Tag "Karol Nawrocki"
Rok 2024 – kto w górę, a kto w dół? Nadzieje i rozczarowania
Rok 2024, rok rządu Donalda Tuska, był specyficzny. Po pierwsze, okazał się rokiem niespełnionych politycznych marzeń. Po drugie, był rokiem potężnych politycznych napięć, zapaśniczego siłowania się. Mocnego, ale na remis.
Zacznijmy od niespełnionych marzeń. Wyborcy Koalicji 15 Października liczyli, że rząd sprawnie pozamiata po Prawie i Sprawiedliwości i jego wyczyny rozliczy. Nic takiego się nie zdarzyło. Zamiatanie po PiS idzie opornie, partia Kaczyńskiego po paru miesiącach otrząsnęła się z wyborczej przegranej i coraz odważniej atakuje rządzących. A wspiera ją w tym Andrzej Duda, który w orędziu noworocznym odkrył się całkowicie w swojej stronniczości i nienawiści do nie-PiS. Mówił, że koalicja doprowadziła do chaosu w wymiarze sprawiedliwości. Mój Boże, czyli za Ziobry był ład i porządek?
Z kolei PiS liczyło, że utratę władzy zrekompensują mu problemy nowej koalicji, która będzie tak poblokowana, że nic nie zdoła zrobić, w końcu się skłóci i rozpadnie. Te nadzieje też okazały się płonne. Owszem, koalicja się kłóci, ale nie do krwi. Daleko jej do rozpadu.
Barykady, które PiS wzniosło, w większości padły. Koalicja szybko odbiła prokuraturę i media publiczne.
Mamy zatem stan pół na pół. Trochę górą jest Tusk, trochę Kaczyński, politycznie mamy klincz, tkwimy i – jak mówi Tusk – „będziemy ciągle, przynajmniej do lipca, tkwili w jednoczesnym systemie prawa i bezprawia”. Do lipca – do odejścia Andrzeja Dudy.
A dalej będzie tak jak teraz albo łatwiej. Zależy od wyniku.
Oto więc minął nam rok przejściowy, podczas którego pani polityka czekała na rok 2025, na decydującą dogrywkę.
Dla jednych był dobry, dla drugich okazał się porażką. Zerknijmy jeszcze raz, kto poszedł w górę, a kto w dół.
W GÓRĘ
Donald Tusk
Niby wielki zwycięzca, Polska jest w jego rękach, ale przecież nic znaczącego jeszcze nie osiągnął. Jak Trzaskowski przegra prezydenturę, to i on będzie musiał ewakuować się z premierowania. Niby więc coś ma, ale wciąż niewiele.
Piszą też, że dominuje nad rządem, że taki silny. Może i silny, ale wiem, że dominować nad takim rządem to nie jest nadzwyczajna sztuka. I chyba także nie nadzwyczajna mądrość, bo łatwiej by miał, gdyby cały zespół tą łódką wiosłował, nie tylko on.
Tak oto, chwaląc Tuska, ganię go przy tym. Gdyż taka właśnie jest jego sytuacja – niby mu klaszczą, ale niczego nie skończył, jest w połowie rzeki. I albo ją pokona, albo utonie. I klops.
Rafał Trzaskowski
Ma wygrać wybory prezydenckie, potem być prezydentem i podpisywać ustawy, których nie podpisuje Duda.
To jest ta nadzieja. Czy się uda?
A kto to dziś wie? Ta druga tura, w której o Pałac Prezydencki będzie pewnie walczył z Karolem Nawrockim, będzie, po pierwsze, plebiscytem, wojną zastępczą Tuska z Kaczyńskim. Ale po drugie, będzie to konkurs osobowości, bo chcielibyśmy prezydenta z pierwszej ligi, a nie królika z kapelusza. Trzaskowski, takie mam wrażenie, podchodzi do sprawy poważnie, kręci filmiki, trenuje, jeździ po kraju. Chyba wie, że nikt mu tej prezydentury nie da, ani partia, ani Tusk, ani sztabowcy, to on sam musi ją wyrwać. Bo polityk to samotne zwierzę, wbrew obrazkom, które widzimy na co dzień.
