Strzelają i zarabiają

Strzelają i zarabiają

W czasach AWS zbrojeniówka była bankrutem. Dziś eksport polskiej broni to 1,3 mld dol. rocznie Janusz Zemke, pierwszy zastępca Jerzego Szmajdzińskiego w Ministerstwie Obrony, do dziś ma przed oczami tą scenę. To było cztery lata temu, w zakładach Bumar-Łabędy. Zakłady obchodziły uroczystość swego 50-lecia. I zaprosiły VIP-ów z Warszawy. Z Ministerstwa Gospodarki, któremu Łabędy podlegały, no i z MON, głównego odbiorcy produktów. Z Ministerstwa Gospodarki nikt do Łabęd nie chciał jechać. Rząd reprezentował więc Zemke: „Do dzisiaj to widzę. Byłem sam, w wielkiej, nieogrzewanej, niedoświetlonej hali. Zakład miał długi wynoszące kilkaset milionów złotych, pracował na ćwierć gwizdka. I patrzyło na mnie 2 tys. ludzi, załoga, która nie wiedziała, co z nią będzie. Przerażająca scena”. To spojrzenie ludzi – zagubionych, przestraszonych, zagniewanych Zemke pamiętać będzie do końca życia. I pamiętać będzie wizytę w Łabędach sprzed paru tygodni: „To inny świat. Eksport do Indii, eksport do Malezji, ludzie uwijają się przy robocie. Rozmawiałem z dyrektorem – żalił mi się, że ma kłopoty. Nie może znaleźć fachowców do pracy. Szuka tokarzy, frezerów, daje ogłoszenia do prasy”. Dziś Łabędy przynoszą zyski, pracują pełną parą, 90% produkcji kierują na eksport. W Świdniku zatrudniono dodatkowo 700 osób i wciąż się przyjmuje ludzi do pracy, przyjmować ludzi zaczyna Mesko, zakłady, które cztery lata temu były w stanie upadłości, mało kto dawał im szanse na przeżycie. Przykłady można mnożyć. Polska zbrojeniówka, jeszcze kilka lat temu bankrut, dziś wyrasta na dochodową gałąź polskiej gospodarki. Kilka lat temu pracownicy zbrojeniówki byli masowo zwalniani, a ci, którzy jeszcze mieli etat (bo nie pracę, zakłady wykorzystywały 15-30% swoich mocy produkcyjnych) demonstrowali w Warszawie. W roku 2001 branża chyliła się ku upadkowi. Zatrudniała 250 tys. ludzi, była przestarzała, obciążona miliardowymi długami, sprzedała za granicę produkty o wartości 20 mln dol. Dziś sprzedaje za 1,3 mld dol. rocznie, czyli 65 razy więcej. Skąd wziął się ten cud? Branża z tradycjami Jeszcze w latach 70. zbrojeniówka należała do najważniejszych gałęzi polskiej gospodarki. De facto była drugą gałęzią po górnictwie. Najwięcej dewiz przynosiła Polsce sprzedaż węgla, sprzedaż broni byłą na drugim miejscu. Jej eksport przekraczał wartość 1 mld dol. rocznie. Polska była ważnym graczem na światowym rynku, eksportowaliśmy broń do krajów w Zatoce Perskiej, do niektórych krajów azjatyckich, zwłaszcza do Indii, której sprzedawaliśmy ciężki sprzęt. Z kolei do Indonezji eksportowaliśmy radary. Jednak po roku 1989 przyszła katastrofa. Polska straciła swoje rynki, ustępując miejsca nie tylko Rosji, ale i nowym sojusznikom. Skłóciliśmy się z państwami arabskimi, a nie zyskaliśmy nowych odbiorców. Klasycznym przykładem, jeszcze z początku lat 90., była sprawa sprzedaży śmigłowców do Birmy. Polacy już mieli przygotowany kontrakt, ale pod wpływem nacisków ze strony ambasady USA i związku „Solidarność” (w imieniu ambasady amerykańskiej w naszym MSZ interweniował późniejszy ambasador Daniel Fried, a w imieniu „Solidarności” Janusz Pałubicki…) wycofali się z niego. Piękny gest, bo nie jest moralne wspierać wojskowy reżim, sęk jednak w tym, że w miejsce opuszczone przez Polaków zaraz weszli Amerykanie i sprzedali birmańskim generałom swoje śmigłowce Bell… W ciągu następnych lat zbrojeniówka stała się kulą u nogi. Nastąpiła pełna zapaść. „To wielka sztuka, żeby doprowadzić do takiej sytuacji – komentuje Janusz Zemke. – Rozumiem, że wpływ na to miała sytuacja w świecie, że przestały istnieć dwa bloki, że zaczęto pomniejszać rolę czołgów jako rodzaju broni, ale przecież nie tłumaczy to takiego załamania”. Dlatego też, gdy razem z Jerzym Szmajdzińskim weszli do MON, zdecydowali, że trzeba zrobić wszystko, by odbudować polski przemysł zbrojeniowy. A wydawało się to mrzonką. Bo cztery lata temu na 33 przedsiębiorstwa dochodowych było sześć. Długi zbrojeniówki sięgały setek milionów złotych, ratunek upatrywano w zamykaniu zakładów, sprzedawaniu prywatnym inwestorom lub przestawianiu na produkcję gwoździ i durszlaków. A MON głosiło tezę, że resortu przemysł obronny nie interesuje, że jest to przedmiot zainteresowania resortu gospodarki. Teraz MON Ówczesna ekipa zaczęła od przewrotu kopernikańskiego. Do tej pory mówiono, że przemysł obronny to sprawa resortu gospodarki, a nie obrony. Więc teraz zaczęto mówić, że to przede

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 41/2005

Kategorie: Kraj