Setka świątyni muzyki

Setka świątyni muzyki

IX Symfonia Beethovena przypieczętuje jubileusz Filharmonii Narodowej Każdego dnia o 9 rano rozpoczynają się próby. Rozgrzewających się trębaczy słychać z półotwartych okien gmachu przy ul. Jasnej w Warszawie, ale żaden nie gra hejnału z Wieży Mariackiej tylko wprawki albo krótkie urywki przygotowywanych utworów. Co tydzień Filharmonia Narodowa przygotowuje nowy program dla swoich słuchaczy. Stołeczne teatry robią premiery raz na kilka miesięcy, potem zaś daną sztukę grają nawet przez kilka lat. Filharmonia zmienia repertuar regularnie co siedem dni. Muzycy muszą więc błyskawicznie uczyć się nowych dzieł. Na scenie nie może zabraknąć żadnego przewidzianego w partyturze artysty. Gdy zbiorą się wszyscy, zaczyna się gremialne strojenie instrumentów. Powstaje nieopisany harmider, kakofonia. I naraz, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zapada kompletna cisza. Wchodzi dyrygent, aby z bezładu dźwięków stworzyć dzieło, które niejednego wzruszy do łez, ale może też uśpić. Sto lat temu bogaty warszawiak, Leopold Julian Kronenberg, syn założyciela Banku Handlowego, przyczynił się do ufundowania czołowej instytucji muzycznej miasta i zbudowania pysznego gmachu Filharmonii. Pomysł zrodził się kilka lat wcześniej, podczas występu gwiazdy pierwszej wielkości, Ignacego Paderewskiego,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2001, 45/2001

Kategorie: Kultura