Tag "dzieła sztuki"
Zabytki wracają nad Bosfor
Tureckie władze stawiają sobie za punkt honoru odzyskanie zrabowanych dzieł sztuki. W minionych 20 latach do kraju wróciło ponad 12 tys. artefaktów
Korespondencja z Turcji
Młoda kobieta w chuście swobodnie narzuconej na ciemne włosy niepokojąco świdruje wzrokiem każdego, kto wchodzi do zaciemnionej sali Muzeum Mozaiki Zeugma w Gaziantep na południu Turcji. W jednej z najnowocześniejszych placówek tego typu na świecie całe podłogi i ściany wyłożone są olbrzymimi mozaikami, w większości przypadków idealnie zachowanymi albo umiejętnie odrestaurowanymi. Odkryto je podczas wykopalisk w nieodległej Zeugmie, pamiętającej 300 r. p.n.e. Miasto leżące na trasie Jedwabnego Szlaku miało wówczas niebagatelne znaczenie, a dziewczyna to chyba najbardziej znana, choć wcale nie najlepiej zachowana (brakuje jej ust) mozaika z Zeugmy, odnaleziona w ramach prac archeologicznych prowadzonych w latach 1988-1999. To ona widnieje na plakatach, magnesach, gadżetach i okładkach albumów, a nawet na biletach do muzeum. Mało kto wie, że miała towarzystwo.
Złodzieje mozaik
Wychodzę z sali, w której wystawiana jest „Cygańska dziewczyna”, i staję przed długą gablotą, w której umieszczono kilkanaście innych fragmentów mozaik: kilka postaci, ptaki w różnych pozach, wzory geometryczne. Wyglądają, jakby dosłownie wycięto je nożyczkami z większej całości.
– Mniej więcej tak było – potwierdza moje przypuszczenia przewodniczka. Dodaje, że złodzieje dzieł sztuki, którzy w latach 60. prowadzili nielegalne wykopaliska, nie tracili czasu na odkopanie całości. – Wzięli najefektowniejsze lub najlepiej zachowane części, „wycinając” je z całości, i sprzedali za granicę – wyjaśnia.
„Cygańska dziewczyna”, która też jest elementem zniszczonej mozaiki, miała szczęście. Została na miejscu, bo przykryła ją przewrócona kolumna. Złodzieje nie mieli czasu na jej usuwanie.
Oświetloną gablotę zdobi turecka flaga – dowód narodowej dumy, choć to przecież Rzymianie, a nie Turcy, którzy nastali w Anatolii kilka wieków później, są autorami dzieł wystawianych w muzeum. Od przewodniczki dowiaduję się, że rząd włożył mnóstwo wysiłku w sprowadzenie skradzionych mozaik z USA. Przez kilkadziesiąt lat wystawiane były w Ohio. Badacze z tamtejszego uniwersytetu stanowego wiedzieli, że najpewniej pochodzą z Turcji, opisali je jednak jako dzieła z Antiochii (tur. Antakya), a nie spod Gaziantep. Czy mieli świadomość, że wystawiają kradzione artefakty, które w Stanach Zjednoczonych znalazły się za sprawą przemytników? Przewodniczka dyplomatycznie milczy. Na stronie amerykańskiego uniwersytetu znajduję informację, że zdecydowano się je zwrócić „w imię dobra publicznego”, choć nie za darmo. Turcy sfinansowali powrót mozaik z Zeugmy i zapłacili za ich repliki, które w Ohio zastąpiły oryginały.
Dwa zabytki dziennie
Mozaiki z Zeugmy to niejedyne dzieła zwrócone Turcji w ostatnich latach. Z okazji obchodzonego w połowie listopada Międzynarodowego Dnia Zwalczania Nielegalnego Handlu Dobrami Kultury media nad Bosforem podały, że w ciągu dwóch minionych dekad do kraju wróciły 12 164 zabytki. To tak, jakby co dzień Turcy odzyskiwali dwa artefakty. We wrześniu 2024 r. w muzeum antycznej Troi pod Çanakkale otwarto wystawę „No escape!” złożoną wyłącznie z tych artefaktów – uprzednio skradzionych – które wróciły z zagranicy lub zostały skonfiskowane przez tureckich celników podczas próby nielegalnego wywozu z kraju. Wśród nich znajduje się mający 6,5 tys. lat marmurowy posążek bożka o imieniu Kilya z epoki chalkolitu (czyli miedzi) w Europie. Nielegalnie sprzedany za śmieszną kwotę w 1991 r. również trafił do Stanów Zjednoczonych. Tureckie Ministerstwo Kultury i Turystyki odzyskało go w 2023 r.
