35/2007
Notes dyplomatyczny
Zdaje się, że wyjaśniła się kolejna sprawa w MSZ, a raczej sprawy dwie. Po pierwsze, po ministerstwie zaczął biegać Henryk Litwin. I to z obiegówką. A to oznacza jedno – że wreszcie wyjedzie na Białoruś. Litwin już prawie dwa lata temu otrzymał nominację na ambasadora RP w Mińsku. Otrzymał ją, ale nie wyjechał. Bo najpierw protestowaliśmy przeciwko szykanowaniu organizacji polskich na Białorusi. A potem były wybory prezydenckie i Polska ich nie uznała. Więc, siłą rzeczy, nie mogła wysłać ambasadora, by ten składał listy uwierzytelniające na ręce Aleksandra Łukaszenki. I tak to trwało. W międzyczasie na Białoruś wysłali swoich ambasadorów wszyscy ważni, z Rosją (co zrozumiałe), Stanami Zjednoczonymi i Niemcami na czele. Ale Polska dumnie się opierała. Doszło do tego, że o polskiego ambasadora prosili przyjeżdżający do Warszawy liderzy białoruskiej opozycji. Więc w końcu go dostaną. Co ciekawe, wcale nie jest oczywiste, że Henryk Litwin jedzie do Mińska pełen szczęścia. Bo siedząc w Warszawie długie miesiące, mocno lobbował za tym, żeby nie jechać na Białoruś, ale do Włoch. Skąd parę miesięcy temu zjechał Michał Radlicki. Rzymska placówka była więc nieobsadzona i długo zastanawiano się, kto zostanie jej szefem. Chętnych było kilku, ale niedecyzyjna Fotyga wstrzymywała nominację. Mijał czas. W ostatnich tygodniach wydawało się, że na ambasadora do Rzymu pojedzie Krzysztof Olendzki,
Polowanie na Hindusa
Niemcy w szoku po erupcji brutalnej przemocy w Mügeln Miała to być zwykła zabawa w małym miasteczku, lecz skończyła się orgią przemocy. Rozwścieczony tłum ścigał Hindusów wśród okrzyków: „Cudzoziemcy precz!” i „Tutaj rządzi opór narodowy”. Butelki po piwie śmigały w powietrzu, 70 ciężkozbrojnych policjantów z trudem ocaliło przerażonych cudzoziemców od linczu. Mügeln, miasteczko w Saksonii, położone między Lipskiem a Dreznem, stało się w Niemczech nowym symbolem nienawiści do obcokrajowców i ksenofobicznej brutalności. Ambasador Indii, pani Meera Shankar, interweniowała w niemieckim MSZ. Zażądała zapewnienia, że rząd Republiki Federalnej uczyni wszystko, aby takie incydenty już się nie powtórzyły. W wywiadzie dla „Berliner Zeitung” pani Shankar stwierdziła: „Oczekujemy szybkiego odnalezienia winnych”. Przedstawiciel ambasady udał się do Mügeln, aby nieść pomoc poszkodowanym. Wydarzenia w saksońskiej miejscowości są szeroko komentowane w wielu krajach Azji, oczywiście w duchu niezbyt dla Niemiec przychylnym. Kanclerz Angela Merkel potępiła atak na Hindusów w Mügeln jako „haniebny”. Sekretarz generalny Rady Żydów w Niemczech, Stephan Kramer, ostro skrytykował rząd w Berlinie za brak ogólnokrajowego planu działania przeciwko prawicowemu ekstremizmowi. Kramer oświadczył, że władze powinny wreszcie przyznać, iż na terenie wschodnich landów znajdują się No-Go-Areas
Z Niemcami o gospodarce po śląsku
