50/2004

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Przyczajeni kandydaci

SLD przed kongresem: czy Oleksy stanie przeciwko Janikowi? Na kilkanaście dni przed kongresem SLD wciąż nie wiadomo, ilu kandydatów stanie do walki o przywództwo w partii. Wiele jednak wskazuje na to, że do decydującej rozgrywki dojdzie między Krzysztofem Janikiem, obecnym szefem Sojuszu, i marszałkiem Sejmu, Józefem Oleksym. Gotowość ubiegania się o przywództwo w SLD zgłosił również podkarpacki baron, Krzysztof Martens. Na giełdzie prasowej padają też nazwiska wiceministra gospodarki, Jacka Piechoty, Jerzego Szmajdzińskiego, obecnego szefa MON, oraz Wojciecha Olejniczaka, ministra rolnictwa. To tylko spekulacje. Potencjalni kandydaci czekają w ukryciu. Dlaczego? Efekt jest taki, że zamiast merytorycznej rozmowy na temat propozycji pretendentów do stanowiska szefa Sojuszu mamy podchody. Nie wszyscy akceptują podobny scenariusz. Coraz częściej słyszy się głosy, że czas zmienić reguły gry. – Jeśli ktoś chce zostać przewodniczącym, powinien mieć odwagę o tym odpowiednio wcześnie poinformować. W innym pryzpadku na kongresie będziemy mieli do czynienia z plebiscytem albo wyborami miss czy mistera. Konspiracja pokazuje, że nie umiemy rozmawiać – twierdzi Tomasz Garbowski, lider opolskiego SLD. – Czekamy na propozycje. Na ładne oczy nikogo wybierać nie będziemy – twierdzi Grzegorz Kurczuk. Zaniepokojony jest również Jerzy Szmajdziński.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

112 zł za dobrą naukę

Nowy system stypendialny daje mniej, ale większej liczbie uczniów Dorota Sienkiewicz, nauczycielka ze szkoły podstawowej w Okartowie (gmina Orzysz), marzy, by jej uczniowie mogli więcej czytać, bywać w muzeum i w teatrze. – Chciałabym im pokazać świat, do którego powinni dążyć – mówi. – Niektóre dzieci to prawdziwe perełki, ale sytuacja w domu hamuje edukację. – Do szkoły chodzi 108 dzieci z kilku okolicznych wiosek. Większość rodziców jest bez pracy, żyją z zasiłków i zbierania runa leśnego. Opieka społeczna dofinansowuje obiady, ostatnio dzieci same prowadziły zbiórkę w sklepach, ale to pozwala tylko na ugotowanie obiadów, które dla wielu bywają jedynym posiłkiem w ciągu dnia. O wydatkach na edukację nie ma już mowy – dodaje Krystyna Konik, również pracownica tej podstawówki. Dlatego w Okartowie z nadzieją czekają na Narodowy Fundusz Stypendialny. Jakie są jego zasady? – Koniec z lepszą i gorszą biedą. Dotychczas dzieci pochodzące z tak samo ubogich rodzin, mieszkające często drzwi w drzwi dostawały różną pomoc – tłumaczy Franciszek Potulski (SLD), jeden z twórców nowych rozwiązań. – To, którego rodzice byli z terenów po PGR-ach, mogło liczyć na 250 zł z Agencji Nieruchomości Rolnych, to z innej rodziny, z miasta dostało od samorządu ledwo 80 zł, może

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Dworak traci zaufanie

Dlaczego Zarząd TVP zakłada wyodrębnienie producentów (np. Agencji Filmowej) i ich stopniową komercjalizację Korytarzowe plotki – to właśnie one odgrywają ostatnio w TVP kluczową rolę. Tym razem dotyczą dokumentu, który zadecyduje o przyszłości telewizji publicznej w najbliższych miesiącach – strategii działania na lata 2005-2006. Z przecieków wynika, że wstępnie zakłada ona m.in. wyodrębnienie producentów (np. Agencji Filmowej) i ich stopniową komercjalizację. Dzięki temu możliwe stałoby się wyprowadzenie z telewizji publicznej części majątku. Strategia ma też zawierać dane o restrukturyzacji firmy w przyszłości. Jednak oficjalnie na ten temat nic nie wiadomo – podobnie jak o wielu innych sprawach. Dlatego sytuację ze zniecierpliwieniem zaczynają obserwować środowiska wcześniej obdarzające zarząd prezesa Dworaka dużym kredytem zaufania. Teraz zaczęły go atakować. Telewizyjna „Solidarność” wysłała do Dworaka list, w którym krytycznie podsumowała dziewięciomiesięczną działalność nowych władz TVP. Punkt po punkcie związkowcy wytykają w piśmie szereg zaniedbań i zaniechań. „Solidarność” telewizji publicznej zaznacza, że firma pozostaje w stanie zawieszenia, bo nie są podejmowane żadne istotne dla jej przyszłości i rozwoju decyzje. „Z powołaniem nowego Zarządu Telewizji Polskiej wiązaliśmy i wiążemy wielkie nadzieje na normalizację sytuacji w naszej firmie. Niestety, po dziewięciu miesiącach funkcjonowania tego zarządu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Telewizja nowego otwarcia

Następnym krokiem będzie wyprowadzenie poza TVP SA majątku i produkcji, a w końcu faktyczna jej likwidacja Przyglądając się temu, co w ciągu ostatnich kilku miesięcy zdarzyło się w Telewizji Polskiej, doszedłem do wniosku, że potrzebne są bardzo konkretne działania. Dlatego złożyłem projekt zmian w statucie TVP SA, precyzyjnie regulujący zasady powoływania, odwoływania i zawieszania członków zarządu, przywracający prawny ład i dający solidne podstawy działania statutowym organom spółki, gwarantujący, że idee pluralistycznej publicznej telewizji faktycznie wypełniającej swoją misje wobec Polaków będą miały szanse na realizację. Dlaczego? Bo kończąc moją kadencję w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, nie zamierzam zostać grabarzem Telewizji Polskiej. Chaos, bezprawie, utrata zaufania i widzów. Taki jest po dziewięciu miesiącach bilans „nowego otwarcia” w publicznej telewizji. Następnym krokiem będzie wyprowadzenie poza TVP SA majątku i produkcji, a w końcu faktyczna likwidacja „niepotrzebnej” już, nieefektywnej, nudnej telewizji publicznej. Elegancko będzie się to nazywało prywatyzacją. Mówi się, że właśnie do tego mogą prowadzić działania zarówno rady nadzorczej, jak i Zarządu TVP SA. Na pozór nieskoordynowane i przypadkowe, układają się w logiczną i zdumiewającą całość. Nowe otwarcie opierało się na szlachetnej i… naiwnej wierze,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Wassermann, czyli kto?

Ostra psychoza i dezorganizacja pracy prokuratury – takie „zasługi” Zbigniewa Wassermanna wymieniają jego krakowscy koledzy po fachu Kim jest Zbigniew Wassermann? – tym pytaniem od zeszłego tygodnia żyje niemal cała Polska. Bo choć poseł PiS już od kilku lat jest bardzo aktywnym politykiem, tak naprawdę niewiele o nim wiadomo. Zadanie sportretowania jego osoby utrudnia postawa dawnych kolegów po fachu. Przygotowując się do pisania tego tekstu, próbowaliśmy namówić na rozmowę wielu prokuratorów. Większość na dźwięk nazwiska Wassermann odkładała słuchawkę, inni, bardziej rozmowni, zastrzegali anonimowość. Za każdym razem pojawiał się ten sam argument – Wassermann gra o tekę ministra sprawiedliwości. I jeśli ją dostanie, nie odpuści. Na początek pytaliśmy, czym polityk PiS zajmował się przed 1989 r. On sam w oficjalnym życiorysie podaje, że od 1972 r. pracował jako prokurator. Zapewnia przy tym, iż „nigdy nie był związany z żadną formacją polityczną”. I tyle. Tymczasem… – Wassermann w ramach autokreacji staje do walki politycznej na życiorysy – mówi Stanisław Iwanicki, były zastępca prokuratora generalnego, dziś prokurator IPN. – Jak na kogoś z ponadtrzydziestoletnim prokuratorskim doświadczeniem to niezbyt zrozumiała postawa. Znacznie precyzyjniej ujmuje to pani prokurator, która na początku

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Spadek Borejszy

Zachwycając się osiągnięciami Świata Książki, warto pamiętać, że Czytelnik był pierwszy Przypadek sprawił, że w bieżącym roku świat edytorski obchodzi dwie rocznice. Z pozoru nie mają one ze sobą nic wspólnego, bo co może łączyć Czytelnika i Świat Książki? Dwie oficyny, dwa różne światy w myśleniu o książce, również dwie epoki w dziejach ruchu wydawniczego w Polsce. Jednak istnieje pewne podobieństwo, słabo uchwytne z prostej przyczyny – Czytelnik taki, jakim go znamy, dziś jest firmą zupełnie inną od Czytelnika sprzed lat 60. Spostrzeżenie to nasunęło mi się w trakcie przeglądania katalogów wydawniczych Świata Książki. W nich to wydawca z dumą informuje, że działający w ramach oficyny Klub Świata Książki ma już dziesięć lat i że klub ten liczy już sobie ponad 500 tys. członków, co na każdym, kto choć trochę obserwuje polski rynek wydawniczy, może zrobić spore wrażenie. Dowiedzieć się z nich można także, że celem wydawnictwa jest udostępnienie czytelnikowi literatury w jak najlepszej postaci, a więc książek dobrych i głośnych, starannie wydanych i nieco tańszych niż te powszechnie dostępne na rynku. Czytałem to i wciąż kołatało mi w głowie, że przecież tak samo „reklamował się” przed kilkudziesięcioma laty Czytelnik, w czasach kiedy o Internecie jeszcze nikomu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Czas komisarzy

Komisja Śledcza bliższa jest rozwiązania niż prawdy Czy Kulczyk nagrał rozmowę z Giertychem na Jasnej Górze? Czy ma taśmę? Czy ją ujawni? Co jeszcze może powiedzieć? Co ma? W ubiegłym tygodniu to były najważniejsze pytania, które wisiały w powietrzu i które mieli ochotę zadać członkowie sejmowej Komisji Śledczej ds. Orlenu. Ale przecież zadać ich nie mogli. Więc Jan Kulczyk, który stawił się przed komisją, zamiast zeznawać, przez sześć godzin przyglądał się, jak prawicowa większość w komisji czyni wszystko, by do tego przesłuchania nie doszło. Determinacja, by przełożyć przesłuchanie, była tak wielka, że posłowie złamali prawo, wyrzucając z sali prof. Jana Widackiego, pełnomocnika Kulczyka, a kłótniami i awanturami się ośmieszyli. Wiadomo, że chodzi o grę. Ale o jaką? Giertych i Kulczyk Parę rzeczy wiemy. Po pierwsze to, że posłom prawicy bardzo zależy na tym, by Kulczyk najpierw zeznawał w prokuraturze, a później przed komisją. Oni wówczas mieliby jego zeznania. Teoretycznie więc łatwiej byłoby im go przesłuchiwać. Ale to i tak nie jest wystarczający powód, by Kulczyka blokować. Jak zauważył przytomnie poseł Witaszek, przesłuchanie najbogatszego Polaka potrwa dłużej niż jeden dzień, zawsze można go wezwać, dopytać. Więc o to, kto pierwszy zada mu pytanie – prokurator czy poseł – nie warto kruszyć kopii. Chyba że… Chyba że jest tak, jak

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Pomarańczowo mi

Polska pokryła się kolorem pomarańczowym. Pomarańczowe szaliki założyli solidarnie poseł Kaczyński – trudno powiedzieć który – i poseł Miller. Pomarańczową kokardkę nosi poseł Miodowicz z Komisji Śledczej, co zresztą w niczym nie zmienia faktu, że komisja jako całość uległa katastrofalnej kompromitacji. Z pomarańczowym kolorem zbierają się obywatele pikietujący przed Sejmem i ambasadą Ukrainy, z wyjątkiem tych, którzy w obronie prałata Jankowskiego pikietują w Gdańsku przed siedzibą arcybiskupa Gocłowskiego, piętnując purpurata jako Żyda i masona. Pomarańczowo jest w telewizji, w transmisjach z Kijowa, a korespondentka BBC World powiedziała z uznaniem w tamtejszych newsach, że pod względem medialnym ukraińska pomarańczowa rewolucja urządzona jest bezbłędnie – wszędzie stoją wielkie telewizyjne bimy, na Kreszczatiku widać zgrabne namioty do spania, każdy z wielotysięcznego tłumu ma na sobie coś pomarańczowego, a wielu wręcz trzyma w ręku pomarańcze, które na Ukrainie są raczej produktem deficytowym. Tak przynajmniej twierdzi znajoma Ukrainka, która za bezcen, ale bardzo solidnie sprząta po domach w Warszawie, aby utrzymać na Ukrainie swoją matkę i córkę, która chce się uczyć na lekarza. Wojciech Jagielski, który znakomicie zna Wschód i któremu wierzę, napisał w „Gazecie Wyborczej”, że istnieją obecnie wielkie firmy zajmujące się oprawą medialną „aksamitnych rewolucji”, ta zaś, która działa w Kijowie, obalała już podobno

