Tag "pandemia"

Powrót na stronę główną
Wywiady

To będzie bardzo ciekawy rok szkolny

Nadal nie wiem, za co jako dyrektor odpowiadam, który moment powinnam uznać za niebezpieczny i zamknąć szkołę Ewa Radanowicz – dyrektorka innowacyjnej Szkoły Podstawowej w Radowie Małym w województwie zachodniopomorskim, członkini społeczności The Global Change Leaders Ashoka. Edukatorka, trenerka, autorka książki „W szkole wcale nie chodzi o szkołę”. Czego pani się boi najbardziej przed rozpoczęciem roku szkolnego? – Absurdów. Już widać, że będą nam towarzyszyć w codziennej pracy. Będziemy musieli stosować procedury nieadekwatne do naszego środowiska. Do szkoły w Radowie Małym dzieci dowożone są z 19 miejscowości czterema autobusami. Spędzają w autobusie od 20 do 40 minut. W autobusach trudno zachować dystans społeczny. Dzieci potem wejdą do szkoły, gdzie będzie panował zaostrzony rygor sanitarny: oddzielna pracownia, zakaz większego mieszania się, przemieszczania. Rygor powinien być, ale w naszej szkole część zajęć, np. z matematyki, odbywa się na zasadzie projektu w kuchni szkolnej. Nieunikniona, a wręcz wskazana jest praca w grupach mieszanych wiekowo. Sanepid pewnie nam tego zabroni. Przypominam, że dzieci są wymieszane w autobusie. Tak samo wracają do domu. Pracujecie w sposób nieszablonowy. – Według planu lekcji nasze dzieci pracują minimum sześć godzin w tygodniu w różnych pracowniach tematycznych, np. humanistycznej,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Pytanie Tygodnia

Czy czerwone strefy zmienią zachowania Polaków w czasie pandemii?

Czy czerwone strefy zmienią zachowania Polaków w czasie pandemii? Dr Helena Chmielewska-Szlajfer, socjolożka, Akademia Leona Koźmińskiego Nie jestem przekonana, czy wprowadzenie stref wiele zmieni, ponieważ ludzie nadal nie mają jasności, jak poważna jest sytuacja, oraz które regulacje obowiązują. Do pewnego czasu strach wygrywał z poczuciem zmęczenia epidemią, dlatego Polacy przestrzegali zaleceń. Później jednak premier kilkakrotnie oświadczył, że pokonaliśmy epidemię, zezwolono na obchodzenie hucznych wesel itd. Niedawno wszedł w życie obowiązek noszenia maseczek w sklepach, a chwilę wcześniej Sąd Rejonowy w Kościanie orzekł, że karanie za brak maseczki jest niekonstytucyjne. Ludzie od miesięcy dostają sprzeczne informacje na temat tego, jak powinni postępować, a egzekwowalność przepisów jest żadna. Nie dziwmy się więc, że panuje coraz większy chaos, a obywatele zachowują się tak jak sami uważają za właściwe. Wszystko to wynika z grzechu pierworodnego niewprowadzenia stanu nadzwyczajnego. Prof. Andrzej Gładysz, specjalista chorób zakaźnych Cały czas mam nadzieję, że nowe regulacje zmienią mentalność Polaków. Jestem przerażony niefrasobliwością narodu, któremu się wydaje, że koronawirus nie stanowi większego zagrożenia. Nie da się przewidzieć, kogo dotknie zakażenie i jak będzie u niego przebiegało, a wprowadzenie czerwonych stref przynajmniej w jakimś stopniu ograniczy narażenie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Bardzo chore Stany

Porażka z koronawirusem pokazała, jak słaba jest obecnie amerykańska państwowość Przez ostatnie miesiące nasłuchaliśmy się rozmaitych opisów pandemii COVID-19. Prof. Michał Kosiński, psycholog społeczny z Uniwersytetu Stanforda, nazywał ją „wielkim wyrównywaczem”, wieszcząc szansę na zniwelowanie chociaż części nierówności społecznych poprzez przeniesienie życia do internetu. Bill Gates, amerykański multimiliarder i założyciel koncernu Microsoft, przyrównywał z kolei sytuację do konfliktu zbrojnego z nieznanym przeciwnikiem. Pandemia to wojna, mówił, i w takich kategoriach powinniśmy formułować naszą odpowiedź na nią. Co ciekawe, w tym porównaniu jego nieoczekiwanym naśladowcą stał się Donald Trump, który niedługo po wybuchu zarazy sam określił się „prezydentem czasów wojny”. Metaforyczne określenia mnożyły się z każdym kolejnym tygodniem przymusowej kwarantanny i pandemicznym nagłówkiem czy serwisem informacyjnym. Kanadyjska dziennikarka Naomi Klein, jeden z najwyraźniejszych głosów światowego alterglobalizmu, widziała w starciu z koronawirusem przyśpieszony scenariusz zmagań z katastrofą klimatyczną. Według niej ludzkość w obliczu tajemniczej choroby stała się tak samo bezradna jak wobec szalejących upałów i coraz częstszych kataklizmów. Mimo to z jej porównania płynęła też lekcja optymizmu, bo Klein w reporterskim podcaście Longform podkreślała, że COVID-19 udowodnił nam, jak wiele rzeczy jesteśmy w stanie nagle zatrzymać, z ilu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zdrowie

Nie ma przełomu w leczeniu COVID-19

Obecnie testuje się ponad 150 substancji, ale jeszcze nie wynaleziono nic, czym można by się pochwalić Dr n. med. Paweł Grzesiowski – pediatra i immunolog, prezes Fundacji Instytut Profilaktyki Zakażeń Podobno lada chwila będziemy produkować w Polsce skuteczny lek na COVID-19, przygotowywany na bazie osocza ozdrowieńców. Jak duże nadzieje możemy z nim wiązać? – Zacznijmy od tego, że tylko w szerokim rozumieniu można go nazwać lekiem, jednak nie jest nim z definicji. Ten preparat biologiczny to immunoglobuliny pozyskane od dawców z ich surowicy. Osocze ozdrowieńców już w tej chwili stosuje się w leczeniu, teraz będzie dostępny jego ekstrakt. Środek ten rzeczywiście zwalcza wirusa, jednak nie jest to żadna nowa koncepcja. Już wcześniej korzystano z przeciwciał ozdrowieńców w leczeniu różnych chorób. Jaką skuteczność może mieć ten środek? Doniesienia prasowe brzmiały obiecująco. – Absolutnie nie można mówić o żadnym przełomie. To nie jest lek, który można podać we wczesnej fazie czy w domu, ale dopiero w szpitalu, już po rozpoznaniu choroby. Jednak przy braku lepszego leku na pewno ważne jest, że mamy taki środek wspomagający. Udało się zmierzyć skuteczność takiego leczenia? – O skuteczności leku można mówić dopiero wtedy, gdy prowadzi się badania

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Myślałem, że umieram

Relacje chorych na COVID-19 Marcin Kociński z Mazowsza, lat 40+, bez chorób współistniejących, 19. zakażony w Polsce. Zgodził się na przeprowadzanie na nim badań. Lekarze piszą na podstawie jego przypadku pracę naukową. Miesiąc spędził w Centralnym Szpitalu Klinicznym Ministerstwa Obrony Narodowej (WIM) przy ul. Szaserów w Warszawie, wciąż walczy o kondycję. Zarażonych dzielę na pięć kategorii: bezobjawowi; ci, którzy mają temperaturę do 37 st.; ci z zapaleniem płuc, sam się do nich zaliczam; ci pod respiratorem – masakra i ostatnia kategoria – śmierć. COVID nieźle poharatał mój organizm. To był początek pandemii, nikt nic nie wiedział, był większy poziom obciążenia psychicznego. Dziś jest zupełnie inaczej, choć lekarze wciąż uczą się tego wirusa. Cały czas byłem przytomny, nie zahaczyłem o respirator, mimo to jeszcze dwa tygodnie temu, gdy próbowałem grać w piłkę, czułem palenie w płucach. W szpitalu doszło do sytuacji, że krew prawie stanęła. Dałem jednak radę za pomocą dotleniania organizmu. Po chorobie lekarz zabronił mi uprawiania sportu. Powód? Groźba zawału bądź udaru. Gdy więc słyszę, że COVID to grypka, nie ma go, wymysł, szlag mnie trafia. Od grypy różni się tym, że wszystko w organizmie demoluje. Przez mniej więcej trzy tygodnie po wyjściu ze szpitala miałem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

OPZZ na rzecz pracowników migrujących

Godna praca ma być dla wszystkich Polskę przez wiele lat cechowało zjawisko emigracji, zarówno politycznej, jak i ekonomicznej. Przystąpienie naszego kraju do Unii Europejskiej w 2004 r. nadało temu zjawisku zupełnie nową dynamikę. Płytkość rynku pracy, bezrobocie, niskie wynagrodzenia, zła atmosfera w pracy, niewielkie szanse rozwoju wpływały na decyzję o wyjeździe z Polski, czasowym lub na stałe. Magnesem były zdecydowanie wyższy standard życia oraz lepsze warunki pracy i wynagradzania. Dzięki zasadzie swobodnego przepływu osób w ramach jednolitego rynku UE (włączając w to Europejski Obszar Gospodarczy) oraz z uwagi na ogromne różnice w wynagrodzeniu za pracę znacząco nasiliły się migracje zarobkowe Polaków do krajów Europy Zachodniej. Po 1 maja 2004 r. były one masowe, a duży odsetek stanowiły osoby o wysokich kwalifikacjach. Od kilku jednak lat charakter procesów migracyjnych w Polsce się zmienia. Dostrzegalny jest trwały trend, nieznany dotychczas, a z pewnością nie w takiej skali, napływu do Polski pracowników spoza UE. Spowodowany został on m.in. wprowadzeniem przepisów uprawniających do podejmowania czasowego zatrudnienia w Polsce bez konieczności uzyskania zezwolenia na pracę. Polski rynek pracy staje się coraz atrakcyjniejszy dla cudzoziemców, a dodatkowo pojawiają się sygnalizowane przez pracodawców niedobory, wywołane m.in. emigracją poakcesyjną. Obok

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Nadmorskie wakacje w cieniu koronawirusa

Gdy tylko Polacy mijają znak z napisem Krynica Morska, zachowują się, jakby epidemia nie istniała, a zakazy nie obowiązywały 23 lipca rano na promenadzie w Rowach pusto. Tylko wiatr goni po wodzie białe grzywy, rozpryskując je na falochronie. Otwarte morze huczy, krzyczą mewy, kormorany jak dwa posążki zastygły na bojach. Widać zniszczoną przez zimowy sztorm plażę wschodnią. Na ławce ukrytej we wnęce promenady przycupnęła turystka z Raciborza. Wymknęła się tak wcześnie, żeby posłuchać huku fal. – Zawsze wybieram tę ławkę, z niej jest najlepszy widok – mówi. – Wczoraj wieczorem wiało jeszcze mocniej, w pewnym mome ncie zrobiła się nawet mała burza piaskowa, a w niej zachodziło wielkie, czerwone słońce. Chociaż do Rowów przyjeżdżam prawie co roku, takiego zachodu jeszcze nie widziałam. Mój mąż zawsze powtarza, że urlop bez Rowów to żaden urlop, jest w tym jakaś prawda. Mieszkają z wnukami u dalszej rodziny męża. – Dzisiejsi wczasowicze chcą mieć luksusy, a nam wystarczy podwórko dla dzieci. Nie musimy mieć łazienki jak z folderu reklamowego. Nasi gospodarze, rybacy, zawsze żyli skromnie. Dawniej odstępowali letnikom swój dom, a sami w sezonie mieszkali w drewnianej budzie. Jak przyjechałam tutaj pierwszy raz, w latach