– W ostatnich latach zaczęliśmy uwzględniać artefakty historyczne w protokołach umów dwustronnych, które zawieramy z poszczególnym krajami – powiedział na otwarciu wystawy wiceminister kultury Batuhan Mumcu. I dodał, że właśnie dzięki temu tak skutecznie udaje się w ostatnich latach sprowadzać kradzione dzieła do kraju, choć nie zawsze jest łatwo. – Ważna jest nie tylko identyfikacja obiektów, lecz także dostarczenie dowodów, że za granicę trafiły nielegalne – zaznaczył wiceminister. Jego urząd prowadzi korespondencję z innymi krajami w sprawie wielu takich dzieł, dostarczając rzeczonych dowodów.
Okradanie sułtana
Co do niektórych dzieł nie ma wątpliwości, że pochodzą z terenów dzisiejszej Turcji, wiadomo też, jak trafiły za granicę: do Muzeum Pergamońskiego, Luwru czy British Museum. Niemiecki inżynier Carl Humann, który przybył do imperium osmańskiego budować drogi, wyjechał, wywożąc legalnie skarby z Pergamonu. W tym ołtarz Zeusa (zbudowany w latach 180-170 p.n.e. na polecenie króla Eumenesa II), po którym w antycznym mieście został tylko pusty cokół, będący dzisiaj solą w oku tureckich archeologów. Na prowadzenie wykopalisk Humann miał ferman – pozwolenie sułtana Abdülhamida II.
Sejm na tropie Rafaela
Poseł ma kontakt z osobą, która wie, gdzie może się znajdować „Portret młodzieńca”
Muzealnicy, historycy sztuki i osoby prywatne od 80 lat poszukują namalowanego przez Rafaela Santi „Portretu młodzieńca”, jednego z najcenniejszych dzieł, które zaginęły z polskich muzeów w wyniku II wojny światowej. Co jakiś czas emocje poszukiwaczy rosną. Pojawiają się sygnały o miejscach ukrycia obrazu na Dolnym Śląsku, w Szwajcarii, Niemczech, Rosji, nawet w Australii. O poszukiwaczach dzieła powstało wiele programów, filmów, artykułów i cenna książka „Zaginiony Rafael” Roberta J. Kudelskiego. Natomiast nikt nie szukał obrazu w miejscu wskazanym nie tak dawno w polskim parlamencie.
Interpelacja nr 1713
Mariusz Krystian, poseł PiS z województwa małopolskiego, były wójt gminy Spytkowice, 15 marca 2024 r. wystąpił w Sejmie z interpelacją do ministra kultury i dziedzictwa narodowego. Poinformował, że zna osobę, która twierdzi, że znajdujący się przed wojną w zbiorach Muzeum Książąt Czartoryskich obraz Rafaela, jedna z najcenniejszych strat wojennych polskiej kultury, w styczniu 1945 r. nie opuścił Krakowa, jak przypuszcza wielu historyków, ale nadal znajduje się na Wawelu, w skrytce wykonanej na polecenie generalnego gubernatora Hansa Franka. W czasie ewakuacji Niemców wywieziona została kopia tego obrazu, nieco mniejszych rozmiarów, natomiast oryginał pozostał. O skrytce na zamku wawelskim miał poinformować niemiecki żołnierz, który po wojnie przyjechał do Polski i spotkał się z historykiem sztuki. Ten drugi w latach 1997-2003 w imieniu wojewody wrocławskiego, później dolnośląskiego, koordynował prace związane z polskimi dobrami kultury utraconymi w czasie wojny.
Odnalezienie obrazu byłoby wydarzeniem bezprecedensowym w historii muzealnictwa.
Antykwaryczny Fundusz Emerytalny
Na rynku sztuki lub antyków można dobrze zarobić. Wystarczy na tym się znać.
Jak dorobić do pensji lub emerytury? Dobrze zarobić można na rynku sztuki lub antyków. Wystarczy na tym się znać. Na przykład opłaca się wiedzieć, że pospolita moneta aluminiowa z 1958 r. o nominale 5 zł, z rybakiem na rewersie, osiąga na aukcjach cenę 10 tys. zł. Taka moneta może się poniewierać w domowych szpargałach. Nie wyrzucimy jej, jeśli wiemy, że można na niej zarobić. Warto pamiętać, że monet nie czyścimy przed sprzedażą! Moneta pozbawiona patyny traci wartość handlową.
Legendarne domy aukcyjne Sotheby’s i Christie’s powstały w XVIII stuleciu. U nas pierwszy dom aukcyjny powstał w 1989 r. Wolny rynek sztuki i antyków w Polsce ma 35 lat. Jesteśmy na początku drogi.
Odwiecznym problemem na krajowym rynku sztuki jest brak towaru. Zarobi osoba, która odkryje dobry towar i wprowadzi go do handlu. Kupowane są prawie wyłącznie polonika. Polskie dzieła są rozproszone po świecie, szukanie ich i sprowadzanie na krajowy rynek to dobry zawód. Szczególną rolę na rynku odgrywają prywatni kolekcjonerzy. Zbierają dzieła sztuki, najlepsze zostawiają dla siebie, inne sprzedają. Dzięki temu kolekcja zarabia na siebie i na kolekcjonera.