Adam Bodnar
Magik. Pisowcy wołają, że prawa w Polsce nie ma, że zamach, dyktatura, mafia, że prokuratura przejęta krwawo. No to spójrzcie na Bodnara z tą jego dobroduszną twarzą i usypiającym głosem. Wyglądu mściwego oprawcy to on nie ma. Okrzyki trafiają zatem w pustkę, ludzie z tego się śmieją.
Mam do Bodnara szacunek, bo dostał resort zabetonowany, przez lata mieli tam rządzić ziobryści, a Duda miał ich chronić. Bodnar ten beton rozkuł, przynajmniej porobił w nim sporo dziur. I swoje porządki wprowadza. Dla prokurator Wrzosek – za wolno. Dla prawicy… O tym pisałem. Efekt jest taki, że kieruje resortem na wpół zbuntowanym, na wpół obrażonym.
I go prostuje. Ciężki to kawałek chleba.
Władysław Kosiniak-Kamysz
Mówią, że świetnie się czuje jako minister obrony, że pokochał wojsko i generałów. Czyli o dwóch sprawach już wiemy – że na Kosiniaka-Kamysza działa urok trzaskających obcasów. I że nikt tak nie potrafi trzaskać jak generałowie.
Ale nie jego miłość do armii sprawia, że zapisuję mu rok 2024 jako udany. Otóż w tych wszystkich grach i gierkach w roku minionym jedna rzecz była stała – PSL było na górze, przepychało to, co chciało, i hamowało to, co chciało. Jednym może to się podobać, drugim nie, ale doceńmy skuteczność, bo to w polskiej polityce towar deficytowy.
Karol Nawrocki
Dwa miesiące temu pies z kulawą nogą o nim nie słyszał, dziś jest ostatnim nabojem PiS. Bo albo wygra wybory prezydenckie, albo po PiS. Bój to będzie więc ostatni.
Choć może też być inaczej – że Kaczyński miał inną kalkulację. Bo gdyby wystawił Czarnka albo Morawieckiego, to po kampanii wyborczej każdy z nich by mu partię odebrał. A tak nie straci niczego albo niewiele. Nawrocki zatem to takie kaczyńskie mniejsze zło.
Poza tym dla mnie jest fenomenem, że do walki o stanowisko prezydenta Rzeczypospolitej wielka partia wystawia człowieka z czwartego szeregu, politycznego amatora, który na niczym się nie zna i ciągnie się za nim smród kumplowania z kibolami i gangsterami. Jeżeli to ma być ta nowa jakość w polskim życiu publicznym, to ja dziękuję.
W DÓŁ
Zbigniew Ziobro
Nazywa Donalda Tuska szefem mafii. Znaczy, wyzdrowiał, bo już innym wymyśla. Tyle mu zostało. Nie ma już swojej partii, PiS wchłonęło Suwerenną Polskę, właśnie ją trawi, każdy z jego niedawnych podwładnych układa się po swojemu. Ziobro, swego czasu ulubieniec Kaczyńskiego, jest gdzieś z boku. Poza tym drży. W aferze Funduszu Sprawiedliwości prokuratorzy mają postawić zarzuty 23 osobom, Marcin Romanowski jest tylko jednym z wielu. A wśród zarzutów jest udział w zorganizowanej grupie przestępczej, więc i Ziobrę mogą wskazać jako szefa tej grupy. Zresztą słynny list Kaczyńskiego skierowany na jego ręce, by miarkował się w sprawach funduszu, stanowi rodzaj aktu oskarżenia.
Pętla się zaciska. Jeśli się zaciśnie, Ziobro będzie krzyczał, że Tusk i Bodnar to bandyci i mordercy. Jeżeli się nie zaciśnie, będzie się z nich śmiał, że fujary. Dziecinne to emocje, ale nie martwmy się tym, bo nie warto się przejmować słowami polityków, którzy lecą w dół.