Co musimy zrobić, by mieć korzystne relacje z zachodnim sąsiadem Zachowania niemieckich oraz strategie przedwyborcze polskich polityków uruchomiły staczanie się polsko-niemieckich stosunków po równi pochyłej. Każdy niemal dzień przynosi kolejne wypowiedzi lub zachowania, które rozpędzają kulę polsko-niemieckich niechęci. Sprawy sporne lub uważane za sporne wydają się mnożyć. Nadwrażliwość u jednych oraz brak subtelności u drugich powodują, że z trudem budowana przez lata atmosfera co najmniej tolerancji w naszych stosunkach rozpada się. Na razie odbywa się to w sferze polityki i polemik medialnych. Będzie źle, kiedy sięgnie bogatych stosunków kulturalnych, i tragicznie, kiedy zatruje stosunki gospodarcze. Nasze kontakty i wzajemne związki gospodarcze, tworzone przez wiele lat wysiłkiem różnych środowisk, muszą trwać i powinny się rozwijać, ich zapaść będzie bowiem niewyobrażalnym problemem zwłaszcza dla polskiej gospodarki. Realia są bezlitosne. Dla Polski obroty z Niemcami stanowią prawie 30% wymiany za granicą. Tej właśnie wymiany, która jest wobec słabego jeszcze popytu wewnętrznego podstawowym stymulatorem wzrostu gospodarczego. Tego samego wzrostu, który decyduje m.in. o obniżaniu jednego z najwyższych poziomów bezrobocia. Dla Niemiec zaś handel z Polską to jedynie 2,5% obrotów za granicą. Ta zależność nie jest dorobkiem wyłącznie III lub IV
Czy bracia Kaczyńscy mogą podjąć próbę swoistego zamachu stanu, by nie oddać władzy?
Władysław Frasyniuk, polityk, Demokraci.pl To nie jest prawdopodobne, bo żyjemy jednak w demokratycznym kraju. Zatem opozycja i tak doprowadziłaby do upadku rządu. Zresztą służby siłowe pamiętają stan wojenny, a obecna władza nie ma takiej siły, determinacji, woli walki na śmierć i życie, a również profesjonalizmu i wreszcie autorytetów, by zmusić i przekonać armię rozkazem do działania. Cokolwiek by zresztą powiedzieć, specyficzny zamach stanu właściwie już się dokonał, bo w resortach siłowych rozgrywa się największa w powojennej historii afera, jakiej nie było ani w PRL, ani w III RP. Doszło do takiego skandalu, że służby szukają haków na polityków, decydują o kolejności na listach wyborczych, nagrywają prywatne wypowiedzi, inwigilują, dokonują prowokacji. Władza teraz już tylko bezradnie opuszcza rączki, zajmuje się swoistym PR i szuka uzasadnienia, aby uniknąć odpowiedzialności, jednak jedyne wyjście to szybsze wybory. Andrzej Celiński, polityk SdPl, b. minister kultury Nie sądzę, by tak się stało. Oni jednak mają jakieś bariery w swoim postępowaniu. Mariusz Kamiński, szef CBA, przedstawił premierowi zbyt optymistyczne materiały na Leppera. Kaczyński chciał podjąć takie działania rok później, żeby pod koniec kadencji uwolnić się od balastu Samoobrony oraz może LPR i zakończyć misję jako rząd mniejszościowy. Tutaj jednak
Żałoba na jeziorach
Żeglarze bez kapoków i „poduszki powietrzne” wypełnione sprzętem zwiększyły rozmiar tragedii Wtorek, upalne popołudnie. – Gdy nadciągnął potężny wiatr, woda podniosła się i z jej powierzchni utworzyło się coś jakby kurzawka, jakby ktoś mocno polewał wężem strażackim. Spoza białej piany unoszącej się nad lustrem wody nic nie było widać, a wszystko, co stanęło na drodze tej kurzawki, przewracało się. Tak opisywał początek nawałnicy doświadczony ratownik Zbigniew Kurowicki. Potwierdza on, że tego typu zjawisko określa się jako biały szkwał, choć żeglarze mazurscy niekiedy inaczej nazywają gwałtowny atak wichru na jeziorze. Mówiło się o huraganie, o 12 stopniach siły wiatru w 12-stopniowej skali Beauforta, o silnym sztormie. Wyliczono, że wiatr wiał z prędkością 130 