Tag "komunizm"

Powrót na stronę główną
Historia

Kłopotliwy więzień Hitlera

To Stalin przesądził o rozstrzelaniu Ernsta Thälmanna Ernst Thälmann, przywódca Komunistycznej Partii Niemiec (KPD), najliczniejszej i najsilniejszej w międzywojniu partii komunistycznej na zachodzie Europy, po przejęciu władzy przez Hitlera w 1933 r. został osadzony w więzieniu. Bez procesu i wyroku przesiedział 11 lat w pojedynczej celi ściśle izolowany, zanim 18 sierpnia 1944 r. rozstrzelano go w obozie koncentracyjnym w Buchenwaldzie. Rzecz, jak dziesiątki podobnych, zasługiwałaby na encyklopedyczną wzmiankę, gdyby nie owiane tajemnicą okoliczności, będące kolejną ilustracją zagadkowego, podłego rysu charakteru Stalina. Tajemnicę skrywało dotychczas archiwum Stalina. Na światło dzienne wydobyli ją historycy niemieccy. Okazuje się, że od lutego 1939 r. do kwietnia 1941 r. Thälmann wysłał do Stalina 24 listy*. Z więzienia w Hanowerze przemycała je żona Thälmanna, Róża. W początkach rządów Hitlera sądownictwo w Rzeszy usiłowało zachować pozory praworządności. Na kuriozalny przypadek trzymania więźnia politycznego dwa i pół roku bez sądu zareagowała Izba Trybunału Ludowego. 1 listopada 1935 r. Trybunał nakazał zwolnić Thälmanna aresztowanego pod zarzutem planowania ucieczki. Nakazał mu tylko meldować się dwa razy dziennie na policji. Tego samego dnia szef Służby Bezpieczeństwa Reinhard Heydrich wydał komunikat: „W interesie bezpieczeństwa publicznego Thälmann nadal ma pozostawać w areszcie prewencyjnym. Do 3 marca 1933 r.,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Nie tylko Dzierżyński

Co najmniej 100 tys. Polaków, przeważnie robotników, czynnie poparło bolszewików w czasie rewolucji październikowej Prof. Andrzej Andrusiewicz – historyk, badacz dziejów krajów Europy Wschodniej. Autor kilkudziesięciu książek. Ostatnio opublikował biografię Aleksandra Kiereńskiego oraz „Złoty sen. Rosja XIX-XX wieku. Sprawy i ludzie”. Dlaczego tak wielu Polaków wzięło udział w rewolucji październikowej? – Na terenie Rosji mieszkało 4 mln Polaków, nie licząc oczywiście tych z Królestwa Polskiego. Dla nich pojawiła się nadzieja na powrót do ojczyzny, której nie było, a która teraz mogła się odrodzić. Dzięki rewolucji, której – jak ostatnio słyszę – nie było. Nawiasem mówiąc, bolszewicy jeszcze w 1927 r. posługiwali się terminem przewrót lutowy i październikowy. Ale nie wchodząc w dyskusje semantyczne, trzeba powiedzieć, że świadomość zbliżającego się zwrotu dziejowego kierowała Polaków w stronę obozu rewolucji. Właściwie odczytali znaki czasu w 1917 r., w czwartym roku wojny, a mianowicie, że kwestia polska rozstrzygnie się w Rosji. Że wydarzenia w niej będą decydowały o losach wojny i państwowości Polski. I tym trzeba tłumaczyć ogromny wzrost aktywności politycznej Polaków w Rosji, szczególnie po rewolucji lutowej. Życie polityczne Polaków wręcz rozkwitło. Działały setki polskich organizacji, od samopomocowych, poprzez edukacyjne, na wojskowych kończąc,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Gdyby nie było Rewolucji

Rewolucja w Rosji okazała się niedocenianym obecnie sprzymierzeńcem sprawy polskiej Czy świat bez rewolucji październikowej byłby lepszy? Z pewnością byłby inny, bo żadne wydarzenie nie zaważyło tak bardzo na dziejach ludzkości w XX stuleciu jak zdobycie władzy przez bolszewików w 1917 r. Rewolucja październikowa nie była dziełem opłaconych przez niemiecki Sztab Generalny agentów, zapakowanych do zaplombowanego wagonu i przewiezionych do Piotrogrodu z zadaniem zniszczenia Rosji oraz jej siedmiomilionowej armii walczącej – w 1917 r. coraz częściej wiecującej – u boku ententy z państwami centralnymi. Lenin, podobnie jak szpica zawodowych bolszewików, był agentem światowej rewolucji proletariackiej. Był rewolucjonistą do szpiku kości, rewolucja stanowiła sens jego życia. Do zniszczenia Rosji nie musieli go namawiać niemieccy sponsorzy. Szczerze nienawidził panującego w niej porządku, drwił z wiary w świętą prawosławną Ruś, z przekonania o jej samoistności i rzekomym posłannictwie. W 1887 r. na szubienicy zawisł jego starszy brat, 21-letni Aleksandr Uljanow, uczestnik nieudanego rosyjsko-polskiego zamachu na imperatora Aleksandra III. Bomby skonstruował Józef Łukaszewicz, w zdobyciu materiałów pomógł mu Bronisław Piłsudski, starszy brat Józefa, którego także oskarżono i skazano za udział w spisku. Kilka lat później Lenin odrzucił bliski bratu terror indywidualny narodników miotających bomby w carów, wynikający z ich

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Ludwik Stomma

„Aurora” zbędna

Setna rocznica wybuchu rewolucji październikowej. Jakże to dynamicznie i podniośle brzmi. 25 października 1917 r., strzały z „Aurory”, Pałac Zimowy… W rzeczywistości – pisze Richard Pipes – „ogromna większość ówczesnych mieszkańców Rosji nie miała pojęcia o tym, co się wydarzyło. Formalnie rady, które od lutego występowały jako siła współrządząca, przejęły całą władzę. Trudno to uznać za wydarzenie rewolucyjne, było to raczej logicznym rozszerzeniem zakresu »dwuwładzy« wprowadzonej w pierwszych dniach rewolucji lutowej. Oszustwo Trockiego, który zagarnięcie władzy przez bolszewików przedstawiał jako przekazanie władzy radom, zostało uwieńczone wspaniałym sukcesem”. Sam Trocki zachwyca się: „Rankiem (26 października – LS) rzucam się na dzienniki burżuazyjne i oportunistyczne. O rozpoczętem powstaniu ani słowa. Gazety tak wiele i tak zaciekle krzyczały o spodziewanym wystąpieniu uzbrojonych żołnierzy, o rzeziach, o nieuniknionych rzekach krwi, o przewrocie, że tego powstania, które nadeszło istotnie, po prostu nie zauważyły”. I dalej: „Spokój na ulicach lał miód na serca. Mieszkańcy wychodzili z domów (…), liczne sklepy zostały otwarte. Niektóre pozamykano, ale bardziej przez ostrożność niż z konieczności”. Późniejszy ambasador francuski kpt. Jacques Sadoul składa raport: „Ulice są całkowicie spokojne. Służby publiczne (tramwaje, telefony, telegraf, poczta, transport) nie przestały ani

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Czy Polska przegrała wojnę?

