W cieniu „afery hazardowej” Platforma Obywatelska przepchnęła w Sejmie ustawę ograniczającą rozwój SKOK-ów. Zgodnie z życzeniem lobby bankowego Gdy nie wiadomo, o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze. Miesiąc temu dowodziłem na łamach „Przeglądu”, że prawdziwym powodem nowelizacji ustawy o grach i zakładach wzajemnych była – zgodnie z wolą władz Totalizatora Sportowego – chęć stworzenia warunków prawnych do wprowadzenia w Polsce ciężkiego hazardu, czyli wideoloterii. Wartość przetargu na dostawę sprzętu i oprogramowania dla naszego monopolisty szacowałem na grubo ponad miliard dolarów. Po ułamek tej kwoty warto się schylić, zwłaszcza że w przyszłym roku czekają nas dwie kampanie wyborcze – samorządowa i prezydencka. Ciekaw jestem, czy sejmowa komisja śledcza zbada ten jakże krępujący dla liderów Platformy wątek afery. Szkoda tylko, że Sejm nie pochyli się nad okolicznościami powstania, procedowania, a w końcu przyjęcia innej ustawy – o spółdzielczych kasach oszczędnościowo-kredytowych. Pieniądze większe niż przy hazardzie, a motywy posłów PO promujących nowe prawo, w mojej ocenie, mało szlachetne. Spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe, popularnie zwane SKOK-ami, tworzone i rozwijane w Polsce po 1990 r., w ostatnich latach stały się konkurencją dla banków komercyjnych. Choć wartość zgromadzonych przez nie depozytów w stosunku do aktywów bankowych nie jest imponująca (ponad 10 mld zł), to oferowane przez nie usługi stały się dla reputacji banków niebezpiecznym precedensem. Pięć lat temu, gdy aktywa kas były niższe, nikt się nimi specjalnie nie interesował. I tak by zostało, gdyby SKOK-i nie urosły w siłę. Ponieważ kasy nie są bankami, wolno im zajmować się jedynie podstawowymi operacjami finansowymi. To konserwatywne instytucje, jak się okazało, niezwykle odporne na kłopoty rynków finansowych. Stało się to widoczne na przełomie lat 2008-2009, gdy największe banki komercyjne świata padały jak muchy lub wykazywały gigantyczne straty, ich prezesi wyciągali ręce po pomoc publiczną, a politycy nawoływali do „odbudowy zaufania”. Zważywszy, że w polskim sektorze bankowym dominującą pozycję zajmują instytucje z udziałem kapitału zagranicznego, będące de facto oddziałami zachodnich central, SKOK-i, które 2008 r. zamknęły doskonałymi wynikami i rosnącą liczbą członków, stały się fatalnym przykładem. Dodajmy do tego problemy wielu rodzimych przedsiębiorstw związane z tzw. opcjami walutowymi, z którymi kasy nie miały nic wspólnego. Nic dziwnego, że posłowie Platformy ochoczo wzięli się do pracy. Ich inicjatywa, by objąć SKOK-i nadzorem Komisji Nadzoru Finansowego, a największe z nich obligatoryjnie przekształcić w banki spółdzielcze, wydawała się jak najbardziej na miejscu. I zgodna z postulatami lobby bankowego. Wiadomo przecież, że banki komercyjne nie znoszą konkurencji. Wola premiera najwyższym prawem? 15 września 2006 r. TVN 24 transmitowała z Poznania konferencję prasową przewodniczącego Platformy Obywatelskiej Donalda Tuska, w trakcie której oskarżył on czołowych polityków Prawa i Sprawiedliwości o „bezwstydny lobbing na rzecz SKOK-ów”. Mówił, że chodzi o politykę, a nie o bankowość, i w celu wsparcia swej tezy przywołał serię artykułów o kasach opublikowanych na łamach tygodnika „Polityka”. Było jasne, że gdy Platforma dojdzie do władzy, zadba o „wierchuszkę” – czyli organizatorów i założycieli SKOK-ów – by użyć zwrotu obecnego premiera. 19 marca 2009 r. grupa posłów PO pod wodzą Sławomira Neumanna złożyła do laski marszałkowskiej stosowny projekt ustawy. W uzasadnieniu autorzy napisali, że chodzi im m.in. o „wprowadzenie publicznego nadzoru państwowego nad środkami zgromadzonymi w SKOK-ach”, „przymusowego przekształcenia się w bank lub dokonania podziału kasy na mniejsze w przypadku osiągnięcia kapitałów własnych na poziomie przekraczającym 10 mln euro” i „uzależnienia wyboru osób kierujących kasami od spełnienia jednolitych kryteriów określonych przez nadzór finansowy”. Po wejściu w życie tych regulacji duże SKOK-i albo musiałyby się przekształcić w banki spółdzielcze, albo podzielić na mniejsze, a więc słabsze finansowo instytucje. Koszt operacji obciążałby ich członków. Komisja Nadzoru Finansowego uzyskałaby decydujący głos w sprawach kadrowych. Bez jej zgody nie można byłoby pełnić funkcji we władzach kas. Łatwo przewidzieć, że „wierchuszkę” – jak elegancko ujął to Donald Tusk – a zwłaszcza prezesa Kasy Krajowej SKOK, Grzegorza Biereckiego, objąłby wydany w majestacie prawa zakaz pracy. Inicjator ustawy, poseł Sławomir Neumann – urlopowany na czas kadencji Sejmu dyrektor oddziału Nordea Banku w Starogardzie Gdańskim – w jednym
Tagi:
Marek Czarkowski









