Tag "jaskinie"

Powrót na stronę główną
Felietony Wojciech Kuczok

Sprzątanie po zlodowaceniu

Nasypał mi się piasek do ucha. Z triasu. Znaczy, z dolnego triasu. Właściwie z oleneku. Dokładnie sprzed 250 mln lat. Przy kopaniu studni. Znaczy, przy odkopywaniu. Studni krasowej. Dokładnie to Studni z Sercem, bo tak ją nazwali odkrywcy.

O eksploracji w krasie kopalnym już kiedyś pisałem, że jest jak odsłanianie negatywu rzeźby. Albo jak mozolne deszyfrowanie tekstu natury. Niewyobrażalnie dawno temu, przez niewyobrażalnie długi czas (dziesiątki milionów lat) woda drążyła w skale pionowy tunel, który po kolejnych milionleciach zatkał się piaszczystymi osadami naniesionymi przez lodowiec. I teraz jak dziecko w piaskownicy przy użyciu grabek, łopatki i wiaderka z pasją odsłaniam dziurę. Która zdaje się nie mieć końca. Takich dzieciaków jak ja jest kilkanaścioro, wiader i lin też sporo, a że nie jesteśmy cierpliwi jak woda, prace idą całkiem szybko. W ciągu dwóch lat od odsłonięcia otworu mała grotka przeobraziła się w sporą jaskinię, długą na setki metrów (po odsłonięciu nieznanych korytarzy i sal), a głęboką na 25 m. I tam właśnie, na dnie ostatniej pionowej formacji, w całości zasypanej dolnotriasowymi osadami, poszło w bok.

Odkopuję korytarz w nieznane. Sypie się z sufitu i ścian, człowiek ma piach wszędzie, jak wtedy, gdy w dzieciństwie dawał się zakopać na plaży po szyję, ale eksploracyjny amok jest silniejszy od rozumu. Tę antyrzeźbę trzeba odsłonić do końca. Odtworzyć. Od-drążyć.

Poruszamy się jak drewnojady, larwy kłopotków czarnych wyżerające sobie tunele w belkach i powałach. Na zewnątrz rosną hałdy urobku, gliny i piasku, które zaczyna anektować roślinność ruderalna. Ulubiły sobie też to miejsce mrówki, pobudowały już dwa spore kopce i w mikroskali

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Jak ominąć korki na dachu

Lato trzymało do ostatniego dnia kalendarzowego, grzechem byłoby nie skorzystać – pojechałem w Tatry, te najbliższe z mojej strony, orawskie, tym razem wyjątkowo jak pan dyrektor przykazał, czyli po szlaku, no bo grani nie znałem, a farbą akurat pochlapana i dostępna dla ludności. Widoki niezrównane, trochę emocji dla turystów, nawet jakieś łańcuchy na eksponowanych stromiznach, w rzeczy samej odcinek między Przełęczą pod Dzwonem a Smutną nazywany jest Orlą Percią Tatr Zachodnich, dalsza część w rejonie Rohaczy też odważnie wyznakowana. Był słoneczny weekend, więc sporo piechurów na szlaku, mogłem wreszcie sprawdzić swoje tempo na tle innych, bo zwykle chodzę po odludziach – pod górę jest całkiem nieźle, wyprzedzam, w dół już niestety dużo gorzej, wszyscy mnie wyprzedzają, to kwestia kolan niezdrowych i stopy powypadkowej, już nie zbiegam po piargach, jeno się mozolę.

Tak czy owak, wycieczka udana, pomimo ludności na grani bezzatorowa. No i właśnie: przez cały dzień dostawałem od znajomych dramatyczne zdjęcia z polskiej strony Tatr. Gigantyczne kolejki, zatkane szlaki, trzygodzinne oczekiwanie na Orlej – to już pułapka, bo szlak jednokierunkowy i nawet jak się rozmyślisz, cofnąć się nie możesz, choćbyś dał radę ominąć pod prąd ogon piechurów wysokogórskich, samym hejtem zepchną cię w przepaść. Po polskiej stronie Tatr chodzę już tylko pod ziemią, tam korki rzadkie, chyba że się wybierze do trudnej jaskini zbyt duży zespół, wtedy łatwo

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Pan Tupecik i wieczność

Wskutek wysokiego i wciąż narastającego poczucia derealizacji, którego doznaję każdego dnia prezydenckiej kadencji Pana Tupecika w USA, intensywniej niż zwykle znikam z powierzchni ziemi. Speleoterapia polega także, a może nade wszystko, na odnalezieniu się pośród tego, co trwałe i niezmienne. Wobec wahań nastrojów wodza imperium, który plecie przed kamerami, co mu ślina do gęby przyniesie, a potem wypiera się tego jak gdyby nigdy nic („nie przypominam sobie, abym nazwał Zełenskiego tanim komikiem i dyktatorem”), w obliczu jego impulsywnych decyzji o katastrofalnych skutkach (wtrzymanie pomocy wojskowej dla Ukrainy, wojna celna z połową świata) i w świetle jego bezkarnych kłamstw (pieprzy coś o zniesieniu cenzury, a zarazem grozi, że będzie wsadzał do więzienia protestujących studentów) można mniemać, że Stany Zjednoczone, które zgotowały sobie i światu ten los, są krajem zidiociałych poganiaczy bydła. Albo to głupota wrodzona, albo efekt wystawienia na permanentny brak aksjomatów, podważanie zasad logiki i badań naukowych, życie wedle niezweryfikowanych bzdur i nawałnicy dezinformacji.

