Andrzej Kondratiuk (1936-2016) Andrzej Kondratiuk? Można napisać poemat. Miejsca jest na streszczenie… Pytają, co go kształtowało. Mógł powiedzieć: Goethe i Bułhakow. Odpowiadał: „Elementarz” Mariana Falskiego, czytany w Kazachstanie, podczas wojny, w odcinkach, ze szpalt „Wolnej Polski” redagowanej przez Wandę Wasilewską. „Edek, Felek, Gutek i Bronka wracają z lekcji do domu. Aż tu nagle jedzie tato – zabiera dziatwę. Jest wesoło, przyjemnie i pogodnie”. To „aż tu nagle” mu zostało. Uwielbiał, żeby „tu nagle” zaszło coś spoza rutyny. W jego „Wniebowziętych” Janek Himilsbach na pytanie, co w życiu porabia, odpowiedział: „Latam trochę z kolegą”. Kondratiuk też „trochę latał”… Nic się nie zgadza, a zgadza się wszystko W filmie uwielbiał, gdy nic się nie zgadzało, gdy wszystko było lekko odklejone. W takiej „Hydrozagadce” panuje ogólna remiza – w tle Trubadurzy z Krawczykiem łkają „Luba, Luboczka”. I każdy mówi nie to, co powinien. „Maklak”: „Jestem bezwzględnie inteligentny”. Gołas: „I o to chodzi, i o to chodzi”. Turek: „Niech ryczy z bólu ranny łoś…”. Pieczka, jako durnowaty marynarz w koszulce w paski, bierze się do mordobicia z liliputem. Józef Nowak, wieczny partyzant i milicjant, gra Supermana, w dodatku albinosa. „Superman socjalistyczny z raportówką”, śmiał się sam Kondratiuk. Dalej: Ewa Szykulska demonstruje wcięcie i wypięcie, ale połyka sylaby. Tadeusz Pluciński figuruje jako amant aktualny, Jerzy Duszyński jako amant wyliniały. Poza tym na komputer mówią „mózg elektronowy”. A przecież Wrocławskie Zakłady Elektroniczne Mera-Elwro pracowały już wówczas nad „polskim komputerem” od 10 lat… Kolejny z rozkosznych pomysłów: na jakimś zadupiu na Mazowszu, za środkowego Jaruzelskiego, wylądowali kosmici. Teraz tych kilku miejscowych, co im gorzała już dawno mózg wypłukała, okazują się dla „obcych” reprezentatywną próbką rodzaju ludzkiego. Gajos z miejsca ma pomysł, jak ich powitać: „Jak im nie w smak czysta, będzie kolorowa. A jak i to nie, to się zrobi »tatę z mamą«”. A ponieważ „obcy” są chwilowo niestwierdzalni, powitanie odbywa się we własnym gronie. „Jaka to różnica dla rzeki, czy przez nią dwie czy trzy łodzie przepłyną?”, deliberuje Roman Kłosowski, gdy pytają, czy trzeci kieliszek mu nie zaszkodzi. Nie zaszkodził, a nawet spowodował teologiczne zdziwienie, że podobno nawet on, Kłosowski, „jest obrazem Najwyższego”. Poza tym padają zdania o nieprzedawnionej słuszności: „Jak kto nie ma głowy, to się nadaje na państwowe posade”. Pomysł kolejny: odmładzanie się przez chuć. Ludwik Benoit (zmarło się biedakowi ćwierć wieku temu) przychodzi w „Mlecznej drodze” po prośbie do wiedźmy Cembrzyńskiej. Wyłuszcza prośbę wprost z „Fausta”. Dobrze zapłaci: „– Żeby tak z siedemdziesiątki zejść do sześćdziesiątki! – Bab zachciewa ci się? – I we śnie, i na jawie!”. Taki Boga się nie boi: „Nie uważam tego za grzech – niewiastę zadowolić”. Poza tym Kondratiuk podciągnął karierę Himilsbacha po „Rejsie”. Jego pytanie z „Wniebowziętych”: „Gdzie panienki były, jak myśmy z kolegą pukali z winem?” bywa powtarzane do dziś. Podobnie jak kolejne pamiętne kwestie: „Życie jest piękne! Niestety, trzeba umieć z niego korzystać!” czy: „Tylu fajnych chłopaków zmarnowało się przez kobiety…”. Z czasem starał się za pomocą kamery obsłużyć głównie własną osobowość, która dla niego samego była zagadką i źródłem ekscytacji. We wsi Łacha pod Serockiem z końcem lat 70. w robocie był kameralny film „Pełnia” z Zaliwskim, Fijewskim i Kłosowskim. Nagle o jedenastej wieczorem Kondratiuk dzwoni do prof. Jana Świderskiego (wówczas szycha i nestor) i nalega, by profesor natychmiast zjawił się na planie. Świderski trzy razy upewnia się, że reżyser jest trzeźwy i wie, co i do kogo mówi. Przyjeżdża, gra epizod. Po latach pytają Kondratiuka, co takiego było w tej nocy, że zrywał profesora z łóżka. „Była pełnia i niepokojący wiatr”, odpowiada. Ten melanż folkloru i metafizyki ciągnął się do ostatnich filmów. Wyszynk piwny w „Barze pod młynkiem” 15 lat po transformacji prowadzi kobieta ciut nierozgarnięta, wymiksowana przez wolny rynek na pobocze. Nikt nie zachodzi, nie zamawia. Aż do dnia, kiedy wstępuje klient marzenie – w jej barze będzie bił rekord świata w spożyciu browaru. „Jak pan przewiduje, ile pan pierdolnie?”, rzuca fachowo barmanka. Pan, że z 15. Faktycznie, „pierdolnął” 15, a potem okazało się, że siana nie miał nawet
Tagi:
Wiesław Kot