Mateusz Morawiecki
Partia IPN
W związku ze wskazaniem przez PiS jako „obywatelskiego kandydata” na urząd prezydenta RP dr. Karola Nawrockiego i poparciem tej kandydatury przez pracowników Instytutu Pamięci Narodowej oczy wszystkich znów skierowały się na ten dziwny organ, któremu Nawrocki szefuje. Organ kosztujący państwo polskie, a więc tak naprawdę polskiego podatnika, niewiele mniej niż Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Ta ostatnia, będąc największą polską służbą specjalną, przynajmniej teoretycznie chroni nas przed działaniem obcych wywiadów i przed atakami terrorystów oraz zabezpiecza tajemnice państwa. A IPN? Stoi na straży narodowo-katolickiej wizji historii najnowszej, mitologizując ją i unikając jakiejkolwiek analizy krytycznej. Upowszechnia obsesyjnie kult „żołnierzy wyklętych”, marginalizując rolę Armii Krajowej oraz innych formacji zbrojnych Polskiego Państwa Podziemnego. Gdyby ktoś uczył się historii produkowanej w IPN, nabrałby przekonania, że walka partyzancka w Polsce miała apogeum dopiero po 1945 r., a wcześniej była tylko Brygada Świętokrzyska NSZ i może jeszcze coś niewiele znaczącego. W dodatku głównym przeciwnikiem polskiego podziemia nie byli Niemcy, ale Sowieci.
Pisałem już, także w „Przeglądzie”, że los powojennego podziemia zbrojnego był tragiczny, i to podwójnie. Podjęło ono z różnych powodów, czasami nawet szlachetnych, walkę beznadziejną. Z braku sił, by przeciwstawić się jednostkom sowieckim stacjonującym w Polsce, a nawet jednostkom LWP, ograniczało się do akcji terrorystycznych i zamachów na komunistów, a nieraz na ludzi, których za komunistów uznał lokalny dowódca, na pojedynczych funkcjonariuszy milicji bądź bezpieki albo już tylko na ich rodziny. Niekiedy ofiarami byli ocalali z Holokaustu Żydzi, innym razem słowaccy chłopi na Spiszu czy Białorusini… Dramatem „żołnierzy wyklętych” było to, że nawet jeśli na początku tego nie zakładali, z czasem po prostu bandycieli.
Ferajna prezesa IPN
Kto stoi za Karolem Nawrockim
Przygotowany na zlecenie PiS raport o Karolu Nawrockim jest wstrząsający, choć podobno na Jarosławie Kaczyńskim nie zrobił wrażenia. Okazuje się, że kandydat na prezydenta RP ma powiązania ze środowiskiem kryminalistów, bandytów i nazistów, których zna z trybun stadionowych. Nawrocki był jednym ze współzałożycieli stowarzyszenia kibiców Lechii Lwy Północy. Jeszcze jako szeregowy pracownik IPN, potem dyrektor Muzeum II Wojny Światowej, a następnie prezes IPN współpracował ze środowiskiem kibiców Lechii Gdańsk i Lwami Północy przy organizowaniu wydarzeń patriotycznych. Wyznawcy Adolfa Hitlera czcili m.in. rocznice wybuchu II wojny światowej, powstania warszawskiego i Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych (sic!).
Jednym z takich znajomych Nawrockiego jest Grzegorz H., nazywany „Śledziu”, szef bojówki Lechii Gdańsk i członek nazistowskiej międzynarodowej organizacji Blood & Honour (Krew i Honor). Mężczyzna ma wytatuowanego na ramieniu wodza III Rzeszy, a na rękach i plecach swastyki oraz motto SS: „Meine Ehre heisst Treue” (Moim honorem jest wierność). Kolega prezesa IPN przesiedział 14 lat w więzieniu za pobicia, udział w bójkach i nielegalne posiadanie broni. Wspólnie z kolegami, w reakcji na przegrany mecz Lechii Gdańsk z Hutnikiem Warszawa, ukamienował staruszkę, która w ciężkim stanie trafiła do szpitala. Ulubioną przyśpiewką „Śledzia” było: „Guantanamera, Gdańsk to jest miasto Hitlera!”.
Blood & Honour jest organizacją przestępczą. Została założona przez brytyjskiego muzyka Iana Stuarta Donaldsona. Ma sympatyków w Europie i w USA. Współcześni naziści muszą jednak się ukrywać, ścigani przez wymiar sprawiedliwości. Rząd Kanady wpisał Blood & Honour na listę organizacji terrorystycznych, obok Państwa Islamskiego i Al-Kaidy. Nazistów jako terrorystów traktują też Niemcy. Wyjątkiem jest Polska, gdzie bez przeszkód mogą prowadzić działalność.
Zdrajcy rasy
Polską odnogą Blood & Honour była Redwatch Polska. „Celem Redwatch Polska jest zbieranie wszelkich możliwych informacji (zdjęcia, adresy, numery telefonów, numery tablic rejestracyjnych samochodów etc.) na temat osób trudniących się działalnością antyfaszystowską, antyrasistowską, kolorowych imigrantów, działaczy lewackich stowarzyszeń i wszelkiego rodzaju sympatyków i aktywistów szeroko rozumianego lobby homoseksualnego oraz pedofilii. Poprzez Redwatch chcemy uświadomić środowiskom, które są nam przeciwne, że to, co wiedzą na nasz temat, jest niczym w stosunku do wiedzy, jaką posiadamy o nich”, można było przeczytać na stronie internetowej polskich nazistów.
Motto Redwatch Polska to cytat z Donaldsona: „Pamiętaj miejsca, twarze zdrajców rasy. Oni wszyscy zapłacą za swoje zbrodnie”. „Zdrajcą rasy” może zostać każdy, a „zbrodnią” jest działalność w organizacji feministycznej, lewicowej, na rzecz równouprawnienia, wspierającej uchodźców, mniejszości seksualne i narodowościowe.
Wojna o koniec wojny
Przez najbliższe miesiące będziemy oglądać, jak Kaczyński z Nawrockim kończą wojnę polsko-polską. Prezes to kończenie zapowiedział, a słowo prezesa jest święte. Czeka nas niezwykły okres krwawych bitew w ramach wojny o koniec wojny. Przypomina mi się, jak w czasach imperium sowieckiego w Moskwie i w koloniach walczono o pokój. Była nawet zajmująca się tym organizacja, wszędzie wisiały hasła: „Walczymy o pokój”. Symbolizował tę wojnę biały gołąbek pokoju. Nawet radziecka broń termojądrowa walczyła o pokój. Walczyli, tłumiąc powstanie węgierskie i pacyfikując Czechosłowację, o pokój też walczyli w Afganistanie. Teraz będzie u nas wojna, by zakończyć wojnę polsko-polską. A ja się dowiedziałem od prezesa, że nie mam genu polskości. Pocieszam się, że to dotyczy kilkunastu milionów Polaków. Ewentualnie mają ten gen, ale zostali oszukani przez tych bez genu.
Moja znajoma dyrektorka szkoły mówi, że na szczęście bardzo się poprawiła sytuacja materialna nauczycieli. A większym problemem niż uczniowie są rodzice. Rozsypały się zasady wychowawcze i między rodzicami wybuchają nieustanne konflikty, na co zezwalać, a czego zakazywać. To również istotny powód rozwodów. Największy problem jest z dziewczynkami, co zresztą obserwuję u znajomych. Obliczyłem, że dotyczy to co najmniej czterech rodzin, z którymi jesteśmy blisko. Rozpadł się model grzecznej dziewczynki, a nie ma nowej formy.
