Tag "turystyka"
Santorini czy Mykonos – gdzie spędzisz urlop idealny?
Artykuł sponsorowany Idealny urlop na greckiej wyspie? Santorini i Mykonos będą bardzo dobrym wyborem. Wiemy, kto będzie się tam dobrze bawił i dlaczego na pierwszy rzut oka te wyspy można pomylić. Zdradzimy też, jak dokonać
Wakacje bez fal
Według ekspertów branży turystycznej 2025 ma być rokiem poszukiwania sensu życia, spokoju i autentyczności
W czasach drukowanych map i przewodników, jeszcze sprzed ery 5G, każda podróż mogła być wyprawą w nieznane. Dziś tajemnica znika. Jedziemy w miejsca dobrze znane – z Instagrama i Facebooka. Ustawiamy się do zdjęć w instagramowych pozach. „Tworzymy kolejną jałową wrzutkę na Instagrama. Nie można nawet zabłądzić, bo wszystko jest na mapach Google’a”, narzeka Portia, młoda bohaterka drugiego sezonu „Białego Lotosu”, amerykańskiego serialu Netfliksa. Tymczasem w trzecim sezonie twórcy umieszczają bohaterów w ekskluzywnym ośrodku z bogatą ofertą wellnesową i ograniczonym dostępem do wi-fi. Z najnowszego raportu Global Wellness Institute wynika, że coraz więcej osób będzie na wakacjach stosować okresowy cyfrowy detoks.
Dokąd na cyfrowy post
Hotele na całym świecie prześcigają się w takich ofertach. Naturalnym kierunkiem wydają się białe plamy na mapach sieciowego zasięgu, np. Grenlandia, Mongolia czy Kambodża. Z nadmorskiego miasta Ilulissat na Grenlandii płynie się łodzią do osiedla domków zasilanych energią słoneczną. Nie ma w nich wi-fi ani telewizji, za to jest widok z okien na lodowiec Eqi. Można patrzeć, jak Eqi zrzuca bryły lodu. Odgłosy cielenia się lodowca podobno sprzyjają medytacjom, a obserwowanie fenomenów przyrody ma ułatwiać cyfrowy detoks.
Kambodżańska Koh Tonsay, Wyspa Królików, to kolejny analogowy raj. Nie ma tam prądu, wi-fi, ruchu samochodowego ani śladu masowej turystyki, jest za to wspaniała flora i fauna. Wokół Koh Tonsay występuje fluorescencyjny plankton. Wchodząc do morza nocą, ma się wrażenie dryfowania po rozgwieżdżonym niebie. Miłośnicy przyrody i spokoju na pewno się nie zawiodą.
Przewijanie TikToka nie wchodzi w grę w Parku Narodowym Doliny Orchonu na surowych przestrzeniach mongolskiego stepu. Zamiast tego można jeździć konno, wspinać się na skałkach albo zamówić masaż u miejscowego szamana w namiocie spa. Świetlik w dachu jurty zapewnia moc doznań nocą, gdy widać przez niego miliony gwiazd.
Kolejny popularny kierunek na wakacje analogowe to Skandynawia. W 2023 r. było głośno o pierwszym na świecie miejscu wolnym od smartfonów i innych urządzeń elektronicznych – wyspie Ulko-Tammio w Zatoce Fińskiej. Do rezygnacji z telefonów i aparatów cyfrowych zachęcają turystów tablice rozstawione przy szlakach. „Krajowy cel podróży roku w Finlandii” przyczynił się do gorącej dyskusji na temat regenerującej mocy odłączenia się od technologii w dziewiczym otoczeniu. Krytycy zarzucali zarządcom „wyspy bez smartfonów” tani chwyt marketingowy. Podkreślali też, że malutka bezludna wyspa znajduje się w zasięgu sieci Nokia (producent „starożytnych” telefonów).
