03/2011

Powrót na stronę główną
This category can only be viewed by members.
Kraj

Notes dyplomatyczny

Kiedy ludzie spotykają się na różnych noworocznych powitaniach, to chętnie sobie wspominają. A w tym sezonie najmodniejszą osobą do wspominania jest Tomasz Turowski, były ambasador w Moskwie, którego zlustrowali niedawno panowie z IPN, o czym tydzień temu pisaliśmy. Te wspomnienia są dwojakiego rodzaju. Pierwszy – to cmokanie. Że też udało się wywiadowi umieścić agenta w takim miejscu. Drugi zaś – to szczery śmiech. Otóż sporo ludzi w MSZ z Turowskim się spotykało, rozmawiało (a do rozmów był chętny) i wszystkiego się po nim spodziewało, ale nie tego, że mógłby mieć coś wspólnego z PRL-owskimi służbami, ba, z PRL w ogóle. Turowski został zapamiętany jako trochę chwalipięta i osoba ambitna. A budował swoją pozycję tak, że chodził i mówił, że ma znakomite układy z ludźmi Kościoła. Że Pieronek to znakomity rozmówca, a Dziwisz, o, Dziwisz to ho, ho, przyjaźnią się, spotykają i w ogóle… Trudno było temu wszystkiemu nie wierzyć. Turowski studiował w Rzymie, w szkole jezuitów, więc musiał mieć znajomości wśród biskupów. To każdy wiedział, a on to każdemu przypominał. Niedwuznacznie sugerując, komu zawdzięcza awanse. No, w III RP takie koneksje robiły wrażenie… Mówił też, że ma znakomite wejścia do gabinetów polityków polskiej prawicy. Jak najlepsza anegdota opowiadana jest taka

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski

Wielki sukces reformy emerytalnej

Prof. Marek Góra, współtwórca (jako jeden z autorów jej rozwiązań) i beneficjent (jako członek rady nadzorczej powszechnego towarzystwa emerytalnego) polskiej reformy emerytalnej z 1999 r., stwierdził, że odniosła ona sukces i już się powiodła. Jej celem było bowiem wstrzymanie wzrostu składek emerytalnych. „I to się udało. Składki przestały rosnąć!”, cieszy się profesor. Panie profesorze, a emerytury to w wyniku tej reformy nawet zaczynają spadać! Triumf całą gębą!

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski

Pływająca arena

Tak ma się nazywać nowy basen w Szczecinie. Może nie do końca tak, jest to bowiem polskie tłumaczenie nazwy, która ma brzmieć Floating Arena. Szczecińscy urzędnicy zdecydowali się na taką dziwaczną nazwę, bo wpisuje się ona w strategię reklamową miasta, której hasłem jest Floating Garden (pływający ogród). Co prawda pod spodem zawsze jest mniejszym drukiem podpisane, że chodzi o „2050 project”, czyli o coś, co przy sprzyjających wiatrach (a wiadomo, w Szczecinie często występuje cofka) ziści się za 40 lat. Tymczasem protestuje Rada Języka Polskiego. To bardzo ładnie, że pilnują, aby baseny nazywały się u nas basenami, a nie arenami, nawet pływającymi. Gdzie jednak byli, kiedy kraj zalewały plazy, tałery, fajnanszjal sentery i biznes parki?

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Pytanie Tygodnia

Czy to słuszne, że wójt małej gminy zarabia 10 tysięcy złotych?

Pro Prof. Andrzej Konrad Piasecki, marketing polityczny, samorząd terytorialny Generalna uwaga – wójtowie w Polsce zarabiają za mało. Zdarza się też, że z dnia na dzień wójt traci pracę, i wówczas należałaby mu się przyzwoita odprawa. Ograniczenia w wysokości uposażeń krępują możliwość racjonalnego wynagradzania za pracę, która wymaga niekiedy sporego wysiłku i wybitnych kwalifikacji menedżerskich. Uważam więc, że wójtowie w zależności od efektów ekonomicznych gminy i jej wielkości powinni zarabiać od średniej krajowej do nawet 30 tys. zł, ale do tego potrzebna byłaby specjalna ustawa.   Kontra Dr Marcin Kowalczyk, Katedra Ekonomii i Administrowania Instytucjami Publicznymi, Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie Jeśli gmina balansuje na krawędzi zapaści ekonomicznej, nie dysponując choćby środkami na wkład własny do inwestycji finansowanych dzięki funduszom europejskim, wysokie zarobki burmistrza lub wójta stanowią bolesne nieporozumienie. Wysokie uposażenie powinno być nagrodą za dobrze wykonaną pracę – zdobycie i wykorzystanie funduszy na inwestycje, pozyskanie inwestorów oferujących miejsca pracy, zwiększenie wpływów do kasy gminnej, politykę zrównoważonego budżetu bez nadmiernego rozdymania deficytu itp.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski

Bieda wkracza do rad

Procedura składania oświadczeń majątkowych przez nowo wybranych radnych odsłoniła smutną prawdę: radni są z roku na rok coraz biedniejsi. W poprzedniej kadencji w Radzie Warszawy było 18 milionerów, tj. osób, których osobisty majątek miał wartość z sześcioma zerami, a w tym roku – już tylko 16. Co się stało z dwoma pozostałymi, nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że dwie panie, które były na szczycie rankingu poprzednio, są tam nadal i wciąż reprezentują Platformę Obywatelską. A co do pozostałych pożal się Boże milionerów – można powiedzieć tylko tyle, że jedyny sześciozerowy przedstawiciel PiS jest… emerytem. Wobec tak marnego statusu materialnego stołecznych radnych jest niemal pewne, że jedną z pierwszych decyzji nowej rady będzie podwyżka diet i innych uposażeń.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Przebłyski

Kalendarz na każdą okazję

Początek roku wyzwala w redakcjach inwencję kalendarzową. Jest co oglądać, choć kryzys mocno dotknął i tę produkcję. Niespodzianek nie było. Tradycyjnie wyróżniły się „Fakty i Mity” – tygodnik nieklerykalny, który przedstawił „Kalendarz antyklerykalny”, i „Najwyższy Czas!”, tygodnik konserwatywno-liberalny, z „Kalendarzem postępowca”. U antyklerykałów zwróciliśmy uwagę na takie daty jak 17 lutego – rocznica spalenia G. Bruna, 30 marca – rocznica egzekucji ateisty S. Łyszczyńskiego, 24 sierpnia – rocznica rzezi protestantów w noc św. Bartłomieja i 29 października – rocznica potępienia powstania styczniowego przez papieża Piusa IX. „Najwyższy Czas!”, jak na konserwatystów przystało, nie oszczędził żadnego dnia. Każdy ma więc jakąś ideę. Mamy dzień ziemniaka (28 stycznia), dzień gumy do żucia (1 lutego), dzień puszystych (1 marca), dzień milczenia (17 kwietnia), dzień ręcznika (25 maja) poprzedzający dzień bez stanika (30 maja), światowy dzień musztardy (6 sierpnia) i zaraz dzień orgazmu (8 sierpnia), optymistyczny dzień bez długów (17 listopada) i bez zakupów (26 listopada), a 17 grudnia dzień bez przekleństw. Jak widać, życie z kalendarzem może być bardzo emocjonujące.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Komu potrzebne są otwarte fundusze emerytalne?

Wbrew zapewnieniom, OFE wcale nie są potrzebne emerytom, choć utworzone zostały jako wspomagający, drugi filar ubezpieczeń społecznych. Nie są też potrzebne państwu, choć miały wspierać władzę publiczną w niełatwym zadaniu sfinansowania świadczeń społecznych. Natomiast z pewnością trudno byłoby rozstać się z nimi tworzącym je towarzystwom. Ta na pozór ostro sformułowana teza wynika ze znanych reguł ekonomicznych i obowiązujących przepisów prawa. Jedyną korzyścią dla ubezpieczonych w OFE jest dobra o nich pamięć po śmierci, gdyż połowę wpłaconych składek dziedziczy małżonek lub inni spadkobiercy. Natomiast wpłaty na Fundusz Ubezpieczeń Społecznych nie są dziedziczone. Nie ma też w obu rodzajach funduszy możliwości swobodnego nimi rozporządzania, o czym wprost stanowi art. 107 ustawy1: 1. Członek funduszu nie może rozporządzać środkami zgromadzonymi na swoim rachunku. 2. Przepisu ust. 1 nie stosuje się do rozporządzeń członka funduszu na wypadek śmierci. Może więc OFE wypracują nam wyższe emerytury, niż zrobi to ZUS zarządzający Funduszem Ubezpieczeń Społecznych? Jest to kolejny i często powtarzany mit. Wynika on ze ślepej wiary że składki lokowane przez instytucję prywatną na rynku kapitałowym pomnożą się szybciej niż składki i podatki finansujące pierwszy filar, tj. FUS. W rzeczywistości w każdym roku rozrachunkowym cały system

