43/2009

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Komu służy służba?

Rozmowa z Jerzym Szmajdzińskim, wicemarszałekiem Sejmu Nad służbami specjalnymi nikt nie panuje. Siedem punktów, jak je kontrolować – Znów służby specjalne są w centrum wydarzeń. Podsłuchują ministrów, podsłuchują dziennikarzy, materiały przez nie gromadzone służą do partyjnych wojen. Co się dzieje? – Ujawniły się wszystkie zaniechania po rządach PiS. Rządach, w których służby specjalne odgrywały istotną rolę. Po wyborach 2007 r. nie uczyniono niczego, co by wzmacniało cywilną i demokratyczną kontrolę nad służbami specjalnymi, zmieniono tylko część ludzi. Nie przeprowadzono żadnych rozwiązań o charakterze systemowym. Ani premier, ani jego ekipa nie mieli ku temu ani woli, ani serca. A problem zauważyli dopiero wtedy, kiedy służby specjalne jednym działaniem obaliły kilku ministrów, kilku sekretarzy stanu. – Mówi pan o Mariuszu Kamińskim i CBA, i aferze hazardowej. – Tu służby pokazały swoje możliwości. – Służby mają to do siebie, że chętnie spod kontroli uciekają. – Ale czy mamy do czynienia z jakąkolwiek efektywną kontrolą? Przecież nie można mówić o kontroli polegającej na tym, że członek Rady Naczelnej Platformy Obywatelskiej zostaje szefem jednej z agencji i my uważamy, że to jest kontrola. A tak niektórzy to pojmują. Otóż to jest kompletny absurd. W Polsce mamy dziś tylko znamiona kontroli i fasadowe instytucje kontroli – premiera z koordynatorem, który nie ma nawet

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Wideoloterie lobbystów

Komu przyniesie zyski nowelizowana w błyskawicznym tempie ustawa hazardowa 8 października 2009 r. na Wiejskiej premier Donald Tusk zapewniał posłów o swej wielkiej determinacji „w sprawie wyjaśnienia sytuacji hazardowej i udziału w niej polityków”. Mówił o „skandalicznych zachowaniach i dwuznacznej aktywności” Zbigniewa Chlebowskiego i Mirosława Drzewieckiego, wsparł pomysł powołania komisji śledczej i obiecał, że do końca miesiąca gotowy będzie projekt nowelizacji ustawy o grach i zakładach wzajemnych, nad którym pracuje zespół min. Michała Boniego. Wystąpienie premiera przerywały burzliwe oklaski posłów Platformy Obywatelskiej. Lecz dziarskość Tuska nie koresponduje z otwartością jego urzędników. Ministerialni szefowie lepiej niż premier wiedzą, co było grane przez ostatnie dwa lata i kto tasował karty przy hazardowym stoliku. Od początku października wysłałem dziesiątki pytań i próśb o udostępnienie dokumentów do kilku kluczowych resortów zaangażowanych w prace nad feralną ustawą. Reakcji nie było albo wymijająco tłumaczono się, że „ze względu na wieloaspektowość Pańskich pytań i złożoność tematu nie będziemy w stanie udzielić dziś Panu odpowiedzi…”. Dokładnie tego się spodziewałem. Wiedziałem, że dotychczasowe oficjalne enuncjacje, a zwłaszcza wystąpienie min. Boniego w Sejmie, miały za zadanie ukryć przed opinią publiczną rzeczywiste intencje urzędników resortów finansów i skarbu oraz Zarządu Totalizatora Sportowego wspieranego przez lobbystów opłacanych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Sześć sygnałów na minutę