W ofertach urlopu bez telefonu nie brakuje oryginalnych pomysłów na spędzanie wolnego czasu: ośrodek Lake Austin Spa Resort w Teksasie prowadzi zajęcia z pisania dziennika i tworzenia biżuterii. W Viceroy at Ombria w portugalskim regionie Algarve można zostać pasterzem lub uczyć się zbierania miodu. W ofercie amerykańskiego biura podróży FTLO jest „wakacyjny romans”: samotni 25-, 39-latkowie lecą na Kostarykę albo do Hawany tańczyć salsę, wędrować w grupach, odwiedzać lokalne farmy, a przy okazji nawiązywać „prawdziwe” relacje z pozostałymi uczestnikami wycieczki.
Właścicielami ośrodków, które oferują cyfrowy detoks, są często entuzjaści tej idei. Bracia Gavino i Giuliano Puggioni z Sardynii założyli pierwszą agencję cyfrowego detoksu we Włoszech. Za swoją misję uważają „poprawę życia ludzi poprzez bardziej świadome korzystanie z technologii cyfrowej”. Agencja Logout Livenow działa na całej wyspie, oferuje trekking, kajakarstwo, nurkowanie, obserwowanie delfinów, kursy gotowania i obróbki gliny. Bracia Puggioni chcieliby stworzyć społeczność, której członkowie uczą się, jak rozsądnie korzystać z darów cyfrowej technologii.
Współzałożyciel sieci domków Unplugged w Wielkiej Brytanii, Hector Hughes, w poprzednim życiu był pracownikiem start-upów technologicznych. Kiedy dopadło go wypalenie zawodowe, wyjechał w Himalaje odtruwać się i medytować. Tam odkrył, że najbardziej transformacyjną częścią pobytu było wyłączenie telefonu. Wrócił z przekonaniem, że każdy może skorzystać z cyfrowego detoksu. W pierwszym domku sieci Unplugged witał
z.muszynska@tygodnikprzeglad.pl
Mazury przed sezonem
Na jeziorach jeszcze nikogo nie ma
– Zimy tu bywają piękne – mówi Bartek. – Choć ostatnio mniej śniegu jest i cieplej. Ale gdy tylko się da, robimy zimą różne dziwne rzeczy. Latamy na bojerach, jeździmy na łyżwach albo zakładamy narty biegowe.
– Poza sezonem na Mazurach jest cisza i zdecydowanie mniej ludzi – przyłącza się Dominik.
– Tak, cisza, pusto, mniejszy ruch na drogach, nie ma ludzi w sklepach, na jeziorach to już w ogóle nikogo nie ma. Jest spokój – dodaje drugi Bartek.
W marcowy deszczowy dzień w porcie Sztynort Bartek, Dominik i Bartek, instruktorzy w Szkole Żeglarstwa Gertis, przygotowują łódki do sezonu. Drobne remonty, uzupełnianie luk w kadłubach i pokładach, jeśli ktoś stuknął w zeszłym sezonie. Kalendarz coraz szybciej im się zapełnia. Mówią, że na oblegane terminy na przełomie lipca i sierpnia, kiedy jest najcieplej i woda nagrzana, już brakuje miejsc. Podobnie jak na kursy dla młodzieży.
Pytam o jeziora.
– Z roku na rok jest coraz więcej motorowodniaków i motorówek – krzywi się Dominik.
– I coraz więcej dużych jachtów – Bartek też się krzywi. – Niemalże morskich.
– Gdy patrzymy na ludzi na jeziorach, widzimy, jak dużo jeszcze pracy przed nami, by ich wyszkolić – ocenia drugi Bartek.
I się śmieją. Ale nie o turystach miało być, tylko o Mazurach poza sezonem.
Bez jezior nie potrafię funkcjonować
Remonty, remonty, na całych Mazurach remonty, w restauracjach, pensjonatach, agroturystykach. W Giżycku remontują tory i taras restauracji, a piwny namiot w Ekomarinie stoi pusty i zamknięty. Miasto oczywiście funkcjonuje, bo ma 27 tys. ludzi, gdzie do niego Sztynortowi, osadzie z kilkudziesięcioma mieszkańcami, żyjącej z portu. Tak czy siak, w Ekomarinie spacerują dwie osoby, stoi kilka aut, a wiatr obija się o jachty zapakowane w worki.
