17/2000
Notes dyplomatyczny
Jakieś fatum ciąży nad ambasadą RP w Turcji. Na kilka dni przed wizytą prezydenta Kwaśniewskiego w Turcji śmierć poniósł nasz ambasador – Mirosław Pałasz. Jego poprzednik na stanowisku ambasadora również zmarł na placówce. O ile jednak jego śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych, to śmierć Pałasza była tragicznym wydarzeniem. Ambasador wyskoczył z okna szpitala w Ankarze, wybierając samobójczą śmierć. Dla osób, które pracowały z nim w ostatnich miesiącach, nie było to wielkim zaskoczeniem. Ambasador od wielu miesięcy był w depresji. Dlatego też pracownicy w MSZ uważają, że tej śmierci można było uniknąć. A przede wszystkim są zdumieni stylem, w jakim kierownictwo ministerstwa pożegnało wieloletniego pracownika. Zacznijmy jednak od początku. Mirosław Pałasz był z wykształcenia turkologiem, cieszył się opinią bardzo dobrego fachowca. Już wcześniej był ambasadorem w Turcji. Potem, w III RP, był ambasadorem w Albanii, by wreszcie znów wrócić do Ankary. Wtedy winszowano sobie, że placówkę tę obejmuje bardzo dobry fachowiec, zresztą przez wszystkich doceniany. Tak że nawet Pałaszowi nie zaszkodził, w pierwszej połowie lat 90., kiedy w MSZ polowano na ludzi z przeszłością, mały haczyk w życiorysie – przez pewien czas był sekretarzem PZPR w MSZ, ale krótko, bo miał za łagodny charakter. Wszystko szło dobrze do jesieni ubiegłego
Napięcie rośnie
Dzienników politycznych M. Rakowskiego tom 2. i 3. (1963-1968) Mieczysław Rakowski, jeszcze nie tak niedawno, bo przed 10 laty, i tylko przez kilka miesięcy aż do wyprowadzenia sztandaru – ale przecież I sekretarz KC PZPR, a bezpośrednio przedtem premier rządu PRL, czyli człowiek z wierzchołka świecznika władzy (zaraz potem świecznik i władza poszły na złom) rozpoczął prowadzić swe dzienniki w roku 1958. Właśnie wówczas został powołany na stanowisko naczelnego redaktora tygodnika „Polityka”. Było to więc już po najważniejszym chyba wydarzeniu w dziejach Polski Ludowej – po zwrocie Października ‘56, oznaczającym koniec epoki stalinowskiego terroru i głębokiej zależności Polski od Związku Radzieckiego. Powstanie i rozwój „Polityki” było nowej epoki najlepszym dowodem. Sam Rakowski miał w 1958 r. już 32 lata, był człowiekiem dobrze, choć w trybie nadzwyczajnym, wykształconym i bardzo ambitnym. I choć jego dziennikom nie brak właściwego zazwyczaj temu gatunkowi pisarskiemu egocentryzmu, najważniejszy dla psychiki bohatera okres dzieciństwa i młodości poznajemy z tych codziennych niemal notatek w sposób pośredni. Mamy za to, jak w zwierciadle odbitą, całą epokę i cały ówczesny system społeczny, który Rakowski uważa za własny. W nim bowiem z dziecka poznańskiej, zamożnej i światłej wsi, które poznało cały strach, nędzę
Nieuchwytni
Nie przypominam sobie, by którykolwiek sąd w Polsce skazał kogokolwiek za szerzenie antysemickiej i ksenofobicznej propagandy Stowarzyszenie przeciw i ksenofobii i antysemityzmowi “Otwarta Rzeczpospolita” zwróciło się do premiera Jerzego Buzka z memorandum, w którym proponowało rozważenie kilku możliwości przeciwstawienia się przejawom obu tych zagrożeń. Tekst memorandum nie został dotychczas ogłoszony, jedynie „Gazeta Wyborcza” zamieściła kilkuzdaniową notatkę, z której wynikało że Stowarzyszenie chciałoby zakazania faszystowskiej NOP oraz wstrzymania przez „Ruch” kolportażu tygodników „Myśl Polska” i „Nasza Polska”. W istocie memorandum wymieniało siedem tytułów szczególnie jadowitych publikacji skrajnej prawicy. Zawierało też propozycje pozytywne, dotyczące będących obecnie w przygotowaniu programów dla nowych liceów; jak mnie poinformowano, w