Od stu lat TOPR ratuje ludzi w Tatrach W ciągu stu lat działalności Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego było wiele akcji, które z różnych względów należy uznać za rekordowe. Rekord wytrwałości i ludzkiej odporności padł z pewnością w lipcu 1975 r. w jaskini Szczelina Chochołowska. Trzy dni i dwie noce – w sumie 57 godzin, najdłużej w polskich Tatrach – czekał tam na pomoc 18-letni Krzysztof. Gdy ratownicy go znaleźli, był skrajnie wyczerpany, ale przeżył. Jeszcze kilka godzin – i jego rodzice otrzymaliby tylko informację o znalezieniu ciała… W tym przypadku noce i dnie były pojęciem względnym, bo w jaskiniach panuje ciemność tak absolutna, że nie widać dłoni oddalonej o parę centymetrów od oczu. Przez cały ten czas nic nie jadł ani nie pił. GOPR (wtedy jeszcze nie powrócono do historycznej nazwy) szukał go uparcie niemal po całych Tatrach. Chłopak nie zostawił informacji, ale wiadomo było, że ruszył do Kościeliskiej i interesuje się grotami. Przeszukano doliny, śmigłowiec patrolował z powietrza, ratownicy skontrolowali kilkanaście jaskiń, o zaginionym informowały radio i telewizja. Bez skutku. Szczelina Chochołowska nie jest udostępniona turystom, otwór wejściowy przegradzała krata, ale jak to często w naszych Tatrach bywa, krata nie miała zabezpieczenia i łatwo można ją było odchylić. Domorosły grotołaz

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

CIA, terroryści i mułłowie

Krwawy zamach w Iranie może zapowiadać wojnę Irańscy politycy oskarżają Waszyngton i Londyn o wspieranie terrorystów. Wojskowi grożą zemstą. Po krwawym zamachu, w którym zginęło sześciu dowódców Korpusu Strażników Rewolucji, ajatollahowie czują się osaczeni. Do ataku doszło 18 października w małym mieście Piszin w prowincji Sistan-Beludżystan w południowo-wschodnim Iranie. To niespokojny region przy granicy z Pakistanem, po której obu stronach mieszkają sunniccy Beludżowie. Grasują tu bandyci, przemytnicy narkotyków oraz terroryści, przy czym niekiedy trudno odróżnić jednych od drugich. W Piszin przygotowano spotkanie przedstawicieli sił bezpieczeństwa z miejscową starszyzną plemienną. Jego celem było pojednanie między różnymi grupami etnicznymi i religijnymi. Rządowi irańskiemu zależy na stabilizacji w regionie. Wysocy rangą oficerowie paramilitarnego korpusu Strażników Rewolucji (Pasdaran) zjechali do Piszin i gromadzili się w namiocie, w którym mieli zostać oficjalnie powitani. Wielki namiot postawiono przed Pałacem Sportu, przewidzianym na miejsce spotkania. Nagle przed zatłoczonym namiotem zamachowiec samobójca zdetonował potężną bombę. Podobno drugi ładunek wybuchowy rozerwał się w pobliżu wiozącego oficerów pojazdu. Doszło do prawdziwej masakry. Jak twierdzą oficjalne źródła irańskie, śmierć poniosły 42 osoby, wiele zostało rannych. 21 października Rada Bezpieczeństwa ONZ

