Tag "Sławomir Cenckiewicz"

Powrót na stronę główną
Aktualne Przebłyski

Lefebrysta nikogo nie obroni

Sławomir Cenckiewicz, ulubieniec Karola Nawrockiego, jako szef BBN budzi coraz większy popłoch, zwłaszcza na obszarach, które są atakowane przez drony. Tam nikt nie wierzy, że dyletant prezydent pod rękę z Cenckiewiczem mogą ich obronić.

Ten specjalista od grzebania w życiorysach ciągle patrzy do tyłu. Maszeruje też do tyłu. Od lat 90., kiedy był redaktorem naczelnym pisma Bractwa Kapłańskiego Świętego Piusa X „Zawsze Wierni”. Bractwo to lefebryści, ultrakonserwatyści, zwolennicy tzw. mszy trydenckiej prowadzonej po łacinie i tyłem do wiernych. Bractwo ekskomuniką objął nie kto inny jak papież Jan Paweł II. O którym przełożony bractwa w Polsce ks. Karl Stehlin powiedział, że „czyny ekumeniczne papieża Jana Pawła II były bardzo zgubne dla katolików”. Jak te oceny może aprobować Cenckiewicz? A Nawrocki? Ale musi mu się podobać to, co lefebryści głoszą: zakaz aborcji, rozwodów, religia katolicka religią państwową, prawo państwowe zgodne z przykazaniami bożymi. I wiele podobnych mądrości.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Historia

Nasi chłopcy berlingowcy

Łatwiej nam zaakceptować Polaków w Wehrmachcie niż tych, którzy walczyli w rogatywkach z orzełkiem

Reakcję na wystawę „Nasi chłopcy” gdańskiego muzeum trudno uznać za zaskoczenie. Dotychczasowe próby przywrócenia godności żołnierzom 1. i 2. Armii Wojska Polskiego również kończyły się pyskówką, choć głosów w obronie walczących w tych jednostkach było wyraźnie mniej niż w przypadku Polaków w mundurach Wehrmachtu.

„Nie ma zgody na relatywizowanie historii! Z oburzeniem przyjmuję informację o wystawie »Nasi chłopcy« w Muzeum Gdańska. Przedstawienie żołnierzy III Rzeszy jako »naszych« to nie fałsz historyczny, to moralna prowokacja, nawet jeśli zdjęcia młodych mężczyzn w mundurach armii Hitlera przedstawiają przymusowo wcielonych do niemieckiego wojska Polaków”, napisał Andrzej Duda na platformie X, zanim jeszcze miał szansę poznać szczegóły wystawy.

Tego typu wypowiedzi jako żywo przypominają te, które po 1989 r. padały w kierunku berlingowców, czyli żołnierzy 1. Armii Wojska Polskiego. „Czerwoni renegaci” – tak nazwał ich prawicowy publicysta Piotr Zychowicz, dowodząc, że „na wojnie ważne jest nie to, z kim się walczy, ale o co. O ile Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie i Armia Krajowa walczyły o niepodległą Rzeczpospolitą, o tyle armia Berlinga biła się o zniewoloną przez bolszewików, pozbawioną Wilna i Lwowa, totalitarną Polskę Ludową”.

Jeszcze dalej szedł Sławomir Cenckiewicz, historyk związany z prawicą, niedawno wskazany przez Karola Nawrockiego na przyszłego szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego. W wywiadzie dla „Polski Zbrojnej” z 2016 r. przekonywał, że żołnierze 1. i 2. Armii Wojska Polskiego „nie są Wojskiem Polskim”, ich szlaku bojowego zaś nie można uznać za „część historii oręża polskiego”. Cenckiewicz krytykował nawet drobne gesty, takie jak upamiętnienie przez Andrzeja Dudę w 2017 r. 72. rocznicy forsowania Odry przez 1. Armię Wojska Polskiego. „Nie akceptuję honorowania LWP i PRL, tej niezgodnej z prawdą historyczną nowomowy III RP”, skomentował na X.

