Uzdrowiska pod młotek

Uzdrowisko Szczawno-Zdrój z wyremontowanymi budynkami sanatoryjnymi, Domem Zdrojowym, pijalnią, zakładem przyrodoleczniczym można kupić za 12 mln zł. Tymczasem willa kosztuje 1 mln zł

Po kolei idą pod młotek. Uzdrowisko Kraków-Swoszowice za 18 mln zł nabyła firma z siedzibą w Bochni. Uzdrowisko Ustkę za nieco ponad 14 mln zł – Spółka Hotel Lubin. Połczyn-Zdrój też już znalazł nabywcę. To informacje tylko z początku roku. Na finiszu jest sprzedaż kilku dolnośląskich zdrojów, a ze stron internetowych Ministerstwa Skarbu Państwa już dowiadujemy się o wyłonieniu oferentów na prywatyzację Uzdrowiska Cieplice, Uzdrowisk Kłodzkich… Sytuacja zmienia się niemal z dnia na dzień.
A wyglądało, że będzie inaczej i większość z 24 uzdrowiskowych spółek skarbu państwa pozostanie naprawdę „dobrem narodowym”. Jeszcze 31 stycznia 2007 r. w aktualizacji „koncepcji spółek uzdrowiskowych” 14 zdrojów zostało z procesu prywatyzacji wyłączonych, w pięciu kolejnych odłożono ten proces na co najmniej pięć lat i tylko pięć podlegało prywatyzacji. Na Dolnym Śląsku sprzedany miał zostać jedynie mały Przerzeczyn-Zdrój. Obecnie wszystko się zmieniło i z tej pierwszej grupy 14 spółek tylko połowa nie będzie prywatyzowana. Na razie w całym kraju uchowa się więc jedynie siedem uzdrowisk.
Proces ten szczególnie dotyka południowo-zachodni region kraju, tutaj bowiem jest umiejscowionych wiele naszych zdrojów. Początkowo tylko jedno dolnośląskie uzdrowisko przeznaczone było do sprzedaży, teraz odwrotnie – tylko jedno z prywatyzacji zostało wyłączone, przynajmniej na razie. To Lądek-Zdrój.
Jeden z internautów dyskutujących o sprzedaży uzdrowisk napisał: „Skoro Uzdrowisko jako firma państwowa przynosi dochody, to po jaką cholerę sprzedawać taką dojną krowę!”. Właśnie.

Coś tracimy

Obraz sanatorium jako zmurszałego budynku z pokojami bez podstawowych wygód, a w sferze lecznictwa oferującego prymitywne zabiegi – na Dolnym Śląsku należy do przeszłości. Wszystkie dotychczasowe spółki skarbu państwa modernizowały bazę noclegową i zakłady przyrodolecznicze. Trafiają się jeszcze, co prawda, pokoje bez łazienek, a Szczawno-Zdrój np. boryka się też z brakiem wind, ale to wszystko do czasu. Modernizacje prowadzone są metodą małych kroków. Ile można w ten sposób osiągnąć, widać np. w Jedlinie-Zdroju, gdzie zupełnie odmieniono bazę sanatoryjną i uruchomiono nieczynne od lat źródła wód leczniczych.
Tymczasem ze strony internetowej Ministerstwa Skarbu Państwa (i tylko z niej, ministerstwo z lokalnymi samorządami się nie kontaktuje – żadnych komentarzy, żadnej możliwości zadania pytań) można się dowiedzieć, że cenę uzdrowiska Szczawno-Zdrój ustalono na „słownie jeden milion sto siedemdziesiąt dziewięć tysięcy pięćset akcji o wartości nominalnej 10 zł każda, stanowiących 92,15 proc. kapitału zakładowego”. Łatwo policzyć, że wyjdzie niespełna 12 mln zł. Mieszkańcy Szczawna przecierają oczy – za taką kwotę można nabyć ich uzdrowisko, którego obiekty zajmują połowę miasta, i do tego jeszcze te w nieodległej Jedlinie-Zdroju. Tyle mają kosztować wyremontowane budynki sanatoryjne, wspaniały zabytkowy Dom Zdrojowy, unikalna pijalnia – odbudowana po pożarze przy udziale społecznych zbiórek, Ministerstwa Dziedzictwa Narodowego i wsparciu Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej, zakład przyrodoleczniczy z nowoczesnym, bogatym wyposażeniem, hala spacerowa i… aż się serce kraje przy tej wyliczance! Na podobnym poziomie kształtują się ceny innych dolnośląskich uzdrowisk.
Przecież wybudowanie wypasionej willi w tym rejonie Dolnego Śląska pochłania około miliona złotych. Takie jednak „obowiązują” ceny na nasze uzdrowiskowe dobra narodowe; za porównywalne już sprzedano zdroje w innych częściach Polski.
Nic dziwnego, że do negocjacji zgłaszają się różne firmy… Ich nazwy zupełnie nieznane, czasem bardzo dziwne, albo – bardzo znane, a one same potężne, ale jakże w swej działalności odległe od leczniczej branży.
Czasem związkowcy przywiozą jakieś wieści z „centrali”, choćby o tym, jak wiedzie się załogom w już sprywatyzowanych uzdrowiskowych firmach. Na razie obowiązują osłony wynegocjowane podczas transakcji. W sprawie „swojej” sprzedaży w zasadzie jedynie załamują ręce. Przecież byli przeciw, ale obecna władza nawet nie próbowała udawać, że choć trochę liczy się z nimi i pracownikami. Danuta Miakienko, długoletnia przewodnicząca cieplickiej „Solidarności”, stwierdza z goryczą, że związkowcy mogą już tylko walczyć o korzystny pakiet socjalny dla załogi.
Stanisław Borkusz, przewodniczący szczawieńskiej rady miasta, również czuje się bezsilny. Na sesji, w obecności prezes miejscowego uzdrowiska Beaty Szczepankowskiej, zadał retoryczne pytanie, co z zapowiedzią byłego wiceministra skarbu państwa z czasów rządów SLD, Marka Dyducha, że połowę dochodów ze zbycia uzdrowisk skarb państwa przekaże dla gmin.

