Czy Polska jest czysta?

Zaczęliśmy dbać o środowisko naturalne, ale wciąż mamy wiele do zrobienia

Czy Polska jest krajem zdegradowanego środowiska, czy czystej przyrody? Pytanie to stawiają turyści odwiedzający Białowieżę i zaglądający do przydrożnych lasów. Zadajemy je sobie także my, gdy podczas wyjazdu w rodzinne strony odkrywamy urodę śródpolnych kęp drzew, a zaraz potem czujemy rozlaną koło studni gnojowicę.
Skandaliczne warunki sanitarne wsi to cecha nie tylko krajów rozwijających się. W wielu województwach Polski trudno doszukać się studni z wodą zdatną do picia. Wzrasta zanieczyszczenie wód pierwszych horyzontów wodonośnych eksploatowanych przez mieszkańców wsi i małych miasteczek. Dążenie do szybkiej rozbudowy wodociągów w Polsce nie jest racjonalne, jeśli nie myśli się równolegle o kanalizacji i oczyszczaniu wód.
Ogromnym zagrożeniem w tej części Europy jest

zakwaszenie środowiska.

Wraz z nim postępuje obieg mikroelementów oraz substancji odżywczych. Nadmierne uwalnianie toksycznych metali, zatrzymywanie substancji organicznych oraz przyspieszenie migracji zanieczyszczeń prowadzi do rozległych zagrożeń ekosystemów leśnych i lądowo-wodnych. Walka z zakwaszeniem środowiska już się rozpoczęła. Kraje Wspólnoty Europejskiej zadeklarowały zmniejszenie emisji dwutlenku siarki o 40% do 1998 r. i o 80% do 2003 r. Polska nadąża za tymi pozytywnymi zmianami – proces zakwaszania naszych gleb ustaje.
Rozległy jest zestaw trudnych spraw związanych z zanieczyszczeniem atmosfery. Zmiany lokalne obserwowane zwłaszcza w dużych ośrodkach miejsko-przemysłowych nabierają charakteru globalnego, jako że zanieczyszczenia nie znają granic. W krajach zurbanizowanych znaczna część ludzi żyje w warunkach aerosanitarnych zagrażających zdrowiu. Na Węgrzech, gdzie prowadzi się odpowiednie analizy, oceniono, że co 17. przypadek śmierci ma związek z zanieczyszczeniem powietrza. „Pochwalmy się” i my – na Górnym Śląsku 3 mln ludzi żyje

w chmurach pyłów

i w powietrzu stale wzbogaconym różnymi domieszkami gazowymi. W dużych polskich miastach mamy już te same zagrożenia, co w bogatych metropoliach – ozon troposferyczny, formaldehyd, benzen i toluen – często nie z powodu znaczących wartości emisji, ale ze względu na złe rozwiązania urbanistyczne, utrzymywanie starych systemów grzewczych, wytwórni i zakładów usługowych.
Innym problemem jest wciąż wzrastająca emisja tzw. gazów cieplarnianych, powodujących zatrzymywanie części promieniowania długofalowego umykającego poza atmosferę, co prowadzi do stopniowego ogrzewania się troposfery i powierzchni Ziemi. Remedium jest proste – nie emitować dwutlenku węgla, metanu, tlenku azotu, freonów i całej listy innych gazów. Decyzje są trudne, bowiem dotyczą niemal całej gospodarki, stawiając w beznadziejnej sytuacji przyszłość klasycznej energetyki korzystającej z paliw stałych, płynnych i gazowych. Trzeba jednak pamiętać, że następstwa widocznego już ocieplenia wywołanego efektem cieplarnianym będą (może już są) dla nas szkodliwe. Przede wszystkim przebudowa systemu energetycznego Ziemi prowadzi do destrukcji strefowej cyrkulacji atmosferycznej, dziś tak sprawnie doprowadzającej oceaniczną wilgoć w głąb kontynentów. Grozi to rozregulowaniem dostawy wody opadowej w Polsce, zwiększeniem parowania, a więc trudnościami w gospodarce wodnej, komunalnej i w rolnictwie. Ten argument wystarczy, chociaż są i inne, nie do końca dziś dostrzegane. Zatem redukcja gazów cieplarnianych jest naszym sztandarowym zadaniem. Niestety,

do standardów europejskich
nam daleko.

Nasza druga po ściekach pięta Achillesa to odpady. Popatrzmy na listę toksycznych odpadów, które oczekują w nie zawsze bezpiecznych miejscach na możliwość neutralizacji. Są to m.in. związki arsenu, rtęć, kadm, supertoksyczne związki sześciowartościowego chromu, złożone związki ołowiu, kompozycje fenolowe, halogeny, rozpuszczalniki chlorowane i cały łańcuch organicznych związków chloru, azbest, selen, DDT, bifenole itd., itp.
W zakresie zagrożeń hałasem szybko dogoniliśmy zmotoryzowany świat. W polskich miastach jest nawet gorzej, bo pojazdy są hałaśliwsze, a izolacja budynków gorsza. Podobnie jest ze smogiem elektromagnetycznym. Gorzej dzieje się z ładem przestrzennym, rekultywacją terenów zdegradowanych oraz ochroną pamiątek kultury.
Ważne, że w znacznej części mało zmieniony polski krajobraz jest wielką szansą na przywrócenie w kraju zrównoważonych relacji pomiędzy środowiskiem i cywilizacją. Warunkiem są konieczne przemiany w zarządzaniu środowiskiem i stosunku Polaków do wyzwań ekologicznych. Oprócz zgodności głównych zasad pisanych Unia przecież wymaga od nas przyzwoitego wizerunku codzienności: obejść, ulic, cieków, lasów itd.


Dr Witold Lenart pracuje na Wydziale Geografii i Studiów Regionalnych UW, jest wicedyrektorem Centrum Badań nad Środowiskiem UW, dziekanem wydziału Ochrony Środowiska w Wyższej Szkole Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora w Pułtusku. Jest ekspertem w zakresie problemów środowiskowych

 

Wydanie: 18/2002, 2002

Kategorie: Ekologia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy