Tag "historia Polski"

Powrót na stronę główną
Andrzej Szahaj Felietony

Historię transformacji pisali zwycięzcy

Historię zawsze piszą zwycięzcy. Nie inaczej było z naszą transformacją. W jej opisywanie z punktu widzenia zwycięzców włączyli się ochoczo niektórzy dziennikarze, ale także naukowcy, przede wszystkim reprezentujący tzw. nauki społeczne. Nie wspominam nawet polityków dominujących długo partii, którzy pochwałę transformacji uważali za rzecz oczywistą, czy biznesmenów, dla których była ona w pełni sprawiedliwą koniecznością dziejową. W tym pisaniu historii przegranych pozbawia się prawa głosu i upokarza. Tak było i tym razem. Byli oni opisywani jako niezaradni, leniwi, zepsuci (pamiętacie film „Arizona”?), nienadążający za postępem, zwróceni ku przeszłości, roszczeniowi i pozbawieni stosownych kompetencji, które nie pozwalają im ani zrozumieć nowego wspaniałego świata, ani za nim podążać. Taki opis upokarzał. A pamięć upokorzenia trwa znacznie dłużej niż pamięć krzywd fizycznych lub ekonomicznych. Jest z jednej strony przyczyną trwałego cierpienia duchowego, a z drugiej gniewu. I taki utajony gniew połączony z cierpliwie znoszonym cierpieniem stał się udziałem bardzo wielu przegranych transformacji, wpłynął na ich wybory polityczne, szokujące dla wygranych transformacji. Co do upokorzenia zaś, ma ono taką oto cechę, że wywołuje w upokorzonym chęć upokorzenia upokorzyciela. Chęć zemsty (znakomitą ilustracją tej sytuacji jest wielki film „Joker”,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Polska Wielopolskiego

Plan Wielopolskiego sprowadzał się w istocie do tego, aby Królestwo Polskie otrzymało swój odrębny, niezależny ustrój państwowy Z okazji kolejnych rocznic zrywu styczniowego 1863 r. wiele się pisze o polityce Czerwonych czy zbrojnych działaniach powstańców, a znacznie mniej o ich polskich oponentach. Szczególnie interesująca jest postać Aleksandra Wielopolskiego ze względu na proponowany przez niego kształt Polski, który swoim zrywem pogrzebali insurgenci 1863 r. Wielopolski był wówczas u szczytu politycznego powodzenia, a sukces miał niemal na wyciągnięcie ręki. Wraz z nim także i Polska przerwałaby ciąg porażek. Klęska Rosji w starciu z Francją, Wielką Brytanią i Turcją w latach 1853-1856, a później jeszcze z Sardynią, spowodowała rozpoczęcie przez nowego władcę, Aleksandra II, reform wewnętrznych. Zmienił się kierunek polityki zagranicznej państwa carów, co było już widoczne w trakcie paryskiej konferencji pokojowej w 1856 r., gdzie doszło do nawiązania współpracy między Petersburgiem a Paryżem. Trwałość tej nowej konfiguracji w polityce europejskiej zależała w dużej mierze od poprawy położenia Polaków w Królestwie Polskim, czego oczekiwał cesarz Francuzów Napoleon III. Mogło to skłonić władze rosyjskie do ustępstw, tym bardziej że ustne obietnice złożone przez wysłannika cara szły właśnie w kierunku rekonstrukcji ustrojowej Królestwa. 27 lutego 1861 r.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Rewolucja oświatowa

