18/2002

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Wszyscy już odjechali

Na targach motoryzacyjnych w Poznaniu po raz pierwszy nie będzie samochodów Chyba tylko u nas można zorganizować międzynarodowy salon samochodowy bez samochodów. Brzmi to trochę jak z filmów Barei, ale jest absolutną prawdą. Ta niezwykła impreza – największe w Polsce targi motoryzacyjne, na których nie będzie ani samochodów osobowych, ani ciężarówek, ani motocykli – odbywa się w maju, w Poznaniu. To już 11. edycja tej popularnej imprezy. Od razu zdobyła uznanie wystawców i gości, należała do wielkiej polskiej trójki (jeszcze Polagra i czerwcowe targi inwestycyjne), największe koncerny urządzały tu europejskie premiery swych modeli. Zwłaszcza rok 2000 był sukcesem – 55 tys. metrów kwadratowych powierzchni wystawienniczej, 800 wystawców, prawie 120 tys. zwiedzających. Rok ubiegły – minimalnie gorszy: też 800 wystawców, 50 tys. metrów, 90 tys. widzów. Wciąż był to efektowny pokaz tętniący życiem. Zjechali niemal wszyscy, od Alfy Romeo i BMW do Saaba i Toyoty. Nie było tylko Volvo i Volkswagena. – Po rocznej nieobecności importerzy tych aut pokażą swe najciekawsze, także i premierowe modele. Jesteśmy z nimi, jak i z pozostałymi wystawcami, w stałym, dobrym kontakcie. Wiemy, że planują obecność w roku przyszłym – mówił w 2001 r. Grzegorz Turkiewicz, wiceprezes

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Ekologia

Czy Polska jest czysta?

Zaczęliśmy dbać o środowisko naturalne, ale wciąż mamy wiele do zrobienia Czy Polska jest krajem zdegradowanego środowiska, czy czystej przyrody? Pytanie to stawiają turyści odwiedzający Białowieżę i zaglądający do przydrożnych lasów. Zadajemy je sobie także my, gdy podczas wyjazdu w rodzinne strony odkrywamy urodę śródpolnych kęp drzew, a zaraz potem czujemy rozlaną koło studni gnojowicę. Skandaliczne warunki sanitarne wsi to cecha nie tylko krajów rozwijających się. W wielu województwach Polski trudno doszukać się studni z wodą zdatną do picia. Wzrasta zanieczyszczenie wód pierwszych horyzontów wodonośnych eksploatowanych przez mieszkańców wsi i małych miasteczek. Dążenie do szybkiej rozbudowy wodociągów w Polsce nie jest racjonalne, jeśli nie myśli się równolegle o kanalizacji i oczyszczaniu wód. Ogromnym zagrożeniem w tej części Europy jest zakwaszenie środowiska. Wraz z nim postępuje obieg mikroelementów oraz substancji odżywczych. Nadmierne uwalnianie toksycznych metali, zatrzymywanie substancji organicznych oraz przyspieszenie migracji zanieczyszczeń prowadzi do rozległych zagrożeń ekosystemów leśnych i lądowo-wodnych. Walka z zakwaszeniem środowiska już się rozpoczęła. Kraje Wspólnoty Europejskiej zadeklarowały zmniejszenie emisji dwutlenku siarki o 40% do 1998 r. i o 80% do 2003 r. Polska nadąża za tymi pozytywnymi zmianami – proces zakwaszania naszych gleb ustaje. Rozległy jest zestaw trudnych spraw

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Czy to prawda, że w sercu ciągle maj?

Prof. Zbigniew Religa, kardiochirurg, senator Maj w sercu? Wzmacnia, odmładza, przynosi same dobre rzeczy. Nie widzę żadnych zagrożeń. Wszystko super! Wojciech hrabia Dzieduszycki, pisarz, publicysta, reżyser Starsi Panowie mieli absolutną rację. Potwierdzam to w całej rozciągłości, bo u mnie nie tylko szron, ale dużo śniegu, głowa całkiem biała, a w sercu maj. Mam cudowną żonę Irenę, wspaniałą kobietę, która dodaje mi otuchy do życia. A 90. urodziny będę obchodził niedługo, bo już 9 czerwca w Polanicy Zdroju. Edward Pałłasz, kompozytor Wasowski i Przybora z pewnością mieli rację. To oni stworzyli kabaret, jaki nie miał i nie ma równego sobie. Przyglądałem się pierwszym próbom „Kabaretu Starszych Panów” i widziałem, jak znakomitymi artystami są autorzy tej i wielu innych piosenek. Także i dzisiaj, gdy mnie opanują złe myśli, włączam sobie stare nagrania i świat się od razu zmienia. Taka jest moc wspaniałej muzyki i doskonałej poezji. Jerzy Gruza, reżyser Nie lubię maja, nie lubię wiosny, słońca, zielonych liści itd., ponieważ muszę wtedy siedzieć w studiu, montować, nagrywać, a nie korzystać z natury. Większość ludzi pracujących zawodowo niewiele ma z tego maja i dlatego życie jest takie ciężkie. Gdybyśmy mieszkali na wsi, pracowali w lesie – proszę

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Polonia bliżej kraju

Na szczęście nie wszyscy uznali, że na czas długiego weekendu zawieszają wszelką działalność. Zaskoczeniem może być tylko to, kto na początku maja wykazał się wigorem i aktywnością. Senat RP! Właśnie ten skazywany na likwidację i dość powszechnie krytykowany Senat zdaje się odzyskiwać inicjatywę. Duża w tym zasługa marszałka Pastusiaka, który narzuca tej izbie dumania, jak mówią złośliwcy, bardziej dynamiczny styl. Od wielu lat obserwuję to, co się dzieje między środowiskami polonijnymi a krajem. Znam też napięcia i różnice zdań wśród samej Polonii. Samo zdefiniowanie tego, czym jest dzisiejsza Polonia, nie jest proste. Bo i cóż może łączyć elektronika z Kanady lub z Australii z traktorzystą z Kazachstanu czy robotnikiem z Niemiec? A jednak. Łączą ich imponderabilia. Sentymentalna więź z krajem przodków, przekazywana kolejnemu, drugiemu lub trzeciemu pokoleniu; język polski, ale już nie zawsze, zwłaszcza wśród młodych; wiara przodków; biało-czerwone barwy i Mazurek Dąbrowskiego. Ale też niemało dzieli. Za dużo w tych środowiskach sporów i kłótni o byle co, egoistycznego indywidualizmu i typowej polskiej zawiści, a za mało współpracy, wzajemnej pomocy i gry zespołowej. Gdy patrzeć na historię stosunków Polonii z krajem, to jest ona zapisana przede wszystkim wieloma pięknymi deklaracjami. A ogrom

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Oberwałam za uczciwość

Nie mogłam zawieść młodzieży, więc zgodziłam się, by w tym roku możliwa była stara i nowa matura Rozmowa z Krystyną Łybacką, ministrem edukacji i sportu – W maturalnym tygodniu trudno nie wrócić do własnych wspomnień. Jaka była pani matura? – Na pewno stara (śmiech). Obowiązkowo zdawałam język polski, matematykę i historię. Jako dodatkowy przedmiot, jedyna w szkole, wybrałam język rosyjski. Powód – byłam zafascynowana dłońmi rusycysty. Takiej linii rąk nie widziałam nigdy w życiu. Zawsze zachwycały mnie ludzkie dłonie. Ma to początek jeszcze w dzieciństwie, wtedy zobaczyłam i zapamiętałam na całe życie obraz rosyjskiego malarza. Dominowały tam ręce – bezradne, ale w geście pełnym siły. – A jak ocenia pani decyzje pokolenia 2002? Byli w nietypowej sytuacji, mogli wybierać. – Młodzież zachowała się racjonalnie. W tym roku starą maturę zdaje ponad 498 tys. osób, nową – 6 tys. 513, to stanowi 1,29%. Jestem pełna podziwu dla dyrektorów szkół i komisji egzaminacyjnych, którzy robią wszystko, żeby sprostać sytuacji „dwóch matur”. Natomiast ci, którzy tak głośno krzyczeli: „Tylko nowa matura!”, teraz milczą. My dzisiaj martwimy się, czy ten jeden procent będzie miał na czas sprawdzone prace, a nie wyobrażam

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Tu się rodzi sztuczne serce

Na przeszczep może liczyć 5 % pacjentów. Szansą dla pozostałych są urządzenia wspomagające pracę serca. Zabrze. Instytut Protez Serca. Tu nie ma pacjentów, ale jest bardziej sterylnie niż w jakiejkolwiek klinice. Tutaj decyduje się życie chorych na serce. Aluminiowo, chłodno, żadnego cierpienia. Ból jest na zewnątrz – tam, gdzie czeka się na operację, na przeszczep, na szansę. – Sztuczne serce z importu kosztuje astronomiczne pieniądze, gdybyśmy sami nie podjęli się produkcji, bylibyśmy go pozbawieni – zapewnia dr Jan Sarna, dyrektor generalny Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii w Zabrzu. Prezesem fundacji jest prof. Zbigniew Religa. Dr Jan Sarna podsumowuje: – Mamy zakończony program badawczy dotyczący sztucznych komór serca, które są podłączane obok serca pacjenta, przejmując jego pracę. Dzięki temu pacjent dotrwa do transplantacji, czasem celem jest odciążenie serca, by się zregenerowało. W Polsce jest dziewięć takich przypadków. Pamiętam pierwszego pacjenta, który dzięki komorom doczekał do transplantacji przeprowadzonej przez prof. Religę. Mieszkał w wiosce pod Piłą. Przed operacją przez dwa lata nie mógł chodzić. Po okresie rekonwalescencji wrócił do żony i pięciorga dzieci. Kolejna sprawa to serce sztuczne, które można by implantować zamiast biologicznego. Mamy polski prototyp. W USA rok temu wszczepiono

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Sprawy nieprzyjemne

Kuchnia polska Bardzo dużo mówi się i pisze ostatnio o sprawach Kościoła katolickiego. Nie chodzi mi tu o transmisje z nabożeństw i uroczystości kościelnych, a także o informacje dotyczące przygotowań do kolejnej wizyty papieża, w czym specjalizuje się szczególnie telewizja publiczna, dystansując w tym względzie swoich komercyjnych i – rzecz dziwna – jakby bardziej świeckich konkurentów. Chodzi mi o sprawy raczej nieprzyjemne. A więc najpierw o sprawę arcybiskupa Paetza, następnie zaś o sprawę biskupów amerykańskich, których papież wezwał do Watykanu, aby ich skarcić za tolerancję wobec mnożących się groźnie wśród duchowieństwa amerykańskiego wypadków pedofilii. W obu tych sprawach stanowisko zwierzchnika Kościoła okazało się surowe i pryncypialne, papież uznał po prostu, że Kościół ujawniający swoje grzechy jest bardziej przekonujący, niż byłby wówczas, gdyby skrywał je pod korcem, co zresztą, jak wiemy, przez wiele lat, a może i wieków miało właśnie miejsce. Ciekawe jednak, że w związku z oboma tymi skandalami obyczajowymi, związanymi z dziedziną seksu, w wielu rozmowach powraca problem celibatu, czyli bezżenności księży. Twierdzi się wręcz niekiedy, że piętnowane obecnie dewiacje seksualne wśród kleru dałyby się ukrócić, a może w ogóle nie miałyby miejsca, gdyby duchowni katoliccy nie byli zobowiązani do bezżenności, lecz na wzór innych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Bez saksów nie ujediesz

Chcecie postawić willę, wybudować basen w ogrodzie, a może tylko wyremontować mieszkanie? Ekipa zza Buga zrobi wszystko Kiedy dziesięć lat temu pierwszy raz przyjechali do Polski, cztery noce przespali na Dworcu Centralnym w Warszawie. Człowiek nagrywający im robotę pomylił terminy i gdy już stracili nadzieję, odezwał się i umówił na spotkanie w cukierni: – Zielonaja Buda – opowiada Sasza. Tam dowiedzieli się, że robota jest, owszem, ale dopiero za trzy tygodnie. Pojechali więc na stadion „pierdawki z domu posprzedawać”, żeby zamortyzować koszty podróży – opowiada Sasza i kręci z niesmakiem głową na wspomnienie ówczesnego braku profesjonalizmu: – Trochu zarobilim, to kanary nas złapali i wszystko na karę poszło, bo chyba jeszcze nas naciągnęli. Jak niepyszni wrócili do Mińska. Po trzech tygodniach do Warszawy Sasza przyjechał już sam. Innych ta przygoda zniechęciła. Od kiedy zaczepił się na ulicy w podwarszawskich Włochach, powstały tam cztery domy, trzy ogrodzenia oraz basen. Ile metrów ścian zostało pomalowanych, piwnic uprzątniętych, schodów nareperowanych, tego nikt już nie zliczy. Sasza i spółka robią wszystko. Kariera Saszy polegała na wędrówce od sąsiada do sąsiada. Jedni polecali go drugim, chociaż na początku lat 90. nieufnie patrzono na siłę roboczą ze Wschodu.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Kosowo w cieniu mafii i Al Kaidy

Po wycofaniu sił pokojowych Kosowo stanie się centrum zorganizowanej przestępczości Po 11 września straciliśmy z oczu potencjalnie najbardziej niebezpieczny skrawek Europy – Kosowo. Michael Steiner, 52-letni energiczny niemiecki dyplomata, który niespełna trzy miesiące temu objął stanowisko kolejnego administratora Kosowa z ramienia ONZ, boi się nawet pomyśleć, co by się stało, gdyby wycofano stamtąd 40-tysięczny kontyngent KFOR. – Nie możemy stworzyć w sercu Europy próżni, strefy bezprawia, bo Kosowo zaczęłoby eksportować zorganizowaną przestępczość na całą Europę – mówi. Na razie planuje się tylko zmniejszenie liczebności sił pokojowych. Marek Antoni Nowicki, Polak pełniący w Kosowie funkcję rzecznika praw obywatelskich, podziela te obawy: – Po wycofaniu się KFOR z Kosowa powstałyby pustka, którą wypełniłyby struktury typu mafijnego, przestępczość zorganizowana o silnych powiązaniach międzynarodowych. Taka groźba jest tym bardziej realna, że Kosowo nie ma tradycji państwowych, tradycji organizowania życia według wymogów interesu publicznego i reguł demokratycznych. I Steiner, i Nowicki wskazują na to, jak łatwo bojownicy z Kosowa przesiąkają do Macedonii, wzniecając tam ogniska wojny. Steiner w wywiadzie dla madryckiego „El Pais” mówi o związkach z islamskim terroryzmem: – Istnieje związek między tym, co robi się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Media

Trójka na fali

Słuchacze lamentują, że Trójka umiera. Dyrekcja stacji twierdzi, że właśnie się odradza – Trójka stanie się niczym fregata: lekka, zwiewna i atrakcyjna, na pokład której każdy chce wejść – zapewnia dyrektor stacji, Witold Laskowski. Pod jego kierownictwem radiowa Trójka po raz kolejny mobilizuje swoje siły i próbuje zmienić oblicze. Odmieniona stacja ma być nowoczesna, komunikująca się ze słuchaczem. Dzięki temu chce odzyskać choć część dawnej popularności i przyciągnąć nowych słuchaczy wieku 20-40 lat. Skostnieniu stacji ma zapobiec nowa ramówka, którą Laskowski opracował wspólnie ze swoimi zastępcami: Michałem Banachem i Piotrem Fijałowskim. Żaden z nich nigdy przedtem nie pracował w Polskim Radiu. Pierwszy zorganizował stację radiową w Starachowicach, drugi doświadczenie radiowe zdobywał w jednej z gdańskich rozgłośni. Witold Laskowski był korespondentem TVP w Moskwie. Przystąpili więc do pracy bez sentymentów dobrze znanych poprzednim szefom Trójki, wywodzącym się z zespołu. Tym razem dyrekcja sięgnęła po wzorce sprawdzone już na polskim rynku przez stacje komercyjne. – Trójka odradza się po 12 latach zaniedbań. Takie zmiany powinny być wprowadzone na początku lat 90. Dotychczasowa ramówka była bałaganiarsko-eklektyczna. Nawet zespół nie mógł się w niej połapać. Teraz

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.