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura Wywiady

Reżyser szary, zwykły, czasem naiwny

Nikt nie jest taki, jaki z daleka nam się wydaje. Film mnie leczy ze stereotypów w ocenie ludzi Paweł Łoziński – Uprzedzam, że będę się ograniczać w słowach. Dlaczego? – Potem mam dużo roboty przy autoryzacji – za dużo mówię. Jestem z tego niezadowolony i piszę wywiad od nowa. Perfekcjonista z pana. – To, co dobrze brzmi w rozmowie, zapisane może stracić urok. Dialogi z pańskiego filmu „Maski i ludzie” dla HBO zapisane w gazecie też mogłyby stracić swój urok. Aż trudno uwierzyć, że przechodnie, których nagrał pan z balkonu w czasie pandemii, opowiadali panu o życiu i codzienności, a stronili od polityki i niechęci do innych. – A co w tym dziwnego? To zupełnie inny obraz Polaków, niż proponują nam gazety i telewizja. – Świat nie jest taki, jakim chcą nam go przedstawić media, które często szukają konfliktu, czegoś, co mocno bije w oczy. Polska przetworzona przez media nijak się ma do kraju, który ja obserwuję, robiąc od ponad dwóch lat ze swojego balkonu na Saskiej Kępie film o przechodniach. Ci ludzie są sympatyczni, otwarci, chcą rozmawiać. To stereotyp, że Polacy zazwyczaj są burkliwi, niechętni. To, co widzę na ekranie telewizora, zwłaszcza w tzw. mediach publicznych, i to, co obserwuję codziennie, to dwa nieprzystające do siebie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Maseczkowa ciuciubabka

Jedni noszą maseczki, drudzy – ryzykując mandat – nie. Na ludzką odpowiedzialność trudno liczyć Niewiele jest miejsc i sytuacji, w których obowiązuje zasłanianie nosa i ust. Nakaz noszenia maseczek wszędzie poza mieszkaniem wszedł w życie 16 kwietnia br., czyli ponad miesiąc po ogłoszeniu stanu zagrożenia epidemicznego. Pierwsze poluzowanie nastąpiło już cztery dni później – zdecydowano, że maseczki można zdejmować w lasach. Do tej pory nakaz dotyczy tylko kościołów, sklepów, środków komunikacji zbiorowej, kin, teatrów i urzędów. Ale i tak wiele osób stara się obchodzić prawo. Henryk jest ochroniarzem w markecie. Na temat zachowania klientów w okresie pandemii mógłby napisać książkę albo chociaż skecz dla kabaretu. No choćby przed chwilą. Wejść chciała kobieta z trzema chłopcami. Henryk spytał o maseczki, usłyszał: „Nie mamy”. Powiedział, że są do kupienia na stoisku obok. Po kilku minutach podeszła ta sama kobieta, oznajmiła, że ma chorobę płuc i maseczki używać nie może. Henryk uśmiechnął się i wpuścił ją, spytał tylko: „A synowie też są chorzy?”. Dał jej szansę, by powiedziała, że owszem, bo to choroba dziedziczna. Ale ona z okazji nie skorzystała. Napakowany facet uśmiecha się do Henryka i wchodzi, choć nie ma maseczki. – Znam go, przychodzi prawie codziennie, ma chorobę płuc

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zdrowie

Szczepienia – polisa na zdrowie

Im mniej ludzi niepotrzebnie unikających szczepień, tym bezpieczniej będziemy żyli Prof. Jacek Wysocki – pediatra, specjalista chorób zakaźnych, kierownik Katedry i Zakładu Profilaktyki Zdrowotnej Wydziału Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Wakcynologii. Jesteśmy na etapie odmrażania życia społecznego. Jak przeprowadzić je bezpiecznie pod kątem profilaktyki chorób zakaźnych? – Bezpieczne odmrażanie życia społecznego jest możliwe tylko ze szczepieniami ochronnymi. Do połowy marca br. sezon zachorowań na choroby zakaźne wśród dzieci przebiegał jak każdy inny. Gdy zamknięto żłobki, przedszkola i szkoły, odnotowaliśmy szybki spadek liczby przypadków grypy, zakażeń pneumokokami, a nawet meningokokami. Obecnie przedszkola i żłobki wracają do aktywności, a dzieci szkolne wyjeżdżają na zorganizowane wakacje. Mamy więc dwa problemy. Po pierwsze, obawiamy się, że powrót dzieci do zbiorowości zwiększy liczbę zakażeń na SARS-CoV-2, a ofiarami tego będą niekoniecznie dzieci, które często chorują bezobjawowo i stanowią 1-2% chorych na COVID-19 w Polsce, tylko ich rodzice i dziadkowie. Po drugie, chcielibyśmy uniknąć sytuacji, gdy sezonowy wzrost zachorowań na grypę czy pneumokoki nałoży się na zakażenia SARS-CoV-2. Dlatego tak potrzebne są szczepienia. Na ich temat wciąż krąży wiele mitów… – Te mity są najczęściej tworzone przez osoby lub organizacje niemające

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.