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nauka

Burza nad jasnowidzeniem

Przepowiadanie przyszłości jest możliwe – stwierdził wybitny psycholog z USA. Oczywiście wywołał skandal Postrzeganie pozazmysłowe to nie mit, w pewnym zakresie możemy przewidywać przyszłość. Prekognicja rzeczywiście istnieje. Z takim kontrowersyjnym twierdzeniem wystąpił Daryl J. Bem, psycholog społeczny i emerytowany profesor Uniwersytetu Cornell, autor wielu cenionych prac. Bem opublikował swoje tezy na łamach „Journal of Personality and Social Psychology” zaliczanego do najpoważniejszych magazynów naukowych na świecie. Zanim ten numer periodyku się ukazał, w środowisku badaczy wybuchł bezprecedensowy skandal. „To czyste szaleństwo. Nie mogę uwierzyć, że magazyn o takim autorytecie na to pozwolił. Moim zdaniem, cała psychologia ma powody do zakłopotania”, irytował się Ray Hyman, profesor psychologii z uniwersytetu stanu Oregon, od lat kwestionujący istnienie fenomenów paranormalnych. Hayman nie wykluczył, że znany z poczucia humoru Daryl Bem pozwolił sobie na wyrafinowany żart. Z kolei psycholog Eric-Jan Wagenmakers z Amsterdamu ubolewał, że czołowe czasopisma naukowe publikują wyniki tylko takich badań, które mogą przynieść rozgłos i sensację. Według holenderskiego badacza kontrowersyjne hipotezy powinny być dokładnie sprawdzone, zanim zostaną oficjalnie przedstawione specjalistom. Prekognicja należy do fenomenów postrzegania pozazmysłowego, określanych angielskim skrótem ESP. Jest zjawiskiem paranormalnym,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Teatr Smoleński

Zwykle czas leczy rany. Ale nie u nas. Histeria wokół katastrofy lotniczej pod Smoleńskiem zamiast maleć, rośnie z każdym miesiącem. A to głównie za sprawą tych polityków, którzy na trumnach ofiar chcą wrócić do władzy. W nagłaśnianiu kolejnych bredni i najplugawszych oskarżeń wspierają ich pisowscy dziennikarze. Mamy taki etap w telewizjach, że im głupiej i bardziej obraźliwie ktoś mówi, tym większą ma szansę na występ. Bezrozumni odpytywacze nie są przecież w stanie rozmawiać z ekspertami i fachowcami. Bo i o czym by mówili? Śmiech człowieka ogarnia, gdy patrzy na tych wszystkowiedzących, którzy wyparli z mediów rzetelność i obiektywizm przekazu oraz bezstronność prowadzących. Liczy się tylko oglądalność i poklepanie przez szefa. Tragedia pod Smoleńskiem zamieniła się w telenowelę. Z tą różnicą, że dominują w niej krew i czarne barwy. I że w polskim wydaniu jest to bardziej horror z zarzutami o zdradę, zamach i bezczeszczenie zwłok. Teatr smoleński ogromnieje. W polskich domach pojawili się nowi artyści, bardzo ambitni i z parciem na szkło. Gotowi porzucić wszystko, byle tylko choć przez chwilę przemówić do nas z ekranu telewizora. Nowi artyści to nasza nowa klasa polityczna. Dlaczego nazywam dzisiejszych polityków nowymi artystami? Bo są, a właściwie szybko stają się bardzo podobni do aktorów. Bo coraz skuteczniej uczą się tego, co potrafią aktorzy. Widać, jak poprawiają się ich sylwetki,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Ekologia Świat

Jaja faszerowane dioksyną

Afera ze skażoną żywnością wystraszyła niemieckich konsumentów, a rolników doprowadza do rozpaczy Skandal ze skażoną żywnością wstrząsa Niemcami. Niemal codziennie napływają kolejne hiobowe wieści. Czasowo wstrzymano sprzedaż z 5 tys. gospodarstw i zakładów produkcyjnych. Wybito 9 tys. kurcząt i niosek oraz 150 świń. Miliony jaj zawierających rakotwórcze dioksyny zostały zniszczone. Straty rolników są oceniane na 40-60 mln euro tygodniowo. Zrozpaczeni farmerzy nie mogą liczyć na pieniądze z ubezpieczeń, bo polisy nie uwzględniają skażenia dioksyną. Koszty testów na obecność szkodliwych substancji producenci żywności muszą pokrywać z własnej kieszeni. Opozycja żąda dymisji minister rolnictwa Ilse Aigner z CSU. Chiny zakazały importu wieprzowiny z RFN. Podobne ograniczenia zarządziła Korea Południowa. Niemieckiego drobiu i jaj nie sprowadza Słowacja, za co zresztą Bratysławę skrytykował rząd w Berlinie. Początkowo eksperci uważali, że skażona żywność nie trafiła do naszego kraju, ponieważ niemieckie jaja i mięso są dla Polaków za drogie. Jednak 14 stycznia, Bernhard Kühnle dyrektor ds. bezpieczeństwa żywności w federalnym Ministerstwie Rolnictwa i Ochrony Konsumentów, poinformował, że być może wieprzowina skażona dioksyną trafiła z Dolnej Saksonii do Polski i Czech i nie ma żadnych możliwości wycofania tego mięsa. Kühnle zaznaczył, że nie przeprowadzono pomiarów i nie ma pewności, że wieprzowina jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.