km/godz., a na jedną minutę przypadało 70 błyskawic na niebie. Faktem jest, że fale, które wywołała burza, osiągnęły zawrotne jak na mazurskie jeziora rozmiary. Na Śniardwach sięgały nawet 3 m. Nie wszyscy zdążyli Zbigniew Kurowicki, który zajmuje się ratownictwem wodnym od 1979 r., z białym szkwałem miał do czynienia już kilka razy, nigdy jednak burza nie spowodowała tylu strat i tylu ofiar. Szef mazurskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, który nadzorował i koordynował akcję
Jak nas rewidowali – wspomnienie
KALENDARZ POŚCIGU ZA UKŁADEM. Minęło 690 dni od rozpoczęcia pościgu za układem! a „UKŁADU” ANI ŚLADU, zaś o nowym GADU, GADU! Pomysł napisania tego wspomnienia przyszedł nam do głowy podczas porannego słuchania radia TOK FM kilka dni temu. Usłyszeliśmy, że oto pod dom pana Kaczmarka przybyło komando którejś z licznych służb śledczych IV RP, by zrobić rewizję. Wiedzieli, że mieszkańców nie ma, bo przebywają na urlopie za granicą. Zamierzali więc zapewne się włamać i rewidować dom bez obecności domowników. Były minister poinformowany o tym kazał otworzyć drzwi znajomemu, u którego zostawił klucze. Prokurator Kaczmarek, który nie jest naszą sympatią i nie stanie się nią dlatego, że dopadły go ogary Ziobry i Kamińskiego, uznał, że żyjemy w państwie totalitarnym. My zaś uznaliśmy, że nie ma racji, bo Polska Ludowa była państwem totalitarnym, ale wtedy – a mówimy o czasach Gomułki, Gierka i Jaruzelskiego – rewizje przeprowadzano inaczej, a ponieważ sporo ich przeżyliśmy, szczególnie za Gomułki i Gierka, to postanowiliśmy dla porównania je opisać. Także dla ludzi młodych, którzy PRL nie pamiętają. A więc nigdy nam się nie zdarzyło, żeby robiono rewizję bez obecności przynajmniej jednego z nas i nigdy też nie słyszeliśmy, by do kogokolwiek włamywano się, aby zrobić rewizję pod nieobecność mieszkańców. Kiedy zamknięto męża w roku 1968,
Ofensywa
„Porozumiejmy się: nikt nie złapie mnie na to, że zarzucam autorce „Z otchłani”, iż przeszła obóz w sposób nieetyczny. Mam jej tylko za złe – i to bardzo za złe – że nie miała odwagi wprowadzić do opowieści i osądzić siebie samą”, pisał w roku 1946 w polemice z książką Zofii Kossak-Szczuckiej Tadeusz Borowski. Nie przewidział jednak, że 56 lat po jego śmierci znajdzie się ktoś, kto zechce go złapać właśnie na to, licząc zapewne, że nikt nie czyta dziś recenzji sprzed pół wieku. Abp Józef Życiński aż w dwóch artykułach drukowanych w „Gazecie Wyborczej”, z których jeden nosi wręcz tytuł „Zatruta literatura Borowskiego”, stara się zdyskredytować Borowskiego jako komunistycznego nienawistnika, pastwiącego się nad szlachetną katolicką pisarką, więźniarką Oświęcimia. W czasach, kiedy Borowski polemizował z książką Zofii Kossak-Szczuckiej, abp. Życińskiego nie było jeszcze na świecie. Nie było go również, kiedy Borowski pisał swoje arcydzieła, a więc cykle opowiadań oświęcimskich – „Pożegnanie z Marią” i „Kamienny świat”. Świadczy to więc dobrze o biskupie, że zechciało mu się sięgnąć do tych niemających nic wspólnego z jego własnym doświadczeniem, a niesłusznie dziś zapominanych lektur. Zdumiewa natomiast namiętność, z jaką krytyk – bo przecież w tej roli występuje tu ksiądz biskup – zabiera się do moralnej dyskwalifikacji