Tag "Ministerstwo Obrony Narodowej"

Powrót na stronę główną
Kraj

Po pierwsze, nie mamy dronów

Dzieje się wiele, ale za wolno i za późno

„Jesteśmy dzisiaj w dużej mierze bezbronni”, oświadczył europoseł PiS Michał Dworczyk w rozmowie z Marcinem Fijołkiem na antenie Polsat News, komentując nocny nalot 21 rosyjskich dronów, który miał miejsce z 9 na 10 września. Dodał, że Wojsko Polskie „nie jest gotowe do nowej wojny”, i zdradził, że gdyby zaczęły się ataki z taką siłą jak na Ukrainę, to pewnie byśmy sobie nie poradzili. Trudno o bardziej dosadne stwierdzenia z ust prominentnego polityka PiS, który od marca do grudnia 2017 r. był sekretarzem stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej.

Były dowódca amerykańskich sił lądowych w Europie gen. Ben Hodges powiedział, że wtargnięcie rosyjskich aparatów w naszą przestrzeń powietrzną było nie wypadkiem, ale „sondowaniem ze strony Rosjan”. Ocenił, że NATO wciąż nie jest przygotowane na takie działania. To zdarzenie po raz kolejny dowiodło, jak istotną rolę we współczesnych konfliktach zbrojnych odgrywają bezzałogowce.

Drony zmieniły reguły gry

Działania na froncie w Ukrainie bardzo już się różnią od tych prowadzonych w pierwszych miesiącach wojny w 2022 r. Obie strony zrezygnowały z ataków kolumn czołgów i transporterów opancerzonych, gdyż stały się one łatwym celem dla dronów, artylerii i wyrzutni kierowanych pocisków przeciwpancernych. Rosjanie boleśnie przekonali się o tym pod Kijowem wiosną 2022 r., a Ukraińcy w czasie słynnej kontrofensywy na froncie zaporoskim w czerwcu 2023 r. Dziś artyleria, lotnictwo, broń pancerna i broń strzelecka odpowiadają za 30% strat na froncie. Drony powodują 70-80% strat.

Damian Duda, medyk pola walki, założyciel Fundacji W międzyczasie, który ratuje walczących żołnierzy ukraińskich, w jednym z wywiadów udzielonych Piotrowi Zychowiczowi na kanale Historia Realna mówił, że pracuje w podziemnym szpitalu wielkości polskiego szpitala powiatowego. Ukraińcy zbudowali go, by chronić się przed rosyjskimi dronami. Armia ukraińska w Donbasie dosłownie zeszła pod ziemię. Tak samo zrobili Rosjanie. W tej wojnie coraz rzadsze są rany postrzałowe, większość to obrażenia spowodowane atakami dronów. Nasycenie pola walki bezzałogowcami sprawiło, że ewakuacja rannych stała się skrajnie niebezpieczna. Zdarza się, że na pomoc muszą oni czekać nawet dwa dni. Ich rany są brudne. To sprawia, że śmiertelność dramatycznie wzrosła. W tych warunkach przeżywa zaledwie 10% rannych. W przeszłości obie strony zabierały swoich poległych – obecnie zdarza się to rzadziej. Ryzyko jest zbyt duże. Ma to ogromny wpływ na morale żołnierzy ukraińskich.

Drony radykalnie zmieniły taktykę walki piechoty. Nikt nie atakuje w tyralierach, do ataku ruszają dwu, trzyosobowe grupy szturmowe, często na motocyklach terenowych. Trudniej bowiem trafić szybko poruszające się cele. Gdy uda się zająć okop lub budynek, stara się tam dotrzeć kolejna niewielka grupa. Ukrytych w głębokich okopach i osłoniętych siatkami maskującymi dział samobieżnych strzegą wyposażeni w myśliwskie strzelby śrutowe żołnierze, których zadaniem jest strącanie dronów. Na pierwszej linii rzadko też pojawiają się czołgi. Amerykanie już dawno poprosili Ukraińców, by wycofali z frontu abramsy. Zbyt wiele z nich padło ofiarą dronów.

Rosjanie z kolei zaczęli obudowywać swoje czołgi żelaznymi płytami – przypominały przez to jeżdżące stodoły. Przez jakiś czas było to rozwiązanie skuteczne, ale ukraińscy żołnierze i z tym sobie poradzili. Czołgi Mangał – tak nazywali je Rosjanie – także zostały wycofane. Rosjanie na swoich nowo wyprodukowanych czołgach i transporterach opancerzonych instalują także urządzenia zagłuszające elektronikę dronów. Nie mają ich zbyt wiele, bo to kosztowna i nie do końca pewna technologia.

Czy nasze czołgi przeżyją?

Polska armia nie ma podobnych rozwiązań, dlatego nasze najnowsze abramsy, leopardy i koreańskie czołgi K2 Black Panther nie miałyby dziś wielkich szans w starciu z rosyjskimi dronami.

Wojsko Polskie dysponuje czterema systemami antydronowymi o nazwie SKYctrl produkowanymi przez spółkę Advanced Protection Systems (APS) z Gdyni. To krajowy lider w wytwarzaniu tego rodzaju uzbrojenia. Przedstawiciele ukraińskich sił zbrojnych mieli o tym systemie powiedzieć, że był „najlepszy, jakiego używali”. Obecnie urządzenia gdyńskiej spółki chronią obiekty w 24 krajach, w tym w Arabii Saudyjskiej, Wielkiej Brytanii, Norwegii, Czechach i Finlandii.

Problem w tym, że zwalczają one głównie małe drony, a maksymalna odległość, na jaką są skuteczne, wynosi 8 km. Spółka APS nawiązała strategiczne partnerstwo z norweską firmą Kongsberg w zakresie systemów C-UAS. Norwegowie planują uruchomienie ich produkcji w Polsce.

Z kolei spółka Hertz New Technologies z Zielonej Góry produkuje zaawansowany system antydronowy o nazwie HAWK. Chroni on już Port Lotniczy Zielona Góra-Babimost – w ciągu pierwszych dwóch miesięcy po instalacji wykrył ok. 150 dronów.

Zakłady Mechaniczne Tarnów zbudowały system

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Roman Kurkiewicz

Za fotkę – areszt lub grzywna

Nadęcie militarystyczne, choć w rzeczy samej stanowi śmiertelne zagrożenie, bo pcha do wojny, zamiast przed nią bronić, nieulegającym owemu wzmożeniu dostarcza nieustannie historii śmiesznych. I to nawet nie w marksowskim sensie historii, która „lubi się powtarzać, raz jako tragedia, a drugim razem jako farsa”, bo słowo farsa byłoby tu niezasłużoną nobilitacją.

W tym satyrycznym cyklu zabłysnął ostatnio minister obrony narodowej, wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz, z wykształcenia – co naturalne na tym stanowisku – lekarz. Otóż okazało się, że jest w polskim ustawodawstwie pewien zakaz – martwy, gdyż nie towarzyszyło mu adekwatne rozporządzenie. Ani, co najważniejsze, projekt znaku zakazu. I teraz te przeszkody na drodze do bezpieczeństwa kraju zostały usunięte! Dzięki skoordynowanym wysiłkom pracowników MON i determinacji samego ministra mamy zakaz w pełnej mocy obowiązywania, mamy też wzór znaku – nie pozostaje nic innego, jak wypatrywać go nieustannie, bo inaczej grożą kary. Przepisy zakładają, że za naruszenie zakazu grozi grzywna, a nawet areszt.

„Kto bez zezwolenia fotografuje, filmuje lub utrwala w inny sposób obraz obiektu, o którym mowa w art. 616a, oznaczony znakiem zakazu fotografowania, albo wizerunek osoby lub ruchomości znajdującej się w takim obiekcie, podlega karze aresztu albo grzywny”, czytamy w art. 683a Ustawy o obronie Ojczyzny. Chyba nam wszystkim tym samym spada kamień z serca, możemy spokojnie zasnąć. Ojczyzna jest zabezpieczona, w dobie Google Street, gdzie mamy obfotografowaną większą część cywilizowanego świata, w dobie map Google’a i innych aplikacji, w których przebiegom dróg towarzyszą zdjęcia obiektów – my mamy tabliczki i czekamy teraz na pierwszą osobę, której za fotografowanie lub podejrzenie o to wymierzona zostanie kara.

W tym momencie przypomniał mi się epizod z dawnej NRD, kiedy mieliśmy do czynienia z ostatnią realną śmiercią podczas zimnej wojny w Europie. Już po zburzeniu muru berlińskiego, krótko przed formalnym zjednoczeniem Niemiec, zginął przypadkowy wędrowiec, który znalazł się za blisko nieczynnej fabryki butów wojskowych. Fabryka może i była martwa, ale pilnował jej żywy strażnik, który zastrzelił przechodzącego nieopodal nieszczęśnika. Oczywiście ta idiotyczna śmierć w paradoksalnych okolicznościach miała swój wymiar symboliczny, ale też pokazała i pokazuje absurdalność pewnych konstrukcji prawno-politycznych. No i pamiętajmy – u nas na razie tylko grzywna lub areszt. Kulka w łeb jeszcze nie.

A czegóż tak będzie pilnował minister obrony narodowej przed szpiegami i intruzami fotograficznymi?

No wiadomo, że

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Jawne tajemnice i niebezpieczne związki

Prokuratura bierze się za ludzi Antoniego Macierewicza

Pułkownik rezerwy Krzysztof G., zaufany człowiek i współpracownik Antoniego Macierewicza oraz Michała Dworczyka, usłyszał zarzuty prokuratorskie. Sprawa jest odpryskiem tzw. afery mejlowej. Chodzi o mejle wykradzione z prywatnej poczty Michała Dworczyka, wówczas szefa KPRM, które potem publikowano w serwisie Poufna Rozmowa na komunikatorze Telegram. Była to korespondencja m.in. z Mateuszem Morawieckim oraz politykami i nieformalnymi doradcami premiera. Oprócz plotek, zakulisowych działań, knowań i intryg w wykonaniu polityków PiS opinia publiczna poznała także informacje, które ze względu na bezpieczeństwo Polski nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego.

Wojskowe plany w prywatnej skrzynce

Choć Krzysztof G. był oficjalnym doradcą w KPRM, do celów służbowych używał (podobnie jak Dworczyk) prywatnej poczty elektronicznej. W przesyłanych wiadomościach pisał o kulisach przetargów dla wojska, uzbrojeniu, przemyśle obronnym. Do mejli dołączał zdjęcia, plany, schematy, notatki. Takie postępowanie było po prostu głupie. Wojskowy współpracownik szefa kancelarii premiera powinien wiedzieć, jak się obchodzić z dokumentami.

W jednej z wiadomości pułkownik informował Dworczyka o programie „Pirat”. Jest to system lekkich przeciwpancernych pocisków kierowanych, opracowany przez Zakłady Metalowe Mesko – jedną z firm strategicznych, produkującą amunicję dla wojska. Do ujawnionych mejli dołączone były takie dokumenty jak opis przeznaczenia zestawu rakietowego, dokładne parametry taktyczno-techniczne wyrzutni oraz samego pocisku, a także szczegółowe informacje na temat stanu realizacji całego projektu. Z załączonej anonimowej notatki można było się dowiedzieć, że Mesko ma trudności w realizacji kontraktów dla armii, za co na spółkę nakładane są wielomilionowe kary. Mesko miało też produkować wadliwe uzbrojenie. Dotyczyło to przenośnych przeciwlotniczych zestawów rakietowych Piorun czy granatów moździerzowych 98 mm, które miały problem z celnością. Natomiast produkowany przez Mesko na licencji izraelskiej przeciwpancerny pocisk kierowany Spike „nie miał potwierdzonej przebijalności przez płytę pancerną chronioną pancerzem reaktywnym ERAWA”. W notatce wspomniano też o brakach w zabezpieczeniu surowcowym do produkcji amunicji i braku wsparcia ze strony rządu. Sytuacja przedsiębiorstwa miała być tak trudna, że pojawiły

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Jerzy Domański

Kłamał, kłamie i będzie kłamał

Nie ma słowa nadającego się do druku, którym mógłbym opisać demolkę dokonywaną od dziesięcioleci w naszej wspólnocie narodowej przez Antoniego Macierewicza. Patrzymy na jego łajdactwa i jesteśmy bezradni. Przyzwoici ludzie nie nadążają za kolejnymi woltami tej cynicznej kanalii.

Trzeba więc robić to, co pokazali wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz oraz jego zastępca Cezary Tomczyk. Warto docenić pracę grona najlepszych w Polsce ekspertów, z płk. Leszkiem Błachem na czele, którzy obiektywnie, konkretnie i szczegółowo opisali i ocenili działania podkomisji smoleńskiej Macierewicza.

Raport MON jest lekturą mocno depresyjną. Pokazuje, jak można było na tragedii rodzin ofiar katastrofy lotniczej przez 14 lat uprawiać politykę. Dokumentuje danse macabre na grobach uczestników feralnego lotu. Macierewicz kłamał tysiące razy. Niszczył, fałszował, ukrywał i gubił dokumenty z katastrofy. I tak tym wszystkim manipulował, że uwierzyły mu miliony Polaków. Uwierzyły, bo ciągle trudno pojąć, że to nie był żaden zamach, lecz splot wielu błędów popełnionych przez konkretnych ludzi. Łatwiej było myśleć, że ktoś nam to zrobił. I zostać wyznawcą religii smoleńskiej Kaczyńskiego i Macierewicza.

