta, którą przed przerwaniem ciąży powstrzymywał tylko brak gotówki, nastolatka, która “tylko trochę ćpa”, mężczyzna – spowodował wypadek, od 10 lat mu się to śni. Dość. Natalia spojrzała na zegarek. Koniec dyżuru. Siedziała w małym pokoiku, który należał kiedyś do kapelana szpitalnego. Zostały tu pewne elementy. Zasuszone bukiety, przygnieciony cierniową koroną Chrystus, złote dzwoneczki. Teraz kapelan usadowił się koło kaplicy, a w pokoiku dyżurowali pracujący w szpitalu lekarze. Krzysztof już na pewno zszedł do stołówki. Natalia prawie biegła w stronę windy. W locie zapewniła pielęgniarkę, że na trójce nie należy zmniejszać dawki leków. Na każdym piętrze Instytutu leczono inne choroby duszy i umysłu. Natalia specjalizowała się w depresjach. Szczęśliwie Krzysztof dopiero ustawił się w kolejce. Pielęgniarki, które stojąc za nim, omawiały 20-złotowe podwyżki, nie odważyły się zareagować, gdy Natalia stanęła przed nimi, tuż przy Krzysztofie. – Jesteśmy umówieni? – chciała, by jej ton zabrzmiał jak najbardziej lekko. – No, ale pozostaje nam tylko “kajuta”, sama wiesz, jaką mam sytuację – Krzysztof wpatrzył się w spis potraw. Natalia często się zastanawiała, dlaczego mężczyźni nazywają swoje żony sytuacją. W kieszeni ściskała klucz do “kajuty”, czyli pomieszczenia, w którym przed chwilą udzielała porad. Pomyślała o twardej kozetce, na której ludzie mieli się zwierzać, a nie kochać. Pomyślała o zmartwionym Chrystusie i punktowej lampie jak na przesłuchania. Pomyślała, że będzie jej zimno. – Cudownie, “kajuta” należy do nas – starała się być jak najbardziej podekscytowana. – Barszcz z pasztecikiem proszę – Krzysztof zwrócił się do podającej. Natalia wzięła makaron polany czymś bez smaku. – Dlaczego nie jesz? – zdziwił się Krzysztof. – Miałam ciężki dyżur – odpowiedziała. Przysiadł się do nich kolega z oddziału. – No i co? Jak nasz ukochany telefon zaufania? Posłałaś ich wszystkich na drzewo? – spytał, pochłaniając kopytka. – Nie – odpowiedziała, grzebiąc w makaronie. – Powiedziałam im wszystkim, że są cudowni, tylko podli ludzie się na nich nie poznali. I że jutro wygrają w totka, a lekarz powie, że rak im się tylko przyśnił. Mówiłam to, co ty zawsze nawijasz. Świetnie się teraz czuję. Kolega dziabnął widelcem w ostatnie kopytko. – Wiesz co – zwrócił się do Krzysztofa. – Nie zapraszaj jej