tej ostatniej sprawie reakcja była szybka i pozytywna, wiceminister Dzierzgowska w imieniu MEN już się skontaktowała a prawicą rynsztokową i chuligańską z inicjatorami. W sytuacji informacyjnego niedowładu reakcja publiczna sprowadziła się najpierw do felietonu Marka Beylina w „Gazecie Wyborczej”, który wystąpił przeciw ograniczaniu wolności prasy. Stanowisko Beylina, który jest stałym felietonistą – komentatorem „Gazety Wyborczej”, pisma bardzo przywiązanego do wolności prasy, a na pewno przeciwnego i ksenofobii, i antysemityzmowi, ilustruje niewątpliwy konflikt wartości, który towarzyszy demokratom od pamiętnego “Nie ma wolności dla wrogów wolności” Saint-Justa. Nie można
Góra schodzi nocą
Staszkowa obudziła się wcześnie rano i przez szczelinę w ścianie zobaczyła słońce Samochód dalej nie pojedzie. Polna, popękana droga pnie się ostro pod górę. Sad z małymi, poprzewracanymi jabłonkami wygląda jak po trzęsieniu ziemi. Na stoku znajduje się wieś Stańkowa. Najwyżej mieszka Maria Staszak. Jeszcze dziesięć lat temu mogła dwa razy dziennie schodzić do Łososiny Dolnej po zakupy i do kościoła. Teraz ma 75 lat, chore nogi i słabe serce. Kocha swoje dzieci, ale ich imion od razu nie powie. Musi chwilę pomyśleć. Kazia ma swoje własne gospodarstwo, tak samo jak Biernatka, Jacek, Bronka, Marysia, Stasia, Michasia, Halina, Lucyna i Czesław. Tylko Teresa nie gospodarzy, bo jest krawcową. Oprócz dzieci Maria Staszak kocha górę, na której stoi jej dom. Na początku kwietnia, zaraz po tym jak śnieg stajał i przez kilka dni padały deszcze, góra obraziła się na Marię Staszak. Zaczęła rozchodzić się i napierać na stodołę i stary dom. W stodole popękały prawie wszystkie belki podtrzymujące dach. Po dwóch dniach najmłodszy syn, Czesław, znalazł rysy na podmurówce nowego domu. Gdy przyszła tu powódź trzy lata temu, mieszkańcy stoków dziękowali Opatrzności, że ich domu stoją wyżej i woda im nie zagraża. Rok
Warto się pobyczyć
Lepiej długi weekend skrócić o pół dnia niż denerwować się, stojąc w korkach Rozmowa z Jackiem Santorskim, psychologiem – Jak można mądrze przedłużyć długie weekendy, które nas wkrótce czekają? – Takie weekendy sprawiają, że ludzie, którzy intensywnie pracują nagle mają dużo wolnego czasu. Wszystkie osoby, które większość czasu spędzają w biurach, powinny pozwolić sobie w tych dniach oddziaływać na siebie naturalnym bodźcom. W ich miejscach pracy światło rzadko jest przecież naturalne, dźwięki są przeważnie sztuczne, a powietrze nieświeże. Kilka dni spędzonych bez stymulacji sztucznymi dźwiękami sprawi, że efektywnie odpoczniemy, pod warunkiem, że jadąc do lasu nie zabierzemy nawet radia. To samo odnosi się do osób, które musza pracować przy sztucznym świetle i w pomieszczeniach bez możliwości otwarcia okien. Ważne jest zatem, żeby takie osoby, nawet jeżeli nie mogą wyjechać z miasta, znalazły dużo czasu na przebywanie w naturalnym świetle. Nasz organizm bardzo potrzebuje światła słonecznego. – Jak natomiast przestawić się na inny rytm spędzania czasu? – Warto zdestabilizować ten rytm, w którym na co dzień żyjemy. Polecam zarwać noc i pobawić się lub długo pospać. Długie spanie dotyczy zwłaszcza osób, które muszą wstawać
Ocalmy niewinność
Czystość moralna, etyczna są dla mnie ważniejsze niż ta cielesna Jest pani uważana za kobietę nowoczesną, kobietę sukcesu… Czy trudno jest kobiecie zaistnieć ze swoim talentem w kulturze, w życiu publicznym? – Wydaje mi się, że trudniej jest wybić się kobiecie politykowi. Artystce przychodzi to łatwiej. Dużo mamy świetnych i uznanych malarek, rzeźbiarek, aktorek, piosenkarek, choć mało jest kobiet reżyserów. Czy polityka to zajęcie dla kobiety? – Jak najbardziej, np. Margaret Thatcher wybiła się i to jak. Kobiety mogą być świetnymi politykami. Nie mówię o fenomenie wschodnich przywódczyń – Benazir Butto, Corazon Aquino, Indirze Gandhi. Trudno nam zrozumieć, gdy kobieta staje na czele wielkiego państwa, gdzie gardzi się kobietami. Nam chodzi o równy start, możliwość wyboru drogi życiowej, demokratyczny udział w rządzeniu. Kobieta jest uwarunkowana przez biologię. Jako matce, żonie, trudno przychodzi jej oszukiwanie, kłamstwo. Ona rodzi dziecko, potem wiedzie je do dorosłości. Bardziej rozróżnia czarne i białe, zimne i gorące, dobre i złe. A mężczyźnie łatwiej oszukiwać dla własnych korzyści. Mówi się, że polityka to k… profesja. Kobiecie łatwiej być prostytutką, sprzedać siebie, a politykowi swoje poglądy. Cóż to jest sprzedać
Prawdą jako kłonicą
Krzaklewski przegra z pewnością z Kwaśniewskim, ale czy również z Wałęsą, Olechowskim, Lepperem et consortes? W połowię kwietnia w Salonie Politycznym Trójki, prowadzonym, jak wiadomo, przez red. Monikę Olejnik, pojawił się znowu Lech Wałęsa. I kolejny raz powtórzył swą pokrętną argumentację o konieczności przeciwstawienia się Aleksandrowi Kwaśniewskiemu przez… PRAWDĘ!!! Red. Olejnik, jak zwykle przytomnie, zauważyła, że przecież to nie PRAWDA kandyduje w wyborach, ale konkretne osoby. Mimo to Wałęsa wręcz sugerował, a w istocie insynuował, że wobec dojścia w Rosji do władzy byłego agenta KGB (o którym zresztą pozytywnie się wyrażał), niebezpieczne byłoby dla kraju (“Ojczyzna w niebezpieczeństwie! ”), aby osobnik o niepewnych kontaktach mógł być wybrany prezydentem Polski. Toczy się przecież – dawał bez osłonek do zrozumienia – proces wytoczony przez “Życie”, więc sprawa agentury nie jest zamknięta. Prawdziwy prezydent, wedle Wałęsy, jak żona Cezara musi być poza najdrobniejszymi podejrzeniami. Nawet cień niejasności wystarcza, aby unicestwić pretendenta. Tę strategię Wałęsa już ćwiczył w grudniu 1995 roku, gdy napuścił na premiera Oleksego tropicieli z UOP-u. A to, że nic oni nie wytropili, Wałęsy nie stropiło. Ostatecznie przecież premier odszedł. Lech udowodnił, że dzisiaj nie trzeba dokonywać zamachu na życie polityka, wystarczy jego zabójstwo
Krajobraz po komisji
Polską prasę potraktowano jak rynek garnków Powstała w kwietniu 1990 roku Komisja Likwidacyjna RSW „Prasa- Książka-Ruch” w ciągu mniej więcej dwóch lat swojej działalności sprzedała lub rozdała wszystkie tytuły prasowe, jakimi dysponowała. Ze 127 przewidzianych do sprzedaży jednostek RSW do kwietnia 1993 roku sprzedano 105. Właściwie od roku 1993 działalność komisji ograniczała się jedynie do rozporządzania nie sprzedanymi składnikami majątku, ściągania zaległych płatności oraz procesów sądowych m. in. dotyczących tygodników „Wprost” i „Razem”. Już wtedy mówiło się, że powinna zakończyć swoją działalność. Było jednak jeszcze wiele spraw uwłaszczeniowych do załatwienia. Na przykład w 1993 roku sprzedano za ponad 80 mld starych złotych drukarnię w Łodzi. Sprzedano, chociaż RSW nie miała do niej prawa własności. Uzyskała je dopiero w 1995 r. Wcześniej budynek był własnością Urzędu Rejonowego. Do zakończenia działalności potrzebna była jednak wola nie tylko komisji, ale i rządu. Wprawdzie nikt do komisji nie dokładał, utrzymywała się ona między innymi z wynajmu pomieszczeń w budynku przy ul. Bagateli oraz wpływów, jakie uzyskiwała z tytułu likwidacji. Niemniej jednak, jak wynika ze zestawienia, zawartego w raporcie końcowym komisji, koszty działalności były niewiele mniejsze niż przychody. Ani więc kryteria
Jakie znaczenie może mieć dla Polski globalizacja?
Prof. Jan Winiecki, kierownik Katedry Międzynarodowego Handlu i Finansów Uniwersytetu Europejskiego Viadrina Ateny wzywaj, ale i ręką ruszaj… – mawiali starożytni Grecy, domagając się nie tylko modłów na intencję sukcesu, ale także i własnych wysiłków. Jeden z moich intelektualnych mentorów, noblista, Milton Friedman, mówi krócej: “Nie ma lunchu za darmo! ”. Idea jest ta sama. Sukcesy są w zasięgu ręki, tylko trzeba na nie solidnie zapracować. Doba obecna daje uczestnikom otwartej gospodarki ogromne szanse sukcesu materialnego, czego dowodzi historia. Przynajmniej od początku regularnych statystyk, tj. od początków XVIII w., handel międzynarodowy wyprzedza tempem wzrost produktu światowego, a od 150 lat inwestycje bezpośrednie rosną szybciej niż handel (jak widać, globalizacja nie jest niczym nowym!). Powyższy okres był jednocześnie erą niebywałego awansu materialnego tych krajów, które uczestniczyły w otwartej gospodarce światowej. Ale nie tylko “stare” gospodarki kapitalistyczne odniosły sukces dzięki pogłębiającej się specjalizacji międzynarodowej w ramach integrującej się gospodarki. Te kraje słabiej rozwinięte, które dokonały zmiany strategii, przechodząc od państwowego “dyryżyzmu” do zwiększonej roli rynku i od gospodarki zwróconej na wewnątrz do gospodarki otwartej (najpierw Tajwan, Korea, Singapur, a potem inne zachęcone ich przykładem), radykalnie zmniejszyły dystans rozwojowy do zachodniej “czołówki”.
Hilary pobiła burmistrza
Droga do prezydentury Pierwszej Damy USA prowadzi przez Nowy Jork To najostrzejsza i najbardziej kosztowna kampania wyborcza w dziejach senatu USA. O mandat ze stanu Nowy Jork walczą popularny burmistrz, Rudolph Giuliani, i żona prezydenta, Hillary Rodham Clinton. Kandydaci budzą ogromne emocje, od nienawiści po uwielbienie. Usiłują wszelkimi sposobami pozyskać wyborców i odsądzają się nawzajem o czci i wiary. Początkowo wydawało się, że „Rud” Giuliani, który żelazną ręką wykorzenił przestępczość w Nowym Jorku, realizując politykę „zero tolerancji wobec łamania prawa”, ma zwycięstwo w kieszeni. Przez wiele lat działał na terenie stanu jako prokurator na Manhatanie, a potem jako burmistrz nowojorskiej metropolii. Pochodząca z Illinois i mająca za sobą karierę w Arkansas Hillary była natomiast „obca”. W kwietniowych sondażach First Lady niespodziewanie pobiła burmistrza o całe osiem procent. Wśród Republikanów i konserwatywnie nastawionych wyborców powiało grozą. Bitwa o fotel senatora zaczyna się przeradzać w ideologiczną „świętą wojnę”, tym bardziej że jej wynik może mieć decydujący wpływ na krajobraz polityczny USA przez najbliższe kilkanaście lat. Republikański senator z Arizony, popularny John McCain, który o mało nie został kandydatem swej partii na prezydenta, trafnie określił sytuację: „Po raz pierwszy w historii Pierwsza Dama