Jim Morrison zmarł w toalecie z pianą i krwią na ustach – twierdzi naoczny świadek Jest prawdziwą legendą rocka. Żył szybko i umarł w wieku zaledwie 27 lat. Do jego grobu na paryskim cmentarzu Pčre-Lachaise wciąż ciągną pielgrzymki wielbicieli. Przystojne, uduchowione oblicze lidera zespołu The Doors i psychodelicznego poety zdobi niezliczone koszulki i plakaty, jest światową ikoną młodości. A jednak ci, którzy widzieli Jima Morrisona tuż po śmierci, zapamiętali szarą, przerażającą twarz narkomana, który przedawkował heroinę w toalecie klubu Rock and Roll Circus na lewym brzegu Sekwany. Przez 36 lat obowiązywała oficjalna wersja śmierci charyzmatycznego gwiazdora. Opowiedziała ją francuskiej policji dziewczyna Morrisona, Pamela Courson, a stróże prawa uwierzyli. Oto 3 lipca 1971 r. Pamela i Jim byli w kinie, potem wrócili do swego mieszkania przy Rue Beautreillis. Zjedli kolację, Pamela zmywała, Jim oglądał film. Potem położyli się do łóżka, aby przed snem posłuchać muzyki z płyt. W nocy Jim Morrison wstał. Czuł się źle, postanowił wziąć gorącą kąpiel. Dziewczyna znalazła przyjaciela martwego w wannie. Francuski lekarz Max Vassille skwapliwie uznał to za „śmierć z przyczyn naturalnych”, jako że piosenkarz cierpiał na poważne dolegliwości żołądka i ataki astmy. Nie przeprowadzono sekcji zwłok. 7 lipca niewielkie grono przyjaciół odprowadziło szalonego lidera zespołu The Doors na miejsce wiecznego spoczynku. Od razu zaczęły krążyć pogłoski o narkotykach i alkoholu, które przyczyniły się do śmierci Jima, nikt jednak nie odważył się opowiedzieć całej historii. Zdecydował się na to dopiero Sam Bernett, w 1971 r. menedżer nocnego klubu Rock and Roll Circus, potem dziennikarz „New York Timesa”, biograf muzyków rockowych, popularny moderator radiowy i wicedyrektor Disneylandu w Paryżu. Bernett spisał swe wspomnienia w wydanej właśnie po francusku książce „The End: Jim Morrison”, opowieść tę uzupełnił w licznych wywiadach prasowych. Twierdził, że długo milczał, gdyż nie chciał obciążać pamięci muzyka, postanowił jednak w końcu wyznać prawdę, choć może mieć przez to kłopoty z policją (uczestniczył przecież w ukrywaniu śmierci w nocnym klubie). „W 1971 r. miałem 26 lat. Teraz przekroczyłem sześćdziesiątkę i chcę zrzucić z siebie ten wielki ciężar”, wyznaje autor książki. Jim Morrison przyjechał wraz z Pamelą do Francji w marcu 1971 r. Zespół właśnie nagrał „LA Woman”, powszechnie uznaną za najlepszą płytę The Doors. W amerykańskiej ojczyźnie Jim miał kłopoty. Został skazany, ponieważ jakoby w 1969 r. obnażył genitalia podczas koncertu na Florydzie. Organizatorzy odwoływali występy zespołu, dziennikarze odsądzali Doorsów od czci i wiary. Morrison postanowił poczekać w Paryżu na wynik rozprawy apelacyjnej. Zamieszkał z Pamelą w apartamencie na prawym brzegu Sekwany. Krążył po ulicach Paryża, zwiedzając miasto, zawsze nosił plastikową torbę ze swoimi rękopisami. I bawił się, ciągle się bawił, jakby miał się skończyć świat. Niemal każdej nocy szalał w Rock and Roll Circus, wówczas najmodniejszym nocnym lokalu Paryża. Bywali tu Roman Polański, Salvador Dali, Jimi Hendrix, Eric Clapton i piosenkarka Marianne Faithfull, pozostająca w szponach narkotykowego nałogu, a nawet wnuk prezydenta de Gaulle’a. Kierownictwo klubu dbało o gości. Dla ich rozrywki sprowadzono pewnego razu nawet tygrysa i małpy z pobliskiego cyrku. We wczesnych godzinach 3 lipca 1971 r. w podziemnej dyskotece w oparach narkotyków i alkoholu bawiło się ok. 500 gości, w tym 24-letnia Marianne Faithfull, która niedawno zakończyła romans z Mickiem Jaggerem. Około godziny pierwszej przyjechał Jim Morrison. Gwiazdor zajął ulubione miejsce przy barze, zamówił butelkę wódki, pił także piwo. Nie przypominał już przystojnego młodzieńca z plakatu. Prowadził wyniszczający tryb życia, w Paryżu przybrał na wadze tyle, że nie rozpoznawali go przyjaciele. „Jim powoli popełniał samobójstwo. Był w tak złym stanie, że doktor, który go badał, myślał, iż ma 57 lat”, opowiada Sam Bernett. Morrison przyszedł do klubu, aby jak zawsze kupić heroinę dla Pameli. Na parkiecie roiło się od dilerów. I tym razem lider Doorsów bez trudu nabył narkotyk od dwóch młodych handlarzy pracujących dla Jeana de Breteuila, francuskiego playboya,
Tagi:
Marek Karolkiewicz









