Przeciętny mieszkaniec Wysp żyje ogólnonarodowym programem szczepień. O trudnościach w handlu wie niewiele Zaczęło się od konfiskaty kanapek. 1 stycznia 2021 r. holenderskie służby cene udzieliły pobrexitowej lekcji kierowcom ciężarówek. Ich prowiant trafił do koszy na śmieci zgodnie z nowymi przepisami o zakazie wwozu z UK do Unii produktów pochodzenia zwierzęcego zawierających mięso lub nabiał. Następnie rybacy z Wysp wylali żale na Borisa Johnsona. Głosowali za brexitem, liczyli na lepsze czasy, premier zaś „sprzedał ich” i, jak twierdzą, skazał na bezrobocie. Od nowego roku kutry cumują w portach, brytyjskie małże z wód o czystości głównie klasy B nieprędko trafią na europejskie stoły (do Unii można wysyłać tylko te z wód klasy A, niewymagające procedury oczyszczania – przyp. red.). Francuzi przerzucili się na norweskich dostawców. Rybacy z Walii, Kornwalii, Szkocji, z całych Wysp, zastanawiają się, z czego opłacić rachunki. Oszczędności topnieją, a oni nierzadko sięgają po alkohol. Błagają rząd o pomoc. Już wiadomo, że eksport nieoczyszczonych omułków, ostryg i przegrzebków nie zostanie wznowiony pod koniec kwietnia, kiedy Unia zrewiduje obecne ograniczenia. Dla całej brytyjskiej gospodarki połowy małży, choć warte miliony funtów rocznie, to kropla w morzu. Dla rybaków – to wielopokoleniowa tradycja, fach, z którego są dumni. Licząca 2 tys. stron umowa handlowa przerosła eksporterów, którzy przez wiele miesięcy przygotowywali się do… wielkiej niewiadomej. Według organizacji przewoźników w styczniu 2021 r. przetransportowano w brytyjskich portach o 68% mniej towarów niż w tym samym okresie ubiegłego roku. 10 tys. celników to o pięć razy za mało. Biurokracja – obok imigrantów drugie kluczowe słowo podczas brexitu – ma się całkiem dobrze. Kto w jakiej unii W związku z „poważnymi problemami” na Morzu Irlandzkim minister Michael Gove wezwał Unię Europejską do opóźnienia o dwa lata stosowania unijnych norm celnych i produktowych. Towary z Anglii, Szkocji i Walii przesyłane do Irlandii Północnej muszą być poddawane unijnym kontrolom, dzięki czemu granica między Irlandią i Irlandią Północną pozostaje otwarta. Irlandia Północna głosowała 56% do 44% za pozostaniem w UE. Większość lojalistów poparła brexit, który miał wpłynąć na wzmocnienie brytyjskości w ich kraju. – Umowa z 24 grudnia to dla unionistów zdrada ze strony Demokratycznej Partii Unionistycznej (Democratic Unionist Party, DUP). Organizacje paramilitarne wydały 3 marca oświadczenie, że przestają respektować porozumienie wielkopiątkowe, które gwarantuje pokój. Od kilku dni dochodzi do protestów, płoną auta, ranni są policjanci – opowiada Aleksandra Łojek, autorka książki „Belfast. 99 ścian pokoju”. Protesty miały przebiegać pokojowo, ale szybko wymknęły się spod kontroli. Boris Johnson odwiedził niedawno Irlandię Północną i ogłosił przedłużenie przejściowych rozwiązań uproszczonych kontroli celnych do 1 października. Liderka DUP Arlene Foster uważa, że rząd brytyjski powinien się wycofać jednostronnie z przestrzegania ustaleń protokołu w sprawie Irlandii i Irlandii Północnej. – To węzeł gordyjski, którego nikt nie będzie miał odwagi przeciąć – komentuje Łojek. – Irlandczycy nawołują do referendum w sprawie zjednoczenia Irlandii (gdyby do niego doszło za kilka lat, kiedy wzrośnie populacja republikanów, jest niemal pewne, że większość głosujących będzie za zjednoczeniem). Brytyjczycy czują się zdradzeni i zlekceważeni, widzą, do czego może prowadzić ewidentne pobrexitowe wzmocnienie relacji między Irlandią Północną a Republiką. Nikt nie chce powrotu do kłopotów, ale pewna część rozczarowanych lojalistów jest gotowa na wszystko, skoro działania republikańskie idą w stronę wykorzystania brexitu i osłabienia unii. Stąd powtarzany tu żart, że IRA przez lata akcji zbrojnych i zamachów bombowych nie zrobiła dla idei zjednoczenia obu Irlandii tyle, ile brexit. Życie codzienne w Irlandii Północnej od początku tego roku również nie nastraja optymistycznie. – Rynek pracy zamarł – mówi Aleksandra Łojek – chyba że jest się programistą, pielęgniarką lub panią sprzątającą. W sklepach jest różnie. Te, które importowały jedzenie z Wielkiej Brytanii, np. Marks and Spencer, miewają puste półki. Reszta funkcjonuje nieźle, zwłaszcza małe sklepy, które szybko zmieniły dostawców. Kupowanie online sprawia niespodzianki. Niektóre produkty nie są wysyłane