Dekomunizacja berlingowców

W proces wymazywania berlingowców z polskiej historii od początku aktywnie włączył się Instytut Pamięci Narodowej. Na fali tzw. ustawy dekomunizacyjnej z 2016 r. z miast i wsi zniknęły nazwy upamiętniające czyn zbrojny tych, „którzy nie zdążyli do Andersa”. IPN zadekretował np., że ulica 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki w Giżycku to niedopuszczalny symbol komunistycznej propagandy, który należało niezwłocznie usunąć. Podobny los spotkał ulice, skwery, pomniki i tablice poświęcone 1. i 2. Armii Wojska Polskiego w całym kraju.

Destrukcyjne skutki przyjętej ustawy najmocniej odczuły miejsca pamięci na Ziemiach Zachodnich i Północnych. Tutaj IPN szedł jak walec, nie bacząc na fakt, że monumenty poświęcone 1. i 2. Armii WP czy upamiętniające zdobywanie Wału Pomorskiego były często jedynymi namacalnymi elementami polskiego powojennego dziedzictwa na tym terenie.

IPN tak tłumaczył swoje stanowisko wobec 1. Armii Wojska Polskiego: „Gloryfikacja tego związku operacyjnego, bezprawnie wykorzystanego przez Związek Sowiecki (oprócz działań militarnych przeciw Niemcom) do realizacji celów politycznych, rozbieżnych z polską racją stanu, jest czym innym niż upamiętnienie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Mity PiS

W 2005 r. bracia Kaczyńscy wygrali wybory dzięki hasłu walki z mitycznym układem postkomunistycznym, który niczym nowotwór miał trawić ojczyznę

Jarosław Kaczyński powiedział kiedyś: „Żadne krzyki i płacze nas nie przekonają, że białe jest białe, a czarne jest czarne”. Zgodnie z tą myślą prezes PiS i jego akolici do perfekcji opanowali zakłamywanie rzeczywistości.

Histeryczne przedstawienie, które PiS odegrało na granicy z Niemcami, można nazwać majstersztykiem. Wykreowanie afery z rzekomym przerzucaniem do Polski przez niemieckie służby tysięcy muzułmańskich migrantów z Afryki spowodowało, że nawet premier Donald Tusk dał się nabrać na tę grę i wprowadził kontrole graniczne, co Robert Bąkiewicz, „komendant” samozwańczego Ruchu Obrony Granic, okrzyknął swoim wielkim sukcesem. Choć potem oznajmił, że Tusk tylko pozoruje walkę z nielegalnie przebywającymi w Polsce imigrantami. Dlatego też on i jego ludzie będą nadal stać na posterunkach, broniąc Polski.

Z sondażu przeprowadzonego przez IBRiS na zlecenie „Rzeczpospolitej” wynika, że 34% społeczeństwa też uwierzyło w kłamstwa o islamskich najeźdźcach i popiera obywatelskie patrole stadionowych chuliganów. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby 11 listopada, czyli w Narodowe Święto Niepodległości, Bąkiewicz został uhonorowany przez prezydenta Karola Nawrockiego najważniejszym polskim odznaczeniem, Orderem Orła Białego, „w uznaniu za znamienite zasługi dla Polski i Narodu Polskiego, za wierność Polsce niepodległej i suwerennej”. Być może opis bitwy o polską granicę znajdzie się w kolejnym wydaniu podręcznika do historii i teraźniejszości prof. Wojciecha Roszkowskiego.

W ten sposób Jarosław Kaczyński za pomocą partyjnej propagandy od lat tworzy urojoną rzeczywistość, bezczelnie kłamiąc, insynuując lub naginając fakty. Zdumiewające jest, że znaczna część społeczeństwa ślepo w to wierzy.

Kiszczak z Michnikiem wznoszą toast

Zaczęło się od zdrady przy Okrągłym Stole, gdzie ludzie Solidarności dogadali się z komunistami i w ten sposób podzielono Polskę między kliki. Zdradę, niczym w mafijnym środowisku, przypieczętowano suto zakrapianą imprezą. Naczelny ideolog PiS Sławomir Cenckiewicz w tekście „Szokujące kulisy Okrągłego Stołu” („Historia Do Rzeczy” nr 3/2015) pisał: „Leży przede mną nigdy niepublikowany zapis stenograficzny tzw. taśm Kiszczaka (wideo) z zakulisowych rozmów na Zawracie i w Magdalence. Wartość tego dokumentu ma przede wszystkim wymiar symboliczny, bowiem dokumentuje dynamiczny proces fraternizacji elit okrągłostołowych, które wkrótce stanowić będą już wspólną elitę III RP.

(…) »Wałęsa rozwiązuje krzyżówkę« – czytamy w stenogramie. I dalej: »Wałęsa pijący alkohol. Jacek Kuroń, Stanisław Ciosek, Zbigniew Bujak – rozmawiają i piją wódkę. Adam Michnik pijący wódkę. Czesław Kiszczak i Bronisław Geremek rozmawiający. Ireneusz Sekuła opowiada dowcip. Kiszczak wznosi toast, Michnik odpowiada, że pije za taki rząd, gdzie Lech będzie premierem, a gen. Kiszczak ministrem spraw wewnętrznych«. Było coraz weselej: »Wałęsa z kieliszkiem wznosi toast za zdrowie generała; kelnerzy dolewają alkohol do kieliszków. Lech Wałęsa, Adam Michnik, Tadeusz Mazowiecki, Czesław Kiszczak, Romuald Sosnowski stukają się kieliszkami. Sekuła w sposób humorystyczny wznosi toast za zdrowie premiera Mieczysława F. Rakowskiego (śmiech sali). Wałęsa tłumaczy coś Kiszczakowi. Kuroń rozmawia z Cioskiem i Lechem Kaczyńskim. Sekuła wyciąga cygaro. Geremek pali cygaro. Kuroń z papierosem. Michnik opowiada dowcip o Jezusie i żydowskim przewoźniku po Jeziorze Genezaret«. Były też nietaktowne żarty podkreślające miłą

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Mitoman bezpieczeństwa narodowego

Sławomir Cenckiewicz jako szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego rozpęta wojnę totalną z rządem

„Będzie to wojna, w której najdzielniej będą bili się królowie, ale ginąć będą zwykli ludzie. My wszyscy stracimy na tym konflikcie rządu z prezydentem, bo sparaliżowana zostanie machina państwowa. Po wyborach i jeszcze w trakcie kampanii moja hipoteza była taka, że Jarosław Kaczyński będzie chciał uczynić z Kancelarii Prezydenta i z urzędu głowy państwa bastion, z którego będzie wyprowadzany szturm na demokratyczną większość rządzącą. Nominacja Cenckiewicza jasno wskazuje, że nie można mieć co do tego już wątpliwości”, stwierdził w rozmowie z „Faktem” prof. Tomasz Nałęcz.

Trudno się nie zgodzić z profesorem. Nigdy dotąd w najnowszej historii Polski nie zdarzyło się, aby tak ważną dla bezpieczeństwa kraju funkcję pełniła osoba bez kompetencji, zacietrzewiona politycznie, gotowa dla własnych interesów Polskę podpalić. Człowiek, nad którym nikt nie będzie sprawował kontroli. Razem z chuliganem stadionowym szczycącym się stosowaniem przemocy stworzą niebezpieczny duet. Cenckiewicz jest z wykształcenia historykiem specjalizującym się w lustracji i w szczuciu na zasłużone osoby. Nigdy nie zajmował się obronnością, polityką międzynarodową ani szeroko pojętym bezpieczeństwem.

Likwidator WSI

W 2006 r. Antoni Macierewicz uderzył w polską armię, niszcząc wywiad i kontrwywiad wojskowy. A Cenckiewicza, wówczas 35-letniego pracownika gdańskiego oddziału IPN, ulokował na czele komisji likwidacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych. W komisji kierowanej przez Cenckiewicza zasiadał m.in. Tomasz L., związany z PiS pracownik warszawskiego ratusza (pracę dostał za czasów prezydentury Lecha Kaczyńskiego). W 2022 r. urzędnik został zatrzymany przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego pod zarzutem współpracy z wywiadem rosyjskim. Będąc w komisji likwidacyjnej WSI, „ruski szpion” miał dostęp do najważniejszych tajemnic wywiadu i kontrwywiadu wojskowego. Cenckiewicz przydzielił Tomasza L. do zespołu, który miał się zajmować inwentaryzacją grup operacyjnych, czynnymi sprawami operacyjnymi, ewidencją operacyjną, rozkazami niejawnymi. Po zatrzymaniu Tomasza L. przez ABW bagatelizował jego rolę w komisji likwidacyjnej. Stwierdził, że jako przewodniczący komisji nie miał wpływu na dobór swoich współpracowników, nie znał Tomasza L., który był człowiekiem Radosława Sikorskiego, wówczas ministra obrony.

Cenckiewicz pracował w komisji likwidacyjnej WSI do jesieni 2007 r. W międzyczasie dostał fuchę w radzie nadzorczej państwowej spółki Operator Logistyczny Paliw Płynnych (OLPP), zajmującej się magazynowaniem paliw, a także ich przeładunkiem. Firma była nadzorowana przez ludzi Antoniego Macierewicza, a Cenckiewicz (bez doświadczenia w branży paliwowej i w nadzorze nad spółkami prawa handlowego) trafił do OLPP „jako przedstawiciel świata nauki”, co zabrzmiało iście komicznie.

Ofiara tuskowego reżimu

W latach 2016-2023 Cenckiewicz był dyrektorem Wojskowego Biura Historycznego. Ulokował go tam Antoni Macierewicz jako szef MON. Zamiast dbać o dziedzictwo polskiego oręża, pisowski historyk zajęty był szczuciem na przeciwników politycznych, za co wkrótce stanie przed sądem. W maju br. usłyszał prokuratorskie zarzuty pomocnictwa w odtajnieniu przez szefa MON Mariusza Błaszczaka fragmentów planu obronnego Polski „Warta” i wykorzystaniu ich w propagandowym serialu „Reset”. Cenckiewicz nie tylko kłamliwie oskarżył rząd PO-PSL, że w razie rosyjskiej agresji chciał oddać Putinowi polskie terytorium na wschód od linii Wisły, ale też zdradził tajemnice polskiej armii, m.in. liczebność wojska, jego uzbrojenie, możliwości operacyjne. „Reset”, emitowany w upolitycznionej TVP przed wyborami parlamentarnymi, miał pomóc PiS utrzymać się przy władzy i zohydzić w oczach Polaków Donalda Tuska oraz innych polityków PO jako zdrajców będących na usługach Niemiec i Rosji.

Gdy Cenckiewicz wchodził na przesłuchanie do prokuratury, czekała na niego grupa zwolenników, wśród których byli Mariusz Błaszczak i Karol Nawrocki. „To zemsta za film »Reset«, za książkę »Zgoda«, ale w dłuższej perspektywie to jest pewnie zemsta za wszystko, co ja w swoim życiu zrobiłem. Prawie 30 lat siedzę w archiwach, napisałem ponad 30 książek, ale oni pamiętają te najważniejsze. Pamiętają książki o Wałęsie – za to mnie nienawidzą, pamiętają likwidację WSI i książkę »Długie ramię Moskwy« i pamiętają »Reset« i »Zgodę«, czyli dekonspirację i obnażenie ich prorosyjskiej polityki, współpracy z FSB. To są rzeczy, których mi nigdy nie zapomną i będą mnie zawsze za to ścigać. Represje nie są pierwsze, ale po raz pierwszy będę miał postawione zarzuty karne”, biadolił pisowski historyk.

Ponieważ zarzuty usłyszał 8 maja, tego dnia zaś w polskim Kościele katolickim wspomina się św. Stanisława, biskupa i męczennika, Cenckiewicz zaczął bredzić, że „on jest symbolem stanięcia naprzeciwko tyranii władzy”, a „dziedzicem złego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Historia

Tę Polskę uznawał świat

Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej od razu zyskał uznanie międzynarodowe jako jedyna legalna reprezentacja państwa polskiego

„Polak i antykomunista. PRL nie była Polską, a LWP nie było Wojskiem Polskim” – w taki sposób przedstawia się na platformie X jeden z najbliższych współpracowników Karola Nawrockiego, oficjalnie jego doradca w IPN, Sławomir Cenckiewicz, który zapewne w kancelarii nowego prezydenta obejmie jedno z kluczowych stanowisk. W tym jego stwierdzeniu, że „PRL nie była Polską”, kryje się cała prawda o antykomunizmie w III RP, który nie jest żadną walką z komunizmem jako ideologią (bo ta od dawna jest martwa, a nad Wisłą nigdy nie była traktowana zbyt poważnie), lecz po prostu negowaniem państwa polskiego istniejącego w obecnych granicach od 1945 do 1989 r.

W ten sposób antykomunistyczna prawica, która swoim przeciwnikom w kraju i za granicą tak chętnie przypisuje antypolonizm oraz „pedagogikę wstydu”, sama wyrzuca na śmietnik wcale nie małą, bo 45-letnią, część polskich dziejów i nakazuje Polakom wstydzić się z powodu odbudowania własnego państwa po największej katastrofie, jaka spotkała nasz naród w całej jego historii.

A jednak – wbrew temu, co twierdzi Cenckiewicz – PRL była Polską. Bo zanim oficjalnie przyjęła nazwę PRL (na mocy konstytucji z 1952 r.), była Rzecząpospolitą Polską, którą kilka tygodni po zakończeniu II wojny światowej w Europie uznały wszystkie najważniejsze państwa świata. Stało się tak na podstawie ustaleń jałtańskich z lutego 1945 r., które stanowiły grunt do rozmów mających na celu utworzenie Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, a więc rządu łączącego władze „Polski lubelskiej” (wtedy już przenoszone do wyzwolonej Warszawy) z reprezentacją „Polski londyńskiej” (korzystającej przez cały okres wojny z gościny i pomocy władz brytyjskich). Rozmowy takie, pod patronatem specjalnie powołanej w Jałcie „komisji dobrej woli” – w skład której wchodzili radziecki minister spraw zagranicznych Wiaczesław Mołotow oraz moskiewscy ambasadorowie USA i Wielkiej Brytanii, William Averell Harriman i Archibald Clark Kerr – odbyły się w Moskwie w dniach 17-21 czerwca 1945 r.

Przeciw szantażowi

Grupa emigracyjnych polityków z Londynu, którzy zdecydowali się na ten historyczny kompromis, nie była liczna. Znajdował się w niej Stanisław Mikołajczyk, były premier rządu na uchodźstwie (od lipca 1943 r. do listopada 1944 r.) i lider Stronnictwa Ludowego, czyli najbardziej masowej i realistycznej partii politycznej tamtej epoki. Ludowcy bowiem – w przeciwieństwie do patrzących przez ideologiczne okulary polityków innych stronnictw – zdawali sobie sprawę, że Polska jest tam, gdzie są Polacy i uprawiana przez nich ziemia, a skoro tę ziemię spod niemieckiej okupacji wyzwala Armia Czerwona, to powojenna Polska nie może być państwem traktującym ZSRR jak wroga. Takie było myślenie Mikołajczyka i ludowców, sprzeczne jednak z postawą większości elit polskiej emigracji, które otwarcie odrzuciły „jałtański dyktat”, czekając na wybuch III wojny światowej i „prawdziwe” wyzwolenie Polski. Mikołajczyk okazał się zatem jednym z nielicznych polityków w naszej historii, którzy mieli odwagę nie ulec moralnemu szantażowi „prawdziwych patriotów” i zmierzyć się z polityczną rzeczywistością, a nie pozostawać w sferze nierealnych marzeń.

Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej powstał, już oficjalnie, w Warszawie 28 czerwca 1945 r., powołany przez prezydenta Krajowej Rady Narodowej Bolesława Bieruta. Tym samym KRN stała się pierwszym parlamentem powojennej Polski, tyle że rozszerzanym na zasadzie kooptacji (uzupełnienia lub zmiany składu członkowskiego, gdzie osoby decyzyjne przyjmują nowych członków – przyp. red.), a nie wyłonionym w wyborach. Była przy tym parlamentem pluralistycznym: tego samego dnia, gdy powstał TRJN, na zastępców prezydenta KRN powołano Wincentego Witosa i Stanisława Grabskiego, a więc czołowych polityków II RP, mających symbolizować ciągłość państwa polskiego, ale też otwartość nowej Polski na rodaków o różnych życiorysach i przekonaniach ideowych. W samym rządzie Stanisław Mikołajczyk objął funkcje wicepremiera oraz ministra rolnictwa i reform rolnych; inny ludowiec

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Macierewicz wchodzi do gry

Jedną z pierwszych decyzji Karola Nawrockiego będzie publikacja aneksu do raportu z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych

Dla środowiska pisowskiego aneks jest niczym Księga Objawienia. Zamiast wizji końca świata zapisano w nim wizje Antoniego Macierewicza o układzie, który stworzył III RP. Aneks ma kilkaset stron i powstał w 2007 r. Jest uzupełnieniem raportu z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych, zwanego raportem Macierewicza, o rzekomo przestępczej działalności WSI, które dla PiS były wcieleniem wszelkiego zła. Według teorii spiskowych wszechwładne WSI oplotły Polskę siecią powiązań i interesów. Ludzie wojskowych tajnych służb mieli przeniknąć do świata biznesu i nauki, do polityki, mediów i podziemia przestępczego, czerpiąc z tego gigantyczne zyski. A nawet ponoć kreowali wydarzenia medialne i polityczne, np. sprawę taśm Renaty Beger. Były to absurdalne teorie, a gdyby zawierały choć odrobinę prawdy, Polska nigdy nie zostałaby członkiem NATO, bo przecież USA i inne państwa sojusznicze nie dopuściłyby formacji przestępczej do najważniejszych tajemnic.

WSI, czyli kontrwywiad i wywiad wojskowy, utworzono na początku lat 90. W 2006 r., gdy rządziła koalicja PiS-LPR-Samoobrona, WSI zostały zlikwidowane, a w ich miejsce powstały Służba Kontrwywiadu Wojskowego (SKW) i Służba Wywiadu Wojskowego (SWW). W koalicyjnym rządzie Antoni Macierewicz był wiceministrem obrony narodowej, likwidatorem WSI, weryfikatorem ich kadr oraz szefem SKW.

Macierewicz powołał dwie tajne komisje: weryfikacyjną i likwidacyjną WSI. Sam stanął na czele tej pierwszej, do której dokooptował bliskich współpracowników, historyków IPN i działaczy PiS. Kierownictwo drugiej powierzył Sławomirowi Cenckiewiczowi oraz Piotrowi Woyciechowskiemu, swojemu wychowankowi, który jako student astronomii pomagał mu na początku lat 90. w przygotowaniu listy agentów SB. W komisji kierowanej przez Cenckiewicza zasiadał m.in. Tomasz L., ulokowany przez PiS w warszawskim ratuszu. W 2022 r. urzędnik został zatrzymany przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego pod zarzutem współpracy ze Służbą Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej.

Zdrada stanu

Tak zwany raport Macierewicza opublikowano w lutym 2007 r. Wywołał on oburzenie nie tylko w Polsce, ale też u partnerów z NATO. Był to czas, gdy polscy żołnierze uczestniczyli w misjach w Afganistanie i w Iraku, a Macierewicz ujawnił szczegóły operacji, nazwiska oficerów i współpracowników wojskowych służb, w tym działających za granicą. W raporcie podane zostały także informacje na temat współpracy polskich i sojuszniczych służb specjalnych. Macierewicz naraził życie tysięcy żołnierzy i sparaliżował wojskowy wywiad i kontrwywiad. Były szef WSI gen. Marek Dukaczewski nazwał takie działanie zdradą stanu. Natomiast poseł PO Marek Biernacki (szef MSWiA w rządzie AWS-UW) powiedział: „Ujawniając te nazwiska, pan Macierewicz naruszył interesy państwa polskiego. Teraz obce służby mogą wykorzystywać raport jako doskonałą bazę werbunkową. Do tego podważa zaufanie sojuszników naszego kraju, m.in. w ramach NATO, i na dziesięciolecia sparaliżuje pozyskiwanie współpracowników dla polskich specsłużb”.

