Tag "katastrofa smoleńska"

Powrót na stronę główną
Kraj

Macher smoleński

W czyim interesie działał Wacław Berczyński, zaufany człowiek Antoniego Macierewicza?

Prokuratura Krajowa poszukuje Wacława Berczyńskiego. Były współpracownik Antoniego Macierewicza i szef podkomisji smoleńskiej (w latach 2016-2017), która propagowała teorie o zamachu na samolot prezydencki, ma usłyszeć zarzuty w związku z utrudnianiem śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej. Grozi mu nawet pięć lat więzienia.

Zaginione dowody

W 2016 r. Berczyński przejął z prokuratury materiał dowodowy, tj. fragmenty rozbitego tupolewa. Chodzi o kilkadziesiąt elementów, m.in. części kadłuba, skrzydeł, wyposażenia samolotu. Dowody te nie zostały zwrócone, a część zniszczono w trakcie tzw. badań, które z nauką nie miały wiele wspólnego. Prokuratura jeszcze za rządów PiS wielokrotnie i bezskutecznie prosiła podkomisję o zwrot materiału dowodowego. Ale wtedy Macierewicz i jego pseudoeksperci byli dla śledczych bohaterami.

„Gdyby nie on (Macierewicz) i współpracujący z nim naukowcy w Zespole Parlamentarnym, wiele faktów nigdy nie wyszłoby na jaw. Trzeba o tym mówić i przypominać o tej ogromnej pracy w bardzo trudnych warunkach, pod ciągłym »ostrzałem« medialnym. Bardzo dobrze się stało, że ci sami specjaliści są w rządowej komisji powołanej przez pana ministra Macierewicza w ramach Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych”, prawił w 2020 r. Marek Pasionek, zastępca prokuratora generalnego i jednocześnie szef jednego z zespołów śledczych, które zajmowały się wyjaśnianiem przyczyn katastrofy smoleńskiej.

Nie wiadomo, gdzie są zaginione części tupolewa. Na początku marca br. Żandarmeria Wojskowa w poszukiwaniu materiału dowodowego wkroczyła do domu Ewy Stankiewicz i jej męża Duńczyka Glenna Jørgensena. Stankiewicz to propagatorka zamachu smoleńskiego, a jej mąż był członkiem podkomisji. „To działania pozorowane i zastraszające, które mają zdyscyplinować osoby, które starają się dociec prawdy, które mają w ręku dowody na eksplozję i zbrodnię, która się dokonała. To niebywałe, by w demokratycznym państwie nie można było rozliczyć zbrodni na prezydencie Polski i 95 osobach kluczowych dla suwerenności państwa”, oburzała się Stankiewicz.

Ale pretensje powinna mieć do Macierewicza. To kapłan religii smoleńskiej wskazał prokuraturze Jørgensena jako odpowiedzialnego za przejęcie dowodów rzeczowych i samowolne nimi dysponowanie.

Wojna w rodzinie

Być może Macierewicz celowo wystawił Jørgensena, bo jest z nim i jego żoną skłócony, choć po przeszukaniu mówił, że „w tej sprawie mamy do czynienia z przestępczością ze strony formacji, która te działania wykonała”.

Duńczyk publicznie krytykował Macierewicza za sposób zarządzania podkomisją smoleńską. „Obecny przewodniczący Antoni Macierewicz prezentuje żarliwy patriotyzm i przez wielu jest postrzegany jako bojownik o prawdę smoleńską. Jednak kierowanie badaniami wypadku lotniczego wymaga określonych zdolności i kompetencji. (…) Przewodniczący nigdy nie zaplanował ani przedmiotu prac, ani środków, ani zasobów ludzkich w celu przesłuchania świadków, a kiedy przesłuchania te zostały podjęte z inicjatywy własnej członków podkomisji, nakazał zaprzestanie wszelkich przesłuchań świadków w fazie, kiedy zaczęli być przesłuchiwani wyżsi rangą pracownicy wojska”, oskarżał Jørgensen.

Macierewicz miał też zablokować w TVP za czasów PiS krytyczny wobec podkomisji smoleńskiej film Stankiewicz „Stan zagrożenia”. „Bardzo mnie niepokoi to, co się dzieje w podkomisji. Sądząc po owocach – mija pięć lat, a Polska nie ma raportu końcowego, który miał być dopiero pierwszym krokiem, narzędziem do poprawy bezpieczeństwa państwa. Jeśli taki raport zostanie opublikowany pod koniec kadencji, to będziemy mogli go włożyć do szuflady. Nie ma raportu, nie ma zarzutów. Ja oczekuję bezpiecznego państwa. A nie mam poczucia, by bezpieczne było państwo, które pozwala zginąć prezydentowi, pierwszej damie i całej delegacji. I że taka zbrodnia pozostaje bezkarna”, napisała w oświadczeniu Stankiewicz.

Wróćmy jednak do Wacława Berczyńskiego. Jak ustaliłem, nie stawił się on w prokuraturze. I raczej nie ma co liczyć na to, że się pojawi. Współpracownik Macierewicza mieszka na stałe w USA i oprócz polskiego paszportu ma amerykański. Berczyński to tajemnicza postać. Z Polski za ocean (najpierw do Kanady, potem do USA) wyjechał w 1981 r., tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego. Chwalił się, że był współzałożycielem Solidarności

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Smoleński kult, smoleński hochsztapler

15 lat kłamstw, które niszczą Polskę

Mija 15 lat od katastrofy smoleńskiej. To tragiczna data w polskiej historii, śmierć poniósł prezydent RP, a także wiele wybitnych postaci naszego życia politycznego. To już się nie zmieni – historię III RP dzielimy na tę przed Smoleńskiem i tę po Smoleńsku. Miesiące po katastrofie uważamy za czas narodowej traumy. Tym bardziej boli, że Smoleńsk został tak bezwzględnie wykorzystany w polskiej polityce, że żałoba, publiczny żal – stały się towarem. Po trumnach do władzy – pisaliśmy już kilka tygodni po katastrofie.

Nieustannie podsycana wiara, że 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem doszło nie do katastrofy, lecz do zamachu, stała się polityczną religią, otwierającą PiS drogę do władzy. Głównym jej męczennikiem był Jarosław Kaczyński, a kapłanem – Antoni Macierewicz. To on miał wykryć zbrodnię.

Pamiętamy te powtarzające się co miesiąc sceny – Kaczyńskiego na drabince, wołającego, że Antoni już jest blisko, że za chwilę ujawni straszliwą prawdę. Oczywiście nic takiego nie następowało. Nawet wtedy, gdy PiS przez osiem lat rządziło, miało pod sobą wszystkie państwowe służby i prokuraturę – nic nowego w sprawie katastrofy smoleńskiej nie zostało przedstawione. Mieliśmy za to kłamstwo za kłamstwem. Wszystko po to, by budować, a potem podtrzymywać emocje wokół katastrofy: że zorganizowano zamach, że winni zostaną ujawnieni, a w zasadzie od początku wiadomo, że to Rosjanie i Tusk.

Szło to wielotorowo. Pisowskie media szalały, co tydzień racząc nas kolejnymi bredniami: że na lotnisku była sztuczna mgła, że rozpylono hel, że Tu-154M ściągnięto magnesem. Że tupolew to przerobiony bombowiec i powinien wytrzymać upadek z 80 m, a brzoza nie urwała skrzydła, tylko Rosjanie sami ją złamali. Poza tym w skrzydle była bomba, były dwa wybuchy, trzy osoby przeżyły, a rannych dobijano. A na koniec Tusk gratulował zamachu Putinowi. To tylko część bzdur wynotowanych z tamtych dni.

Inaczej zachowała się prokuratura. Najpierw śledztwo w sprawie katastrofy prowadziła Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Potem przejęła je Prokuratura Krajowa. I od marca 2016 r. prowadzi je Zespół Śledczy nr 1 Prokuratury Krajowej. Rozpostarto przed nim czerwony dywan, bo PiS wierzyło, przynajmniej oficjalnie, że udowodni on tezę o zamachu. Prokuratura zarządziła więc ekshumacje, nie licząc się ze sprzeciwem rodzin. Pobrano próbki ze szczątków ofiar i wysłano je do trzech laboratoriów za granicą: jednego we Włoszech i dwóch w Wielkiej Brytanii, wierząc, że badania wykażą ślady materiałów wybuchowych. Próbki ciał, jak zapowiadano początkowo, miały być zbadane w ciągu pół roku, potem te terminy się przedłużały. „Te ekshumacje już dawno są zakończone, z tego, co wiem, niczego nie wniosły do śledztwa, oprócz konkluzji, że pasażerowie ponieśli śmierć w wyniku obrażeń typowych dla katastrofy komunikacyjnej”, mówił w „Przeglądzie” (nr 16/2022) dr inż. Maciej Lasek, poseł PO, członek komisji Millera, były przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. A dlaczego prokuratura trzyma wyniki badań w tajemnicy? Odpowiedź jest prosta – bo śledztwo jeszcze nie jest zakończone.

Według rzecznika Prokuratury Krajowej akta sprawy liczą już 1979 tomów. W ramach śledztwa weryfikowanych jest równolegle wiele wersji kryminalistycznych. By je sprawdzić, uzyskano już kilkaset opinii i ekspertyz biegłych różnej specjalności i przesłuchano ponad 1000 świadków.

W 2016 r. powołano międzynarodowy zespół biegłych z zakresu medycyny sądowej, którego zadaniem było m.in. określenie przyczyny zgonu, mechanizmu oraz okoliczności powstania stwierdzonych u ofiar obrażeń. „W sumie biegli wydali blisko 200 opinii medycznych, w tym opinie wstępne, uzupełniające i opinię końcową z zakresu medycyny sądowej”, mówił rzecznik Prokuratury Krajowej.

W 2019 r. powołano zaś międzynarodowy zespół biegłych, który miał wydać opinię w zakresie okoliczności katastrofy, w tym jej przyczyn i przebiegu. Zespół opinię przekazał – ta została przesłana tłumaczowi przysięgłemu, by ją przetłumaczył z angielskiego na polski. „Po przetłumaczeniu opinia zostanie poddana analizie w świetle pozostałego materiału dowodowego” – to słowa rzecznika. Ale oddajmy prokuraturom sprawiedliwość – swoją syzyfową pracę prowadzą, nie zaśmiecając opinii publicznej kłamstwami. To było domeną Antoniego Macierewicza.

Macierewicz, jeszcze jako poseł opozycji, prowadził w Sejmie zespół parlamentarny ds. katastrofy. Gdy PiS przejęło władzę, jako minister obrony powołał na bazie tego zespołu podkomisję. Było to w lutym 2016 r. – jej pierwsze posiedzenie odbyło się 7 marca. Podkomisja kosztowała państwo polskie 33 mln zł. Wiemy, że były to pieniądze wyrzucone w błoto. Ale jaki te działania tworzyły image! Tłum na miesięcznicach skandował: „Antoni! Antoni!”, a Macierewicz w glorii wielkiego śledczego mógł jeździć po klubach „Gazety Polskiej”, po salach parafialnych i opowiadać o wybuchach, bombach i spiskach.

Co istotne, żaden z członków podkomisji nie badał wcześniej katastrof lotniczych. Była więc organem złożonym

r.walenciak@tygodnikprzeglad.pl

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Roman Kurkiewicz

Nie wyrażam zgody na pociągnięcie mnie do odpowiedzialności

Ta potężna, przejmująca tytułowa fraza pojawiła się w oświadczeniu Jarosława Kaczyńskiego podczas obrad sejmowej Komisji Regulaminowej, która zajmowała się pozbawieniem polityka i posła immunitetu w związku z zarzutem uderzenia aktywisty podczas którejś z miesięcznic smoleńskich. Kaczyński, lider PiS oraz, przypomnę, były premier i wicepremier, wdawał się w szarpaninę ze Zbigniewem Komosą, który od kwietnia 2018 r. składał lub próbował składać 10. dnia każdego miesiąca wieniec pod pomnikiem (w czasach rządów PiS uniemożliwiały mu to policja i wojsko, ochraniające pomnik i Kaczyńskiego). Na wieńcu znajdowała się tabliczka z napisem: „Pamięci 95 ofiar Lecha Kaczyńskiego, który, ignorując wszelkie procedury, nakazał pilotom lądować w Smoleńsku w skrajnie trudnych warunkach. Spoczywajcie w pokoju. Naród Polski”. Komosa miał prawomocny wyrok sądu, który uznawał jego prawo do składania wieńca z tabliczką tej treści. Od czasu utraty przez PiS władzy i tym samym zdjęcia politycznego parasola ochronnego policji i żandarmerii dochodziło do częstych, również fizycznych starć wokół rzeczonego wieńca. Agresja zawsze pochodziła od samego Kaczyńskiego lub jego akolitów, w tym posłów (Macierewicz, Suski). Po kolejnym starciu 10 października 2024 r., w wyniku którego Komosa został dwukrotnie uderzony w twarz przez Jarosława Kaczyńskiego, sprawa trafiła do sądu i w tej kwestii obradowała komisja, która zarekomendowała odebranie immunitetu szefowi PiS. Taką też decyzję podjął Sejm. Jarosław Kaczyński stanie przed sądem.

Zobaczymy, sąd niech sądzi.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Parada kłamców

PiS murem za Macierewiczem. Bo jak przyznać, że religia smoleńska to oszustwo?

Cała Polska widzi, że „badając” przyczyny katastrofy pod Smoleńskiem, Antoni Macierewicz kłamał, fałszował dowody i ukrywał niewygodne ustalenia, m.in. raport amerykańskiego instytutu NIAR (National Institute for Aviation Research), który zajmuje się badaniem katastrof lotniczych. I szantażował tych ekspertów, którzy chcieli pisać prawdę. Państwo polskie za ów dokument zapłaciło, jak pokazuje raport Ministerstwa Obrony Narodowej, 8 mln zł.

Tak wyglądało kłamstwo smoleńskie, na którym PiS pasło się przez całe lata. Bez cienia empatii wobec tych, którzy stracili swoich bliskich.

Liczący 790 stron raport MON wszystkie te sprawy pokazuje czarno na białym.

Okazało się, że raport NIAR, za który – podkreślamy – zapłacono 8 mln zł i który potwierdzał, że pod Smoleńskiem doszło do katastrofy lotniczej, Macierewicz otrzymał już w grudniu 2020 r. Ale nie ujawniał go, gdyż opracowanie zawierało informacje, że zamachu nie było. Macierewicz otrzymał też trzy inne ekspertyzy, europejskie, które podobnie wykluczały zamach. Ich również nie upublicznił. W sumie jego podkomisja zamówiła 112 ekspertyz, by potem traktować je wybiórczo, naginając do swoich potrzeb.

Wiemy też, że zagraniczni eksperci, którzy nie chcieli podpisać się pod tezą o zamachu, byli przez Macierewicza szantażowani groźbą wstrzymania wypłaty wynagrodzenia.

Co ważne, w roku 2022 podkomisja Macierewicza opublikowała raport, w którym wszystkie informacje podważające tezę o zamachu zostały pominięte. Wręcz sfałszowano wyniki zamówionych badań.

NIAR – niewygodni Amerykanie

Na przykład w raporcie podkomisji Macierewicza czytamy, że powołując się na NIAR, podkomisja stwierdziła, iż część lewego skrzydła tupolewa posiadała „widoczne charakterystyczne cechy wybuchu”. W raporcie instytutu nie było zaś o tym mowy, przeciwnie, eksperci NIAR napisali: „Brak wskazań na wybuch”.

W raporcie podkomisji Macierewicza jest jeszcze jedno tego typu fałszerstwo. Otóż zawiera on rzekomy rysunek mający pochodzić z raportu NIAR, przedstawiający zniszczenia Tu-154 po katastrofie, z konkluzją, że istniała możliwość przeżycia pasażerów.

Jak się okazało, w raporcie NIAR tego rysunku w ogóle nie ma, za to jest informacja, że nie było możliwości przeżycia pasażerów. „Nie jesteśmy w stanie stwierdzić, skąd pochodzi ten rysunek, ale na pewno nie pochodzi z raportu końcowego NIAR – mówił Cezary Tomczyk, wiceminister obrony narodowej. – Kwestia tego rysunku jest jednoznaczna, to po prostu poświadczenie nieprawdy w dokumencie państwowym”.

Podobnie było z opisem słynnej brzozy. Podkomisja Macierewicza twierdziła, że zderzenie z brzozą nie mogło być przyczyną katastrofy. Tymczasem raport NIAR wyraźnie podaje, że przeprowadzono symulację, która potwierdza, że w wyniku zderzenia z brzozą „zniszczeniu uległ pierwszy i drugi dźwigar skrzydła”. I że „przyczyną katastrofy było uderzenie skrzydła w drzewo”. Dodajmy, że gdyby nie było brzozy, Tu-154 i tak by się nie uratował, uderzał bowiem w kolejne drzewa, ścinając ich korony, i nie było już szans na ratunek.

