Szybowałem nad Bieszczadami

Szybowałem nad Bieszczadami

Właśnie odpadł hol od wyciągarki. Od tego momentu szybowiec, który waży dobrze ponad ćwierć tony, unosi się sam Po ziemi przemyka cień ogromnego ptaka. Zadzieramy głowy na widok przelatującego szybowca. – W górze byłem, Piotrek Bobula mnie zabrał, a to było tak, że oni startowali z lin – miejscowy rolnik spotkany przed sklepem ma twarz żółtą i wyschniętą od tytoniu. – Zwyczajnie, po trzech chłopa ustawiali my po każdej stronie i ciągnęli, by naprężyć. Jak naprężyli, to puścili i un jak strzała z łuka wyskakiwał. Pare metra po ziemi i sru do nieba. A un, znaczy się Bobula, jak nikogo do pomocy nie było, to sam go rozpędzał i w biegu wskakiwał. A po nocy ile latał, inszego nic dla niego ni ma. Ja mówię, niebieski to ptak. Stok położony jest na wschodnim skraju Bezmiechowej, podkarpackiej wioski koło Leska, miejscowości związanej z historią polskiego lotnictwa. Lądowisko znajduje się na południowym zboczu. Na szczycie góry stoją metalowa wiata, hangar (miejscowi mówią „angar”) dla szybowców i samolotów. Można dostać się tam samochodem, krętą żwirową drogą, która stromo pnie się w górę. Niektóre odcinki trasy auto pokonuje z wysiłkiem na pierwszym biegu, a cały przejazd idealnie nadaje się do testowania terenowych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2002, 36/2002

Kategorie: Obserwacje