Klasycznym przykładem jest tu Bogdan Jakubowski, który stworzył m.in. zbiór dzieł Nikifora muzealnej klasy. Zdobywał je na europejskim rynku, ponieważ były tańsze niż w Polsce. Pod koniec lat 80. kosztowały równowartość ok. 120 euro. Po roku 2000 na aukcjach w Europie Jakubowski płacił za akwarele Nikifora jakieś 300 euro. W ciągu ostatnich trzech lat na krajowych aukcjach dzieła Nikifora ostro podrożały. Nierzadko kosztują ponad 10 tys. zł. Lepsze prace osiągają ceny rzędu 15 tys. zł. Jakubowski w 2022 r. zorganizował w Muzeum Ziemi Kujawskiej we Włocławku głośną wystawę swojej kolekcji Nikifora. Wydał katalog. Kiedy kolekcja stała się sławna, sprzedał ją z zyskiem.
Zarabianie na rynku wymaga wiedzy i doświadczenia. Kolekcjonerzy z reguły mają bogate księgozbiory. Gromadzą wiadomości o poszukiwanych przedmiotach. Jakubowski ma archiwum publikacji o wczesnych międzynarodowych wystawach Nikifora. Dzięki temu zdobył wybitne dzieła z kolekcji Diny Vierny, która w 1959 r. zorganizowała wystawę Nikifora w swojej prestiżowej galerii w Paryżu. Rynek zalany jest falsyfikatami. Udokumentowane pochodzenie obrazu potwierdza jego autentyczność.
Kolekcjonerstwo to nie tylko zarobek, ale przede wszystkim pasja, która nadaje sens życiu. Na jarmarku staroci na Kole w Warszawie często spotykałem sędziwego kolekcjonera Ireneusza Szarka. Jego kolekcję porcelany wystawił w 2003 r. Zamek Królewski w Warszawie, ekspozycji towarzyszył katalog. To najlepsze potwierdzenie jakości zbiorów. Jak to się stało, że inżynier telekomunikacji kolejowej stworzył najwyższej klasy zbiór porcelany? Szarek uczył się i zdobywał doświadczenie. Dzięki temu na bazarze znajdował skarby nierozpoznane przez handlarzy. Okazy z kolekcji Szarka kupiły największe krajowe muzea. Chodzi o to, żeby kupować tanio i sprzedawać drogo. Dziś kupuję, sprzedaję za 30 lat, aby dołożyć do emerytury.
Jak rozpoznawać przedmioty, które mają handlowy potencjał, na których można zarobić? Warto rozwijać wrażliwość, np. zwiedzać dobre wystawy i systematycznie obserwować rynek. Trzeba śledzić wyniki aukcji na portalu rynku sztuki Artinfo.pl.
Rembrandt jak prawdziwy
Żeby stać się wielkim fałszerzem, nie trzeba być wielkim malarzem, tylko raczej twórcą przekonujących opowieści.
Jeśli spytacie ludzi, czym się zajmuje fałszerz dzieł sztuki, 99 osób na 100 odpowie: „Kopiuje obrazy”. W rzeczywistości trudno o stwierdzenie dalsze od prawdy. Wystarczy chwila namysłu, żeby powód stał się oczywisty. Żaden poważny fałszerz nie skopiuje obrazu z tej prostej przyczyny, że oryginał już istnieje. Żeby udowodnić, że kopia jest falsyfikatem, trzeba tylko wskazać oryginał w muzeum i powiedzieć: „Proszę, tu jest autentyk”. Prawdziwe fałszerstwo wymaga stworzenia czegoś, co nigdy nie istniało, i wymyślenia powodu, dla którego się pojawiło. (…)
Za każdym razem, gdy ktoś mnie pyta o fałszowanie dzieł sztuki, chce usłyszeć opowieść o jakimś ezoterycznym, mistycznym procesie, połączeniu z umysłem artysty, które pozwala bez wysiłku i zastanowienia robić coś, co robiłby tamten. W rzeczywistości trzeba się uczyć, uczyć i jeszcze raz uczyć, ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Pochłaniałem wszystkie informacje, jakie mogłem zdobyć – dokumenty, książki, katalogi, teksty naukowe; czytałem prace historyczne, stare gazety na mikrofilmach i opisy katalogowe; spędziłem wiele godzin w archiwach i na obmyślaniu przyszłych fałszerstw.
