Wśród weteranów – zbieraczy koszulek piłkarskich najlepszym dziennikarzem jest z pewnością Stefan Szczepłek. Przez długie i mroczne (o czym później) półwiecze XX w. autor znany był ze szczegółowych analiz walorów lewych i prawych nóg zawodników. O samych zawodnikach niestety nic innego nie dało się napisać, bo jak to mówią, inteligencja poszła im w dolne partie. I dożyłby pewnie Szczepłek z tą unikalną wiedzą do zasłużonej emerytury, gdyby ktoś go nie wrzucił do „Rzeczpospolitej”. A tam, jak wiadomo, aż furczy. Tyle że nie od latających piłek, ale od miłości do PiS. I tak na stare lata zaczął Szczepłek pisać o piłce, jaką widać z okolic kolan prezesa Kaczyńskiego. Nie jest pozycja zbyt estetyczna, ale żyć trzeba. Rozczuli nas zwłaszcza gehenna Stefana Sz., z jaką żył do 1989 r. Choć od trzech lat po klęsce PiS też nie jest mu pewnie zbyt lekko. A już zupełnie wzruszyła nas opowieść o wyjazdach małego Stefka do wujka Bolka (nie mylić broń Boże z Bierutem) na Bródno, na porzeczki. A że wyprawy były 22 lipca, czyli w samo ówczesne święto, to Stefek je na tym Bródnie sabotował. Czyż nie był to czyn zasługujący teraz na jakiś medal? A choćby medalik? Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint