Tag "Rafał Chwedoruk"
„Jakoś to będzie” – czy jest to cecha Polaków?
Prof. Rafał Chwedoruk,
politolog, Wydział Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW
To wynika z naszej tradycji i mentalności, sięgającej Polski szlacheckiej – społeczeństwa o wyjątkowo licznej szlachcie, której cechą była beztroska, wiara w siebie i niechęć do podporządkowania się regułom. Dotyczyło to zarówno polityki, jak i codziennego życia, czego ślady widać do dziś, choćby w chaosie przestrzennym w dawnych wsiach szlacheckich. Po 1989 r. elity uległy fascynacji amerykańskim i brytyjskim neoliberalizmem, który odrzucał planowość i głosił, że świat sam się ułoży, jeśli tylko człowiek będzie się starał. To idealnie współgrało z naszą szlachecką mentalnością – mamy wiele do powiedzenia o historii, lecz trudniej nam zaplanować najbliższy tydzień.
Prof. Adam Leszczyński,
historyk, Wydział Nauk Humanistycznych i Społecznych, Uniwersytet SWPS
Polacy przez stulecia żyli w warunkach skrajnej niestabilności, np. wojen, zaborów i kryzysów. Cechy uznawane dziś za nasze wady, takie jak robienie wszystkiego na ostatnią chwilę czy brak planowania, są w istocie strategiami przetrwania w świecie niepewności. „Jakoś to będzie” to nie wyraz lekkomyślności, lecz adaptacyjna postawa wobec nieprzewidywalności losu, czyli przekonanie, że poradzimy sobie nawet w najtrudniejszych okolicznościach. Ta mentalność, wykształcona przez wieki, świadczy o niezwykłej zdolności Polaków do przetrwania, mimo chaosu i braku stabilności.
Dr Magdalena Łużniak-Piecha,
psycholożka społeczna
Nie sądzę, by „jakoś to będzie” było typowo polską cechą. To raczej postawa osób, które utraciły sprawczość i wytworzyły w sobie przekonanie, że niewiele mogą zrobić, więc pozostaje tylko czekać, „jak to będzie”. Wynika to nie z kultury, lecz z doświadczenia życia w trudnych warunkach, gdzie system ekonomiczny, społeczny czy kulturowy odbiera ludziom wpływ na rzeczywistość. „Jakoś to będzie” staje się zatem strategią przetrwania w sytuacji bezsilności, charakterystyczną dla wielu społeczeństw dotkniętych ubóstwem i brakiem stabilności, nie tylko dla Polaków.
Czy skala pomyłek w komisjach wyborczych podważa wiarygodność wyborów?
Prof. Rafał Chwedoruk, politolog, UW
W tym przypadku arytmetyka jest dosyć prosta i, mówiąc o stanie na dziś, teza o podważaniu wiarygodności wyborów byłaby nieuprawniona. Skala tych pomyłek, bez względu na to, który kandydat byłby pokrzywdzony, jest niewielka i nie będzie miała wpływu na ostateczny wynik wyborów. Trudno, by incydenty mające wymiar lokalny podważały w sposób realny wynik wyborów w skali makro. Nie widać też, nazwijmy to, pewnego uniwersalnego mechanizmu, który by temu zjawisku towarzyszył. Tym samym trudno się doszukiwać w tej sytuacji jakiejś zmowy, a tym bardziej szeroko zakrojonego spisku. Dlatego sądzę, że w większym stopniu demokracji szkodzi obecnie nadmiar emocji towarzyszący tej sytuacji. Mówię zarówno o komentatorach ze strony liberalnej, jak i o głosach ze strony prezydenta elekta.
Prof. Joanna Senyszyn, polityczka, b. posłanka
Wszelkie informacje dotyczące nieprawidłowości, jakie pojawiły się w komisjach wyborczych w całej Polsce, są oczywiście niepokojące. Obecnie nie znamy jednak jeszcze skali tego zjawiska, gdyż sygnały o błędach, tak samo jak protesty wyborcze, cały czas napływają. Nie wiemy też, jakie nieprawidłowości i sytuacje zaszły. Dlatego na razie czekam na wyjaśnienia, które dadzą nam szerszy ogląd sytuacji.