Han van Meegeren, słynny holenderski fałszerz z lat 30. i 40. XX w., był miernym malarzem, ale za to mistrzem w postarzaniu – dzięki wykorzystaniu fenolu i formaldehydu podczas suszenia jego farba pękała od spodu, naśladując naturalny proces. Ta technika pozwoliła van Meegerenowi oszukać specjalistów. Mógł zanieść swój obraz do muzeum i powiedzieć: „Dostałem go od pewnej zamożnej włoskiej rodziny, która nie chce, żeby podawać jej nazwisko”, i to wystarczyło. W moich czasach to już nie było możliwe, co wskazuje na istotny tajnik współczesnej sztuki fałszerskiej. Dla mnie udokumentowane pochodzenie dzieła było ważniejsze niż ono samo. Możecie mieć autentycznego Rembrandta, ale jeśli nie potraficie udokumentować jego historii, zostaje wam tylko powiesić go sobie w piwnicy albo sprzedać za kilkaset dolarów. (…)
Dla fałszerza rysunek, obraz i postarzanie to pierwszy, najbardziej oczywisty etap procesu. Żeby zostać prawdziwym fałszerzem, trzeba mieć nienasycony apetyt na informacje i oko do szczegółów. Ucząc się, czytając i oglądając, musicie zawsze wypatrywać słabych punktów, luk, błędów, cienia niepewności, który da waszemu dziełu szansę na zaistnienie. Szukacie prawdopodobieństwa. Jak się tak nad tym zastanowić, to żeby stać się wielkim fałszerzem, nie trzeba być wielkim malarzem, tylko raczej twórcą przekonujących opowieści. (…)
Za czasów współpracy z Carlem Marcusem wymieniłem szkło artystyczne na parę akwafort Rembrandta: „Archanioł Rafał opuszczający Tobiasza” i „Portret Jana Corneliusa Sylviusa”. Wtedy nie znałem się na tym jeszcze za bardzo, ale wydawało mi się niesamowite, że tak łatwo można wejść w posiadanie prawdziwego Rembrandta. Byłem tym tak podniecony, że zaniosłem akwaforty do Ebrii Feinblatt, specjalistki z Los Angeles County Museum of Art, żeby dowiedzieć się na ich temat czegoś więcej. Uważnie obejrzała obie przez szkło powiększające i powiedziała, że „Archanioł Rafał” to cenna grafika z czasów Rembrandta, a potem łagodnie wyjawiła, że „Jan Cornelius” to w rzeczywistości falsyfikat, choć zrobiony po mistrzowsku. Oczywiście byłem rozczarowany, ale obie akwaforty wprawiły w ruch trybiki w mojej głowie. Zacząłem pracować nad kolejną łamigłówką z repertuaru dawnych mistrzów.
Akwaforty to osobliwe dzieła – powstają w wyniku złożonego procesu, który wymaga skrupulatności, skupienia i zaangażowania, a także zwracania uwagi na szczegóły. Żeby stworzyć akwafortę, artysta musi ostrym rylcem wyskrobać rysunek na metalowej płycie. Gdy to zrobi, płytę zanurza w kwasie, który pogłębia i poszerza żłobki, zamieniając je w rowki na tyle duże, by mogły pomieścić tusz. Kiedy potem pokryje się płytę tuszem i odciśnie na papierze, tusz ze żłobień wsiąknie w papier, tworząc grafikę. To proces wymagający staranności i dużego nakładu pracy, a przy tym obejmujący wiele etapów.
Fragmenty książki Tony’ego Tetro i Giampiera Ambrosiego Być jak Caravaggio. Życie i oszustwa genialnego fałszerza dzieł sztuki, przeł. Katarzyna Makaruk, Znak Literanova 2024
To grabież!
Toruń broni manuskryptu, który rząd chce przekazać Węgrom Dr hab. Arkadiusz Wagner – profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika Do Sejmu wpłynął poselski projekt ustawy o przekazaniu Węgrom cennego manuskryptu (kodeksu) z XV w. Renesansowa księga o zawiłym tytule: „List do Najjaśniejszego Macieja Korwina, króla Panonii, o pochwałach dostojnej biblioteki i księgach czterech wersetów napisanych na ten sam temat” ma być rewanżem za prezent Węgrów sprzed roku. Przekazali nam wtedy młodzieńczą zbroję Zygmunta II Augusta.
Dzieło sztuki z internetu
Wirtualny handel zamiast aukcji Choć ubiegły rok naznaczony był pandemią, która uderzyła w zasoby finansowe wielu ludzi, rynek towarów luksusowych niespecjalnie to odczuł. Doskonale widać to było zwłaszcza na aukcjach dzieł sztuki, które mimo czasami zdalnej formy i szerzącego się kryzysu pozostawały areną gigantycznych transakcji. Cztery najdroższe artefakty sprzedane zostały za ponad 40 mln dol., absolutnym dominatorem 2020 r. w tej kategorii okazał się zaś „Tryptyk zainspirowany Oresteją Ajschylosa”, dzieło









