Woda uderzyła ponownie

Woda uderzyła ponownie

Powodzi pod Świebodzicami można było zapobiec W Cierniach – dawnej wsi, włączonej niedawno administracyjnie do Świebodzic, ludzie mają czułe ucho na deszcz. Niech no silniej zasiecze, to nawet w środku nocy biegną nad rzekę. Popatrzą z mostków i albo wracają do łóżek, albo zaczynają wynosić cenniejsze rzeczy na wyższą kondygnację. Wciąż jest żywa pamięć o powodzi – dotąd uważanej za największą – z 1997 r. Ale teraz, mówią, było gorzej. Wtedy woda zatrzymała się na schodach, teraz wtargnęła do domu. I to wcale nie było pierwsze po pięciu latach nieszczęście – tylko w tym roku mieli wcześniej jeszcze dwa zalania. Tym razem woda była niezwykle podstępna. Dochodziła druga w nocy z soboty na niedzielę, kiedy do Banasiów zatelefonował sąsiad. – Ratujcie się, idzie woda! Wybiegli na podwórze. Cisza, letnia ciepła noc, rozgwieżdżone niebo. Przecież nawet kropla z nieba nie spada. Dopiero po chwili zaczął się horror. Spał spokojnie. Józef Leśniak mieszka w Cierniach od dziesięcioleci. Stary już jest, niedawno pochował żonę i świat obchodzi go zdecydowanie mniej niż kiedyś. Dorosłe dzieci i wnuki mieszkają gdzieś w mieście, ale nie zapomniały o nim, o czym miał się przekonać w tych dramatycznych chwilach. Spał spokojnie, lepiej niż zwykle, i pewnie by go woda zabrała razem z dobytkiem, bo nawet nie usłyszał, jak wdziera się do jego domu. Córka wiedziała już, co się święci, wychowała się przecież na Cierniach. Ulewa szła przez miasto. Zbliżał się świt. Wyjechali natychmiast, tylko że do domu ojca nie było już dojścia. Ulicą rwała wezbrana rzeka. Dom stoi tuż przy rzece, więc ta szalejąca rdzawoszara masa zdążyła opanować ogródek (tak starannie obsadzili go trawą), podwórko i wdarła się na parter. Pomogli im strażacy. Przewieźli swoim wozem, użyczyli liny. Sąsiedzi złapali ją i przywiązali w bezpiecznym miejscu. Mąż przeszedł pierwszy, sprawdził, gdzie nie było dołów i wreszcie dostali się do środka. Dziadek właśnie się budził. Małżeństwo Jankiwów też żyje tu od lat. Poszli spać jak zwykle o dziesiątej. Po kilku godzinach ostrzegł ich sąsiad, ale i tak pani Katarzyna już wcześniej stała się niespokojna. Wydawało jej się, że coś słyszy, coś niedobrego. – E, przesadzasz, jaka tam woda – gderał mąż. Jednak wstał razem z nią i zabrał się do wynoszenia cenniejszych rzeczy na piętro. Nagle woda zaczęła wdzierać się do domu. Jej poziom podnosił błyskawicznie. Zapomnieli o chorobach i dolegliwościach, o niedawnej operacji przepukliny i dokuczliwej astmie. Trudno wręcz uwierzyć, że starszym, schorowanym ludziom aż tyle udało się uratować. Choć i tak wiele stracili. Rachunek krzywd Dla Banasiów mniej ważne było wyposażenie domu, zdążyli tylko wynieść na piętro telewizor i komputer. Starali się ratować zwierzęta. Dopiero rano stwierdzili, że po dach zalało ich samochód. – Mąż mi nawet nie powiedział, że topiła się jedna krowa. Dowiedziałam się o tym następnego dnia. Cudem udało się jej wypłynąć, ale straciła mleko i nie wiem, co z nią będzie. Inne jakoś to lepiej zniosły – opowiada Alina Banaś. Kiedy już nic nie można było zrobić, weszli na piętro domu. Dziesięcioletnia Bogusia nie dawała się odciągnąć od okna. Płakała, obserwując, co woda wynosi z jej pokoju. – Mamusiu – wołała – moja lalka płynie! I kredki… zeszyty. Krzesło nam zabiera. Rano nie było czasu na łzy. Usuwali zewsząd chyba tony brązowego cuchnącego szlamu: z mieszkania, obory, podwórka i przydomowego ogródka. Przebierali ziemniaki, żeby uratować na paszę te mniej zamulone. Kolejne nieszczęście – słoma zamokła i grozi samozapaleniem. Martwią się o to również inni sąsiedzi. – Takiego snopka nie ruszą teraz z miejsca nawet dwie kobiety – twierdzi gospodyni z Namlikowa. – Musimy mieć pomoc. Na górze słoma jest dobra, ale trzeba będzie ją usunąć, by dostać się do mokrych warstw. W tym rodzinnym gospodarstwie przeżyli prawdziwy dramat. Ich specjalnością jest hodowla koni i jazdy rekreacyjne. Tymczasem wypielęgnowane wierzchowce nagle znalazły się w wodzie… – Tkwiliśmy obok nich przez kilkanaście godzin, pilnując, by nie zrobiły sobie czegoś złego – opowiada Zofia Namlik. –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2002, 36/2002

Kategorie: Kraj