Wielka samotność w domach opieki

Wielka samotność w domach opieki

Azerbaijan, Baku, October 15, 2017: Older woman in a nursing home located in Baku's Bilgah settlement

Mieszkańców placówek opieki społecznej zabija wcale nie covid, ale tęsknota za bliskimi – Pani Halinka, dziarska, rozmowna, lubiłem ją, w pandemii zaczęła się robić niekontaktowa – błędny wzrok, kiwanie. Umarła na samotność. Pani Kasia – rozpierała ją energia, tak samo, ciach i jej nie ma. Pan Rysiu, tyle razy do mnie mówił: tak tęsknię za wnukami, tak chcę ich uściskać. Nie zdążył – opowiada Kazimierz, chory na reumatoidalne zapalenie stawów. Umysł jak brzytwa, ciało w rozsypce. Choroba postępuje, jest jedynakiem, zajmował się matką staruszką. 17 lat temu zdecydował się na pobyt w domu pomocy społecznej, bo nie ma mu kto pomóc. Rano cierpi na zesztywnienie stawów. – Rehabilitacje kiedyś były trzy razy w tygodniu, teraz mogę co najwyżej na kozetce poleżeć i nogą ruszyć. Do specjalistów w żaden sposób nie możemy się dostać. No, chyba że zagrożenie życia, wtedy wzywają pogotowie. Po powrocie kończy się to dwutygodniową izolacją w pokoju – potwierdza inny pensjonariusz. – Do życia potrzebny jest ruch, spotkanie z ludźmi, rozmowa. Bez tego więdniemy. Widzieć się przez płot z wnukami to za mało. Raz był u nas transparent „Kochamy cię, babciu”. Najgorzej w pandemii mieli alkoholicy. Byli na głodzie. Próbowali skakać przez płot do sklepu, to dyrektor założył drut kolczasty. Koledzy podawali im gorzałkę przez ogrodzenie – dodaje Kazimierz. Siedzimy tu jak bydło Dla takich sprawnych intelektualnie pensjonariuszy jak Kazimierz niekończąca się izolacja jest dramatem. Do matki wożono go raz na dwa tygodnie na trzy godziny. Wtedy wyraźnie odżywała. Poza krótkimi rzutami szczęścia pozostawał im kontakt telefoniczny. – Na co dzień nie mogłem samodzielnie wyjść po zakupy, do dentysty. Czułem się jak bydło prowadzone na rzeź. Miałem nadzieję, że szczepionka, ten Pfizer, coś zmieni. Jesteśmy zaszczepieni dwiema dawkami i dalej siedzimy. Po szczepieniu kilkadziesiąt osób zachorowało na covid. Obyło się bez respiratorów i to jest działanie tej szczepionki. Zaczęły się nieustające kwarantanny. Chorych wywieziono do izolatorium w pobliskim miasteczku. Personel wychodzi do domu, to oni roznoszą zarazę, jestem tego pewien. Dla pensjonariuszy sprawnych intelektualnie powinny być specjalne przepustki, bo jesteśmy w stanie pilnować chodzenia w maseczce, zachowywać dystans i dezynfekować dłonie. Co innego ci nieświadomi. Siedzimy tu jak w więzieniu, za niewinność. Świetlica zamknięta, żadnej kultury, a ja udzielam się, śpiewam i recytuję swoje wiersze. Jeździłem do innych domów opieki, ośrodków kultury. Potrzebny mi kontakt z ludźmi – Kazimierz zawiesza się, poruszony z trudem cedzi słowa. – Ogród jak spacerniak. Mieszkam w tym domu tyle lat. Wszystko idzie ku gorszemu, od jedzenia po zużyte sprzęty. Dobrze, że mam swoją pasję, to mnie ratuje. Ale ludzie chodzą jak obłąkani, żalą mi się, pytają, ile to jeszcze potrwa. A ja nie umiem na to odpowiedzieć. W dodatku doświadczyłem ostracyzmu światopoglądowego – jestem niewierzący, terapeutka zajęciowa uraczyła mnie Biblią. Jak nie dałem się nawracać, ucieka na mój widok. Pracownikom, którzy mają wpływ na nasze samopoczucie, nie wolno chować do nas urazy. To nieprofesjonalne, pracownikowi nie płaci się za prywatne animozje. Dyrekcja jednak lepiej traktuje pracowników niż nas. Zaobserwowałem to już dawno. – Reagowała na nasz dotyk, uśmiechała się. Gdy braliśmy ją za rękę, zmieniał się jej wyraz twarzy, oczy się śmiały. Całe życie lubiła śpiewać, więc nuciliśmy jej piosenki, puszczaliśmy znane melodie z telefonu. Tupała nogą. Kiwała głową. Bliskość to energia. Bez niej usychamy. Ostatni raz widzieliśmy mamę w marcu zeszłego roku. Mieliśmy tylko informacje z ośrodka o postępach choroby. W czasie pandemii przestała chodzić, siadła na wózek. Od początku tego roku karmiona była za pomocą sondy. Powinniśmy do końca być blisko niej… – Mirek, opowiadając o mamie chorej na alzheimera, zmarłej w lutym tego roku, zaczyna płakać. – Nikogo przy niej nie było. To nieprawda, że z takimi ludźmi jak ona nie ma kontaktu. Mama była krawcową. Gdy głowa już nic nie pamiętała, język nie umiał powiedzieć, została pamięć emocji i pamięć mięśniowa. Kawałek szmatki brała w palce, jakby chciała go włożyć pod stopkę maszyny do szycia. Mieliśmy nadzieję, że szczepionki położą kres izolacji. Tak się nie stało – ciągnie. –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 21/2021

Kategorie: Kraj