Macierewiczem zajmie się teraz prokuratura. To przed nią będzie zeznawał, dlaczego w raporcie za wszelką cenę chciał udowodnić coś, czego nie było. Dlaczego na to, czego nie było, wydano 81 mln zł, w tym 1 mln na jego osobistą ochronę. Przed prokuratorami staną też ludzie, którzy za sowitą opłatę, sięgającą 800 tys. zł, brali udział w tej maskaradzie. Macierewicz w świetle raportu MON to fałszerz i szantażysta. Ale czy to odkrycie jest jakąś sensacją? Przecież w ciągu 14 lat wszystko, co teraz potwierdzili eksperci, o Macierewiczu napisano i powiedziano. Z wyjątkiem TVP Kurskiego i wielkiego frontu mediów będących w dyspozycji PiS.

Czegóż innego można było się spodziewać po kimś, kto zaprzecza prawom fizyki? Eksperymenty z parówkami i puszkami przedstawiane przez pisowskie media jako poważne testy naukowe znajdują się na czołowych miejscach list niebywałej głupoty.

Jaki będzie los kłamstw Macierewicza? Nietrudno przewidzieć. Raport MON zostanie odrzucony przez Kaczyńskiego, który tą katastrofą od początku manipuluje osobiście. I bez skrupułów. Dla korzyści politycznych.

Po 14 latach i po tylu miesięcznicach jest to tylko cyniczna kalkulacja. Nieustające ogłupianie ludzi w przekonaniu, że kłamstwo powtórzone tysiące razy rośnie, a rozum maleje. Szalbierze mają prawdziwy raj.

Miejsce Macierewicza jest w więzieniu.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Gra na czas

Armia, którą przejął Kosiniak-Kamysz, nie jest ani tak silna, ani tak dziarska, jak chcieliby politycy i wspierający ich dziennikarze.

W marcu br. stanowisko dowódcy Eurokorpusu stracił gen. Jarosław Gromadziński w związku ze wszczęciem przez Służbę Kontrwywiadu Wojskowego (SKW) postępowania kontrolnego dotyczącego poświadczenia bezpieczeństwa osobowego. Cztery miesiące później, 22 lipca, SKW poinformowała o cofnięciu mu tych poświadczeń i w ten sposób generał utracił dostęp do informacji niejawnych, co de facto oznacza koniec jego kariery wojskowej.

Na początku sierpnia br. Ministerstwo Obrony Narodowej wszczęło na wniosek sojuszników procedurę odwołania gen. Artura Jakubczyka z Międzynarodowego Sztabu Wojskowego w Kwaterze Głównej NATO. Generałowi zarzucono nieprawidłowości w trakcie konkursu na szefa oddziału ds. polityki wywiadowczej w połączonym departamencie wywiadu i bezpieczeństwa Kwatery Głównej NATO. Jakubczyk zasiadał w komisji konkursowej i miał faworyzować kandydatkę z naszego kraju. Poza tym zarzucono mu zachowania rasistowskie i homofobiczne. Generał wszystkiemu zaprzeczył i stwierdził, że zarzuty są niepoważne i godzą w jego dobre imię.

Niemal jednocześnie pojawiła się informacja, że minister obrony narodowej Władysław Kosiniak- -Kamysz nie przedłuży trzyletniej kadencji gen. Roberta Głąba na stanowisku zastępcy szefa sztabu ds. zarządzania zasobami NATO w Sojuszniczym Dowództwie Transformacyjnym w Norfolk, na które w roku 2021 oddelegował go ówczesny szef MON Mariusz Błaszczak. Generał został przeniesiony do dyspozycji kadrowej. Zrobiło się o nim głośno, gdy w roku 2016 z rekomendacji ministra Antoniego Macierewicza został dowódcą garnizonu warszawskiego. Podobno miał wydać rozkaz, by podstawowym źródłem informacji pozyskiwanych przez żołnierzy z mediów były programy telewizji publicznej, szczególnie TVP Info. Ze stanowisk zostali też odwołani generałowie Ryszard Parafianowicz, Roman Kopka i Grzegorz Skorupski. Błyskotliwe kariery zrobili oni za rządów Prawa i Sprawiedliwości.