Tak czy owak, wystawiam łeb spod ziemi coraz rzadziej, a i to tylko po to, by się upewnić, że świat zmierza ku zagładzie w tempie wykładniczym. Już mi się nawet udzieliła niezdrowa zbiorowa emocja i puszczałem sobie dla ulgi raz za razem wiral wykreowany przez AI, w którym Zełenski daje w mordę Panu Tupecikowi – dawno nic mi nie sprawiło takiej radości, sztuczna inteligencja jest zatem zdolna przynosić realną uciechę. To była scena westernowa, więc całkiem trafiona – Tupecik wyobraża sobie świat i sprawowanie władzy wedle westernowych schematów: wygrywa ten, kto mocniej daje w ryj lub szybciej strzela. Być może tylko w ten sposób da się jeszcze uratować ludzkość: ktoś musi strzelić tego pomarańczowego dziada w papę, tak by już nie wstał.

Owóż, lepiej mi pod ziemią, o wiele lepiej, a jako że życie się kurczy, szkoda czasu na jaskinie średnio ładne i niezbyt obszerne. Penetruję zatem ostatnio kras Doliny Demianowskiej, groty olbrzymich rozmiarów i nieprawdopodobnego piękna, uważane wręcz za najpiękniejsze w Europie. System Jaskiń Demianowskich

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Nawet nietoperze nie śpią spokojnie

Nie spozieram już na wiadomości, zablokowałem kanały informacyjne – od kiedy Trump wygrał wybory, mam przeczucie graniczące z pewnością, że dożywamy końca antropocenu. Mój licznik wybił katastrofizm, dlatego wcale już nie piszę o polityce, piszę o doczesnych drobnych uciechach, o spożywaniu świata tuż przed jego końcem. Uciekam do jaskiń częściej niż kiedykolwiek, nieomal już tam mieszkam. To uspokaja, kiedy człowiek znajdzie się w przestrzeni starszej od wszystkich wojen, zagląda w wątpia ziemi starsze od ludzkości, świadom, że pozostaną takie same po jej wyginięciu. W tym przed- i powiecznym spokoju znajduję niejakie ukojenie.

Chodzić po jaskiniach zimą w zasadzie się nie powinno, by nie wybudzać nietoperzy, ale w obszernych systemach obecność mobilnego, parującego grzejnika o temperaturze 36,6 st. C ma znikomy wpływ na otoczenie, jeśli do hibernującego zwierzaka celowo się nie zbliży i nie będzie go dręczyć światłem. Naczytało się o gryzoniach dysponujących szóstym zmysłem, który pozwala im zawczasu przewidzieć niebezpieczeństwo i zwiać w porę przed trzęsieniem ziemi czy też wyjść na ląd przed ostatnim rejsem okrętu – pomyślałem. Napatrzę się na sen nietoperzowy, żeby się uspokoić – przecież nie kładłyby się spokojnie do hibernakulum, gdyby czuły, że coś się święci.

Tymczasem i pod ziemią jakieś nadzwyczajne poruszenie. Tysiąc jaskiń już odwiedziłem, dziesiątki tysięcy nietoperzy widziałem, ale nigdy mi się nie zdarzyło – jak pewnej soboty – żeby w środku zimy panowały takie chiropteroniepokój i dezorientacja. Na zewnątrz lodowato (w górach Słowacji, powyżej 1000 m n.p.m.), nietoperze mrożonych komarów

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Do schronu

I znowu powrót pod ziemię – odświeżający, bo tak już mam, że mój strach zostaje na powierzchni. Zresztą w dobie eskalacji nuklearnych lęków instynkt każdego ciągnie do schronów atomowych; zaraz się okaże, że grotołazi, powszechnie wykpiwani jako mroczni dziwacy, są bezcenni ze swoją rozległą znajomością podziemnej topografii – w razie czego będą najlepiej wiedzieli, gdzie się schować. Preppersi betonują ciasne ziemianki na czas apokalipsy, a ja w razie czego wolę, jak to niegdyś napisał wieszcz prawicy, „zamieszkać w katedrze”. W dodatku za darmo, tymczasem budowa przydomowego schronu o komforcie więziennej celi bez okien kosztuje setki tysięcy złotych. Rynek bunkrowy już hula, trudno się dziwić, groźba zagłady jest ostatnim argumentem Putina, nader często używanym.