To nie koniec fałszerstw. Antoni Macierewicz przekazał, że brytyjski ekspert ds. wypadków lotniczych Christopher Protheroe potwierdził ustalenia członka podkomisji smoleńskiej Kazimierza Nowaczyka o dwóch eksplozjach

r.walenciak@tygodnikprzeglad.pl

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Jerzy Domański

Kłamał, kłamie i będzie kłamał

Nie ma słowa nadającego się do druku, którym mógłbym opisać demolkę dokonywaną od dziesięcioleci w naszej wspólnocie narodowej przez Antoniego Macierewicza. Patrzymy na jego łajdactwa i jesteśmy bezradni. Przyzwoici ludzie nie nadążają za kolejnymi woltami tej cynicznej kanalii.

Trzeba więc robić to, co pokazali wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz oraz jego zastępca Cezary Tomczyk. Warto docenić pracę grona najlepszych w Polsce ekspertów, z płk. Leszkiem Błachem na czele, którzy obiektywnie, konkretnie i szczegółowo opisali i ocenili działania podkomisji smoleńskiej Macierewicza.

Raport MON jest lekturą mocno depresyjną. Pokazuje, jak można było na tragedii rodzin ofiar katastrofy lotniczej przez 14 lat uprawiać politykę. Dokumentuje danse macabre na grobach uczestników feralnego lotu. Macierewicz kłamał tysiące razy. Niszczył, fałszował, ukrywał i gubił dokumenty z katastrofy. I tak tym wszystkim manipulował, że uwierzyły mu miliony Polaków. Uwierzyły, bo ciągle trudno pojąć, że to nie był żaden zamach, lecz splot wielu błędów popełnionych przez konkretnych ludzi. Łatwiej było myśleć, że ktoś nam to zrobił. I zostać wyznawcą religii smoleńskiej Kaczyńskiego i Macierewicza.

Macierewiczem zajmie się teraz prokuratura. To przed nią będzie zeznawał, dlaczego w raporcie za wszelką cenę chciał udowodnić coś, czego nie było. Dlaczego na to, czego nie było, wydano 81 mln zł, w tym 1 mln na jego osobistą ochronę. Przed prokuratorami staną też ludzie, którzy za sowitą opłatę, sięgającą 800 tys. zł, brali udział w tej maskaradzie. Macierewicz w świetle raportu MON to fałszerz i szantażysta. Ale czy to odkrycie jest jakąś sensacją? Przecież w ciągu 14 lat wszystko, co teraz potwierdzili eksperci, o Macierewiczu napisano i powiedziano. Z wyjątkiem TVP Kurskiego i wielkiego frontu mediów będących w dyspozycji PiS.

Czegóż innego można było się spodziewać po kimś, kto zaprzecza prawom fizyki? Eksperymenty z parówkami i puszkami przedstawiane przez pisowskie media jako poważne testy naukowe znajdują się na czołowych miejscach list niebywałej głupoty.

Jaki będzie los kłamstw Macierewicza? Nietrudno przewidzieć. Raport MON zostanie odrzucony przez Kaczyńskiego, który tą katastrofą od początku manipuluje osobiście. I bez skrupułów. Dla korzyści politycznych.

Po 14 latach i po tylu miesięcznicach jest to tylko cyniczna kalkulacja. Nieustające ogłupianie ludzi w przekonaniu, że kłamstwo powtórzone tysiące razy rośnie, a rozum maleje. Szalbierze mają prawdziwy raj.

Miejsce Macierewicza jest w więzieniu.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Przebłyski

Niewypał Trotyla

Od dnia, gdy Cezary Gmyz znalazł trotyl na wraku samolotu, który rozwalił się pod Smoleńskiem, minęło sporo czasu. Ale przez osiem lat dojna zmiana nie zdołała potwierdzić śmiałej koncepcji Gmyza. Z wielkiego bum została mu tylko ksywka Trotyl. I skłonność do fake newsów. Za rządów PiS Gmyz i Gociek korzystali z wycieków od zaplecza władzy. Znacie te śledztwa dziennikarskie, czyli kumpel tu i kumpel tam. Panom G. granie dobrze poinformowanych skończyło się po wyborach. Zaczęły się schody. W „Do Rzeczy” (nr 25) dwaj panowie G. piszą, że „Tomasz Piątek przytulił fuchę w resorcie dyplomacji”, a trzy tygodnie później redakcja „przeprasza Tomasza Piątka za naruszenie jego dóbr osobistych poprzez opublikowanie nieprawdziwych informacji”.

