Tag "dyplomacja"

Powrót na stronę główną
Kraj

MSZ od środka

Kulisy polskiej dyplomacji. Były ambasador w Japonii opowiada, jak został wykończony Został ambasadorem „dobrej zmiany” i był z tego dumny. Teraz „dobra zmiana” go niszczy. Ale Jacek Izydorczyk, były ambasador w Japonii, się broni. Składa doniesienia do prokuratury, do NIK, pozwy sądowe, pisze skargi do rzecznika praw obywatelskich. „Nikt nie będzie szargał mojego nazwiska i w dodatku o to, że sprzeciwiłem się bandyterce w MSZ”, napisał na Twitterze. I wyjaśnia: „Moje nagłe odwołanie z funkcji ambasadora RP w Japonii jest konsekwencją tego, że jako jedyny pracownik MSZ (spośród prawie 5 tys.) przeciwstawiłem się jawnie bezprawnym działaniom dyr. gen. MSZ A. Papierza, który de facto tym ministerstwem zaczął samodzielnie kierować, mając w pogardzie interesy RP, obowiązujące prawo oraz normy etyczne – co czynił bez najmniejszego sprzeciwu – i co wynika z jego ostentacyjnej, wieloletniej i zażyłej znajomości z M. Kamińskim (w jednej osobie Ministrem Koordynatorem ds. Służb Specjalnych, Ministrem Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz wiceprezesem Prawa i Sprawiedliwości)”. Jacek Izydorczyk był ambasadorem RP w Japonii od 9 lutego 2017 r. do 31 lipca 2019 r. Został odwołany w trybie niemal alarmowym. W takim – to jego słowa – w jakim odwołuje się aferzystów lub zdrajców. Pytam go, dlaczego tak się stało.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Czaputowicz odpoczywa po rzezi

A gdzież to teraz bywa Jacek Czaputowicz? Przez złośliwców zwany naukowcem, a w realnym życiu kompletnie nieudany eksperyment prezesa K. Nieudany dla polskiej dyplomacji. Ale nie dla Kaczyńskiego – ten może być zadowolony, że popychadło na stanowisku ministra zrobiło to, po co zostało tam wysłane. Czaputowicz jak rzeźnik wyciął w MSZ ostatnich fachowców, którzy nie byli klonami PiS. Takimi, co to ani be, ani me, ani kukuryku, jak mówił Wałęsa.  

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Ustawiony kryzys

Urho Kekkonen w dużej mierze zawdzięczał ponowny wybór na prezydenta wsparciu radzieckiego sąsiada Działo się to zaledwie kilka miesięcy po wzniesieniu muru berlińskiego i – ku zdziwieniu obserwatorów – dotyczyło relacji fińsko-radzieckich, zdecydowanie niebędących głównym teatrem zmagań zimnowojennych. Stosunki między obydwoma krajami regulował traktat o przyjaźni, współpracy i wzajemnej pomocy z roku 1948. Stanowił on podstawę koncepcji fińskiej polityki zagranicznej, polegającej na neutralności oraz utrzymywaniu poprawnych relacji z ZSRR. Polityka ta uzyskała potoczną nazwę „linii Paasikiviego” od nazwiska prezydenta republiki Juhy Paasikiviego. Był on architektem porozumienia pokojowego kończącego prowadzoną w latach 1939-1940 i 1941-1944, w niczym przez Finów niesprowokowaną wojnę z ZSRR. W 1956 r. urząd prezydenta republiki objął dotychczasowy minister spraw zagranicznych, Urho Kalevi Kekkonen. Z wykształcenia prawnik z doświadczeniem pracy w wywiadzie i policji pełnił w czasie wojny i w okresie powojennym wiele odpowiedzialnych funkcji w aparacie państwowym. W kręgach polityków radzieckich, jak pisze w książce „Historia Finlandii” Barbara Szordykowska, uznawany był za polityka mądrego i rozsądnego. Kolejne lata rządów nie umocniły jednak jego pozycji, reelekcja w zbliżających się w 1962 r. wyborach stanęła zaś pod znakiem zapytania. Na fińskiej scenie politycznej doszło nawet do aliansu politycznego między partią centrum

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Bardzo zaradna Fotyga

Tyle lat minęło od nieszczęścia, jakie spadło na polską dyplomację, a pamięć o wpadkach Anny Fotygi ciągle żyje. Za pierwszego rządu PiS prosto z biura Solidarności Fotyga trafiła na fotel ministra spraw zagranicznych. O jej rządach najlepiej świadczy opinia, że przy niej Waszczykowski i Czaputowicz to mężowie stanu. Wiecznie skrzywiona i nadąsana denerwowała swoimi infantylnymi tekstami nawet pisowszczyków. By trochę odetchnąć, wypchnęli ją do Brukseli. I tam, jak przystało na dojną zmianę, przyssała się do cycka tej niecierpianej Unii. Bo czego jak czego, ale sprytu tej ekipie nie brakuje. Fotyga urządziła się na dobrze płatnej posadce sekretarza generalnego partii Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Mówi o sobie: „Jesteśmy znaną marką”. Nie słyszeliście o takiej? My też nie.  

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Kto uratuje Wenezuelę

Donald Trump niespodziewanie wyciąga rękę do Madura, Moskwa oczekuje zniesienia sankcji Jest czerwiec 2020 r. Wenezuela rozpada się, w Caracas brakuje energii elektrycznej i wody, gospodarka jest sparaliżowana, szaleją hiperinflacja i koronawirus. Nicolás Maduro pozostaje u władzy, a zmęczeni i głodni ludzie coraz mniej wierzą w Juana Guaidó. Sytuacja jest dramatyczna, ale są pewne kwestie, którym warto spokojnie się przyjrzeć. Los Wenezueli znalazł się w rękach nie tylko Madura i Guaidó, ale też Trumpa. Zaskakujący wywiad Zaczęło się od wywiadu Donalda Trumpa dla portalu Axios, który opublikował jego fragmenty 21 czerwca. „Nigdy nie byłem przeciwny spotkaniom. Nie wykluczam spotkania z Madurem, jeśli zechce się spotkać”, powiedział Trump. W tym samym wywiadzie Trump wyraził wątpliwości co do roli i możliwości przywódcy opozycji wenezuelskiej Juana Guaidó, który w styczniu 2019 r. ogłosił się tymczasowym prezydentem Wenezueli i jako taki został uznany przez ponad 50 państw. Jako pierwsze uznały go Stany Zjednoczone. Równocześnie prezydenturę Nicolása Madura, pod pretekstem sfałszowania wyborów w 2018 r., USA określiły jako nielegalną. „Guaidó został wybrany. Uważam, że zasługiwał na poparcie. Byli tacy, którym to się podobało, a innym nie. Nie sądzę, aby to miało szczególne znaczenie”, mówił wtedy Donald Trump.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Magiczna moc Orbána

Węgierski premier nie jest już w Europie tak odosobniony w poglądach jak na początku epoki swojej samodzielnej władzy Jak wiadomo, premier Viktor Orbán nadchodzącym uchodźcom i migrantom, którzy w 2015 r. trafili także na Węgry (i przez kilka tygodni koczowali na budapesztańskim dworcu Keleti) postawił tamę, czyli ustawił zasieki i mury na granicach, stając tym samym w jaskrawej opozycji do Willkommen Politik, czyli polityki przyjmowania uchodźców zaproponowanej przez kanclerz Angelę Merkel. Podejście to wyraźnie mu się opłaciło, tak na scenie wewnętrznej (o czym świadczą wyniki ostatnich wyborów parlamentarnych z 2018 r.), jak również europejskiej, gdzie zyskał, po prawej stronie politycznej palety, wielu ideowych i politycznych zwolenników. Węgierski premier nie jest już w wyznawanych poglądach w Europie i na brukselskich salonach tak odosobniony, jak był na początku epoki swojej samodzielnej władzy, gdy sam zaczął forsować swoje nieliberalne w duchu hasła i programy. Gdy potęgi dyktują Polityczny rezultat takiego podejścia i prowadzonej polityki okazał się na tyle efektywny, że rządzący niepodzielnie od 2010 roku Fidesz przeprowadził kampanię do wyborów parlamentarnych w 2018 r. w oparciu o zaledwie dwa hasła i założenia programowe: wskazywał tylko na rzekome niebezpieczeństwo związane z migracją oraz jakoby wspierający ją „plan Sorosa”, którego założeń nikt do końca nie zdefiniował. To wystarczyło, by zdecydowanie wygrać. Problem w tym,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Dorzynanie dyplomatów

Polska często nie tylko nie popiera kandydatur Polaków, ale nawet je torpeduje Prawie 10 lat temu Ministerstwo Spraw Zagranicznych przygotowało pismo – w odpowiedzi na interpelację posła PiS Arkadiusza Mularczyka – na temat roli Polski i Polaków w międzynarodowych instytucjach i kosztów naszej działalności w ich ramach. Uczestniczymy, obsadzamy stanowiska, płacimy składki do budżetu OBWE, NATO i UE – co oczywiste – ale na liście znalazły się też Międzynarodowa Organizacja Frankofonii i Spotkania Konsultatywne Stron Układu w sprawie Antarktyki. Jesteśmy obecni w kilkuset organizacjach, zarówno tych z pierwszych stron gazet, jak i w grupach, których praca i postanowienia mają wyłącznie ekspercki i niszowy charakter. Po lekturze interpelacji można było mieć wrażenie, że Polska za dużo płaci za członkostwo w instytucjach międzynarodowych i chyba nie za bardzo nam się to „opłaca”. Ministerstwo odpisywało wtedy grzecznie, że udział w międzynarodowych organizacjach to dla Polski przede wszystkim korzyść, nie koszt. I że według tych kryteriów należy go oceniać. Dziś, zdaje się, już nikt podobnych wątpliwości nie podnosi. Niekoniecznie dlatego, że jest lepiej, a Polacy są tak mocni w światowych instytucjach. Eksperci oceniają raczej, że po latach zaniedbań, chaotycznej „dekomunizacji”, wskutek czasem obiektywnych trudności, a czasem autosabotażu i stawiania interesu partyjnego nad dobro Polski, gramy poniżej swoich

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Kronika Dobrej Zmiany

Dyplomacja w cieniu koronawirusa

Jak powinna funkcjonować dyplomacja w czasach kryzysu? Spójrzmy na Włochy. W zeszłym tygodniu media poinformowały, że nasi celnicy zatrzymali transport 23 tys. kupionych w Polsce maseczek ochronnych, które miały trafić do szpitali w Rzymie i regionie Lacjum. Owszem, obowiązujący w Polsce stan epidemii pozwalał na zatrzymanie wywozu niektórych artykułów. Ale czy taki gest miał sens? Po pierwsze, jak wiemy, sytuacja we Włoszech jest dramatyczna, nieporównywalna do sytuacji w Polsce. Po drugie, wydarzenie natychmiast zostało nagłośnione we włoskich mediach, pisano, że w sprawę zaangażował się ambasador Włoch w Warszawie. Skutecznie. Ale co z tego? W tym samym czasie gazety na Półwyspie Apenińskim pisały o rosyjskiej pomocy medycznej dla Włoch i sprawności rosyjskiej armii. „Mobilne laboratoria, lekarze wojskowi, pojazdy specjalne. Dziewięć transportowych odrzutowców przylatuje w ostatnią niedzielę do Rzymu. Jeszcze nocą pomoc zostanie wysłana do Lombardii. Minister Di Maio: Przybywa 10 mln masek. Włochy nie są same”. Gazety pisały też o innej pomocy. Tak m.in.: „Chiny wysyłają lekarzy i znaczne ilości materiałów sanitarnych i lekarstw. Rosja wysyła wirusologów i lekarzy wojskowych, a także innego rodzaju pomoc. Kuba, ofiara amerykańskiego embarga, wysyła 50 lekarzy”. A potem ta informacja była uzupełniona taką: „Francja i Niemcy blokują

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Ruletka zamiast polityki

Jeśli ktoś nie wierzy, że mądra polityka zagraniczna państwa jest wypadkową kompetencji ekipy i ciągłości kadr dyplomatycznych, niech popatrzy na polski eksperyment kadrowy. Przypadkowi ludzie, znajomi znajomych dostali do ręki wszystkie potrzebne instrumenty. Szkopuł w tym, że nie potrafią na nich grać. Bo nawet nie znają nut. Dyplomacja od zawsze była rzemiosłem. Finezyjnym, ale rzemiosłem. Wymagającym dużej wiedzy, znajomości języków, kultury i zręczności. Na świecie drogą do ministerialnych foteli są, a w Polsce kiedyś były, staże na placówkach dyplomatycznych, posady radców, praca w różnych krajach i specjalistycznych instytucjach czy fundacjach. Najzdolniejsi awansowali szybciej, ale nie był to sprint. Piszę o tym, patrząc na niekończący się blamaż ludzi, którzy w Polsce odpowiadają za politykę zagraniczną. Polityka zagraniczna rządów PiS, z dodatkiem w osobie prezydenta Dudy, przypomina ruletkę. Nikt już nie wie, czego i po kim można się spodziewać. Prezydent Duda bezradność wobec wydarzeń, zwłaszcza nagłych, nadrabia groźnymi minami i okrzykami. Od tej strony jest najbardziej bojowym politykiem w Unii Europejskiej. I tak bezgranicznie naiwnym, że potrafi powiedzieć, że swoje stanowisko przedstawi dopiero wtedy, gdy usłyszy, co powie Donald Trump. Oczywiście wszyscy wiemy, jak bardzo Duda i PiS są zależni od polityki USA. Ale gdyby mieli choć nikłe umiejętności dyplomatyczne, potrafiliby owinąć ten

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Kronika Dobrej Zmiany

Uczył Marcin Marcina

Mamy z Rosją potyczkę na słowa w ramach polityki historycznej. Potyczkę, która jest już przegrana, przynajmniej w perspektywie najbliższych tygodni. Jej zwieńczeniem będą uroczystości wyzwolenia obozu Auschwitz. Wielkie! Niestety, główne uroczystości nie odbędą się, jak do tej pory, na terenie byłego obozu. Tym razem odbędą się w Izraelu, z udziałem prezydenta Putina, premiera Netanjahu i innych ważnych gości. Co tam będzie mówione, możemy tylko się domyślać. A uroczystości w Auschwitz, te polskie, będą tylko lokalnym dodatkiem. PiS przez lata opowiadało, że polityka historyczna będzie jego specjalnością, że kładzie na nią szczególny akcent. Właśnie widzimy, jak ją robi. Przy okazji słów prezydenta Putina o ambasadorze Lipskim odezwał się wiceminister Marcin Przydacz, który barwnie opowiadał dziennikarzom, jak do Ministerstwa Spraw Zagranicznych został wezwany ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andriejew. Wiceminister mówił, że spotkanie w MSZ „przebiegało w normalnej procedurze dyplomatycznej”. I że „zgodnie z praktyką dyplomatyczną ambasador przedstawił swoje stanowisko, jednocześnie zobowiązał się do przedstawienia polskiego stanowiska do swojego ministerstwa spraw zagranicznych w Moskwie”. Wiceminister Przydacz podzielił się też z dziennikarzami własną refleksją: „Dobrą praktyką dyplomatyczną jest, ażeby strona przyjmująca nasz apel czy nasze stanowisko, w krótkiej perspektywie czasu odpowiedziała swoimi

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.