Seksualny cud

Przyrzeczeń nie trzeba się wypierać. Wystarczy o nich zapomnieć – Czy to telefon zaufania? Odpowiedziała twierdząco. Wszyscy tak zaczynali rozmowę. Jakby mieli nadzieję, że ktoś zaprzeczy i nie zapyta o ich problem. Natalia była uważana za jedną z najlepszych. Rozmawiała spokojnie, nie płakała razem z rozmówcą, nie dawała wciągnąć się w żebraninę. Nigdy nie obiecała czegoś niemożliwego. W końcu długa nazwa “Telefon zaufania, masz jeszcze szansę” do czegoś zobowiązywała. – Każdy ma szansę, ale nie na gwiazdkę z nieba – mawiała. Wiedziała, że koledzy nadali jej miano Gilotyny, ale uważała, że to z zazdrości. Byli niepewni i roztkliwiali się nad dzwoniącymi. Więc i tego dnia, ciepłym, ale służbowym tonem, jak przystało na Gilotynę, Natalia potwierdziła, że to telefon zaufania. Mężczyzna, który zaznaczył, że dzwoni z Tczewa, a więc zapewne mieszkał w Warszawie, chciał mieć szansę w drugim małżeństwie. Teraz się dusił. – Podjął pan decyzję. Po co pan dzwoni? Żebym rozwiała wyrzuty sumienia? Niestety, żeby być szczęśliwym, musi pan kogoś skrzywdzić – Natalia od razu go rozliczyła. – Ale jest mi potrzebna rada. Chciałbym, żeby ona mnie sama wyrzuciła z domu, chciałbym zrobić coś okropnego, żeby już nie chciała ze mną być. – Co to znaczy “coś okropnego”? – Może sprowadzę jakąś agencję towarzyską, no wie pani, masaż

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2000, 41/2000

Kategorie: Przegląd poleca