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jan Widacki

Ostra zmiana poglądów

Ponad rok temu w Krakowie adwokaci broniący w głośnej sprawie rzekomo nielegalnej nadbudowy kamienicy przy ul. Szerokiej ze zdumieniem przeczytali w gazecie stenogramy swych podsłuchanych rozmów telefonicznych z klientami. Warto przypomnieć, że tajemnica obrończa, podobnie jak tajemnica spowiedzi chronione są w sposób szczególny. Nikt z zachowania takiej tajemnicy nie może zwolnić, nie wolno też przesłuchiwać adwokata na temat informacji, jakie uzyskał od klienta. Kodeks postępowania karnego zezwala adwokatowi na widzenie z klientem w cztery oczy, bez udziału osób trzecich. Korespondencja adwokata z przebywającym w areszcie klientem jest wolna od cenzury. Z drugiej zaś strony, jeśli w czasie legalnie założonego podsłuchu nagrają się rozmowy, których nie wolno wykorzystać jako dowodu albo dla potrzeb postępowania nieprzydatne, zapisy te należy natychmiast z materiału dowodowego usunąć i zniszczyć. Jeśli więc podsłuchiwany jest podejrzany, a rozmawia przez telefon ze swoim obrońcą i rozmowa ta zostanie niejako przy okazji nagrana, wiadomo, że dowodowego użytku z tego zrobić nie wolno, należy więc nagranie natychmiast zniszczyć. Tu nie tylko, że nie zniszczono, ale dołączono do jawnych akt procesowych, do których przeglądania sąd dopuścił dziennikarzy, a ci objęte tą, zdawałoby się, najświętszą tajemnicą rozmowy adwokatów z klientami upublicznili w gazecie. Wydawałoby się, skandal. Gdzie tam. Choć protestowała Rada Adwokacka i sami

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Jazz to sposób życia

Rozmowa z Pawełem Kaczmarczykiem, pianistą jazzowym Ludzie zajmujący się sztuką nie są do końca normalni – Twoja kariera nabrała tempa. Pierwsza płyta „Live”, sprzed pięciu lat, zebrała bardzo dobre recenzje, kolejna „Audiofeeling” była sukcesem, teraz nagrałeś płytę w prestiżowej niemieckiej wytwórni ACT Music, wydającej muzykę m.in. E.S.T. (Esbjörn Svensson Trio) czy Larsa Danielssona współpracującego z Leszkiem Możdżerem. To druga, po ECM, najbardziej znana wytwórnia w Europie. Masz dopiero 25 lat, nie boisz się, że woda sodowa uderzy ci do głowy? – Tylko głupi człowiek nie boi się takich rzeczy. To, co się dzieje, jest trudne do ogarnięcia. ACT Music to marka rozpoznawalna na całym świecie. Na szczęście mam obok siebie przyjaciół, z którymi gram, mojego poprzedniego wydawcę, Maćka Stryjeckiego, do którego bardzo często dzwonię i ten „młotkiem” sprowadza mnie na ziemię, moją dziewczynę Paulinę oraz menedżerkę. Staram się nie zwariować. Muszę być jednak pewny siebie. Wychodząc na scenę, powinienem być przekonujący w tym, co robię. Tylko wtedy odbiorcy mnie zaakceptują. Ludzie zajmujący się sztuką nie są do końca normalni. Poruszają się w przestrzeni, której nie można w żaden sposób zarejestrować. Jeśli nie osiągniesz stabilizacji psychicznej, płynącej od bliskich osób i rodziny, jest ciężko. Staram

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Włoska „moda na faszyzm”

Berlusconi wciąż śmieszy, tumani, przestrasza, ale w Rzymie jest coraz mniej śmiesznie W kraju, w którym jeden adwokat przypada na 283 mieszkańców, każdy powinien czuć się bezpiecznie. W samym Rzymie jest ich zarejestrowanych 20 tys., a w całych Włoszech – 210 tys., podczas gdy np. we Francji tylko 44 tys. Tymczasem z Italii nadchodzą coraz bardziej alarmujące wieści o zagrożeniu całych dużych grup ludności przemocą, przed którą nie mają praktycznie obrony i której zdają się patronować coraz to nowe ustawy uchwalane przez parlament i zarządzenia lokalnych władz. W najbogatszej części kraju, Lombardii i okręgu weneckim, gdzie rządzi ksenofobiczna Liga Północna, główny sojusznik partii premiera Silvia Berlusconiego, Ludu Wolności, zawieszona została w praktyce zasada równości wobec prawa. Uznany przez Ligę za „modelowego” burmistrz, kordialny 78-latek Giancarlo Gentilini, który rządzi już czwartą kadencję w Treviso w wywiadzie dla pisma „Eurabia” ubolewa, że „Hitler zajmował się tylko Żydami, a pozostawił tylu Cyganów”. „Osobiście jestem przeciwko nienawiści rasowej, ale Cygan poszarpany uderzeniami łańcuchów i storturowany jak pies, to by mi się podobało”, zwierzył się pismu Gentilini. Nowe ustawy uchwalone przez parlament lub dekrety rządu uważa za bardzo pomocne, ponieważ pozwalają na uwięzienie nielegalnego imigranta, a według

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Prokurator patrzy na Kamińskiego

Rozmowa z Januszem Kaczmarkiem, b. prokuratorem krajowym, ministrem spraw wewnętrznych i administracji Dlaczego akcje CBA zawsze przerywa jakiś „przeciek”? – Co oko prokuratora dostrzega w tym całym szumie wokół afery hazardowej? – Różne ciekawe rzeczy. Mariusz Kamiński, zaraz po tym, jak postawiono mu zarzuty, oskarżył ówczesnego ministra sprawiedliwości Andrzeja Czumę, że ten, mówiąc o operacji CBA wobec Jolanty Kwaśniewskiej, ujawnił tajemnicę państwową. Jeżeli tak, to sam Kamiński również dopuścił się przestępstwa ujawnienia tajemnicy państwowej, poinformował bowiem, że ta operacja specjalna nadal trwa. Natomiast na pytanie jednego z dziennikarzy, czy stenogramy zamieszczone w „Rzeczpospolitej”, dotyczące afery hazardowej, są stenogramami z podsłuchów CBA, potwierdził to. Czyli potwierdził coś, co również może stanowić tajemnicę państwową. – I nie zmartwił się nawet, że te stenogramy wyciekły. – Co więcej, w kolejnych wywiadach mówił, że to dobrze, że opinia publiczna o nich się dowiedziała. Tak nie postępuje szef służb specjalnych! Sama akcja związana z tzw. sprawą hazardową jest również nieprofesjonalna. Skoro pan Mariusz Kamiński twierdzi o sobie, że jest profesjonalistą i propaństwowcem, a przynajmniej chciałby za takiego uchodzić, musiałby tzw. proces legislacyjny w sprawie hazardowej prześledzić od początku do końca. Od momentu rozmów w podkomisjach, rozmów w rządzie,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Nie pomagają krzyże przy drodze

Co piąty polski kierowca nie ma pewności, czy wsiadając do samochodu, jest trzeźwy Przed godz. 23 w piątkowy wieczór we wrześniu 2006 r. 53-letni Waldemar Nalewajko, dyrektor Żeglugi Ostródzko-Elbląskiej, wracał toyotą do domu w Ostródzie. Ledwo wyruszył z Olsztyna, gdy na łuku drogi zjechało na lewy pas i wpadło na niego mocne jak kombajn audi A6. Siła zderzenia była tak duża, że przody obu wozów zostały całkowicie zmiażdżone. – Tamta wrześniowa noc była dla mojej rodziny końcem świata – wyznaje Maria Nalewajko, wdowa po ostródzkim dyrektorze. – Żyjemy dalej, ale coś się bezpowrotnie skończyło. Z przerażeniem jednak patrzę, że takie tragedie zdarzają się nadal. Co i raz słychać, że młodzi i starsi jeżdżą po pijanemu, zabijają siebie i innych. Nie docierają do nich żadne apele, przestrogi, w tym przydrożne krzyże. To jak walka z wiatrakami, rzucanie grochem o ścianę. Każdemu się wydaje, że takie nieszczęście go nie spotka, że to nie jego dotyczy. To nieszczęście spotkało też rodziny czterech młodych ludzi, którzy zginęli w drugim wozie. Pięciu młodych mężczyzn (w wieku 19-34 lata) z podolsztyńskich wsi zaczęło weekend mocnym akordem: wypili, pojechali do znanej karczmy w Gietrzwałdzie, tam znów pili i już wracali do Olsztyna, by zabawić się na dyskotece. Nie zdążyli; spośród tej piątki

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.