Tag "Rishi Sunak"

Powrót na stronę główną
Świat

Wyspa tonie

Dymisje i nominacje bez sensu, widmo przyśpieszonych wyborów, czkawka po brexicie. Torysi nie mają już nawet brzytwy, której mogliby się chwycić Pod koniec listopada z wizytą w Londynie przebywał premier Grecji Kiriakos Mitsotakis. Przyjechał co prawda na zaproszenie banku inwestycyjnego Morgan Stanley, a nie brytyjskiego rządu, ale chciał skorzystać z okazji i spotkać się z Rishim Sunakiem, co wydawało się niegroźnym pomysłem. Relacje między ich krajami są dobre, obaj politycy wywodzą się z wyraźnie prawicowych środowisk, łączy ich nawet coś na kształt wspólnoty problemów, bo od kilku tygodni tematem numer 1 w Wielkiej Brytanii jest potężniejący napływ migrantów, a z tym Grecja zmaga się od prawie dekady. Teoretycznie była to więc szansa na wymianę komplementów i zapozowanie do kilku zdjęć. Nic z tego jednak, bo choć sztab Mitsotakisa umówił mu spotkanie na 10 Downing Street, a Sunak je zaakceptował, to dość gwałtownie dzień przed wszystko odwołał. Vincent McAviney, komentator polityczny stacji BBC i radia Monocle, przyznał, że nie jest w stanie sobie przypomnieć podobnej sytuacji, kiedy szef rządu obcego państwa jest wykreślany z kalendarza brytyjskiego premiera w ostatnich chwili, bez podania przyczyny. Gazety na Wyspach przez chwilę spekulowały, że Sunak przestraszył się konfrontacji w sprawie marmurów Elgina, partenońskich rzeźb wywiezionych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Niepodległość w zamrażarce

Odejście Nicoli Sturgeon tylko zaogni spór pomiędzy Szkocją a Londynem Na konferencję prasową w swojej edynburskiej rezydencji weszła spóźniona kilkanaście minut, przepraszając zebranych tam dziennikarzy, że wezwała ich w środku ferii zimowych. Edukacja jest w Wielkiej Brytanii silnie zdecentralizowana (o czym więcej za chwilę), toteż kalendarze roku szkolnego są inne w poszczególnych częściach Królestwa. W ogóle podczas gdy na południu, w Londynie, dla reporterów i analityków był to raczej dzień jak co dzień, 15 lutego w Szkocji przejdzie do historii. Nicola Sturgeon, prawie od dekady premierka kraju, ubrana w czerwony garnitur ogłaszała rezygnację ze stanowiska. A wraz z tym spychała na dno politycznej szuflady marzenia o rychłym odłączeniu się Szkocji od reszty Wielkiej Brytanii. Doprowadzić sprawę do końca Z nią na czele zarówno same szkockie władze, jak i Szkocka Partia Narodowa (SNP) nabrały politycznego znaczenia. W przeciwieństwie do swojego poprzednika, Alexa Salmonda, który szeregi partii opuścił dwa lata temu, Sturgeon doskonale wiedziała, jak zaistnieć na krajowej, a momentami nawet międzynarodowej scenie politycznej. Salmond przeprowadził wprawdzie pierwsze w historii referendum niepodległościowe w 2014 r., ale je przegrał, a w codziennych zmaganiach uchodził raczej za mało kompetentnego negocjatora, który w konflikt z Westminsterem wdawał się wtedy, kiedy nie było trzeba, natomiast

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Zima brexitowego niezadowolenia

Wielką Brytanię zalewa największa fala strajków od prawie 40 lat Pomiędzy końcówką listopada a początkiem stycznia w Wielkiej Brytanii od stanowisk pracy odeszło tylu różnych fachowców, że telewizje na Wyspach zaczęły publikować specjalne kalendarze. Każdy strajk oznaczany był na nich kółkiem w innym kolorze, przypisanym odpowiednio: pielęgniarkom, pocztowcom, kolejarzom, wykładowcom akademickim i nauczycielom. W niektóre dni kółek nakładało się na siebie tyle, że cała grafika przestawała być czytelna. Rekordowy był 24 grudnia, kiedy jednocześnie strajkowali pracownicy poczty, kierowcy autobusów, kolejarze, pielęgniarki, służba drogowa i instruktorzy nauki jazdy. Jak podaje „New York Times”, od grudnia ubiegłego roku do dzisiaj we wszystkich rodzajach strajków wzięło udział ok. 1,5 mln pracowników. Według szacunków brytyjskich związków zawodowych tylko w grudniu z powodu strajków gospodarka straciła ponad milion dni roboczych. Uciekające pielęgniarki Akcje protestacyjne nie zostały przeprowadzone nagle ani też nie wzięły się znikąd. Większość z nich była zapowiadana od tygodni, a nawet miesięcy. Co więcej, z punktu widzenia samych strajkujących do manifestacji ich niezadowolenia doszło zdecydowanie za późno. Doskonale ilustrują to dane dotyczące warunków pracy poszczególnych profesji. Na przykład pielęgniarek, których 100 tys. (spośród 430

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Syn imperium

O Rishim Sunaku można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że w brytyjskiej polityce zwiastuje jakąkolwiek zmianę Kiedy w ubiegłym tygodniu stanął przed wejściem do siedziby brytyjskich szefów rządu na Downing Street 10, sprawiał wrażenie, że za wszelką cenę powstrzymuje się od uśmiechania. W chwili swojego największego politycznego triumfu, momencie bez wątpienia historycznym dla całego kraju, Rishi Sunak bronił się przed publicznym okazaniem emocji. Do tego stopnia, że przepytani natychmiast przez brytyjskie media eksperci od mimiki zaczęli stawiać hipotezy o widocznym na twarzy nowego premiera stresie, lękach, a nawet przerażeniu. Tajemnica wyjaśniła się kilka godzin później – przeciek z grona najbliższych współpracowników ujawnił, że zachowanie powagi doradzili mu konsultanci wizerunkowi. Bardziej ze względu na sytuację w kraju niż na samą postać Sunaka i jej publiczny odbiór. Wielka Brytania znajduje się w kryzysie tak głębokim i wielopłaszczyznowym, że właściwie nie wiadomo, który pożar trzeba gasić najpierw. Uznano więc, że uśmiechać się w tym przypadku nie przystoi. Brytyjska interpretacja amerykańskiego snu Zwłaszcza że Rishi Sunak będzie musiał wykonać tytaniczną pracę, żeby ktokolwiek na Wyspach uwierzył w niego jako państwowca. Gotowego do poświęceń dla ojczyzny męża stanu, któremu zależy na czymś więcej niż na władzy i pieniądzach. Trzeci w tym roku brytyjski

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Cyrk nie śmieszy już nikogo

Po odejściu Borisa Johnsona na Wyspach mówiono, że gorzej już być nie może. Liz Truss dowiodła, że może 45 dni – zaledwie tyle wytrwała na stanowisku szefowej brytyjskiego rządu Liz Truss. Władzę obejmowała 6 września, niesiona wstydliwą, ale mimo wszystko zauważalną falą optymizmu wewnątrz Partii Konserwatywnej. Poprzedzające tygodnie spędziła pracowicie, prowadząc kampanię w wewnętrznych wyborach na przewodniczącego torysów. Pokonała w nich Rishiego Sunaka, polityka znacznie bardziej kojarzonego z establishmentem, bez wątpienia też postać większego formatu niż Truss. I być może właśnie to, w połączeniu z bagażem w postaci współuczestnictwa w skandalach ekipy Borisa Johnsona, ostatecznie zabiło kandydaturę Sunaka. Nowa (wtedy) pani premier pod względem charakterologicznym była i nadal jest jego przeciwieństwem. Bardziej cicha niż wyrazista, bardziej monotonna niż charyzmatyczna. Ponad 170 tys. członków partii uczestniczących w głosowaniu uznało jednak, że tego właśnie konserwatyzm na Wsypach potrzebował. Dość festiwalu nabrzmiałych ego, liderów umieszczających siebie w samym środku życia politycznego, tak aby reszta krążyła po ich orbicie i była zależna od ich grawitacji. Czas na kogoś, kto wyciszy spory, nie zwracając jednocześnie na siebie zbytniej uwagi. Do tego, przynajmniej w teorii, Liz Truss nadawała

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.