Terroryzm w stylu Hollywood

Terroryzm w stylu Hollywood

Gdyby nie 11 września, „Suma wszystkich strachów” przeszłaby bez echa „Czekamy, aż skrzydło motyla rozpęta huragan, którego sam Bóg nie zdoła opanować”. Ten nieco kiczowaty cytat nie pochodzi bynajmniej z traktujących o wojnie z terroryzmem przemówień któregoś z amerykańskich oficjeli. Słowa te w filmie „Suma wszystkich strachów” wypowiada przywódca zjednoczonych neonazistów. Ów złowieszczy sojusz wkrótce po uduchowionej przemowie swego lidera dokona nuklearnego zamachu na stadionie w Baltimore podczas finału Super Bowl. Neonaziści spróbują zrzucić winę na Rosjan i tym samym wywołać konflikt między dawnymi wrogami z czasów zimnej wojny. Tym razem reakcją na ten ekranowy atak na amerykańskiej ziemi nie będzie pukanie się w czoło i twierdzenie, że scenarzysta ma chorą wyobraźnię, a jego wizja absolutnie nie ma prawa się ziścić. Film wszedł na ekrany amerykańskich kin pod koniec maja, dosłownie kilka dni po tym, jak waszyngtońska administracja przyznała, że zamachy bombowe w USA są nieuniknione. Paradoksalnie więc okoliczności historyczne uratowały ten dość staroświecko i schematycznie nakręcony obraz, nadając mu dodatkowe znaczenie. Uplasował się tuż za filmami wojennymi w serii produkcji odbieranych – zupełnie niezamierzenie – jako reakcja na 11 września. A powstał przecież dużo wcześniej, na początku 2001 r., za podstawę mając wydaną

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2002, 33/2002

Kategorie: Świat