Obecna opozycja oskarżyła szefa MON o brutalną czystkę w korpusie generalskim, zapominając, że za jej czasów decyzje kadrowe były znacznie częstsze i znacznie głębsze. To jednak najmniejsze zmartwienie Władysława Kosiniaka-Kamysza, któremu politycy Platformy Obywatelskiej jeszcze niedawno zarzucali, że zmiany personalne w Wojsku Polskim idą zbyt wolno. Wyzwania, przed którymi stoi, a odziedziczył je po poprzednikach, są o wiele poważniejsze. Armia, którą przejął, nie jest ani tak silna, ani tak dziarska, jak chcieliby politycy i wspierający ich dziennikarze telewizyjni. Bardziej liczymy na NATO niż na własne siły. W przeszłości życzeniowe myślenie, że inni nam pomogą, prowadziło jednak do narodowych katastrof.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Tak upada religia smoleńska

Antoni Macierewicz nie ma swojej podkomisji ani ochrony. Ta hucpa wreszcie się skończyła Prywatyzacja wiary Brednie smoleńskie zebrane przez Krzysztofa Łozińskiego (KOD): Sztuczna mgła Rozpylono hel Bomba próżniowa wytworzyła próżnię pod samolotem Samolot ściągnięto magnesem Brzoza to miękki patyk Brzoza nie urwała skrzydła, Rosjanie sami ją złamali Tupolew to przerobiony bombowiec i powinien wytrzymać upadek z 80 m Samolot z żelaza powinien wylądować w lesie Bomba próżniowa w samolocie Bomba w skrzydle Bomba w śródpłacie Dwa

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Parasol dziurawy…

…ale i potencjalny deszcz nie taki groźny. Oto, jak wygląda polska obrona przeciwlotnicza Kilkanaście dni temu na poligonie w Toruniu odbyła się prezentacja pierwszych bojowych elementów systemu antyrakietowego Patriot, który Polska zamówiła w Stanach Zjednoczonych w 2018 r. Obecni na miejscu prezydent Andrzej Duda i minister Mariusz Błaszczak przekonywali, że wdrożenie patriotów pozwoli stworzyć „unikalne w Europie warunki bezpieczeństwa”. Gdzie nam do Niemców Ta ostrożna w gruncie rzeczy opinia nie stanęła na przeszkodzie entuzjazmowi rządowych mediów i części

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Haniebna decyzja

Instytut Pamięci Narodowej odmówił zgody na pochowanie z honorami wojskowymi gen. broni Ryszarda Olszewskiego Gen. broni pilot Ryszard Olszewski zmarł 8 lutego br. W III RP był komendantem-rektorem Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie, szefem Generalnego Zarządu Operacyjnego P3, a przez wiele lat dowódcą Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej (po restrukturyzacji w 2004 r. Sił Powietrznych). Wychował pokolenia polskich pilotów. Dziś bronią oni polskiego nieba. Instytut Pamięci Narodowej odmówił zgody na pochowanie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj Wywiady

Armia pod butem polityków

Jakiego wojska potrzebujemy, a jakie mamy? Gen. dyw. w st. spocz. prof. Bogusław Pacek – były dowódca Żandarmerii Wojskowej i rektor Akademii Obrony Narodowej (późniejszej Akademii Sztuki Wojennej). Obecnie wykładowca w Instytucie Bliskiego i Dalekiego Wschodu Uniwersytetu Jagiellońskiego, twórca i dyrektor Instytutu Bezpieczeństwa i Rozwoju Międzynarodowego. Czy Emil C., dezerter, który uciekł na Białoruś i poprosił tam o azyl polityczny, to szpieg reżimu Aleksandra Łukaszenki? – Ktoś, kto rozpowszechnia takie przypuszczenia, naoglądał się za dużo

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Kaczyński i Błaszczak straszą wojną

Megalomański pomysł za pożyczone pieniądze Pisowski rząd bije na trwogę – Rosja Putina tylko czyha na sposobność, by nas zaatakować i na powrót włączyć do swojej strefy wpływów. Nie możemy więc pozostać bierni i musimy odpowiednio się przygotować. I to już teraz, bez zbędnej zwłoki – przekonywał Jarosław Kaczyński podczas ubiegłotygodniowej konferencji prasowej. Gdy głos zabrał minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak, by przedstawić szczegóły planowanych działań, wicepremier ds. bezpieczeństwa stracił wcześniejszą werwę. Technicznie rzecz ujmując, kilka razy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.