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Związek full profesorów

Aby zreformować polskie studia doktoranckie w duchu amerykańskim, trzeba najpierw zamerykanizować polskie uniwersytety Polemika z propozycjami prof. Wędzkiego W artykule pt. „Magister profesorem. Źródła zapaści i warunki koniecznej reformy polskiej nauki” („Przegląd” nr 45) prof. Dariusz Wędzki proponuje: „Zlikwidować tytuł doktora habilitowanego i stanowisko dożywotniego profesora, wprowadzić amerykańskie rozwiązania w polskiej nauce”. Wynika stąd, że w rozwiązaniach amerykańskich, w innym miejscu nazwanych przez autora „sprawdzonym systemem angloamerykańskim kariery naukowej”, nie ma dożywotności stanowisk profesorskich. Są one jakoby swoistością „zmurszałego systemu polskiego”, hamującego „niezbędną dynamikę kadrową”. Dla uzdrowienia sytuacji należałoby więc wprowadzić kadencyjność stanowiska profesorskiego, np. na okres czteroletni. Być może – choć jestem na ten temat innego zdania. Rzecz w tym jednak, że powołanie się na wzór amerykański nie ma w tym wypadku najmniejszego nawet uzasadnienia. W USA dobrze rozumie się potrzebę stabilizacji wysoko kwalifikowanych kadr naukowych, a dożywotność stanowisk profesorskich, określana słowem tenure jest rozwiązaniem stosowanym powszechnie i na ogół niekwestionowanym. Świeżo upieczony doktor rozpoczyna karierę akademicką od stanowiska assistant professor, następnie po opublikowaniu książki lub ważnego artykułu promowany zostaje na stanowisko associate professor, wciąż jeszcze bez dożywotności, ale przeważnie z zapewnieniem, że jest ono tenure-track, czyli

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Ludzie, opanujcie się!

Parlament nie może być miejscem dla ludzi, dla których pierwszym sukcesem jest to, że dostają 10 tys. zł Władysław Frasyniuk, przewodniczący Unii Wolności – Chce się jeszcze panu działać w polityce? – Polityka to bardzo trudna i niewdzięczna profesja, dająca jednak wiele satysfakcji. To my, politycy, kreujemy i zmieniamy rzeczywistość. Od naszej wiedzy, zaangażowania i umiejętności podejmowania trudnych decyzji zależy, jaki będzie nasz kraj. Za złe, nieodpowiedzialne decyzje płaci przecież cenę całe społeczeństwo. Trzeba mieć charakter, by skutecznie uprawiać politykę. Nie każdy człowiek ma do tego predyspozycje. Polityka często wykrzywia i deprawuje. Obecne afery są tego najlepszym dowodem. Angażując się w nią, trzeba pamiętać, że to publiczna służba, a nie trybuna do mamienia tłumów tanim populizmem. Wszyscy ci, którzy nim szafują, mają… – Mają wyborców za idiotów. – Właśnie tak. Dla realizacji swoich partyjnych, partykularnych interesów rozbudzają w społeczeństwie wszystkie negatywne emocje. Zamiast języka dialogu i współpracy operują często językiem populistycznym i narodowo-katolickim. A wszystko po to, by się przypodobać ludziom i zdobyć dwa punkty więcej w sondażu. Trudno z tym się pogodzić, zwłaszcza że należę do pokolenia, które jak rzadko w historii Polski odniosło sukces. Nasza

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.