Paweł Kasprzak, aktywista, Obywatele RP
Jeśli chodzi o skalę pomyłek, dziwi mnie, że dziennikarze policzyli to dopiero po kilku dniach. Skala błędów nie wpływa na wynik tych wyborów. Dawno temu pisałem o tej kampanii, że jedyne, co na pewno da się po wyborach powiedzieć, to to, że przegrany będzie kwestionował ich wynik. I to się teraz dzieje. Po stronie demokratycznej pojawia się sporo takich głosów. Niektóre są zaskakujące, mówią bowiem, że marszałek Szymon Hołownia nie powinien przyjmować ślubowania od Karola Nawrockiego. Powodem jest fakt, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej Sądu Najwyższego nie jest sądem. Ale o takiej strategii trzeba było myśleć długo przed rozpisaniem wyborów. Poczekać, aż wygaśnie kadencja Andrzeja Dudy. Hołownia zostałby wtedy pełniącym obowiązki prezydentem, co dałoby przestrzeń na znalezienie jakiegoś rozwiązania, które umożliwiłoby SN stwierdzanie ważności wyborów w zgodzie z konstytucją i prawem międzynarodowym. Obecnie wszelkie opowieści o ponownym liczeniu głosów czy wręcz ponownych wyborach wychodzą poza prawo. Należy się skupić na strategii omijania veta Nawrockiego. A powinno tym być przeprowadzanie referendów, których nie należy się bać.
Nie zdajemy sobie sprawy ze skali katastrofy Ukrainy
Kiedy w czasach rządów PiS bywali tam polscy politycy, w tle widniały czarno-czerwone sztandary UPA
Prof. Rafał Chwedoruk – politolog z Uniwersytetu Warszawskiego
Badania internetu pokazały, że po spotkaniu Trump-Zełenski, po tej awanturze, polscy internauci – nie całość społeczeństwa, tylko ta grupa – opowiedzieli się po stronie Trumpa, przeciwko Zełenskiemu. To przypadek czy tendencja? Co tu się dzieje?
– Książkę można na ten temat napisać! Po pierwsze, jest to element uniwersalnego procesu. W tę stronę zmierzają postawy wyborców w wielu państwach Europy. Szczególnie naszego regionu. Prezydent Chorwacji w cuglach wygrał wybory, opowiadając się za jak najszybszym pokojem. W Bułgarii wypłynęli na tym prorosyjscy nacjonaliści. Widzieliśmy, co się działo w Rumunii. U Słowaków kolejny raz wrócił lewicowy Fico. Na Węgrzech jest prawicowy Orbán.
W Czechach faworytem w nadchodzących wyborach jest Babiš.
– W Polsce nakładają się na to inne konteksty. Dlatego powiedziałbym, że z Ukrainą, i w aspekcie relacji państwowych, i w relacjach międzyludzkich, było trochę tak jak w polskiej polityce z ruchami Palikota czy Kukiza. W pierwszej chwili zaskoczenie i entuzjazm. A potem, im dłużej przyglądano się zjawisku, dostrzegano coraz większe mankamenty. Rodziło się rozczarowanie, że ta postać i ten ruch są odległe od pierwotnych oczekiwań. Podobnie jest z działaniami Ukrainy.
Stąd przejście od entuzjazmu do sceptycyzmu?
– Polska opinia publiczna z czasem musiała dostrzec skutki ekonomiczne wojny w ogóle, ale także ukraińską politykę. Kto pamięta, że tuż przed wojną Ukraina poszła na skargę do instytucji europejskich związanych z rynkiem transportu, co uderzało bezpośrednio w polskie firmy transportowe? Tuż przed wojną! Kiedy już wiedziała, że Polska będzie kluczowa dla obrony przed agresją. Takich punktów konfliktowych jest więcej: cement, miękkie owoce, rynek zbożowy… No i oczywiście polityka historyczna, gdzie nie tylko nie doczekano się żadnego gestu ze strony ukraińskiej, ale można wręcz powiedzieć, że w tej materii trwają tam bachanalia faszyzmu.
Twarde słowa.
– Jeśli latem 2022 r. – wiemy, co się działo wtedy na froncie, to były decydujące chwile konfliktu, Polska była maksymalnie zaangażowana w pomoc Ukrainie, jak tylko się dało – w Białej Cerkwi, największym mieście obwodu kijowskiego, nazwano ulicę imieniem Piotra Diaczenki… Pacyfikatora powstania warszawskiego i Lubelszczyzny, kolaboranta. Podobnie stało się jeszcze w kilku miejscowościach. Albo teraz – Ukraina, której siłą rzeczy brakuje środków na wszystko, znajduje czas i możliwości, żeby na poziomie miasta Lwów zajmować się odbudową zniszczonego bombardowaniem muzeum Szuchewycza, wykonawcy rzezi wołyńskiej. Mam wyliczać despekty wobec polskich polityków? Kiedy w czasach rządów PiS bywali na Ukrainie, tak się dziwnie składało, że w tle widniały czarno-czerwone sztandary UPA. Trudno nazwać to wszystko przypadkiem. Sama Ukraina postarała się jako państwo – nie mówię o Ukraińcach, którzy są w Polsce – o to, żeby postawa Polski i Polaków ewoluowała w niekorzystną dla niej stronę. Do tego dochodzi tendencja uniwersalna, to znaczy migracja.
Która zawsze generuje nieporozumienia.
– Akceptacja migracji miała charakter głęboko humanitarny. Pomagamy, bo to są ludzie jak my, niewiele kulturowo od nas się różnią, spotkało ich nieszczęście. Poza tym już byliśmy przyzwyczajeni do obecności Ukraińców na rynku pracy, często bardzo pożytecznej. Ale w dłuższym horyzoncie czasowym masowa migracja zawsze rodzi napięcia. Największe – w gorzej płatnych segmentach rynku pracy. Warto też pamiętać, że migranci, tak jest na Zachodzie, osiedlają się tam, gdzie jest taniej. Wbrew stereotypom, że Ukraińcy w Polsce jeżdżą limuzynami, odwiedzają drogie restauracje, tak naprawdę większość osiedla się w mniej zamożnych częściach dużych miast. Na tym zachodnie partie socjaldemokratyczne tracą, bo wtedy te dzielnice…
…stają się antyimigranckie, czyli prawicowe.
– Narastają konflikty, czy to z powodu sposobu życia, czy przez obawy związane z rynkiem pracy, czy po podwyżkach czynszów w okolicy. Ten proces, chociaż powolny, też w Polsce ma miejsce. Tyle że przy naszej strukturze to dotyczy elektoratu prawicy.
Lewica z dzielnic robotniczych, proletariackich dawno wyemigrowała.
– Lewicę mamy w stylu Izraela czy Turcji. Mieszczańską, kampusową itd. I ostatnia rzecz, ale ważna – my, Polacy, jesteśmy społeczeństwem proamerykańskim. Żeby nie wiem co, nie jesteśmy w stanie przyjąć do wiadomości, że Reagan i Breżniew już nie żyją. Oni organizują nasze życie! Nie Dmowski z Piłsudskim!
Polską rządzą trumny Reagana i Breżniewa?
– Raczej tamten czas. Jest zimna wojna, tu jest dobry Zachód, tam zły Związek Radziecki, który jest wszechpotężny, a Zachód zjednoczony jak nigdy. Nikt nie chce przyjąć do wiadomości, że np. Francja wyszła ze struktur militarnych NATO, że Reagan w czasie naszego stanu wojennego nałożył faktyczne sankcje na firmy z państw Europy Zachodniej za handel surowcami ze Związkiem Radzieckim. Żyjemy w jakiejś mitycznej rzeczywistości. A Trump jedynie ujawnił to, co od dawna było wiadome. Że w naszym proamerykańskim społeczeństwie Zachód to, po pierwsze, Columbo, Kojak i westerny. A dopiero po drugie Napoleon Bonaparte.
Tak myśli prawica.
– I elektorat PiS, i Konfederacji jest w swojej masie proamerykański. A elektorat Platformy i lewicy jest podzielony, nie jest homogeniczny, jeśli chodzi o poszukiwanie balansu między Europą a Ameryką. Składa się to na obraz, który dla mnie był jasny od pierwszej minuty tej wojny – że taki będzie jej wewnętrzny finał w Polsce.
Że mając do wyboru Trumpa i Ukrainę, wybierzemy Trumpa?
– Najciekawsze jest to, że partią, która w najmniejszym stopniu wyciągnęła wnioski, było PiS. Ta partia była fanką Trumpa, ale realizowała linię Bidena. A teraz się dziwi, że wystąpił strategiczny problem i niekoniecznie jej kandydat wypada w tej kwestii wiarygodnie na tle kandydata Konfederacji.
W PiS jest pęknięcie? Czy raczej politycy ślepo opowiadają się za Trumpem?
– Najgorsze dla PiS jest to
Czy protesty rolników wpłyną na wynik wyborów samorządowych?
Prof. Robert Alberski, politolog, UWr Trudno rozstrzygnąć, ponieważ wybory samorządowe to taki turniej rozgrywany na ponad 2,5 tys. boisk równocześnie i pewnie będzie tak, że w niektórych miejscach protesty rolników będą miały znaczenie, a w innych nie. Natomiast sprawa jest o tyle złożona, że trudno jasno zdefiniować odpowiedzialność za sytuację, przeciwko której protestują rolnicy. Duża część winy leży po stronie poprzedniego rządu, który zaniechał różnych działań, jednak to do obecnego kierowane są pretensje i żądania. Pytanie, komu wyborcy przypiszą









