Na śmieciówce trudno bronić demokracji

Na śmieciówce trudno bronić demokracji

Pisanie o mediach i dziennikarzach coraz bardziej przypomina lament. Ich praca stała się czymś w rodzaju cyklu „mówił dziad do obrazu”. Nazywanie tego dziada czwartą władzą to spuścizna po starych czasach. Ale teraz, w polskich realiach, jest to tylko mało śmieszny żart. Owszem, zdarza się, że uparty dziennikarz po paru krytycznych artykułach doczeka się reakcji. I jakiś nieudacznik czy złodziej zostanie odwołany ze stanowiska. Ale najczęściej na to, co robią media, nie ma żadnej reakcji ze strony władzy. A jeśli już, to uaktywnia się front obrony krytykowanych. Można mówić o żelaznej regule PiS zrównującej kłamstwo z prawdą i fakty z fake newsami. Na pomoc krytykowanym ludziom władzy ruszają zwarte, świetnie wynagradzane media, tworzone wyłącznie w tym celu. To jeden wspólny i dobrze zorganizowany mechanizm, w którym mieszczą się partia rządząca, powiązany z nią biznes i media obficie zasilane kasą przez władzę. Po raz pierwszy po 1989 r. władza zbudowała tak sprawną machinę. Zarzuty opozycji odbijają się od niej jak piłka od ściany. Fatalną rolę w wykopaniu głębokich rowów między Polakami odgrywają media kiedyś publiczne. Media ukradzione społeczeństwu przez PiS. Poprzednie władze też zawłaszczały TVP, Polskie Radio i PAP, ale kawałek po kawałku. Przyszło im to łatwo. Społeczeństwo miało i ma większe

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2021, 51/2021

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański