Serce strażaka

Serce strażaka

Stanley Trojanowski ratował ludzi z płonących wież WTC, dziś wytoczył proces burmistrzowi Nowego Jorku Korespondencja z Nowego Jorku Większość polskich nazwisk na tablicach upamiętniających ofiary World Trade Center to strażacy. Stanley Smagala, Bill Krukowski, Joseph Grzelak, Allan Trasiewicz, Scott Kopytko, Paul Rubach… Ich kolega Stanley Trojanowski w akcji 11 września 2001 r. stracił zdrowie i musiał odejść z Fire Department New York na emeryturę. Walczy o pamięć kumpli. Trojanowski, emerytowany po 21 latach służby w FDNY, bohater 11 września 2001 r., był na 117 pogrzebach kolegów poległych tego dnia. Rudy Giuliani na 160. Tylko że burmistrza woziła opancerzona limuzyna z obstawą, a Staszek wszędzie musiał dojechać swoim autem… – Kiedy dowiedziałem się, że muszę odejść ze straży, nie mogłem uwierzyć. Za jaką karę? Na karku dopiero czterdziestka z hakiem, a już cię nie potrzebują. Za cholerę nie mogłem sobie z tym poradzić – wspomina nerwowo. Ubierał się w galowy mundur, dopiero co odebrany z pralni chemicznej, i jechał na pogrzeb kolejnego strażaka. Nie pamięta już, czy więcej było pogrzebów znanych mu osobiście firemanów, czy tych, których szedł żegnać, bo był im to winien jako strażak, człowiek z tej samej służby. – Tak się po ludzku należało – mówi Podhalanin z Połomu Wielkiego, oddalonego o 38 km od Nowego Sącza. Tamten dzień Firehouse przy Greenpoint Avenue w brooklyńskiej enklawie polskiej ma w składzie dwie jednostki – Engine Co. 238 i Ladder 106. Nazwy pochodzą z początków pożarnictwa w USA. Engine to pompa, a ladder – drabina. Oddaje to specjalizację pożarniczą – jedni gaszą, drudzy ratują z pożaru. Strażak pierwszego stopnia Stanley Trojanowski był kierowcą wozu bojowego w Engine 238. 11 września 2001 r. rozpoczynał służbę rano, o 9. W pracy był o 8.10. W pokoju wypoczynkowym stale włączony jest telewizor na miejskim kanale informacyjnym New York 1. Trojanowski napił się kawy i poszedł do swojego wozu zrobić przegląd. Rutyna. Nagle usłyszał krzyk kolegi z wypoczynkowego: „Szybko! Zobaczcie, co się dzieje!”. Stach spojrzał na zegarek. Była 8.52. Na ekranie pokazywali wieże World Trade Center w kłębach dymu. Komentarze były chaotyczne. Mówiono o uderzeniu jakiegoś samolotu i błędzie w pilotażu. – Kumple spojrzeli na mnie. Pomyśleli to samo, co ja. Jedziemy! – wspomina polski strażak. – Tylko my w mieście mieliśmy wóz o pojemności 12 tys. litrów do gaszenia pianą, a jak się pali benzyna, tylko piana wchodzi w grę. Centrum dowodzenia zadzwoniło o 9.05, ja miałem już wóz gotowy do wyjazdu. Porucznik Glenn Wilkinson dał komendę: „Do wozu!”. Chłopaki wskoczyli. Do mnie powiedział, abym obrał trasę dojazdową, jaką uważam. Najkrócej byłoby normalnie przez Brooklyn Bridge, ale rozum podpowiadał most Manhattański, bo wszystko pakowało teraz na Brooklyński. Wyjąłem zza koszuli medalik, ucałowałem i przeżegnałem się. Z firehouse’u wyjeżdżałem na syrenie, światłach i ile fabryka dała… Byli w połowie mostu, gdy radio poinformowało o drugim uderzeniu w północną więżę WTC. Zadzwoniła komórka Trojanowskiego. Odezwał się 16-letni syn Michał. – Powiedział mi: „Tato, kocham cię. Wróć bezpiecznie”. Zakręciły mi się łzy w oczach. Odpowiedział: „Wszystko pod kontrolą, kolego”. – Uświadomiłem sobie, że to pierwszy telefon Michała na moją komórkę. Oczywiście, nic nie było pod kontrolą… Wóz dotarł w rejon ulic Liberty i West, gdzie był punkt dowodzenia. Dookoła wszystko zakorkowane wozami straży, policji i pogotowia. Wszyscy na siebie trąbili, krzyczeli, wyzywali się. O krok od rękoczynów. Porucznik Wilkinson podjął decyzję: „Tlen na plecy. Po drugiej butli na zapas. Za mną!”. Trojanowski starym zwyczajem stanął przy drzwiach wozu i całował każdego wyskakującego. Tradycja. Jak pocałowany, musi wrócić z akcji, żeby odcałować. Porucznik już pędził ulicą, więc Trojanowskiemu głupio było go gonić. „Kiss you, Glenn!”, krzyknął za nim, w nadziei, że ten substytut zadziała. Ten moment zapamięta do końca życia. Wtedy właśnie zginął pierwszy strażak, Danny Suhr z Engine 216 na Brooklynie. Kumpel. Nieraz zdrowo popili w pubie. Na Danny’ego spadła skacząca z 90. piętra kobieta, łamiąc mu kręgosłup. Do konającego na jezdni strażaka podbiegł kapelan

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 38/2003

Kategorie: Świat