Wojna o pamięć

Wojna o pamięć

Warszawa 18.05.2016 r. Siergiej Andriejew - ambasador - Rosja - w RP. fot.Krzysztof Zuczkowski

Żołnierze, którzy zginęli, wyzwalając Polskę, byli naszymi dziadkami i pradziadkami, można sobie wyobrazić, co czujemy, gdy się ich znieważa Siergiej Andriejew – ambasador Rosji w Polsce, a wcześniej w Norwegii i Angoli, zawodowy dyplomata, włada językiem angielskim, francuskim, portugalskim, norweskim i polskim, kawaler rosyjskiego Orderu Przyjaźni i Orderu za Zasługi dla Ojczyzny I klasy. Panie ambasadorze, czy złożył pan gratulacje Stanisławowi Czerczesowowi, ulubieńcowi warszawskich kibiców, który na stulecie klubu wywalczył z Legią podwójną koronę: mistrza Polski i zdobywcy Pucharu Polski? – Spotkałem pana Czerczesowa na przyjęciu w naszej ambasadzie 9 maja z okazji Dnia Zwycięstwa – to było jeszcze przed zdobyciem przez Legię tytułu mistrza Polski. Wtedy złożyłem mu życzenia z okazji zarówno naszego święta, jak i zdobycia Pucharu Polski oraz zwycięstwa Legii nad Pogonią. Przykład Legii – a z jej kibicami, jak pan wie, są rozmaite problemy – pokazuje, że nie we wszystkim jest między nami źle. – Oczywiście, że nie. Drugi przykład – mimo napięć nie mówi się o zniesieniu małego ruchu przygranicznego, który obejmuje mieszkańców obwodu kaliningradzkiego i północno-wschodniej części Polski. – O ile wiem, nikt ze strony polskiej ani rosyjskiej nie mówił i nie mówi o rezygnacji z tego rozwiązania. Piłka jest po polskiej stronie No właśnie. Jeżeli jednak mówimy dziś w Polsce o obwodzie kaliningradzkim, to kojarzymy go z zapowiedziami władz Rosji ulokowania rakiet mogących przenosić głowice jądrowe, co miałoby być odpowiedzią na budowę elementów tarczy antyrakietowej w Redzikowie, szpicę NATO oraz rozmieszczenie w Polsce i państwach bałtyckich oddziałów Sojuszu. Z jednej strony, mamy oznaki zaufania i współpracy, z drugiej zaś – rosnące napięcie i konfrontację. – W moim głębokim przekonaniu stan stosunków rosyjsko-polskich jest kwestią wyboru strony polskiej, politycznej woli polskiego rządu. Napięcie między naszymi państwami nie jest potrzebne ani Polsce, ani Rosji, stanowi przeszkodę we współpracy gospodarczej, utrudnia kontakty kulturalne, międzyludzkie itp. Przykład współpracy obwodu kaliningradzkiego z sąsiednimi regionami Polski pokazuje, że i w społeczeństwie rosyjskim, i w polskim jest klimat sprzyjający poprawie relacji. Uważam, że nie ma w naszych stosunkach żadnych problemów, które nie mogłyby być rozwiązane z korzyścią dla obu państw, ale musi być do tego wola polityczna. Jeśli zatem dobrze odczytujemy pana wypowiedź, odpowiedzialność za obecny stan relacji leży po polskiej stronie? – Jeżeli przypomnimy sobie wydarzenia sprzed dwóch lat, zobaczymy, że to właśnie strona polska, jeszcze za czasów poprzedniego rządu, podjęła decyzję o zamrożeniu naszych kontaktów politycznych, poparciu sankcji Zachodu przeciwko Rosji. Polska była aktywną zwolenniczką wprowadzenia tych sankcji i, o ile się orientuję, nadal opowiada się za ich zachowaniem. To Polska zrezygnowała z uzgodnionej wcześniej organizacji w 2015 r. Roku Polski w Rosji i Rosji w Polsce, z programu wymiany kulturalnej. Ze swojej strony przekazaliśmy polskim partnerom, że ubolewamy nad tym i będziemy gotowi rozpatrzyć normalizację stosunków, kiedy strona polska do tego dojrzeje. Cóż więcej mogliśmy zrobić? O sankcjach decydowała nie Polska, lecz Unia Europejska, w najważniejszych głosowaniach o wprowadzeniu i przedłużeniu sankcji nawet manifestujące przyjaźń wobec Rosji Węgry głosowały tak jak pozostałe państwa. Polska jest tylko jednym z 28 ogniw polityki unijnej. – Rzeczywiście, niemniej jednak prowadzi przecież własną politykę zagraniczną. Władze Polski pozostają jednym z najaktywniejszych zwolenników nacisku na Rosję z wykorzystaniem sankcji. Decyzje w Unii Europejskiej są podejmowane kolektywnie, ale dostrzegamy różnice w podejściu poszczególnych jej członków. Partnerstwo przeciwko Rosji Powiązał pan pogorszenie relacji polsko-rosyjskich z sytuacją na Ukrainie. Doskonale zna pan stanowisko Polski wobec Ukrainy od początku lat 90. Bez względu na to, kto sprawował władzę, jego kierunek pozostawał niezmienny. Załamanie stosunków polsko-rosyjskich w świetle wydarzeń na Ukrainie było przewidywalne i logiczne. Zwłaszcza po ogłoszeniu Krymu częścią Rosji. – Jedna sprawa to polityka wobec Ukrainy do lutego 2014 r., gdy jeszcze nie doszło do naruszenia konstytucji Ukrainy, do zamachu stanu. W tym okresie można było polskie zaangażowanie oceniać różnie, ale w lutym 2014 r. przekroczony został Rubikon – po trzymiesięcznych protestach i zamieszkach doszło do zawarcia między prezydentem Wiktorem Janukowyczem a opozycją porozumienia, którego gwarantem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 22/2016

Kategorie: Wywiady