Gdy nie wiadomo, o co chodzi…

– Związek Uzdrowisk Polskich nie będzie wypowiadał się w sprawie prywatyzacji, pozostawiając to ich indywidualnym rozstrzygnięciom – stwierdziła rzecznik prasowy związku, Ewa Wróbel.
Za to można przeczytać w ich opracowaniu na temat prywatyzacji, że będzie to szansą dla polskich spółek uzdrowiskowych. Bo „bez wsparcia finansowego nie będą w stanie właściwie funkcjonować i konkurować z uzdrowiskowymi podmiotami gospodarczymi funkcjonującymi w Polsce i w innych krajach UE”. W 24 uzdrowiskowych spółkach w najbliższych latach należałoby zainwestować 1,2 mld zł, na co oczywiście nie będzie stać skarbu państwa.
Podobnie zdają się myśleć uzdrowiskowi menedżerowie. W Cieplicach Robert Moskwa, członek zarządu uzdrowiska, z entuzjazmem podaje przykłady tego, co warto by dofinansować, gdy będzie już nowy właściciel. Przede wszystkim w pełni wykorzystać szansę, jaką dają wody termalne. Jako jedyni w Polsce mają dostęp do złóż o temperaturze dochodzącej do 90 stopni. Na razie ogrzewają w ten sposób część obiektów. Za 15 mln zł mieliby kompletny system ogrzewania i jeszcze nowoczesny basen.
W Szczawnie-Zdroju przy okazji obchodów stulecia Domu Zdrojowego policzono, że remont na odpowiednią skalę, tzn. uwzględniający całość prac konserwatorskich (a nie dotychczasową łataninę) oraz modernizację obiektu, pochłonąłby 90-100 mln zł. A był to swego czasu jeden z najnowocześniejszych hoteli na świecie. Należał do Hochberga księcia von Pless, właściciela również zamku Książ i posiadłości w Pszczynie. I wciąż budzi zachwyt, nieraz więc służył filmowcom.
Każde uzdrowisko ma swoją listę zadań, których wykonanie zamieni ich budynki sanatoryjne, prezentujące obecnie jedynie przyzwoity standard, w hotele wysokiej klasy, jak również inne obiekty dobrze służące kuracjuszom – w takie na miarę „uzdrowiskowych podmiotów gospodarczych funkcjonujących w innych krajach UE”.
A jeśli tak się stanie, w wyniku prywatyzacji do uzdrowisk popłynie strumień pieniędzy i rzeczywiście zmienią się bardzo. Czy jednak nowi właściciele będą widzieli swój interes w obsłudze kuracjuszy, za których płaci Narodowy Fundusz Zdrowia?
Obecnie uzdrowiska – spółki skarbu państwa żyją przede wszystkim ze sprzedaży miejsc sanatoryjnych NFZ. Np. w Cieplicach 60% kuracjuszy zostało skierowanych na leczenie przez fundusz, 20% – przez ZUS, a pozostałe 20% (wśród nich goście zagraniczni) samodzielnie pokrywa koszty leczenia. W pozostałych spółkach jest podobnie.
Do tego kuracjusz do leczenia sanatoryjnego dopłaca, niewiele w porównaniu z kosztami turnusów pełnopłatnych. Np. do pobytu w sali wieloosobowej bez łazienki – 9 zł dziennie; jeżeli standard lokum się podwyższa, to i opłaty rosną, do trzydziestu kilku złotych w przypadku pokoju jednoosobowego.
Jeżeli zmienią się proporcje różnego rodzaju kuracjuszy i ci z funduszu będą stanowić niewielką część gości, to nietrudno sobie wyobrazić, jak wydłużą się kolejki od sanatorium. Obecnie dolnośląski oddział NFZ wyznacza termin oczekiwania na dwa lata. Jeżeli przyszli właściciele uzdrowisk w ogóle będą chcieli się bawić w jakieś lecznictwo. Kiedy minie określony w umowie sprzedaży okres zachowania profili leczniczych, będą mogli zrobić to, co uznają za opłacalne. Na Dolnym Śląsku uzdrowiska są położone blisko naprawdę atrakcyjnych terenów turystycznych i sportowych, mogłyby więc spełniać wiele różnych funkcji.

A jeśli krezus nie nadejdzie

Przewodniczący Stanisław Borkusz tylko wyjrzy z okien szczawieńskiego ratusza, a już gryzie się na widok Białej Sali. To jeden z przykładów błędnych decyzji prywatyzacyjnych w jego mieście. W samym centrum uzdrowiska, w ciągu zabytkowych budynków stoi gmach równie cenny architektonicznie, od trzech lat w stanie „zawieszonego” remontu. Kiedy dochodziło do sprzedaży, nabywca obiecywał ekspresowe tempo prac, a potem działalność oczekiwaną w uzdrowisku. Zajmująca bowiem parter piękna sala o jasnym wystroju (stąd nazwa obiektu) lata całe słynęła z dancingów i zabaw, a wśród zwolenników imprez wyższego lotu – z koncertów. Miał tu niegdyś występować Henryk Wieniawski, a na jednym z powojennych festiwali jego imienia wystąpił Konstanty Kulka. I cóż z tego! Zapału, a być może i funduszy, wystarczyło jedynie na zabezpieczenie dachu budynku. Od trzech lat jedynie tablice informacyjne przypominają o świetnych perspektywach Białej Sali. Ostatnio zaś na ścianie frontowej zawisł napis „Na sprzedaż”.
Jeżeli z majątku spółki uzdrowiskowej nie udało się sensownie sprzedać jednego obiektu, to skąd pewność, że na całość znajdzie się zamożny i odpowiedzialny oferent?
Solidarnościowi związkowcy opowiadają o kulisach niedoszłej sprzedaży Przerzeczyna-Zdroju. Miał pójść za 5 mln i chętni, owszem, byli, ale do nabycia go na raty; po 500 tys. zł rocznie. Wysokość jednorazowej spłaty byłaby niższa niż roczny zysk tego zdroju. Ministerstwo Skarbu Państwa odrzuciło ich ofertę.
Tymczasem w Polanicy sami postarali się o znalezienie najmilej widzianego przez siebie oferenta. Co prawda firma jako taka nie mogła wejść z uzdrowiskiem w spółkę, ale jej pracownicy – tak.
– Miarą pozytywnego nastawienia załogi do tego przedsięwzięcia niech będzie fakt, że na 680 pracowników 620 przystąpiło do nowej spółki – podkreśliła Halina Kostyra, sekretarz zakładowej „Solidarności”.
I nie był to akt pracowniczej rozpaczy, w każdym razie – nie tylko. Przedstawiciel firmy sporo czasu spędził na rozmowach z ludźmi. Odpowiadał na pytania, wyjaśniał wątpliwości. Uspokajał m.in. lekarzy, że sprawy lecznictwa nie będą zaniedbywane. Choć jego firma zajmuje się głównie produkcją soków i innych napojów orzeźwiających, pozostanie otwarta na uzdrowiskowe propozycje. Związkowców przekonały gwarancje zatrudnienia, system kształtowania wynagrodzeń i inne osłony socjalne. Na razie spółka przeszła do kolejnego etapu starań o kupno ich zdroju.
Jeszcze innej drogi chcą spróbować w Przerzeczynie-Zdroju. Związkowiec Piotr Okienko po niedawnej naradzie u wicepremiera Pawlaka był pełen entuzjazmu. Do założenia spółki pracowniczej potrzeba 30% załogi. Tylu chętnych z pewnością znajdzie. Dowiedział się wtedy w Warszawie, gdzie starać się o kredyty i gdzie szukać na nie gwarancji. Będą próbowali wziąć sprawy w swoje ręce.
Kiedy więc ubiegłorocznej wiosny uroczyście świętowano stulecie szczawieńskiego Domu Zdrojowego, przybyło grono znamienitych gości z potomkiem rodu von Pless na czele. Czy nie był to swego rodzaju bal na „Titanicu”?

Wydanie:

Kategorie: Bez kategorii

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy