01/2008

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Nauka

Mój ty seksowny robocie

Czy miłość z maszynami to przyszłość rodzaju ludzkiego? Około 2035 r. zostanie zawarte pierwsze małżeństwo człowieka z automatem. 15 lat później ludzie będą uprawiali seks z robotami „na wielką skalę”. Okaże się to znacznie wspanialszym doznaniem niż obecna, „zwykła” miłość. Automaty staną się partnerami życiowymi homo sapiens. Takie futurystyczne wizje roztacza brytyjski mistrz szachowy i specjalista od sztucznej inteligencji, 62-letni David Levy. Dr Levy zapewnia, że on sam nie potrzebuje tego rodzaju erotycznej rozrywki, gdyż jego małżeństwo jest bardzo szczęśliwe. Wiele osób jednak nie potrafi znaleźć sobie ludzkiego partnera. Przed samotnością uratuje ich robot – posłuszny i sprawny, zawsze gotowy superkochanek, którego nigdy nie boli głowa. „Prawie każdy chce kogoś pokochać, ale nie każdy znajduje partnera. Jeśli to naturalne ludzkie pragnienie zostanie spełnione u każdego, kto jest zdolny do miłości, wtedy świat z pewnością stanie się miejscem o wiele szczęśliwszym”, twierdzi naukowiec. Brytyjski badacz najpierw podzielił się swoim pomysłem z żoną Christine. Reakcja była negatywna. Ale David był innego zdania „Kochanie, przecież kochamy nasze koty. A więc także miłość do robotów okaże się możliwa”, zapewniał z zapałem. Wkrótce przystąpił do studiowania relacji ludzi

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Chwilo trwaj!

Za nami długie świętowanie i oby tylko teraz nie było jak w dowcipie: z długich świąt pamiętam tylko długi. O świętach nie da nam też zapomnieć Poczta Polska, która ma jeszcze u siebie wiele listów i paczek z prezentami. Trafią do adresatów już w Nowym Roku. To taka nowa polska tradycja. Nieważne, jak wcześnie wyślesz list, bo i tak dotrze po czasie. Kalendarz sprzyjał rodzinnym i towarzyskim kontaktom i kto nie kiep, tej szansy nie zmarnował. W kraju było wyraźnie spokojniej. Ubyło awantur, frustracji i hipokryzji. Przybyło zaś nadziei na to, że problemy, które zostawiło po sobie PiS, będą wreszcie rozwiązywane, a nie jak to było przez dwa lata, gdy tworzono i wywoływano ciągle nowe konflikty. Gdy konfrontacja stała się codziennym elementem życia, a polityka była ciągiem totalnych wojen i wojenek. Długo oczekiwana i wymarzona chwila oddechu od tej paranoicznej przeszłości daje dziś Platformie Obywatelskiej niebotycznie wysokie poparcie. Życzenie polityków PO jest oczywiste – chwilo trwaj! Nie są bez szans na utrzymanie poparcia i społecznej sympatii. Mają przecież wystarczająco dużo władzy, by spełniać obietnice wyborcze. I mają już na koncie pierwsze decyzje, na które czekała większość Polaków. Najważniejsza z nich to wycofywanie polskich wojsk z Iraku. W 2008 r. rozstrzygną się też losy instalacji w Polsce amerykańskiej tarczy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Z czego Pan/Pani najbardziej się uśmiał/uśmiała w 2007 roku?

Olga Lipińska, reżyser Śmiałam się do rozpuku, kiedy radio Tok FM nadawało fragmenty nagrane z Radia Maryja, jak dwóch księży tłumaczyło, na czym polega seks między kobietą a mężczyzną. Duchowni wypowiadali się z wyraźnym znawstwem na temat pozycji i technik seksualnych, całej gry wstępnej, która powinna rozbudzić kobietę, ale najwięcej uwagi poświęcali nasieniu, które mężczyzna zostawia w ciele kobiety. Kapitalna była uwaga, że mężczyzna, który już zostawi owo nasienie, nie może się odwracać do kobiety tyłem. Księża posługiwali się specyficznym językiem wulgarno-liturgicznym, z charakterystyczną dla duchownych nawiedzoną melodyką głosu. Popłakałam się ze śmiechu z tej lekcji robienia dzieci. Czegoś takiego nigdy bym nie wymyśliła do kabaretu, zresztą telewidzowie pewnie uznaliby to za niesmaczne. Dopiero na drugim miejscu wśród rzeczy śmiesznych umieściłabym miny przywódców PiS po przegranej w wyborach. Marcin Daniec, aktor, kabareciarz 1. Decyzja prezydent Warszawy po zwycięstwie PO w wyborach samorządowych polegająca na tym, że stadion będzie w zupełnie innym miejscu, niż chciała poprzednia pani minister z PiS, co przypominało numer Dobrowolskiego z filmu Barei: – Co to są te? Wieżowce? A to je damy tu, a to co? Jezioro? To jezioro będzie tu. 2. Kiedy ustępujący premier nie przyszedł przekazać kluczy, ale zostawił mały bilecik:

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony

Tuskuland

Bajka o prawdopodobnym cudownym zawróceniu Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, a może nawet i za siódmym morzem było sobie państewko średniej wielkości, którym rządziło przez jakiś czas dwóch naraz monarchów. W innych odległych stronach bywało inaczej, a to król z królową panowali nadzwyczaj zgodnie i roztropnie, a to kardynał ich wyręczał, a bywało, że i nałożnice rządziły, aż się kurzyło potem, ale nie było takiego kraju, gdzie byłoby dwóch jednocześnie. Królowie owi na dodatek, żeby było demokratycznie, na wszelki wypadek założyli sobie partię, bo jak jest partia, to jest lepiej. Partia miała nazwę jak się patrzy, budzącą szacunek i wiarę w jej program. Nazwa brzmiała NAJSPRAWIEDLIWSZA I NAJBARDZIEJ PRAWA ZE WSZYSTKICH PARTII PARTIA. NNPZWPP, taki był jej skrót, nienawidziła przede wszystkich lewicy ze szczególnym uwzględnieniem komuchów, którymi brzydziła się najbardziej. Była nawet taka zasada, że po każdym podaniu ręki komuniście przez pięć minut myło się je fiołkowym mydłem. Nienawidziła towarzyszy, ale to nie sztuka, skoro nie cierpi się ich nawet na Kubie, gdzie też by się taką NNPZWPP założyło, gdyby nie rządzili nią także dwaj bracia swoimi czerwonymi łapami. Ale tak pod koniec roku jeden król schował się za plecami drugiego i życie zaczęło się turlać trochę

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Czy rząd Tuska zdecyduje się na refundację in vitro?

pro Elżbieta Radziszewska, posłanka PO, lekarka Potrzeba wiele spokoju i woli porozumienia. Musimy się uzbroić w cierpliwość, bo do decyzji w sprawie refundacji jest jeszcze daleka droga. Polska nie ratyfikowała Europejskiej Konwencji Bioetycznej, a trzeba też stworzyć ustawę o tym, jak metoda in vitro może być w Polsce stosowana. Należy wcześniej powołać apolityczny Komitet Bioetyków i nikt nie wie, jak długo będą trwały prace nad ustawą, tym bardziej że materia jest nadzwyczaj delikatna i budzi emocje. kontra Prof. Rudolf Klimek, kierownik Fertility Clinic – Polsko-Amerykańskiej Kliniki Płodności w Krakowie Nie, i to z przyczyn ekonomicznych. Jeśli rząd się zdecyduje na refundację leczenia niepłodności, to środki powinny być przeznaczone na badanie osób, które nie mogą mieć dzieci, a nie na samą metodę in vitro. Sztuczne zapłodnienie nie powinno być metodą pierwszego rzutu, to raczej ostateczność w leczeniu niepłodności. Dotyka ona zresztą w równym stopniu mężczyzn, jak i kobiet. Lekarze zajmujący się leczeniem niepłodności powinni o tym pamiętać.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Nie ma jak Cmolas