Krytykowałem w poprzednim felietonie naszą policję, że taka opieszała. W Warszawie i w jej okolicach grasowały gangi dekarzy
Figuranci demokracji
Zaczęło się. Musiało się zacząć. Tak to już jest z wyścigami. Zawsze mają start, przeważnie metę, wynik, rezultat, sukces lub porażkę, swoich pewniaków i farciaków, faworytów i niedoszacowanych, zasłużonych i przypadkowych. Problem polega na tym, że demokracja nie jest dyscypliną sportową. A może już jest? Właściwie zasadne wydaje się nawet pytanie, czy wybory prezydenta w kraju takim jak Polska są jeszcze zjawiskiem politycznym, czy już wyłącznie marketingowo-sprzedażowym. Jak w USA, tylko wciąż taniej niż tam.
Znamy już nazwiska kandydatów dwóch głównych sił polityczno-partyjnych. Żaden z nich nie jest liderem politycznym własnej formacji. Bliskie prawdy absolutnej jest stwierdzenie, że raczej obrazują antypody swoich liderów, choć bardziej zdecydowanie uwaga ta dotyczy pisowskiego pomazańca, Nawrockiego. Gdyby zrobić test wzrokowy, jak w niektórych zabawach określających inteligencję, i postawić w jednym rzędzie Jarosława Kaczyńskiego, Przemysława Czarnka, Mariusza Błaszczaka, Beatę Szydło i Karola Nawrockiego, a potem zapytać, który element nie pasuje, nie byłoby żadnej wątpliwości, że to obecny szef IPN. Im bardziej się różni od liderów albo ich akolitów, tym lepiej. I jeszcze nazwanie go przez najbardziej partyjniacką polską partię polityczną kandydatem obywatelskim! Wilk jest owcą! Złodziej sędzią! Maluda wielkoludem!
Murarz piekarzem! Doktor nauk robotnikiem!
Karol – rozwalacz pomników
Przekaz IPN jest prosty: okupację hitlerowską zastąpiła okupacja sowiecka
Wybór Karola Nawrockiego na prezesa Instytutu Pamięci Narodowej nie budził żadnych wątpliwości. Nie tylko dlatego, że w latach 2013-2017 Nawrocki był naczelnikiem Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Gdańsku, a potem nominatem wicepremiera Piotra Glińskiego, czyli PiS, na dyrektora Muzeum II Wojny Światowej. Sprawdził się na tym stanowisku wręcz znakomicie, zwolnił, kogo trzeba, tj. ludzi niewygodnych dla prawicy, i zmienił ekspozycję. W wyborze na prezesa IPN miał poparcie kolegium instytutu, w którym prym wiedli dobrzy znajomi z muzeum. Sławomir Cenckiewicz, Tadeusz Wolsza i Andrzej Nowak zasiadali jednocześnie w radzie muzeum. Trzeba też pamiętać, że do konkursu nie stanęli ludzie z odpowiednim dorobkiem i doświadczeniem, bo wiedzieli, że wszystko jest ustawione. A czterech kontrkandydatów Nawrockiego wywoływało bardziej uśmiech niż poważanie. Na uwagę zasługuje i to, że kolegium (całkowicie opanowane przez nominatów prawicy) jednogłośnie opowiedziało się za Nawrockim, choć np. jego poprzednicy, Janusz Kurtyka czy Łukasz Kamiński, w głosowaniach zwyciężali przewagą zaledwie jednego głosu.
Nie dziwi zatem, że 248 posłów poprzedniego Sejmu zagłosowało za kandydaturą Nawrockiego (198 było przeciw), a Senat (23 lipca 2021 r.) stosunkiem głosów 52 do 47 zaakceptował wybór. Jeszcze tego samego dnia Sejm przyjął od Nawrockiego ślubowanie.
Gdy promowany był na prezesa IPN
Nawrocki w pakiecie Kaczyńskiego
Karol Nawrocki – nowy pupil prezesa
Czy Karol Nawrocki uratuje PiS? Od tygodnia jest oficjalnym kandydatem Jarosława Kaczyńskiego na prezydenta, ma wygrać z Rafałem Trzaskowskim. Kogo tym razem prezes chce Polakom sprezentować?
PiS przekonuje, że Karol Nawrocki to Andrzej Duda 2.0. Odważna teza. Po pierwsze, Andrzej Duda mimo wszystko jakimś politycznym CV mógł się legitymować. Był w karierze wiceministrem sprawiedliwości, europosłem, rzecznikiem klubu PiS, kandydatem PiS na prezydenta Krakowa i ministrem w Kancelarii Prezydenta. Karol Nawrocki może sobie zapisać w życiorysie tylko trzy pozycje: był szefem IPN w Gdańsku, potem dyrektorem Muzeum II Wojny Światowej, które to stanowisko obejmował w atmosferze pisowskiego zamachu, no i prezesem IPN, którym jest do dziś. Doświadczenie, jeśli chodzi o funkcjonowanie państwa, o politykę międzynarodową i gospodarkę, ma praktycznie zerowe.
Ale machina PiS już ruszyła. Przedstawiają nam Nawrockiego jako patriotę, a on sam woła, że chce jednoczyć Polaków i że żyje skromnie.
Tyle że to bajki.
Opowieść o sowieckiej kolonii
Przede wszystkim Nawrocki nie zamierza nikogo jednoczyć. Posłuchajmy go. Prezentuje prymitywny antykomunizm, typowy dla kibola, zaskakujący w ustach historyka. Ma się wrażenie, że przemawia jakiś wiecowy zapiewajło. Pełen patosu, odmieniający przez przypadki miłość do ojczyzny, służbę narodowi, obronę Polski itd. I nie jest to błąd systemu czy spin doktorów, którzy kazali mu tak mówić. Jeśli posłuchamy jego wcześniejszych wystąpień, okaże się, że właśnie taki jest.
Traktuje antykomunizm religijnie, nie interesują go powody, dla których tysiące ludzi stawało pod czerwonym sztandarem, nie ma naturalnej dla historyka ochoty, by pewne procesy i decyzje analizować, wszystko ocenia zero-jedynkowo. Zachowuje się jak kibic wobec przeciwnej drużyny.
Gdy był przesłuchiwany w Sejmie jako kandydat na prezesa IPN, deklarował, że szanuje wszystkie ugrupowania przedwojenne – z wyjątkiem KPP, bo to rosyjska agentura. Odmawia jej zatem prawa do czegokolwiek. Polska Ludowa? Mówi o niej wprost: była komunistyczną kolonią sowiecką. Wojciech Jaruzelski zaś to komunistyczny zbrodniarz.
A Unia Europejska? Według Nawrockiego chce ograniczyć naszą suwerenność. Zwłaszcza Niemcy.
Wszystko jest więc złe, poza skrajną prawicą, która jest dobra. Krzyże, Dmowski, niepodległość, Polska skrzywdzona i cierpiąca, patrioci kontra agenci – w takim obszarze pojęciowym Nawrocki funkcjonuje, trudno wobec tego wyobrazić sobie, by mógł jednoczyć. Chyba że grupy kibicowskie.
Opowieść o skromności
Drugą bajką Nawrockiego jest ta przedstawiająca go jako człowieka z ludu. Nie jest zmyślona – Nawrocki wywodzi się z robotniczej dzielnicy Gdańska – ale została zmanipulowana. Manipulację zaczął Jarosław Kaczyński, który ogłosił, że Nawrocki jest kandydatem obywatelskim i niezależnym, popieranym przez PiS. Jakby chciał powiedzieć, że w hali Sokoła w Krakowie akurat odbywała się prezentacja kandydata, a on przechodził,
r.walenciak@tygodnikprzeglad.pl
Mamy kandydatów na prezydenta
No to wszystko już jasne. Poza Lewicą wszystkie partie pokazały już swoich kandydatów na prezydenta Rzeczypospolitej, którego wybierać będziemy w maju.
W Koalicji Obywatelskiej od pięciu lat niekwestionowanym kandydatem na prezydenta był Rafał Trzaskowski. W ostatnich tygodniach jednak ogłoszono partyjne prawybory, w których obok Trzaskowskiego kandydował Radosław Sikorski. Zachodzili w głowę różni spece od polityki i komentatorzy, po co te prawybory. Złośliwi mówili, że po to, aby spuścić trochę powietrza z nadętego ambicją Sikorskiego, z obawy, aby go nie rozerwało. Aczkolwiek troska o całość cielesnej powłoki ministra spraw zagranicznych nie wydaje się wystarczającym powodem do organizowania prawyborów. Inni (też w sumie złośliwi) mówili, że Donald Tusk chciał w ten sposób upokorzyć Sikorskiego, dać mu lekko po nosie, aby go nie zadzierał i poznał swoje miejsce w szeregu.
Tak czy inaczej Rafał Trzaskowski z miażdżącą przewagą prawybory wygrał i znów, po krótkiej przerwie, jest kandydatem na prezydenta. Aby było dziwniej, przed wyborami kandydaturę Sikorskiego poparł… Aleksander Kwaśniewski, który z jakichś powodów wolał prawicowego Sikorskiego niż centrolewicowego Trzaskowskiego. Wszystko jedno, przynajmniej to mamy już za sobą.
Kura i jajko
Do Trzebini przez Kraków. Mało ładnego w Trzebini, ale kończy się budowa przeszklonej biblioteki. Śpię w dworze Zieleniewskich, gdzie znajduje się centrum kultury. Mam tam dwa spotkania z uczniami ze szkół w Trzebini i w Chrzanowie. Wykłady, powiedzmy – warsztaty dla uczniów o tym, jak gromadzić materiał do tekstów i jak pisać. Mają brać udział w konkursie na pracę o ofiarach Holokaustu w Trzebini i w pobliskim Chrzanowie. Nie wiem, co z tego wyjdzie, skoro już prawie nie ma świadków. Pytam uczniów, czy są wśród nich antysemici. Dwóch chłopców z liceum w Chrzanowie śmiało podnosi rękę. Nie zapytałem, dlaczego tak o sobie myślą. Miałem chyba poczucie, że to intymne zwierzenie, jakby mieli mówić o wstydliwej chorobie. Teraz żałuję. Druga klasa, wojskowa, była z Trzebini, przyszli w gustownych mundurach. Okazali się wolni od uprzedzeń, ale czy byli szczerzy? Tak się porobiło, że trochę wstyd mieć uprzedzenia rasowe. Nauczycielka podeszła potem do mnie i, potwierdzając moje podejrzenia, powiedziała, że sprawa nie jest taka prosta.
Spotkania zorganizowała Agnieszka Kostuch, z którą znamy się od dawna, pochodzi z małego Trzemeszna. Jest sporo młodsza ode mnie. Ma pasję do literatury i wiele innych. Jej ostatnie zainteresowania to dawna społeczność żydowska i Holokaust. W Trzemesznie wskrzesiła zniszczony przez czas i ludzi cmentarz żydowski, wciągnęła w to grupkę osób. A w Trzebini, gdzie teraz mieszka, powołała Stowarzyszenie Kehila Trzebinia, które walczy o uratowanie zrujnowanej synagogi w tym mieście i organizuje spotkania. Wspaniale, że są tacy ludzie, rozsiani po małych miasteczkach jak drogocenne kamienie.
Drobowycz poniewiera Nawrockiego
Gdy Karol Nawrocki, prezes IPN, bierze udział w wyścigu o nominację na kandydata PiS w wyborach prezydenckich, jego ukraiński odpowiednik Anton Drobowycz wycina mu hołubce na głowie. Zarzuca mu lenistwo, bo podobno ze strony polskiej brakuje konkretów co do lokalizacji zbrodni na Wołyniu. Drobowycz ciągle nie wie, że „polskie kości leżą na polach, w rowach i studniach Wołynia i Galicji”. Ale wie, że polskich wniosków o prace poszukiwawcze i ekshumacyjne jest malutko. 10 lub 12? Kłamie i śmieje się Nawrockiemu w nos. Może wie, że można? Że Kaczyński odpuścił kandydaturę prezesa IPN? Taki to smutny efekt dogadywania się z oszustami. Prezesie Nawrocki, pobudkę grają.









