Rolnicy mówią: „Dziś sprzedajemy za bezcen, zadłużamy się coraz bardziej, nic nie kupujemy. Czy długo tak ma być?” Rozmowa z posłem Jerzym Pilarczykiem, wiceprzewodniczącym sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi – Jak pan ocenia zróżnicowanie między miastem a wsią w Polsce? – To dwa światy. Raport komisji ONZ pokazuje, że dochody ludności wiejskiej są znacznie mniejsze niż miejskiej. Dzieje się tak nie od dziś, ale w ostatnich latach ta rozpiętość dramatycznie wzrosła. Gorszy jest stan zdrowia mieszkańców wsi, krócej żyją, wyższy jest faktyczny poziom bezrobocia. Na wsi mieszka 38% mieszkańców kraju. Milion ludzi to zarejestrowani bezrobotni, a bezrobocie ukryte szacowane jest na 700 tys. osób. – Statystycznie biorąc, ludność wiejska jest gorzej wykształcona od miejskiej i poświęca na pracę mniej godzin. Jest więc poniekąd zrozumiałe, że obywatele gorzej wykształceni i krócej pracujący zarabiają gorzej. A czy fakt, że ci ludzie są słabiej wykształceni i nie mają szans pracy w dobrze płatnych zawodach, jest wyłącznie ich winą? Czy to ma być tylko ich problem, czy też może jest problem ogólnospołeczny, dotykający prawie 40% obywateli kraju? Czyja to wina, że mieszkańcy wsi mają znacznie gorszy dostęp do szkół średnich i wyższych? Na SGGW – typowo rolniczej uczelni – odsetek studentów pochodzących ze wsi wynosi 3%. To przerażający wskaźnik. Wśród studentów SGH mieszkańcy wsi stanowią 0,6%. Przed wojną, procentowo, studiowało parokrotnie więcej młodzieży wiejskiej niż dziś. – Ale i odsetek ludności wiejskiej w Polsce był znacznie wyższy niż obecnie. – Jednak w ostatnim czasie te proporcje stale się pogarszają i studentów ze wsi jest coraz mniej, co stanowi bardzo złe zjawisko. Zaledwie 3% ludzi pracujących w rolnictwie ma wyższe wykształcenie. Wśród ogółu zatrudnionych w Polsce – ponad 9%. Dziś zarobki rolników stanowią zaledwie 40% zarobków ludności pracującej poza rolnictwem. Jeszcze w 1993 r. wskaźnik ten wynosił 85%, a w 1997 r. – 69%. – W latach 1993-97 rządziła koalicja SLD-PSL. Trudno sobie wyobrazić lepszy czas na wyrównywanie tych dysproporcji – a dochody chłopów spadały… – Spadały, ale znacznie wolniej niż w ciągu ostatnich czterech lat. 69% wysokości zarobków w miastach to jednak nie 40. Skala ubóstwa była znacznie mniejsza niż dziś. Obecnie jesteśmy świadkami postępującej degradacji wsi. Ci ludzie są dyskryminowani w dostępie do dóbr cywilizacyjnych, pozostawieni samym sobie, tracą szanse na lepsze życie. – Przecież rolnictwo nie zostało rzucone na pastwę wolnego rynku bez żadnej osłony. Chłopi mogą liczyć na rozmaite preferencyjne kredyty i płacą znacznie niższą składkę emerytalną niż ludność pozarolnicza. – Ale także emerytury rolnicze są nieporównanie niższe od emerytur pracowniczych i nie ma co wypominać rolnikom, że jakoby tak bardzo obciążają budżet. Ceny żywności utrzymywane są na niskim poziomie, więc nic dziwnego, że rolnicy zarabiają bardzo mało. Przy obecnych dochodach na jednego mieszkańca kraju, celem ogólnospołecznym jest to, by artykuły spożywcze były tanie, gdyż Polaków nie stać na droższą żywność. W ten sposób można zmniejszyć koszty utrzymania ludności pozarolniczej, a konsekwencje tego stanu rzeczy przerzuca się na wieś. Tam ludzie są tak biedni, że po prostu nie mogą płacić normalnej składki na ubezpieczenie społeczne, ba, nie są w stanie nawet ubezpieczyć swych gospodarstw, co przynosi katastrofalne skutki w przypadku klęsk żywiołowych. To problem nie rozwiązany do dziś. – Jak zatem zwiększyć dochody ludności wiejskiej? – Jeśli celem makroekonomicznym są niskie ceny żywności, to skutecznym sposobem zwiększenia tych dochodów są dopłaty bezpośrednie, przeznaczone dla producentów rolnych. W Unii Europejskiej dopłaty stanowią ok. 45% wartości całej produkcji rolnej. Połowa wszystkich środków UE przeznaczana jest na dofinansowanie unijnego rolnictwa. Rolnik dostaje – do kieszeni lub na konto – określoną sumę, przypadającą na hektar danej uprawy. Dzięki temu artykuły spożywcze w państwach Unii są tanie i powszechnie dostępne nawet dla najuboższej ludności. Dochody z produkcji rolnej można zaś utrzymywać na przyzwoitym poziomie. One są oczywiście niższe od dochodów pozarolniczych, ale nie ma tak drastycznych różnic jak u nas. – Trudno sobie wyobrazić, by równie kosztowny system mógł istnieć w Polsce. – Oczywiście,
Tagi:
Andrzej Dryszel