W II RP szkoły wyższe ukończyło ok. 83 tys. osób, a tylko w pierwszym 30-leciu PRL ponad 800 tys. Awans edukacyjny społeczeństwa, zwłaszcza w dostępie do wyższego wykształcenia, był jednym z najważniejszych osiągnięć powojennej Polski. Dzisiaj osiągnięcie to – jak i inne pozytywne działania Polski Ludowej – jest pomijane lub deprecjonowane. W dominującej obecnie narracji podkreśla się brak autonomii szkolnictwa wyższego w PRL oraz wielokrotny w porównaniu z okresem Polski Ludowej wzrost liczby studentów po 1989 r., która w roku 2009 wyniosła ok. 1,9 mln wobec 403,8 tys. w roku 1990. Żeby jednak uświadomić sobie skalę zmian dokonanych w szkolnictwie wyższym w okresie PRL oraz to, że miały one charakter rewolucji społecznej, należy porównać ten okres nie ze współczesnością, ale z okresem II Rzeczypospolitej. Szkolnictwo wyższe w II RP, w przeciwieństwie do szkolnictwa wyższego w PRL, miało autonomię, która pozostawiała najważniejsze decyzje w rękach środowiska akademickiego. Jednak w latach 30. XX w. władze sanacyjne podjęły próby ograniczenia autonomii uczelnianej, oskarżając ówczesną opozycję o tworzenie przyczółków politycznych na uczelniach. Na mocy ustawy z 15 marca 1933 r. minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego stał się władzą naczelną szkół wyższych i sprawował nad nimi nadzór. Miał prawo rozstrzygania

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Jak walczono z zarazą

42 godziny po zdiagnozowaniu ospy Wrocław rozpoczął masowe szczepienia Gdy w 1963 r. wygnano z Wrocławia czarną ospę, nastał czas rozliczeń. Zastanawiano się, kto rozpętał śmiertelną epidemię, której pokonanie wymagało zaszczepienia prawie 8 mln Polaków. Ale wyciągnięto też wnioski z tego, co zadecydowało o wygranej z zarazą. Kto zawinił? Na pewno do rozwoju epidemii ospy we Wrocławiu przyczynili się medycy. Przede wszystkim, dlatego że źle zdiagnozowali pacjenta zero – Bonifacego Jedynaka, oficera wywiadu, który w maju 1963 r. z krótkiej delegacji do Indii, gdzie panowała epidemia czarnej ospy, przywlókł śmiertelnego wirusa do Wrocławia. Przy czym wrocławscy lekarze postąpili prawidłowo. Rozpoznawszy u Jedynaka malarię – w Polsce chorobę egzotyczną – wysłali go do gdańskiego Zakładu Medycyny Tropikalnej, żeby pacjentowi przyjrzeli się specjaliści. Niestety, gdańszczanie zawiedli, bo ograniczyli się tylko do potwierdzenia wrocławskiej diagnozy i przeoczyli, że organizm chorego walczy nie tylko z malarią, ale także ospą prawdziwą. „Stwierdzenie pasożytów zimnicy w krwi chorego, który importował zarazek do kraju, odwróciło uwagę lekarzy od właściwego rozpoznania. Stwierdzenie malarii może być częściowym usprawiedliwieniem, (…) równocześnie dowodzi, że każda choroba gorączkowa u człowieka, który przybywa z terenu zakażonego ospą, musi być bardzo dokładnie zbadana, przede wszystkim pod kątem wykluczenia

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Sztuka w blasku pieniędzy

Rynek sztuki w PRL nie doczekał się opracowania. Nikt nie spisał historii, nie zbadał archiwów Janusz Miliszkiewicz – publicysta, znawca rynku sztuki Artyści lubią narzekać na swój los. W pandemii jest im jednak wyjątkowo trudno. Ale czy kiedyś było łatwo? Na przykład za PRL? – W PRL nie było wolnego rynku, nie było aukcji sztuki. Był monopol państwa. Ceny prac plastycznych ustalano arbitralnie na niskim poziomie. Przedsiębiorstwo państwowe DESA handlowało głównie dziełami sztuki dawnej. Sztuka nowa w jej galeriach pojawiła się dopiero po 1980 r. Do 1989 r. ceny były spłaszczone na skutek arbitralnej decyzji politycznej. Chodziło o to, by ceny dóbr uważanych za luksusowe nie drażniły klasy robotniczej. Ceny obrazów i antyków w Polsce były szokująco niższe od porównywalnych dzieł w Europie. Jednak bulwersowały ludzi. – Na początku lat 80. byłem świadkiem awantury. W Warszawie obok Ministerstwa Kultury działała państwowa Galeria Art. W oknie wystawowym wisiał obraz Eugeniusza Eibischa z podaną ceną. Przed wystawą zatrzymała się grupa dostatnio ubranych osób. Mężczyzna zobaczył, że cena obrazu jest wyższa od urzędowej ceny poloneza. Dostał szału! Wrzeszczał: jak takie coś może tyle kosztować?! A jak artyści czuli się w tym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Czarna ospa we Wrocławiu

Jak w 1963 r. zaszczepiono na ospę 8 mln Polaków W 1963 r. śmiertelne wirusy krążyły po Wrocławiu ponad sześć tygodni, zanim zorientowano się, że to ospa prawdziwa. Ale już walka z epidemią zajęła wrocławianom tylko dwa miesiące. Głównie dzięki izolacji chorych i masowym szczepieniom. Czarną ospę przywiózł do Wrocławia, z krótkiej podróży służbowej do Indii, oficer wywiadu Bonifacy Jedynak. Przyleciał 25 maja 1963 r., a już cztery dni później zaczął się skarżyć na dreszcze, wysoką gorączkę i wykwity skórne podobne do trądziku. Wrocławski lekarz stwierdził malarię, ale dla pewności skierował Jedynaka do gdańskiego Zakładu Medycyny Tropikalnej. Niestety, tamtejsi specjaliści ograniczyli się do potwierdzenia rozpoznania i nie dostrzegli, że pacjent oprócz malarii choruje na znacznie groźniejszą ospę. Ta błędna diagnoza uruchomiła łańcuch zakażeń, który zapisał się w historii jako epidemia czarnej ospy we Wrocławiu – największa po 1945 r. i ostatnia w Polsce, a także jedna z większych w powojennej Europie. Łańcuch śmierci Leczony na malarię Jedynak szybko uporał się również z czarną ospą i już 5 czerwca opuścił szpital MSW. Niestety, zdążył zarazić ospą Janinę Powińską, salową, która sprzątała jego szpitalną izolatkę. A kobieta przekazała chorobę nastoletniemu synowi i córce – 27-letniej Leokadii

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Skok w nowoczesność

Rozwiązanie problemu uprzemysłowienia Polski było realizacją celu, do którego zmierzały uprzednio całe pokolenia Polaków Za symboliczny początek Polski Ludowej uznawany jest dzień ogłoszenia Manifestu PKWN, czyli 22 lipca 1944 r. Jednak wydarzeniem, które położyło podwaliny pod ówczesny ustrój gospodarczy, było dopiero uchwalenie 3 stycznia 1946 r. ustawy o nacjonalizacji przemysłu. Z dzisiejszej perspektywy może wydawać się zaskakujące, że do tak fundamentalnego dla komunistów zadania ówczesne władze zabrały się dopiero półtora roku po ustanowieniu swoich rządów i prawie rok po wyzwoleniu całego kraju. Tym bardziej że do realizacji innej wielkiej reformy społecznej – parcelacji majątków ziemskich – PKWN wziął się bezzwłocznie i energicznie. Proces dochodzenia do decyzji o nacjonalizacji przemysłu dobrze jednak oddaje zawiłości sytuacji politycznej. Depesza do Londynu Manifest Lipcowy, zapowiadający kierunek zmian społecznych pod rządami PPR, w ogóle nie obejmował nacjonalizacji przemysłu. Wręcz przeciwnie. Głoszono w nim, że „inicjatywa prywatna, wzmagająca tętno życia gospodarczego, również znajdzie poparcie państwa”. Nawet wielka własność miała być tylko tymczasowo przejęta pod zarząd państwa: „Majątek narodowy, skoncentrowany dziś w rękach państwa niemieckiego oraz poszczególnych kapitalistów niemieckich, a więc wielkie przedsiębiorstwa przemysłowe, handlowe, bankowe, transportowe oraz lasy,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Wojna kleru z Witosem

Mimo osobistej religijności prezes PSL „Piast” odróżniał religię od księży i nie ulegał ich wpływom 31 października 1945 r. zmarł w Krakowie Wincenty Witos – jeden z najwybitniejszych polityków polskich w XX w., niekwestionowany lider ruchu ludowego w II RP, współtwórca Polski niepodległej w 1918 r., trzykrotny premier II RP, więzień twierdzy brzeskiej i ofiara procesu brzeskiego, kawaler Orderu Orła Białego. Od 1895 r. działał w Stronnictwie Ludowym, a po rozłamie w 1914 r. w PSL „Piast”, którego był prezesem w latach 1918-1931. Wincenty Witos reprezentował konserwatywne skrzydło ruchu ludowego, mimo to przez długi okres był zwalczany przez kler katolicki. Jest to mniej znany i rzadko przypominany rozdział jego biografii, a zarazem historii ruchu ludowego. Pisząc wspomnienia na wygnaniu w Czechosłowacji w 1933 r., Witos zanotował: „Walki z Kościołem ani religią nigdy nie prowadziłem, uważając to za rzecz niepotrzebną i szkodliwą”. Jednak kilka zdań dalej stwierdził: „Nie cofałem się też ani na chwilę przed narzuconą mnie i ruchowi ludowemu walką, narzuconą szczególnie przez duchowieństwo diecezji tarnowskiej”1. Do pierwszego starcia przyszłego przywódcy polskich chłopów z klerem doszło już w 1891 r. 17-letni wówczas Witos został wezwany na rozmowę przez ks. Józefa Franczaka – wtedy jeszcze wikarego, a wkrótce proboszcza parafii w Wierzchosławicach

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne

Muzealna Opowieść Wigilijna

Muzeum Niepodległości w Warszawie zaprasza na cykl filmów pod nazwą Muzealna Opowieść Wigilijna. W ramach tego wydarzenia, przedstawiciele instytucji opowiedzą o dawnych zwyczajach świątecznych, Bożym Narodzeniu na Pawiaku oraz w X Pawilonie Cytadeli Warszawskiej. Cykl czterech filmów zostanie w najbliższych

Andrzej Romanowski Felietony

Prorok Władysław Gomułka

Pięćdziesiąt lat temu, podczas krwawo tłumionych rozruchów robotniczych na Wybrzeżu, Władysław Gomułka chodził po swym gabinecie i powtarzał: „Każda kolejna klasa rządząca w naszym kraju doprowadzała do zguby własne państwo”. Społeczeństwo nie usłyszało tych słów – w obiegu publicznym pojawiły się one dopiero w lutym 1971 r., w partyjnym organie „Nowe Drogi”, jednak nawet wtedy nie jako cytat, lecz w postaci omownej. Czy zatem Gomułka rzeczywiście to powiedział? Poproszony przeze mnie o opinię prof. Andrzej Werblan wyraził wątpliwość, zarazem przyznał, że w grudniu 1970 r. fraza ta była w obiegu. Co chciano nią zakomunikować? Najprościej byłoby rzec: była to reakcja na utratę władzy. Ale nawet wtedy warto w tym ujrzeć coś głębszego. Komitety partyjne płonące na Wybrzeżu mogły uświadamiać rządzącym, jak wiele mogą stracić. Nie chodziło jednak tylko o partię – chodziło o państwo, którego PZPR była strażnikiem. A tu było co chronić, skoro Gomułce udało się w przeszłości parę rzeczy zadziwiających. Po pierwsze, w październiku 1956 r. został wybrany na I sekretarza partii wbrew moskiewskiej centrali. Po drugie, mimo to zachował władzę przez długie 14 lat. Po trzecie, doprowadził do bezprecedensowych w krajach „demokracji ludowej” zmian ustrojowych. A po czwarte… Dokładnie tydzień przed początkiem rozruchów na Wybrzeżu Gomułka odniósł największy triumf

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.