Niespełna trzytysięczna gmina ma krytą pływalnię, dom pomocy społecznej, wyasfaltowane drogi, własną prasę i radio. Stolica do niczego nie jest im potrzebna Miejscowa rozgłośnia Twoje Radio Cmolas, mająca wiernych słuchaczy w promieniu 40 km, zaczęła nadawać swoje codzienne programy w 2002 r. i od tego czasu ani razu nie poinformowała, co dzieje się w Warszawie. Dla prowadzących poranne i wieczorne audycje Małgorzaty Szpyt i Aleksandry Płudowskiej liczy się tylko to, co dzieje się w ich wsi, w ich gminie i ewentualnie w Kolbuszowej, stolicy powiatu. Ani słowa o Kaczyńskich, Tusku, Pawlaku – ich słuchaczy interesuje, dlaczego wzrosła opłata za wodę czy za odprowadzane ścieki, jaki będzie w przyszłym roku podatek od nieruchomości, czy będą zajęcia z aerobiku, ile kosztuje bilet na sylwestra w domu kultury i czy są jeszcze wolne miejsca. – W ciągu tych czterech lat działalności naszego radia tylko dwa razy poinformowaliśmy, co dzieje się poza naszym terenem, gdyż uznaliśmy, że tych dwóch wydarzeń nie możemy pominąć – wspomina Magdalena Szpyt. – 2 kwietnia 2005 r., podaliśmy informację o śmierci Jana Pawła II, a 28 stycznia 2006 r. o zawaleniu się hali w Katowicach, gdyż na wystawę gołębi pojechali również nasi hodowcy i należało poinformować o ich losie. Cmolas

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Nowy Rok w środku lata

Korespondencja z Nowej Zelandii Kiedy u nas będzie sylwestrowe południe, w Gisborne strzelą korki od szampana Nowy rok 2008 zacznie się w Gisborne w Nowej Zelandii, w mieście położonym najbliżej na zachód od linii zmiany dat. Tu najwcześniej wznosi się kieliszki szampana, ale gwoli dziennikarskiej rzetelności należy dodać, że już od mniej więcej pół godziny w roku 2008 będą ci, którzy wybiorą się do Waitangi, jedynej wioski na wyspach Chatam na Pacyfiku. A jedna z tych wysp – o 800 km na wschód wysunięty kawałek Nowej Zelandii – leży najbliżej linii zmiany dat. A więc Waitangi jest najbardziej na wschód położonym stałym zamieszkanym miejscem na świecie. O Waitangi było głośno przed ośmioma laty, kiedy „tytuły” kalendarzy opiewały okrągłą liczbę 2000 i znów rok później, gdy do historii przechodziło drugie tysiąclecie ery nowożytnej. Ta malutka wioska przeżyła niebywałe najazdy turystów, dodajmy – niebiednych turystów, którzy na plaży Chatam chcieli być absolutnie pierwszymi na świecie witającymi rok 2000, a potem wiek XXI. Dotrzeć tam można tylko samolotem lub stateczkiem. Przywitanie Nowego Roku odbywało się pod gołym niebem, szansa na nocleg bowiem jest bardzo mizerna. W Waitangi znajduje się kilka maleńkich hotelików

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Sport

Chiński świat – chińskie marzenie

8 sierpnia 2008 roku o 8.08 wieczorem rozpoczną się pierwsze letnie igrzyska olimpijskie w Państwie Środka. O przygotowaniach mówi SUN WEIDE z Komitetu Organizacyjnego igrzysk – Igrzyska olimpijskie w Pekinie rozpoczną się 8 sierpnia 2008 r. o godzinie 8.08 wieczorem. Ósemka to dla Chińczyków szczęśliwa liczba. Teraz pewnie cieszą się, że pierwszy raz w historii są organizatorem igrzysk? – Organizacja igrzysk jest bardzo ważna dla Chińczyków. To wydarzenie jest dla nas spełnieniem marzeń. W 1908 r. na łamach prasy Chińczycy zadali sobie trzy pytania: kiedy wyślą pierwszego sportowca na olimpiadę, kiedy zdobędą pierwszy złoty medal i kiedy zorganizują pierwsze igrzyska. Teraz, sto lat później, mamy już odpowiedzi na wszystkie trzy pytania. Pierwszy sportowiec pojechał na igrzyska do Los Angeles w 1932 r. Pierwszy medal zdobyliśmy w 1984 r. również w Los Angeles. Po stu latach organizujemy igrzyska w Pekinie. – Na jakim etapie są prace przygotowawcze do igrzysk olimpijskich i do ceremonii ich otwarcia? – Do tej pory prace przygotowawcze idą gładko. Jeżeli chodzi o ceremonię otwarcia, chcemy w niej podkreślić nasze hasło: „Jeden świat – jedno marzenie”, trzy zasady, według których przygotowujemy olimpiadę w Pekinie – igrzyska

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Notes dyplomatyczny

Są czasami chwile, o których filozofom się nie śniło i których nawet najodważniejszy umysł nie był w stanie przewidzieć. Tak komentowano w MSZ świąteczne wystąpienie prezydenta Lecha Kaczyńskiego, w którym wymieniał priorytety w polskiej polityce zagranicznej. I sojuszników – Azerbejdżan, Gruzję, Ukrainę, Litwę i Czechy. I jeszcze Francję. I Stany Zjednoczone na zawsze. Jak to połączyć? Dlaczego Czechy, a nie Słowacja? Dlaczego Gruzja, a nie Kazachstan? Jakąż to linię polityki zagranicznej można wyrysować na podstawie prezydenckich wskazówek? Ano żadną. Prezydent wymienił po prostu kraje, w których był miło witany. I Stany Zjednoczone na dodatek, bo przed Ameryką to on zawsze z ukłonem. Tak poznaliśmy horyzonty polityki zagranicznej Belwederu. Aha, i jeszcze jedno – po MSZ poszła pogłoska, że prezydent polubił politykę zagraniczną. W związku z tym będzie jeździł po świecie na zaproszenie innych prezydentów i prowadził własną dyplomację. Oj, to będzie bardzo ciekawe… Inna pogłoska, jeszcze sprzed świąt, dotyczy Sadosia, którego minister Fotyga chciała wysłać na ambasadora do OBWE w Wiedniu. To była bardzo zaawansowana operacja – dotychczasowy ambasador, zawodowy dyplomata, został odwołany, miał zakończyć misję po Nowym Roku, Sadoś został przez odchodzącą ekipę powołany, prezydent już podpisał nominację… I co? I coś się stało, bo ambasada w Wiedniu wstrzymała wysyłanie zaproszeń na przyjęcie pożegnalne

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Swoich po kieszeni nie bijemy

Zapowiadane przez PO zmniejszenie wydatków urzędów centralnych ograniczyło się do obcięcia budżetu prezydenta Uchwalenie przez Sejm budżetu na 2008 r. stanowiło dla Platformy Obywatelskiej swoisty egzamin z konsekwentnego realizowania ważnego zadania, jakim było obiecane ograniczanie apetytów finansowych organów władzy. Egzamin ten posłowie PO zdali nader przeciętnie. Owszem, zmniejszyli wydatki jednego ważnego urzędu, ale akurat tego, który nie został objęty przez ich formację, czyli Prezydenta Rzeczypospolitej. Natomiast wydatki Sejmu oraz Kancelarii Premiera wzrosły (tabelka). Wprawdzie w stopniu nieco mniejszym, niż przewidywał projekt budżetu przygotowany jeszcze przez rząd Prawa i Sprawiedliwości, ale korekty są tylko kosmetyczne. I trudno się oprzeć przeświadczeniu, że obcięto wydatki Kancelarii Prezydenta RP, ponieważ prezydent jest „nie nasz”, natomiast dwa pozostałe organy władzy są już „nasze”, zatem nie należy przesadnie bić ich po kieszeni. Przez dwa lata rządów PiS można się było przyzwyczaić do rozbieżności słów i czynów. Gdy więc prominenci tej partii zapowiadali tanie państwo i obniżenie wydatków władzy, po czym państwo było droższe, a wydatki władzy większe, już nas to nie dziwiło. Tym razem jednak miało być inaczej – i mam nadzieję, że jeszcze będzie, bo budżet trafi teraz do Senatu, który może dokonać znaczniejszych korekt

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.