Gdyby Niemcy wygrały wojnę, Polacy jako naród przestaliby istnieć Odpowiedź na pytanie postawione w tytule powinna się wydawać oczywista. Polska wyszła zwycięsko z II wojny światowej, ponieważ walczyła z Niemcami hitlerowskimi od pierwszego do ostatniego dnia tej wojny w zwycięskiej Wielkiej Koalicji i to polscy żołnierze z 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki – kpr. Antoni Jabłoński, kan. Aleksander Karpowicz, kan. Eugeniusz Mierzejewski, plut. Kazimierz Otap i ppor. Mikołaj Troicki – zawiesili 2 maja 1945 r. biało-czerwoną flagę na pruskiej Kolumnie Zwycięstwa w parku Grosser Tiergarten w Berlinie. Niestety, żyjemy w czasach coraz powszechniejszego rewizjonizmu historycznego, w których ten oczywisty – wydawałoby się – fakt jest kwestionowany. W prawicowej publicystyce od lat przejawia się tendencja do deprecjonowania zwycięskiego dla Polski zakończenia największej dotąd wojny w historii. Podnosi się, że Polska wyszła z tej wojny jako kraj niesuwerenny, że nastąpiła „zamiana jednej okupacji na drugą” i doszło do utraty Kresów Wschodnich. Jako jeden z pierwszych taką ocenę wydarzeń roku 1945 przedstawił gen. Władysław Anders w wydanych w 1949 r. wspomnieniach „Bez ostatniego rozdziału”. Stwierdził tam m.in.: „Zwycięstwo, do którego przyczyniliśmy się tak wielką ilością przelanej krwi i tyloletnią męką narodu polskiego, nie było

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Nie ma historii czarno-białej

Jeden z największych minusów nauki historycznej polega na tym, że nigdy nie dotrzemy do źródeł wielu najważniejszych, najbardziej dramatycznych i tragicznych wydarzeń Dr hab. Jan Kancewicz – emerytowany docent Uniwersytetu Warszawskiego, historyk polskiego ruchu robotniczego „Złotowłosy, kędzierzawy chłopczyk miał niecały rok, kiedy w lutym 1917 r. abdykował car, a półtora roku, kiedy w październiku 1917 r. Lenin na zjeździe rad w Piotrogrodzie powitał nadejście »światowej rewolucji socjalistycznej«”. To o panu, panie profesorze. – O mnie? Przeczytałem zdanie z książki pana krewnej, Joanny Olczak-Ronikier, „W ogrodzie pamięci”, o losach rodziny Horwitzów, do której pan należy. Ta książka zdobyła nagrodę Nike. – Joasia Olczak nie jest zawodowym historykiem, ale literatem, jej książkę – według mnie niezwykle udaną, zawierającą cenne fakty – należy jednak traktować jako opowieść nieco zbeletryzowaną. Socjalizm i niepodległość Jakie drogi przywiodły pana do lewicy? – Pochodzę z rodziny lewicowej, jeden z braci mojej matki, Maks Horwitz, czyli Henryk Walecki, jeszcze w czasie studiów matematyczno-fizycznych w Gandawie, w 1895 r., został członkiem Polskiej Partii Socjalistycznej. Pisywał m.in. do redagowanego przez Józefa Piłsudskiego „Robotnika”, wchodził w skład kierownictwa PPS. Uciekł z zesłania na Syberii i uczestniczył w rewolucji 1905 r. To on wymyślił plan słynnej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Dwa oblicza Berii

Po śmierci Stalina Beria przejął ster destalinizacji. Zainicjował amnestię uwalniającą ponad milion więźniów GUŁagu i zakaz tortur w śledztwie Wydawca umieścił dzieło Françoise Thom, wybitnej francuskiej politolożki, poświęcone Berii w serii biograficznej „Oblicza zła”, w towarzystwie sylwetek Hitlera, Stalina, Himmlera, Pol Pota, Bormanna i Mussoliniego. Jeśli brać pod uwagę obraz postaci w powszechnej opinii, jest to umiejscowienie trafne. Jeśli kierować się treścią książki – już niezupełnie. Wydawca opatrzył publikację tytułem „Beria. Oprawca bez skazy”. Jest to korekta w duchu poprawności politycznej. Oryginalny tytuł brzmi: „Beria. Le Janus du Kremlin”. Nie oprawca, lecz Janus, bóg o podwójnym obliczu. Autorka jest zafascynowana odkrywaniem tego drugiego oblicza Ławrientija Berii. Napisała zdumiewającą książkę. Niezwykle erudycyjną, bogatą informacyjnie i poznawczo. Wykorzystała ogrom źródeł i literatury. Prawie tysiąc stron druku. Mimo to dzieło pozostało przystępne, zajmujące. Jednak wewnętrznie sprzeczne, niespójne. Przeważają partie restrykcyjne pod względem dbałości o poprawność poznawczą, wiarygodność źródeł i interpretacji. Sąsiadują jednak z rozważaniami i hipotezami skądinąd frapującymi, ale zbudowanymi na wątpliwym materiale źródłowym. Autorka z nadmiarem zaufania traktuje świadectwa bardzo stronnicze, takie jak wspomnienia Serga – syna Berii