Wzburzenia nie krył prof. Władysław Bartoszewski. „Cały świat patrzy na Polskę i zastanawia się, co się u nas wyprawia. Staniemy się dla świata niewiarygodni, a odrobienie tych strat zajmie długie lata”, grzmiał były szef MSZ. W raporcie jako współpracowników WSI wskazano czterech urzędujących ambasadorów i kilkunastu attaché w polskich ambasadach, których w trybie nagłym ściągnięto do Polski. A przecież normalną rzeczą jest, że dyplomaci na placówkach współpracują z wywiadem. Ambasador RP w Kuwejcie Kazimierz Romański podpadł Macierewiczowi, bo jego nazwisko znalazło się na liście osób szkolonych w 1983 r. w Moskiewskim Państwowym Instytucie Stosunków Międzynarodowych. Romański w Kuwejcie był też przedstawicielem NATO, a polska ambasada stanowiła punkt kontaktowy Sojuszu w tym kraju. Odwołanie ambasadora wywołało niezadowolenie USA, ale ówczesna szefowa MSZ

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Przebłyski

Drewniaki atakują Góralczyków

Lisicki („Do Rzeczy”) z Sakiewiczem („Gazeta Polska”) pod rękę ufundowali Zdzisławowi i Bogdanowi Góralczykom festiwal tekstów biograficznych. Mimo kolejnych podwyżek cen papieru nie pożałowali miejsca. Lisicki dał całe pięć kolumn. Cel był oczywisty. Skopać braci i oblać ipeenowskim g… Czyli teczkami. Prosta robota i do kasy. Ale nawet do tak prostego zlecenia nie wystarczy sama gorliwość. Autorom paszkwili przydałoby się choć trochę inteligencji i talentu. Ale o to nikt przy zdrowych zmysłach nie może podejrzewać Sławomira

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Historia bez zaciśniętych zębów

W ostatnim 20-leciu to IPN miał decydujący wpływ na kształtowanie narracji historycznej w polskim społeczeństwie Wybitny, choć niestety zapomniany, poznański historyk prof. Jerzy Krasuski zapisał takie oto myśli dotyczące swojego zawodu: „Historiografia jako jedna z nauk społecznych jest w bardzo wysokim stopniu narzędziem walki i oddziaływania politycznego i ideologicznego niezależnie od tego, czy historyk posługuje się tym narzędziem świadomie, czy nieświadomie. Historyk, tak jak każdy człowiek, jest ukształtowany przez swoje środowisko w sensie zarówno wąskim,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Historia

Anna Walentynowicz: życiorys sfałszowany

Jej nazwisko to dziś ideologiczna pałka, którą okładani są zarówno żywi, jak i zmarli Anna Walentynowicz urodziła się w 1929 r. niedaleko Równego w rodzinie ukraińskich protestantów o nazwisku Lubczyk. Po nastaniu radzieckiej okupacji rodzina straciła majątek, a dzieci musiały pójść na służbę. Anna w wieku 12 lat trafiła do domu zarządców majątku Pustomyty – Teleśnickich. Pracowała bez wynagrodzenia, wyłącznie za jedzenie. W grudniu 1943 r. Teleśniccy zabrali ją ze sobą, mówiąc – niezgodnie z prawdą – że jej krewni

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Przebłyski

Dziadek Cenckiewicza zlustrowany przez Giertycha

Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka. Chociaż Sławomira Cenckiewicza trudno zaliczyć do tego pięknego gatunku. Sądząc po jego obyczajach, bliżej mu do hieny. Przebrany za rycerza z wypraw krzyżowych walił przeciwników na odlew. No i doczekał się tego samego. Paskudny atak na Jędrzeja Giertycha sprowokował jego wnuka, Romana, do przypomnienia, że Mieczysław Cenckiewicz, dziadek Sławomira, był „zbrodniarzem i kanalią, trudniącą się torturowaniem i zabijaniem ludzi za poglądy”. Nie oceniamy ludzi po życiorysach rodziny. Ale dla Cenckiewicza robimy wyjątek.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.