– Jakie są Mazury poza sezonem? – powtarza moje pytanie dr Robert Kempa, dyrektor Centrum Promocji i Informacji Turystycznej w Giżycku. – To normalne Mazury pozbawione sezonu, czyli pogody, która eksponuje ich podstawowe walory, bo dla ludzi Mazury to kraina z błękitem jezior, zielonymi lasami, coś w rodzaju cudu natury. Poza sezonem te walory zanikają. Jeżeli do tego nie ma białej zimy, a ostatnio z powodu zmian klimatu nie ma, trzeba być bezwarunkowo zakochanym w Mazurach, by delektować się ich widokiem poza sezonem. Są takie osoby, zwłaszcza miejscowi. Dla mnie na Mazurach pora roku nie ma znaczenia.
Włosi nie chcą „turystyki kanapkowej”
Cel jest jasny: promować świadome podróżowanie
Korespondencja z Włoch
W ostatnich latach wiele europejskich miast zmaga się z rosnącym problemem turystyki jednodniowej. Szczególnie uciążliwym zjawiskiem stała się tzw. turystyka kanapkowa. To specyficzny model podróżowania, który polega na szybkim, powierzchownym zwiedzaniu bez noclegu, przy minimalnych wydatkach i maksymalnym obciążeniu infrastruktury publicznej. Turyści przybywający w dużych, zorganizowanych grupach – najczęściej autokarami – przechodzą przez miasta niczym karawany, zużywając miejskie zasoby, takie jak toalety czy transport, i zostawiając po sobie śmieci.
Wenecja wprowadza „bilet wstępu”. Od 18 kwietnia do 27 lipca br. w większość dni obowiązywać będzie opłata 5 euro za wstęp do turystycznej części miasta, pobierana w godz. 8.30-16.00. Dotyczy ona osób odwiedzających Wenecję jednodniowo. Aby skorzystać z niższej stawki, należy zarejestrować się online i zapłacić najpóźniej cztery dni przed planowaną wizytą. Jeżeli zrobi się to trzy dni wcześniej, opłata wzrasta do 10 euro. Rejestracji i zakupu „biletu wstępu” można dokonać na stronie cda.ve.it.
„Opłata za wstęp na teren Starego Miasta to innowacyjne narzędzie wpisujące się w szerszą strategię mającą na celu ochronę Wenecji oraz poprawę jakości życia mieszkańców i pracowników – informuje radny Simone Venturini. – Poprzez ten eksperyment dążymy do znalezienia równowagi między prawami mieszkańców a potrzebami odwiedzających”.
Podobne rozwiązanie Wenecja testowała już w ubiegłym roku, ograniczając dostęp turystów przez miesiąc. I chociaż ci krytykowali, miasto oceniło eksperyment pozytywnie. W 2024 r. Wenecja pobiła swój historyczny rekord turystyczny – 13,3 mln odwiedzających.
„Oczywiście nie mamy czarodziejskiej różdżki – dodaje Venturini. – To model eksperymentalny, który będziemy dostosowywać, opierając się na wynikach i analizie danych. Cel jest jednak jasny: zniechęcić do jednodniowej turystyki typu przyjedź-zobacz-wyjedź i promować turystykę świadomą – taką, która wybiera poznawanie Wenecji z szacunkiem i uwagą”.
Z opłaty zwolnieni są ci, którzy nocują na terenie miasta i płacą tzw. podatek klimatyczny. Problemem może być rejestracja grup zorganizowanych – każdy uczestnik musi zostać zgłoszony indywidualnie, a płatność trzeba uiścić kartą kredytową.
Bilet za 10 euro będzie można też kupić w kioskach typu Tabacchi, przy wejściu do Starego Miasta – także za gotówkę.