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Indyjski kraj Marksa

W Kerali nie trzeba o swoje walczyć, bo władze zapewniają każdemu to, co mu potrzebne Korespondencja z Indii Terminal promowy w przemysłowym mieście Ernakulam, będącym bramą do pobliskiego zabytkowego Koczinu, równie dobrze mógłby być terminalem do podróży w czasie. Nie tylko dlatego, że odpływające co kilka minut promy wyglądają, jakby pamiętały jeszcze brytyjską kolonię; zresztą niewykluczone, że istotnie są tak stare jak kraj. Wrażenie przeniesionych żywcem z radzieckich z kolei transparentów z lat 20. robią także portrety Karola Marksa i Włodzimierza Lenina witające gęsty tłum pasażerów. Na czerwonym tle, z sierpem i młotem, nie zgadza się jedynie pismo – zamiast cyrylicy hasła zapisano w malajalam. Dla stoczniowców, marynarzy i kupców codziennie pokonujących kilkunastominutową przeprawę między Ernakulam a Koczinem nie ma w nich jednak nic dziwnego. Kerala, stan, w którym leżą te miasta, reklamuje się wprawdzie hasłem God’s own country, Własny kraj boga, ale celniejsze byłoby określenie, że to własny kraj Marksa. Korzystając z wyjątkowych uwarunkowań, ideowi spadkobiercy współautora „Manifestu komunistycznego” regularnie i demokratycznie dochodzą do władzy, a na konto mogą sobie zapisać brak biedy, analfabetyzmu, bezdomności i nierówności. Jednak te osiągnięcia są finansowane pieniędzmi z Zatoki Arabskiej, oazy dzikiego kapitalizmu. Od roku keralscy komuniści mierzą się z niełatwym zadaniem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Byłem dzieckiem gułagu

Rozmowa Daniela Passenta Julian Better – urodzony w więzieniu, pierwsze siedem lat życia spędził w obozie Imię? – Julian. Nazwisko? – Better. Data urodzenia? – 15 grudnia 1937 r. Miejsce urodzenia? – Więzienie Butyrki w Moskwie. Nazwisko ojca? – Paweł Sierankiewicz. Zawsze tak się nazywał? – Tak. Twoje nazwisko? – Byłem Sierankiewicz. A jesteś Better. – Better jest nazwiskiem panieńskim mojej matki. A nie Berger? – Dokumenty na nazwisko Berger dała jej partia w Berlinie. A nazwisko Muszczyński coś ci mówi? – To nazwisko, na jakie dostał dokumenty mój ojciec. Rodzice Po kolei. Jak twoja matka trafiła do więzienia w Moskwie? Dlaczego urodziłeś się w Rosji? – Dlatego, że mój ojciec został przez KPP wysłany z Polski do Berlina. Był jej aktywnym członkiem, działał w Krakowie i w 1922 r. dostał 10 lat więzienia, ale po dwóch latach został ułaskawiony przez prezydenta Mościckiego. Warunkiem ułaskawienia było to, że nie będzie się zajmował działalnością wywrotową. Partia komunistyczna była wtedy nielegalna. Po ogłoszeniu wyroku były bardzo silne protesty robotników. 10 lat więzienia to było coś niesłychanego. Takich wyroków wtedy nie dawali. A mój ojciec był robotnikiem, metalowcem. Miał

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.