Tag "Siergiej Szojgu"
Nauczyciel nie musi być bohaterem, ale musi być odważny
Najbardziej przeraża, że w pewnym momencie w edukacji zabraknie nauki, a zostanie tylko światopogląd Wanda Sobiborowicz – nauczycielka, działaczka ZNP Działacze ZNP podkreślają, że jesteś przewodniczką, mentorką w pracy związkowej, wspierasz i nie żałujesz ludziom swojego czasu. – Mogę sobie pozwolić na taką pracę, duże zaangażowanie i poświęcenie czasu, bo nie jestem zależna od nikogo. Dysponuję swoim czasem, nie muszę nikomu się tłumaczyć. Myślę, że dla działacza związkowego, który chce w pełni działać, to istotne. Od początku wojny w Ukrainie, gdy zaczęli przybywać uchodźcy, w tym dzieci, ZNP ma pewnie jeszcze więcej pracy. – Każda wojna to wielka tragedia, a ta toczy się tak blisko. I pomyśleć, że jeszcze do połowy lutego tam byłam – w Truskawcu, w ośrodku wypoczynkowym nauczycieli ukraińskich. Już wcześniej miałam okazję poznać Ukrainę i ludzi aż po Kijów. Mam tam wielu znajomych i przyjaciół. To, co teraz tam się dzieje… nie mogę powstrzymać łez. Mam pod opieką nauczycielkę z dwojgiem dzieci. Czy można cały dorobek życia spakować do walizki i wyruszyć w nieznane? Związkowcy z ZNP od pierwszych godzin wojny i ataku na Ukrainę pomagają uchodźcom – przede wszystkim uczniom i uczennicom, ich rodzinom oraz nauczycielom i pracownikom oświaty z Ukrainy. Organizujemy zbiórki niezbędnych rzeczy, noclegi, wspieramy materialnie
Napoić, nakarmić, zdemilitaryzować
Mówią: nie czas na pokojowe mrzonki, kiedy Putin bombarduje. Mówią: kto nie popiera większych wydatków na wojsko i zbrojenia, ten zdrajca i ruska onuca. Mówią: cały ten dziecinny pacyfizm to sowiecka agentura była. Mówią: uniezależnimy się od rosyjskiego gazu i ropy, uzależniając się od amerykańskiej ropy i gazu. Mówią: pomagamy, kiedy to my pomagamy, a oni mówią. Mówią: biała matka z dziećmi z Ukrainy – dobra uchodźczyni, czarniawa z Iraku czy Syrii – niech zdycha na białoruskiej granicy. Dużo mówią w ogóle. Milczenie nie jest w cenie, milczenie jest oznaką słabości – nie wiesz, więc milczysz. Jak gadasz, to chyba wiesz, bo nie gadałbyś, gdybyś nie wiedział. Medialne młyny mielą całodobowo, siedem dni w tygodniu, InfoLewiatan24 pożre wszystko, przetrawi i wydali, zainkasuje, zrobi srogą minę, jest w końcu jak demiurg – stwarza z niczego coś. A my to coś uważamy za pomocne i niezbędne, żeby zrozumieć świat, czyli nie zrozumieć z niego nic. Mówią: za wcześnie na niektóre stare myśli, na inne za późno, na pozostałe – na wszelki wypadek też nie. Świat lubi wojnę, chociaż się krzywi. Ani na chwilę nie traci z oczu możliwych biznesów do zrobienia, tak już jest, co nie? Nie zmienisz tego, po co się szarpać. Wciąż marzą i kłamią o wojnach sprawiedliwych, o wojnach
Zwycięskie przegrane
Co dla Rosjan i Ukraińców będzie sukcesem w toczonej wojnie Analitycy militarni zastanawiają się, jak będzie wyglądać najbliższa moskiewska parada z okazji Dnia Zwycięstwa, zwłaszcza jej naziemna odsłona. Rosjanom nie zabraknie historycznych czołgów modelu T-34, pieczołowicie przechowywanych w podstołecznych magazynach. Wystawią również najnowsze tanki T-14 – ich skromniutka liczba i „choroby wieku dziecięcego” sprawiły, że czternastek nie wysłano do Ukrainy. Na front pojechały za to inne paradne egzemplarze, mniej nowoczesnych, za to solidnie (jak się wydawało) zmodernizowanych wersji. Zwykle wypucowane, rdzewieją teraz na polach bitewnych wokół Charkowa, a dysponujące nimi elitarne dywizje rosyjskiej armii – 2. Tamańska i 4. Kantemirowska – jeszcze długo będą uzupełniać straty w ludziach. Podobnie zresztą jak cała 1. Armia Pancerna, w środowisku wojskowym określana mianem „pięści Kremla”, której Ukraińcy połamali niemal wszystkie palce. „Urraa!” nad placem Czerwonym zapewne znów zabrzmi gromko, ale zamiast niezłomnych bohaterów kolejnej zwycięskiej „antyfaszystowskiej krucjaty” zobaczymy raczej żołnierzy statystów i czołgi wyciągnięte z głębokich rezerw. Nie tak miało być 24 lutego Władimir Putin poinformował świat, że gra o pełną stawkę – o zajęcie całej Ukrainy, zniszczenie jej armii i narzucenie marionetkowego rządu.
Każda wojna ma swój język
Wszystko wskazuje, że nie ma narodów odpornych na propagandę polityczną Dr hab. Rafał Zimny – profesor UKW w Bydgoszczy, członek Rady Języka Polskiego przy Prezydium PAN Mamy wojnę, a ta nie istnieje bez propagandy, która wpływa na nasz język: zmienia znaczenia słów, miesza konteksty, tworzy nowe określenia, odziera z godności, szczuje jednych na drugich. – Zacznijmy od tego, że samo słowo propaganda nie musi mieć negatywnego znaczenia. Mówimy przecież np. o propagowaniu zdrowego stylu życia. Jednak w wydaniu politycznym kojarzy się zdecydowanie negatywnie. Między innymi dlatego, że oba totalitarne reżimy XX w. wypracowały doskonałe i złowrogie systemy propagandowe. Ale, co warto podkreślić, propaganda nie jest prostą agitacją. Jest perswazją pozyskującą: propagując coś, chcemy na długo pozyskać zwolenników dla jakiegoś poglądu czy idei. Tę długofalowość widać nawet w łacińskim źródłosłowie: propagare znaczy szczepić, krzewić. Natomiast agitacja – czyli perswazja pobudzająca – jest nastawiona na pozyskanie tu i teraz. Tak działają reklama czy komunikaty w kampanii wyborczej. Masz kupić konkretny krem albo przyjść zagłosować, a potem już nikogo nie obchodzisz. Wszystko wskazuje, że nie ma narodów odpornych na propagandę polityczną. Nawet my, w tej części Europy, którzy, będąc tak długo pod butem rosyjskim, byliśmy poddawani przez dziesięciolecia propagandzie
Pomoc uchodźcom to maraton, a nie sprint
W Niemczech podobnie jak w Polsce ciężar przyjęcia uchodźców wzięli na siebie wolontariusze Korespondencja z Niemiec Nie od wczoraj społeczeństwo Republiki Federalnej współtworzą mieszkańcy z tzw. tłem imigracyjnym. Tak określa się w Niemczech osoby, które nie urodziły się jako obywatele RFN lub których przynajmniej jedno z rodziców nie było rdzennym Niemcem. Coraz częściej zachodnich sąsiadów Polski opisuje się jako Einwanderungsgesellschaft – społeczeństwo imigracyjne. Pod tym względem Niemcy upodabniają się do Stanów Zjednoczonych, Argentyny, Brazylii czy Kanady. W 2019 r. zgodnie z danymi Federalnego Urzędu Statystycznego w Niemczech mieszkało ponad 21,2 mln osób z „tłem imigracyjnym”. Stanowi to 26% populacji. Ociężała administracja Nowi mieszkańcy osiedlali się w Niemczech Zachodnich już w drugiej połowie XX w. W okresie powojennej prosperity zakorzenili się tu gastarbeiterzy z Turcji, Włoch, Hiszpanii, Jugosławii i Grecji. Wówczas nie dbano o żadną integrację, przeciwnie, przyjezdnych separowano i liczono, że po zakończonych kontraktach wyjadą tam, skąd przybyli. Większość tak zrobiła, ale pozostałych było wystarczająco dużo, by wpłynąć na zmianę profilu społeczeństwa. Wietnamscy boat people, polscy imigranci przed stanem wojennym, w jego trakcie i po nim, uchodźcy z wojen na Bałkanach – kolejne grupy migrantów wzbogacały niemiecki krajobraz kulturowy i polityczny. Najlepiej pamiętamy niedawne
Malowniczy altruizm
Wróciły pytania formułowane przez największe umysły wieku światowych wojen. Czy mamy jeszcze prawo podziwiać zachody słońca z czystym sumieniem? Czy rozmowa o drzewach jest teraz zbrodnią, bo zawiera w sobie milczenie o tylu niecnych czynach? Czy pisanie wierszy po tym, co Rosja uczyniła Ukrainie, jest barbarzyństwem? Odwrócę rozterki wypowiedziane przez Kiša, Brechta, Adorna i wielu innych ludzi ducha, dotkniętych do żywego okropnościami wojny: czy wolno dać złamać sobie pióro przez kanalię o ego rozbuchanym na pół świata? Mówić o wojnie albo wcale – powszechna mobilizacja artystyczna albo mamer za dezercję? Coś się we mnie buntuje, kiedy słyszę ludzi sztuki przepraszających przed swoimi występami, wernisażami czy spotkaniami autorskimi: „Drodzy państwo, wiem, że to nie jest dobry czas [głębokie westchnienie i spojrzenie rannego spaniela], ale przecież musimy żyć [rozłożone bezradnie ręce, wzrok błagający o zrozumienie], dlatego… [łzy w oczach, w gardle] zapomnijmy na chwilę…” i tak to się dalej rozwija, twórca w lamentacyjnym tonie prosi o prawo do istnienia w warunkach wojennych. Na co dzień człowiek niewiele wkłada do gara, nie ma pięciu mieszkań w stolicy, z których jedno mógłby tymczasowo odpalić uchodźcom, a potem pochwalić się na Fejsbuku swoją wielkodusznością, nie ma środków, którymi mógłby ich wspomóc, fotografując wyciąg z konta i epatując skromną wielkodusznością –
Malowniczy altruizm
Wróciły pytania formułowane przez największe umysły wieku światowych wojen. Czy mamy jeszcze prawo podziwiać zachody słońca z czystym sumieniem? Czy rozmowa o drzewach jest teraz zbrodnią, bo zawiera w sobie milczenie o tylu niecnych czynach? Czy pisanie wierszy po tym, co Rosja uczyniła Ukrainie, jest barbarzyństwem? Odwrócę rozterki wypowiedziane przez Kiša, Brechta, Adorna i wielu innych ludzi ducha, dotkniętych do żywego okropnościami wojny: czy wolno dać złamać sobie pióro przez kanalię o ego rozbuchanym na pół świata? Mówić o wojnie albo wcale – powszechna mobilizacja artystyczna albo mamer za dezercję? Coś się we mnie buntuje, kiedy słyszę ludzi sztuki przepraszających przed swoimi występami, wernisażami czy spotkaniami autorskimi: „Drodzy państwo, wiem, że to nie jest dobry czas [głębokie westchnienie i spojrzenie rannego spaniela], ale przecież musimy żyć [rozłożone bezradnie ręce, wzrok błagający o zrozumienie], dlatego… [łzy w oczach, w gardle] zapomnijmy na chwilę…” i tak to się dalej rozwija, twórca w lamentacyjnym tonie prosi o prawo do istnienia w warunkach wojennych. Na co dzień człowiek niewiele wkłada do gara, nie ma pięciu mieszkań w stolicy, z których jedno mógłby tymczasowo odpalić uchodźcom, a potem pochwalić się na Fejsbuku swoją wielkodusznością, nie ma środków, którymi mógłby ich wspomóc, fotografując wyciąg z konta i epatując skromną wielkodusznością –
Oligarchowie
W Ukrainie władza i pieniądze są nierozłączne Gdy 13 lutego br. przedstawiciele administracji prezydenta Joego Bidena podali kolejną datę rozpoczęcia przez Rosję inwazji na Ukrainę, z kijowskich lotnisk Boryspol i Żuliany odleciało 20 prywatnych samolotów należących do licznego grona tamtejszych oligarchów. W popłochu Samostijną opuszczali członkowie ich rodzin, przyjaciele oraz partnerzy biznesowi. Zamożni pasażerowie kierowali się do Szwajcarii, Austrii, Bawarii i na Lazurowe Wybrzeże. Wśród nich był najbogatszy obywatel Ukrainy Rinat Achmetow, którego majątek w 2012 r. szacowano na 16 mld dol., a który w 2014 r., po zajęciu Krymu przez Rosjan oraz powstaniu republik ludowych Donieckiej i Ługańskiej, stracił ponad 8 mld dol. Do Monachium odleciał jego partner biznesowy Wadym Nowiński (1,7 mld dol.). Kijów opuścił też Ołeksandr Jarosławski (1,2 mld dol.), znany działacz sportowy, prezes grupy finansowej Development Construction Holding oraz UkrSibbanku. Kolumna samochodów, którą oligarcha gnał na lotnisko, potrąciła śmiertelnie człowieka. Oczywiście nikt się nie zatrzymał. 13 lutego prywatny lot z Kijowa do Wiednia zorganizował dla 50 osób Ihor Abramowycz, milioner i jeden z liderów Opozycyjnej Platformy – Za Życie. A już po rozpoczęciu rosyjskiej agresji z aresztu domowego ulotnił się oskarżony o zdradę stanu i finansowanie terroryzmu