Ten, kto zrobił z Gmyza korespondenta TVP w Niemczech, też powinien przeprosić.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Roman Kurkiewicz

Zrozumieć nie znaczy zaakceptować

Coraz częściej ostatnio konfrontuję się z postawą, którą nazwałbym buddyjską. Jest to pakiet przekonań, które w największym skrócie można by określić słowami: „tak po prostu jest”, w domyśle: „tak jest dobrze, nic nie należy z tym robić”. Jeśli chodziłoby o tzw. życiową mądrość – żaden problem, powiedziałbym nawet: zdrowy dystans jeszcze nikomu nie zaszkodził. Mój opór jednak budzi przenoszenie takiej postawy w wymiar polityczny, historyczny, ideowy. Postaram się to zilustrować konkretnymi przykładami. Polityczne na początek.

Dobrze rozumiem, dlaczego Jarosław Kaczyński, nie zważając nawet na ewentualną odpowiedzialność sądową, każdego 10. dnia miesiąca walczy jak lew z wieńcem, na którym jest napis: „Pamięci 95 ofiar Lecha Kaczyńskiego, który, ignorując wszelkie procedury, nakazał pilotom lądować w Smoleńsku w skrajnie trudnych warunkach. Spoczywajcie w pokoju”. Ta treść wymierzona jest w sedno mitu „zamachu” smoleńskiego, ściąga go na ziemię jak pasmo błędnych decyzji, które doprowadziły do katastrofy. Rozumiem także, że w zbudowanym przez Kaczyńskiego kulcie brata – „najwybitniejszego Prezydenta RP” nie ma miejsca na jakąkolwiek krytykę, a co dopiero zarzut bezpośredniej odpowiedzialności. To moje zrozumienie ma podłoże psychologiczne, na tym poziomie „rozumiem”.

Ale już krok dalej rozpoczyna się polityczna batalia, na kłamstwie smoleńskim PiS poszybowało do władzy, doprowadziło do skrajnej polaryzacji politycznej polskiego społeczeństwa, mając za sobą aparat władzy, pieniądze i wpływy. Partia nie zdołała nawet uprawdopodobnić tezy o zamachu na prezydencki samolot, a dokonania komisji Macierewicza czekają raczej na twarde rozliczenie marnotrawstwa publicznych środków niż na jakiekolwiek oklaski.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Tomasz Jastrun

Zapach roku 1914

Prokuratura ustaliła w końcu, że w tupolewie nie było wybuchu. Ileż to lat zwlekali ze strachu przed prezesem. Po klęsce PiS wydusili z siebie werdykt. I co teraz? Powinno się wsadzić Macierewicza i jego bandę. W żadnym szpitalu psychiatrycznym nie widziałem takich obłąkanych oczu. Zdefraudowali grube miliony, tworząc kabaretową komisję. Czary-mary, abrakadabra, duby smalone, miliony ludzi okłamano i wtrącono w wiarę w zamach, w światowy spisek, w obłęd. Ten cały mit smoleński to osobliwość i rzecz wyjątkowa na skalę europejską.  Wielkie debaty

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Tak upada religia smoleńska

Antoni Macierewicz nie ma swojej podkomisji ani ochrony. Ta hucpa wreszcie się skończyła Prywatyzacja wiary Brednie smoleńskie zebrane przez Krzysztofa Łozińskiego (KOD): Sztuczna mgła Rozpylono hel Bomba próżniowa wytworzyła próżnię pod samolotem Samolot ściągnięto magnesem Brzoza to miękki patyk Brzoza nie urwała skrzydła, Rosjanie sami ją złamali Tupolew to przerobiony bombowiec i powinien wytrzymać upadek z 80 m Samolot z żelaza powinien wylądować w lesie Bomba próżniowa w samolocie Bomba w skrzydle Bomba w śródpłacie Dwa

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Roman Kurkiewicz

Jak ja Państwu zazdroszczę…

Jest poniedziałek, może wtorek albo nawet środa. Ale na pewno jest po 15 października, wiadomo już, czego jeszcze nie wiadomo, albo nie wiadomo, czy już wiadomo. Były sondaże, były exit polle, teraz wyniki spływają z komisji, głosy są liczone, sumowane, co chwilę co innego ogniskuje na sobie uwagę mediów. Tam ktoś popił – nie dojechał, ktoś dosypał, inny odsypał. Oglądamy determinację rządzących, żeby jeszcze za wszelką cenę przydać sobie głosów, odebrać tamtym. Akurat co do skali tej determinacji nie mam

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.