Jedynym pocieszeniem dla turystów jednodniowych może być to, że również Włosi udający się np. na pogrzeb do tej części miasta będą musieli uiścić opłatę za wstęp.
Nie tylko Wenecja
W Civita di Bagnoregio, malowniczym miasteczku w prowincji Viterbo, bilet wstępu w wysokości 5 euro obowiązuje już od dawna. Kupić go można online lub na miejscu. Do zbudowanej na skale i otoczonej głębokim wąwozem miejscowości prowadzi jedynie most dla pieszych. Obecnie mieszka tam tylko siedem osób. Stare domy opuszczone przez rdzennych mieszkańców wykupili jednak artyści i cudzoziemcy i tchnęli w to miejsce nowe życie. Jego popularność eksplodowała w mediach społecznościowych – w samą zeszłoroczną majówkę przybyło ponad 3 tys. jednodniowych turystów. Miasteczko nie radzi sobie z takim napływem przybyszów i lokalne władze rozważają wprowadzenie limitów odwiedzin.
Ograniczenia obowiązują także na coraz większej liczbie plaż. Neapol wprowadził dzienny limit wejść na plaże Donn’Anna (50 osób) i delle Monache (450 osób). Na wyspach Zatoki Neapolitańskiej – Ischii, Capri, Procidzie – zmniejszono ruch pojazdów, a wiele plaż jest dostępnych jedynie po wcześniejszej rezerwacji i wniesieniu opłaty.
W Ligurii na trasie Via dell’Amore w Cinque Terre limit wynosi 100 osób co 15 minut, natomiast do zatoki Baia del Silenzio w Sestri Levante wpuszczane są maksymalnie 452 osoby dziennie. Od przyszłego roku planowany jest również
Tańczyć jak na tureckim weselu
Turcja dostrzegła potencjał turystyki ślubnej, a rząd wspiera ten pomysł
Korespondencja z Turcji
Hotel Akra w tureckiej Antalyi. Okno mojego pokoju wychodzi na morze, od świtu podziwiam więc stateczki wożące turystów i amatorów nurkowania. W hotelowym ogrodzie od rana trwa ruch. Na idealnie przystrzyżonym trawniku pracownicy ustawiają wokół okrągłych stołów białe krzesła ozdobione zwojami tiulu. Montowana jest też scena z kwietnym podestem, ktoś właśnie maskuje eleganckimi listwami ciągnące się po ziemi okablowanie. Już teraz wszystko wygląda jak scenografia filmu, a za kilka godzin będzie jeszcze ciekawiej. Wtedy pojawią się goście. Jedni w kompletnych etnicznych strojach, drudzy tylko z ich elementami, wszyscy kolorowi i ociekający luksusem. Wylewnie witani przez gospodarzy – zamożnego biznesmena z Ghany oraz rodziców jego wybranki – prowadzeni przez obsługę w nienagannych uniformach, przejdą do stolików, przy których spędzą następne godziny. Poderwą się, bijąc gromkie brawa, gdy urzędnik udzieli młodej parze ślubu, ruszą do tańca, gdy niezły turecki zespół, z pewnością nienależący do tanich, zacznie grać światowe hity, z entuzjazmem zareagują, gdy usłyszą też rodzime kawałki. Potem ustawią się w kolejce, by pozować z młodą parą na tle słońca chowającego się za górami Taurus. Miny zdradzają, że do Afryki wrócą zadowoleni, a tureckie wesele będą długo wspominać.