Tymczasem, wciąż niepogrzebani, z grupą speleoprzyjaciół grzebiemy w bebechach ziemi dla przyjemności. Zakończyliśmy właśnie sezon na Muránskiej Planinie, bo po opadach śniegu nawet terenówką nie da się wjechać na ten dziki płaskowyż.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Moje dna

Uczynkiem, a zwłaszcza zaniedbaniem grzeszę wciąż, bracia i siostry; przeciw ciału własnemu grzeszę, rozlewam się, otłuszczam i zapuszczam, w efekcie chwilowo znowu to ja jestem tym, którego wyprzedzają turyści, póki nie zboczę ze szlaku. Im bardziej ciała przybywa, tym prędzej ubywa sił. W zadyszkach i siódmych potach lezę jednakowoż uparcie, a nawet skrycie, w góry, po to, by schodzić w doły zapomniane, a czasem wręcz dziewicze. Zbliżam się do wymarzonej w dzieciństwie, choć przecież nie magicznej w żaden sposób ani też granicznej, liczby tysiąca spenetrowanych jaskiń. Od 40 lat prowadzę skrupulatnie speleokronikę, z której czarno na białym wynika, że jeszcze w tym roku najpewniej padnie ów tysiąc. Nie tysiąc akcji podziemnych, tych było więcej, bo do wielkich systemów wracałem po wielekroć, odwiedzając kolejne ich ciągi, w takim np. Bańdziochu Kominiarskim jest osiem den, może i znalazł się jakiś szaleniec, który je zdobył w jednej kilkudziesięciogodzinnej akcji, ale ja potrzebowałem do tego ośmiu osobnych wyjazdów. Tysiąc odwiedzin w tysiącu różnych pieczar.

W niniejszym numerze PRZEGLĄDU rozmawiam z innym obsesjonatem, Andrzejem Marciszem, który wlazł na wszystkie nazwane wierzchołki Tatr, a było ich prawie 1,2 tys. Człowiek popada w szaleństwo kolekcjonowania stopniowo – Marcisz wspinał się po Tatrach wiele dekad, zanim pojął, że zostało mu już mniej niż więcej do zaliczenia wszystkiego, czemużby więc tego nie uczynić. Mnie też okrągła liczba zaczęła kusić po kilkudziesięciu latach znikania pod ziemią, kronikę prowadziłem po to, by nie zapomnieć, z kim i gdzie przeżywałem jaskiniowe przygody.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kultura Wywiady

Anatomia obsesji

W dziedzinie wysokogórskich zdjęć wspinaczkowych w kinie fabularnym podnieśliśmy poprzeczkę tak wysoko, że trudno będzie temu dorównać. Chyba że sami spróbujemy Marcin Polar – reżyser filmów dokumentalnych, operator filmowy, autor zdjęć filmowych w warunkach ekstremalnych, m.in. ujęć górskich w filmie „Biała odwaga” Marcina Koszałki. W recenzjach „Białej odwagi”, także tych krytycznych, pojawia się jeden wspólny ton: Tatry nigdy nie wyglądały tak pięknie. Gratulacje, to twoja zasługa. Zastanawiam się, jak cię najlepiej przedstawić.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Refugium i dwubiegunówka

Mija dziesięć lat, od kiedy odkryłem z przyjaciółmi Niedźwiedzią Górną, jedną z najpiękniejszych jaskiń Polski. Gdy tylko we wstępnych partiach znaleźliśmy artefakty, ściągnięty w trybie pilnym archeolog datował wstępnie skorupy na okres wczesnego średniowiecza i uznał, że jaskinia musiała stanowić refugium w niespokojnych czasach. Otwór nieduży, łatwy do zakamuflowania, a zaraz za nim obszerna sala nadająca się do zamieszkania – zanim wejście zasypało się na tysiąc lat, ludzie przeczekiwali wewnątrz niezliczone zawieruchy wojenne. W czasach tzw. średniowiecznego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Czarny tulipan

Im dłużej trwa kaczyzm, tym bardziej chciałoby się zapaść pod ziemię z zażenowania i zgryzoty. Albo na podobieństwo wielu innych ssaków zapaść w hibernację, ale taką wielozimową: zbudzić się dopiero, gdy pisowska katastrofa się skończy. Dałbym radę, zgromadziłem zapasy tłuszczu na niejeden sezon, postanowiłem zatem podpatrzeć z bliska, jak to się robi. Odkryłem w życiu parę większych jaskiń, ale właściwie mogę odwiedzać tylko jedną spośród nich, pozostałe już dla mnie za ciasne, a ta najpiękniejsza zamknięta włazem i udostępniana

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.