Sonia Nazario jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych amerykańskich reporterek. Kojarzona przede wszystkim z pracy w „Los Angeles Times”, światowy rozgłos zyskała dzięki książce „Podróż Enrique”, opartej na serii artykułów z 2002 r. Opisuje w nich historię tytułowego 17-latka z Hondurasu, który wyrusza w samodzielną podróż do Stanów Zjednoczonych w poszukiwaniu matki. Nie widział jej od przeszło dekady, ma z nią ograniczony kontakt, w dodatku próbuje przedostać się na północ nielegalnie. Poznawszy historię chłopca, reporterka decyduje się na równie szalony krok i rekonstruuje jego odyseję. „Podróż Enrique” weszła do kanonu amerykańskiego pisarstwa nie tylko ze względu na temat, ale i na warsztat reporterski. Autorka tak dbała o precyzję wypowiedzi i zgodność z faktami, że gazeta wydrukowała łącznie kilkanaście stron samych przypisów do jej reportażu. Te wysiłki zostały zresztą wynagrodzone – za cykl reporterski Sonia Nazario otrzymała Pulitzera, a książka weszła do kanonu lektur na wszystkich kierunkach w większości college’ów w USA. I choć o „Podróży Enrique” napisano już wiele, a od publikacji minęło prawie 15 lat, dziś tematyka podjęta w książce znów jest jednym z głównych wątków w debacie publicznej za oceanem. Matka Enrique decyduje się na emigrację do Stanów Zjednoczonych z powodów ekonomicznych i osobistych. Jej rodzina ma małą piekarnię, z której dochód w części przeznaczany jest na haracz dla maras, gangów sprawujących de facto władzę w krajach regionu. Bez ich pozwolenia nie przetrwa żaden biznes, opór kończy się śmiercią lub siłowym wcieleniem najmłodszych członków rodziny do mafijnych struktur. Piekarnia ma jednak coraz większe problemy z płaceniem haraczu. Nie tylko dlatego, że maras żądają coraz więcej, po prostu produkuje coraz mniej pieczywa. W okolicy bowiem zaczyna brakować wszystkiego, zwłaszcza czystej wody i zbóż. Uprawy maleją w oczach, strumienie wysychają. Honduras, Salwador i cała Ameryka Środkowa stają się ziemią, która nie jest już w stanie wyżywić ogółu mieszkańców. „Podróż Enrique” to zatem nie tylko przejmująca historia rozdzielonej i próbującej się połączyć rodziny. To również uwertura do tego, co czeka nas w najbliższych dziesięcioleciach – masowych migracji klimatycznych. Nie da się ukryć, że w dziedzinie przewidywania katastrofalnej przyszłości stajemy się coraz lepsi. Naukowcy umieją z zaskakującą precyzją obliczyć tempo topnienia grenlandzkiej pokrywy lodowej czy granice ocieplenia klimatu, po przekroczeniu których na jakąkolwiek reakcję będzie za późno. Do tej pory jednak niewiele mówiło się o tym, jak katastrofa klimatyczna będzie zmieniać nasze społeczeństwa dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku. Nie tylko pod względem tego, jak będziemy żyć, ale przede wszystkim gdzie. Dane już teraz są alarmujące. Według raportów Banku Światowego coraz intensywniejsze monsuny u wybrzeży Oceanu Indyjskiego i w Azji Południowo-Wschodniej drastycznie zmniejszyły powierzchnię terenów uprawnych. Dawne ziemie rolnicze są zalewane tak często i tak bardzo, że nie nadają się już praktycznie do niczego. Jedynie w ostatniej dekadzie w kierunku Bliskiego Wschodu, Europy i Ameryki Północnej wyruszyło z tych rejonów 8 mln osób. Kolejne miliony trafiły na Stary Kontynent z Afryki Subsaharyjskiej, Syrii, Afganistanu i krajów Kaukazu. Chociaż w przypadku tych ostatnich jako przyczyny masowych migracji najczęściej wskazuje się wojny i konflikty zbrojne, starcia wybuchają, o czym rzadko się wspomina, właśnie z powodu przeludnienia, głodu, migracji ze wsi do miast czy sporów o ziemie uprawne. A to wszystko jest z kolei konsekwencją zmian klimatycznych. W Ameryce Łacińskiej skalę migracji trudno oszacować – również dlatego, że migranci klimatyczni szybko przechodzą tam z kraju do kraju, a sytuację pogarszają gwałtowne kryzysy, jak ten w Wenezueli. Z Karaibów ludzie uciekają przed huraganami, z Ameryki Centralnej przed suszą, z Bangladeszu przed powodziami. Łączy ich to, że wszyscy uciekają przed klimatem. Tylko dokąd pójdą? To pytanie zadali sobie dziennikarze „New York Timesa” i ProPublica, niezależnej organizacji medialnej zajmującej się badaniem polityk publicznych i ważnych procesów społecznych. Na potrzeby wspólnie stworzonego reportażu multimedialnego przeanalizowali kilka scenariuszy klimatycznych pod kątem ruchów migracyjnych. Pod uwagę wzięli dostępne już teraz dane o spadku opadów czy zwiększonej częstotliwości zjawiska El Niño, wywołującego mozaikę okresów burzowych i suchych na półkuli zachodniej. Na to nałożyli inne efekty działalności człowieka, choć już niezwiązane z klimatem: politykę migracyjną, przestępczość zorganizowaną, gęstość zaludnienia w miastach i na obszarach przygranicznych.
Tagi:
Mateusz Mazzini