Jeszcze więcej do wspominania będą mieli goście innego tureckiego weseliska również w Antalyi, które odbyło się w tutejszym pięciogwiazdkowym hotelu. Jeśli wierzyć lokalnym gazetom, przygotowania do ślubu pewnej hinduskiej pary, która także postanowiła powiedzieć sobie „tak” właśnie w Turcji, rozpoczęto z ośmiomiesięcznym wyprzedzeniem. Z Kapadocji dostarczono młodym balony, z Indii część dekoracji. Przewiezienie do hotelu w dzielnicy Aksu roślin, tkanin i kostiumów wymagało wynajęcia siedmiu ciężarówek i co najmniej jednego samolotu, skoro z Indii przylecieli nawet tancerze, kucharze i wizażystki, które nie tylko dbały o makijaże, ale też wymalowały tradycyjne indyjskie wzory z henny na dłoniach 700 gości.
Nasz klient, nasz pan młody
Wspomniana impreza trwała kilka dni i nie była jedyną. Tylko ten hotel gościł w ciągu roku jeszcze 10 wystawnych wesel cudzoziemskich par, które w ostatnich latach upodobały sobie Turcję. Niektóre nigdy wcześniej nie były nad Bosforem, a kraj znają jedynie z seriali telewizyjnych. Skusiła je jednak renoma, jakiej – nie bez przyczyny – dorobiła się tutejsza branża ślubna.
Turcy uwielbiają wesela, a te wiążą się zazwyczaj z prawdziwą celebrą. Jest Noc Henny – rodzaj wieczoru panieńskiego, w którym – w zależności od regionu (i chęci) może uczestniczyć również damat – pan młody. Podczas tego wydarzenia w dłonie gelin, panny młodej, wkłada się grudki henny i złote monety. Śpiewa się też ludowe pieśni, dopóki przyszła żona się nie rozpłacze.
Wesele urządzane jest przez zamożne rodziny w jednym z lśniących salonów ślubnych, w których znajdują się niekiedy takie atrakcje jak sztuczna rzeka i gondole. Ubożsi zadowalają się miejscem pod dachem bazaru lub miejskim parkiem, zawsze jednak z tłumem gości, na wesele bowiem zaprasza się nie tylko najbliższą rodzinę i znajomych, ale i sąsiadów, dalekich krewnych, nauczycieli czy współpracowników.
Gdy młoda para lub rodzice – bo to oni figurują na zaproszeniach jako gospodarze imprezy – wybiorą miejsce i zapłacą zadatek, nie muszą już o nic się martwić. Dügün Salonu – salon weselny – dysponuje zwykle katalogiem, z którego można wybrać interesujące nowożeńców pakiety jedzenia, picia, przekąsek. Zespół? Żaden problem, salon zwykle współpracuje z muzykami. Fotograf? Proszę bardzo, jest i on. Modyfikacje pakietu? Tu już bywa gorzej.
– Turecki ślub ma zazwyczaj określony, sztywny scenariusz – mówi Magdalena Karhan, która dwa lata temu organizowała w Izmirze polsko-tureckie wesele i miała spore problemy z nakłonieniem organizatorów imprezy do zmian, które chciała wprowadzić.
– Chciałam zacząć ślub za
Sycylia przeciw mafijnym magnesom
Czy wyspa uwolni się od kultu ojca chrzestnego?
Korespondencja z Sycylii
W Palermo, Katanii, Syrakuzach czy w skomercjalizowanej Taorminie – na całej Sycylii w sklepach z pamiątkami można znaleźć gadżety związane z mafią: magnesy, koszulki, otwieracze do butelek i kieliszki do wódki. Jednak popularne wśród turystów miasto Agrigento dystansuje się od „upominków mafijnych”. Burmistrz Francesco Miccichè wprowadził zakaz sprzedaży czegokolwiek, co może być związane z mafią.
Ma to jasno pokazać, że jej gloryfikacja nie jest tolerowana.
„Jako że sprzedaż takich produktów na terenie Agrigento upokarza lokalną społeczność, która od lat angażuje się w szerzenie kultury legalności, zakazuję sprzedaży produktów, które wychwalają mafię lub w jakikolwiek sposób do niej nawiązują”, poinformował Miccichè we włoskich mediach. Burmistrz chce, aby jego miasto kojarzyło się z zabytkami Valle dei Templi, Doliny Świątyń, czyli wpisanymi na listę światowego dziedzictwa UNESCO pozostałościami greckiego miasta Akragas, a nie z mafią. Dlatego lokalna policja dostała wszelkie uprawnienia, by kontrolować sklepiki z pamiątkami. Tych, którzy mimo zakazu w dalszym ciągu będą oferować turystom mafijne pamiątki: koszulki czy magnesy, czekają grzywny.
Na podobny krok zdecydowały się również władze lotnisk na Sycylii. Regionalny radny ds. infrastruktury i mobilności Alessandro Aricò w piśmie do spółek zarządzających portami lotniczymi w Palermo (Gesap), Katanii i Comiso (Sac), Trapani (Airgest) oraz na Lampedusie (Ast) i Pantellerii (Enac) stwierdził, że „utrzymanie godnego wizerunku, wolnego od negatywnych stereotypów, to niewątpliwie żelazna zasada, której należy przestrzegać w miejscach pierwszego kontaktu turystów z Sycylią”.
Już rok temu radny skierował podobny apel do armatorów promów i statków pływających między wyspami regionu: „Propozycja została natychmiast przyjęta. Jestem pewien, że to samo stanie się również na lotniskach. Obiekty te powielają upokarzające dla naszej wyspy stereotypy. Przypominają o zbrodniczym zjawisku, z którego Sycylia próbuje się wyzwolić poprzez codzienne zaangażowanie i ciężką pracę zdecydowanej większości obywateli. Musimy dołożyć wszelkich starań, aby popularyzować prawdziwy obraz naszej gościnnej ziemi”.
SzczecinPortal.pl – nowy portal szczeciński on-line!
Artykuł sponsorowany Szczecinportal.pl to świeże miejsce w sieci, które każdy mieszkaniec i miłośnik Szczecina powinien znać. Portal ten gromadzi wszystkie najważniejsze informacje o mieście i regionie Pomorza Zachodniego. To idealne źródło wiedzy dla tych, którzy chcą być
Nadmorskie skarby przyrody: odwiedź Parki Narodowe i Rezerwaty w Polsce
Artykuł sponsorowany Polskie wybrzeże kryje w sobie nie tylko szerokie plaże i tętniące życiem nadmorskie kurorty, ale także unikalne przyrodniczo tereny, które oferują spokój, ciszę i możliwość głębszego kontaktu z Naturą. Jeśli szukasz miejsca, gdzie można
Turysto, nie bój się!
Głuchołazy odbudowują się po powodzi. I zapraszają gości. Oferują trasy spacerowe, noclegi i most, jakiego nie ma w Polsce
– Nikt nie widzi złotych zboczy Gór Opawskich, Parku Zdrojowego w kolorach jesieni, Biskupiej Kopy (wchodzącej w skład Korony Gór Polskich), skąd rozciąga się widok na całe Jesioniki, a przy dobrej widoczności ponoć można dostrzec Sky Tower we Wrocławiu. Nikt nie widzi miasteczka, do którego jeszcze przed wojną zjeżdżały tłumy kuracjuszy pooddychać świeżym luftem, złapać moc promieni słonecznych i poprzechadzać się po łagodnych zboczach gór. To tu przyjeżdżali turyści z Austrii, z Czech i Ślązacy na wypoczynek i rehabilitację. Dlatego jeden z budynków pensjonatowych przy Górnym Stawie otrzymał po wojnie nazwę Górnik vel Wczasy Górnika. Niegdyś zwany Waldesruh, przyciągał turystów położeniem i zaciszem pobliskiego lasu na końcu Parku Zdrojowego powyżej Górnego Stawu. Stoi nadal i czeka na swoją kolej – na Głuchołazy patrzymy oczami Joanny Krawczyk-Gluch z Domu Artysty.
Powoli z krajobrazu miasteczka znikają mundury. Grupa ok. 100 (rotacyjnie) niemieckich żołnierek i żołnierzy zakończyła działania na terenie gminy. Było trochę takich, którzy mieli pewne zastrzeżenia co do obecności Niemców, ale gdy się przekonali, jak sprawnie i dokładnie Bundeswehra wykonywała swoją robotę, wszelkie wątpliwości zniknęły.
– Udało się przekonać ludzi, że to nie są jacyś potencjalni najeźdźcy, ale nasi sojusznicy – mówi burmistrz Głuchołazów dr Paweł Szymkowicz. Żołnierzy pożegnano uroczyście w szkole w bardzo zniszczonym powodzią Bodzanowie. Każdy otrzymał indywidualny dyplom, oficerowie okolicznościowe medale i podziękowania. Podobno dużo wiedzieli o miejscu, do którego dotarli z pomocą, chociaż planowany przewodnicki spacer nie doszedł do skutku. – Zwróciłem im uwagę na biało-błękitne szachownice na ich plakietkach. Takie szachownice możemy zobaczyć u nas w kościele na kartuszu herbowym, to barwy Bawarii, ale również znak królewskiej rodziny Wittelsbach, z której wywodził się bp Franciszek Ludwik von Neuburg, fundator przebudowy tego kościoła. On też ufundował kościół w Bodzanowie, przy którym pracowali żołnierze – wyjaśnia burmistrz, historyk, a zarazem licencjonowany przewodnik nie tylko po regionie, ale i np. po czeskiej Pradze.
Żołnierze z Bawarii pracowali wszędzie, gdzie im wskazano, zaskarbiali sobie sympatię i popularność, w pewnym momencie doszło wręcz do rywalizacji kół gospodyń wiejskich, które ma dla nich gotować. Zdarzyło się, że przywożono obiady z trzech kół, przy trzecim powiedzieli, że już więcej nie zjedzą, chociażby nie wiem jak chcieli. A trzeba wspomnieć, że wszystkie lokalne koła gospodyń gotują znakomicie!
– Nie możemy się nachwalić żołnierzy z Niemiec – słychać od wielu powodzian. Podobnie zresztą mówią o polskich mundurowych, przed którymi otwierały się nie tylko drzwi, ale i serca. Barbara i Andrzej Rajcowie ze starego budynku tuż za Białką, w którym woda sięgnęła sufitów parteru, częstowali żołnierzy kawą z miodem z własnej pasieki. Tyle w tych trudnych warunkach mogli zaproponować.
Przyjdą panowie w suchych butach
– Woda śni mi się co noc, ta woda jest cały czas ze mną, szumi, otacza. Ale to znaczy, że śpię, co też jest dobre – przyznaje burmistrz Szymkowicz.
Rzym w przebudowie
W 2023 r. Włochy odwiedziło 451 mln turystów. Dopiero teraz zaczyna się tu dyskutować o nadmiernej turystyce.
Korespondencja z Rzymu
„Dlaczego nie postawią tu dużych plansz ze zdjęciami zabytków, przy których można robić sobie selfie? – zapytała pewna turystka pod fontanną di Trevi. – Tak robią już w Azji. Zwłaszcza w Tajlandii, bo tam niebo jest zasnute smogiem. Więc jak ktoś sobie cyknie fotkę na fototapecie z niebieskim niebem, przynajmniej nie straci wyjazdu”.
Turyści, którzy w tym roku odwiedzili Rzym, nie byli zadowoleni. Wszędzie remonty, zasłonięte zabytki, w komunikacji wielkie utrudnienia. Największe rozczarowanie przeżyli jednak ci, którzy do Wiecznego Miasta przyjechali w drugim tygodniu października i zobaczyli fontannę di Trevi ogrodzoną plastikowymi panelami. Najsłynniejsza barokowa fontanna jako ostatnia została poddana nadzwyczajnym pracom konserwacyjnym, które potrwają kilka tygodni. W ciągu miesiąca ma powstać specjalna platforma spacerowa, z której będzie można podziwiać zabytek. Wyznaczony zostanie też limit osób przebywających na kładce w tym samym czasie. W ten sposób władze Rzymu mają nadzieję ograniczyć liczbę gości na najbardziej obleganym placu świata. Rozważane jest również wprowadzenie w przyszłości opłaty 2 euro za dostęp do fontanny.
Co jednak z rytuałem wrzucania monet do wody, mającym zapewnić powrót do Wiecznego Miasta? Wymyślił go niemiecki archeolog Wolfgang Helbig, zainspirowany antycznym obrzędem rzucania oboli do źródeł, by zaskarbić sobie przychylność bóstw. W ten sposób fontanna zaprojektowana przez Nicolę Salviego stała się światową celebrytką. Wrzucenie jednej monety gwarantowało powrót do Rzymu, dwóch – miłość, a trzech – rychły ślub. To z tego powodu fontanna di Trevi była zawsze tak oblegana. Wyłowione z niej pieniądze przeznaczano na rzymski Caritas, a w czasach turystyki masowej była to kwota niemała.
Nie wiadomo jeszcze, jak władze Rzymu rozwiążą ten problem. Mówi się o „zamontowaniu specjalnego koszyka”. Czy turyści przyzwyczają się do koszyka i kładki, która szpeci barokowy monument? Rzymska celebrytka może stracić na popularności – a wraz z nią bary i sklepy przy placyku, których właściciele już protestują.
Renowację fontanny di Trevi pozostawiono na sam koniec, aby nie odstraszyć turystów. Od wakacji jednak w remoncie są prawie wszystkie fontanny Rzymu, zwłaszcza te na placu Navona i przy Panteonie. Zasłonięto je rusztowaniami i ogrodzono panelami ze zdjęciami zabytków. Rzucić okiem można na nie przez okienka w ogrodzeniu. Ten sam los spotkał most św. Anioła ozdobiony rzeźbami Berniniego oraz jego uczniów, a wcześniej monumentalny pomnik Wiktora Emanuela II (już powoli odsłaniany), „Pietę” Michała Anioła i baldachim Berniniego w bazylice św. Piotra (prace renowacyjne już zakończono i odsłonięcie tego ostatniego nastąpi 27 października).
Rok Święty ogłoszony przez papieża Bonifacego w 1300 r. i obchodzony co 25 lat był zawsze dla Rzymu okazją do odnawiania monumentów będących jego symbolami, a przede wszystkim budowania nowych. Z okazji roku 1475 zbudowano most Sykstyński, który rozwiązał problemy komunikacyjne średniowiecznego Rzymu, z okazji 1725 r. powstały słynne Schody Hiszpańskie, a w roku 2000 przebudowano Muzea Watykańskie.
Także Jubileusz 2025 ma swoje symbole: przebudowę placu Pia, który stanie się deptakiem i będzie łączył Watykan z Zamkiem św. Anioła, oraz przejazdu pod nim, będącego newralgicznym punktem ruchu drogowego w Rzymie; przebudowę placu del Risorgimento i pobliskiej ulicy Ottaviano; przebudowę placu przed bazyliką św. Jana na Lateranie; przebudowę placu dei Cinquecento przed dworcem kolejowym Termini oraz budowę parkingu pod nim.
Watykan zaniepokojony
„Mamy nadzieję, że widoczne opóźnienia uda się nadrobić w jak najkrótszym czasie”, upomniał niedawno publicznie burmistrza i nadzwyczajnego komisarza Jubileuszu 2025 Roberta Gualtieriego nowy wikariusz diecezji rzymskiej, prałat Baldassarre Reina. „Prace są opóźnione, a niedogodności widoczne dla wszystkich”, powiedział w wywiadzie dla agencji Ansa. Już pod koniec września opóźnieniami zaniepokoił się prałat Rino Fisichella odpowiedzialny za organizację Roku Świętego ze strony Watykanu: „Na placu del Risorgimento nie widzimy żadnych robotników”.










